Post
autor: mac » 2015-05-30, 22:01
Wolałbym nie płacić Ci 150 zł za stwierdzenie "jednak ci się nie udało", ale jeśli płacę na kasę w ramach crowdfunding, to wiem że tak może się i skończyć. Dlatego kalkuluję sens i ryzyko wsparcia idei zrobienia TEGO CZEGOŚ. Wsparłem na przykład OUYA i choć nic z tego projektu sensownego nie powstało, a zebrano perę ładnych milionów, to nie żałuje, że wierzę że sama kwota przyczyniła się do zmiany polityki wydawniczej Sony i MS. Wsparłem kilka innych projektów z których nic do dziś nie wynikło. Crowdfunding to nie preorder. Są projekty maksymalnie bezpieczne, bliskie temu preorderowi, jak "mamy komiks, chcemy go wydrukować - tutaj pdf i zobaczcie czy wam się podoba" - wtedy ryzyko jest minimalne. Jednak gdy ktoś powie: będziemy projektować nowego łazika marsjańskiego i jak się uda to przywieziemy tone skał z Marsa dla wspierających, to cóż ryzyko jest spore że skały nie dotrą, ale może warto wesprzeć w ten sposób badanie budowy łazików.
Crowdfunding z założenia na początku miał być sposobem finansowania projektów które marzą się społeczności, a nie ma na niego kapitału prywatnego bo albo pomysłodawca nie ma, a inwestorzy nie chcą bo nie zgadza im się w excelu. Później niestety ewoluował do metody promocji i sprzedaży, z założeniem: zbierzmy cokolwiek, byle na gadżety dla wspierających wystarczyło i promocja z tego była, projekt i tak robimy za swoje, ale hype musimy budować.
Niezmiennie jednak u podstaw crowdfunding to nie preorder gotowego produktu, ale wsparcie idei zrobienia czegoś co ma się dopiero wydarzyć. A nawet w starających się o bezpieczeństwo biznesowe poukładanych do bólu korporacjach, na jeden udany projekt przypada pięć nieudanych, tyle że mało kto się tym ekscytuje. Skoro jednak ktoś używa w kontekście crowdfundingu słowa "wyłudzanie" czy "nieokradania" i nie ma na myśli sytuacji (no chyba że ma) - zebrali kasę i zniknęli - to coś poszło nie tak. Ale crowdfunding jest młody, wszystko przed nim, wielkie porażki za grube miliony, które nauczą ludzi kalkulować ryzyko też. Gdy kupuję akcje na giełdzie firmy X wierzyć że ich nowy kontrakt na produkcję Y przyniesie im kupę kasy, co spowoduje wzrost akcji spółki, a tymczasem okaże się że projekt Y nie wypalił i ceny akcji spadły, to nie oznacza, że firma X mnie okradła, ale że ja źle skalkulowałem ryzyko zakupu akcji. Crowdfunding jest bliższy graniu na giełdzie niż robieniu zakupów w sklepie.
Jedna znana mi osoba która zebrała kilkaset tysięcy dolarów na Kickstarterze stwierdziła ostatnio, że od czasu zbiórki przestali tworzyć produkt jaki chcieli i w jaki wierzyli, ale cała energia przeniosła się na zarządzania oczekiwaniami.
I jeszcze uściślę: jestem zwolennikiem wspierania w ramach crowdfundingu idei nam bliskich, jestem na stan obecny przeciwnikiem tworzenia kampanii crowdfundingowych, bo lepiej spać spokojnie w nocy. Robienie czegokolwiek produktywnego i tak nam przyniesie wrogów i bez crowdfundingu.