RetroAge Artykuł, Recenzja książki Automat liczą. Komputery PRL – recenzja
ArtykułRecenzja książki

Automat liczą. Komputery PRL – recenzja

Loading

Kolejna książka Bartłomieja Kluski „Automaty liczą. Komputery PRL” to tym razem historia nie o grach, a o komputerach rodzimej produkcji, jak również o tym jak w bólach rodził się polski przemysł informatyczny. Podobnie jak poprzednie publikacje tego autora, tak również i ta napisana jest lekkim piórem, niewymagająca od czytelnika ścisłej wiedzy o informatyce. Przypomina raczej książkę fabularną z nieszablonową fabułą niż nudnawą książkę do historii. Wszystko to przedstawione odrobinę w „krzywym zwierciadle”, ale nie za sprawą autora, a raczej PRLu z którym zmagać musieli się przez cały czas twórcy i projektanci „mózgów elektronowych”.

Na samym początku warto zauważyć, że książka mimo tego że dotyczy skomplikowanego tematu jakim jest budowa i projektowanie komputerów, jest przyjemna w odbiorze. Duża tu zasługa faktu, że autor zrezygnował z języka specjalistycznego na rzecz przyziemnych opisów i dużej ilości ciekawostek. Imponujące również jak w ciekawy sposób można napisać o sprzęcie, który nie dysponował ani oprogramowaniem rozrywkowym ani multimedialnym (bo to dopiero pieśń przyszłości). Mimo że dominują opisy o wydajności kolejnych nowych konstrukcji to „historyjki” jakimi okrasza się suche fakty sprawiają, że książka nie ustępuje w niczym literaturze pięknej i potrafi wciągnąć.

Praca komputerów w tamtych czasach skupiała się przede wszystkim wokół obliczeń, które dla człowieka były trudne, żmudne i czasochłonne. Poczytacie więc o tym jak do drzwi twórców pierwszych komputerów (nazywanych wówczas „mózgami elektronowymi”) pukały wojsko, kolej, banki i inne instytucje rządowe. Dzięki „Automaty liczą” zobaczycie w jakich bólach rodził się rodzimy przemysł elektroniczny. Jak metodami chałupniczymi składano pierwsze egzemplarze komputerów, opartych początkowo na lampach a następnie na tranzystorach. Dowiecie się z jakimi problemami borykali się polscy producenci gdy zakupywali podzespoły., których parametry były zazwyczaj inne niż oczekiwano, przez co sprzęt który zjeżdżał z „taśmy produkcyjnej” działał często nieprawidłowo, a nierzadko również odmawiał współpracy od razu po pierwszym podłączeniu. W końcu jak w akcie desperacji z braku komponentów rozbierano radzieckie maszyny w celu pozyskania części, a inne pozyskiwano z zachodu za dewizy uzyskane ze sprzedaży do krajów kapitalistycznych drewna z przyzakładowego tartaku. Nie do pomyślenia w dzisiejszych czasach, a trzeba przyznać że niektóre historie wręcz wyciskają uśmiech na twarzy czytelnika nie mniej niż klasyka polskiego kina o absurdach rodem z PRLu – „Miś”, „Rozmowy kontrolowane”, czy „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”.

Książka „Automaty liczą” za sprawą licznych cytatów ze starych czasopism opowiada również o tym jak rodziła się w Polakach świadomość informatyczna jak również i sam termin „informatyka”. Warto tu bowiem zauważyć, że w tej dziedzinie nie wszystko było od razu tak oczywiste, bo będąc za żelazną kurtyną nasi rodacy mieli ograniczone możliwości podpatrywania tego co dzieje się na zachodzie. Nie przeszkadzało to jednak naszej myśli technicznej czerpać garściami z angielskich bądź amerykańskich rozwiązań. Szczególnie wart uwagi jest fragment kiedy Bartłomiej Kluska opisuje jak to Polacy zdobywając sporą ilość zachodniego oprogramowania, zaprojektowali sami komputer który mógłby z niego korzystać! To pierwszy i chyba jedyny taki przypadek w historii… Żeby jednak nikt nie pomyślał, że tylko papugować potrafili nasi inżynierowie. Nic bardziej mylnego, bowiem mnóstwo naszych rodzimych konstrukcji było innowacyjnych, a niektóre wręcz rewolucyjne – tu przoduje „przenośny” komputer o który zabiegali nawet zachodni producenci, ale oczywiście niewłaściwe osoby na właściwych stołkach postarały się o to by na zainteresowaniu się skończyło.

Osobiście z zapartym tchem czytałem szczególnie historię o sprzęcie z którym osobiście mogłem obcować przed wielu laty. Mam tu na myśli serię komputerów Mera, które przyjęły formę „zintegrowaną z biurkiem”. Wystarczyło dostawić krzesło i już można było zabierać się do pracy. Mi dane było poznać ten sprzęt za młodu u mamy która pracowała w banku. Kiedy byłem chory i przesiadywałem u rodzicielki w pracy, miałem kilkukrotnie okazję zagrać właśnie na Merach w jakąś imitację-klon Donkey Konga (co uświadomiłem sobie dopiero po latach). Grafiki to nie miało za cholerę, bo jakaś literka pędziła po platformach złożonych ze znaków „równa się” i skakała przez „o”, by ostatecznie dotrzeć na szczyt budowli – proste, ale bawiło tak bardzo, że odciągano mnie wołami od klawiatury. Większość ze starszych czytelników z otwartymi rękoma przyjmie zapewne obszerny fragment o „polskim Spectrumie” – Elwro Junior z którymi można było obcować w polskich szkołach. Fajnie tak po latach poznać genezę tego sprzętu… Przyznam się bez bicia, że z łezką w oku się to czyta, więc coś jest na rzeczy i wygląda na to, że autor potrafi podsycać sentymentalne wspomnienia.

Pojawia się jednak pytanie, do kogo skierowana jest książka „Automaty liczą”? Z pewnością nie do graczy bo o elektronicznej rozrywce wspomina Bartłomiej Kluska na tyle rzadko, że można to zliczyć na palcach jednej ręki. Nie jest to też pozycja dla rasowych informatyków bo ci mają przecież tendencję do parcia na przód i nie oglądania się za siebie – szybciej, lepiej, wydajniej – oto ich dewiza. O starociach zapominają po roku, a po dwóch już najchętniej wymazują z pamięci nazwę poprzedniego posiadanego komputera. W mojej opinii książka skierowana została do bardzo wąskiego grona osób, które kiedyś miały do czynienia z „mózgami elektronowymi” i chętnie powspominają stare dobre czasy. Nie mówię tu jednak o tych co mieli małe Atari, Spectrumy czy Commodorki, bo o nich napisano w zasadzie dopiero na ostatnich stronach „Automaty liczą”. To pozycja skierowana przede wszystkim do tych co „programowali na kartce”, słuchali „Radiokomputera” przerywając dziadkom nasłuch „Wolnej Europy”, a na ścianach pokoju zamiast plakatów gwiazd rocka przyklejali sobie wyblakłe strony pierwszych numerów Bajtka na których widniały zdjęcia sprzętu dumnie noszącego słowo komputer.

Do mnie zawartość książki trafiła idealnie, ale zastanawiam się ile jest takich osób? Zakładam że garstka. Mam jednak nadzieję, że grono to poszerzy spora grupa osób najzwyczajniej w świecie żądna wiedzy o rodzimych polskich komputerach. Szkoda by było aby taka świetna pozycja (bezkonkurencyjna dodajmy) będąca swoistym kompedium wiedzy o polskich maszynach liczących przeszła niezauważona. Dlatego właśnie szczerze polecam „Automaty liczą” z czystym sumieniem. Warto wzbogacić swoją biblioteczkę o tę pozycję okołogrową i sięgnąć do korzeni całego przemysłu informatycznego. To sposób na to by poznać kolejne etapy rozwoju komputerów, które to przecież w końcu ewoluowały tak bardzo, że my gracze mamy dziś sprzęt pozwalający nam na zabawę przed szklanym ekranem.

Tytuł: Automaty liczą. Komputery PRL
Autor: Bartłomiej Kluska
Wydawca: Novae Res, 2013
ISBN: 978-83-7722-767-1
Liczba stron: 210
Format: 121x195mm, oprawa miękka

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.