RetroAge Recenzja, NES A Nightmare on Elm Street
RecenzjaNES

A Nightmare on Elm Street

Loading

„Koszmar z ulicy Wiązów” w reżyserii Wesa Cravena okazał się niesamowitym kinowym hitem. Szybko doczekał się kilku równie dobrych kontynuacji. Jednak nie samym filmem człowiek żyje, więc pewnego dnia studio developerskie Rare Ltd. postanowiło skorzystać z popularności filmu tworząc grę o tytule identycznym jak film znakomitego reżysera. Czy „A Nightmare on Elm Street” wydany na konsolę Nintendo Entertainment System sprostał oczekiwaniom wielbicieli filmu? Sprawdźcie sami.

„One, two – Freddy’s coming for you”

Główni bohaterowie to nastolatki dręczone przerażającym sennym koszmarem. We śnie prześladuje ich podejrzany typek odziany w stylowy sweterek w czerwono-zielone paski. Do tego koleżka ma straszliwie popaloną facjatę oraz rękawicę z czterema ostrzami na palcach. Wobec braku pomocy dorosłych postanawiają rozwiązać tę zagadkę samodzielnie. Przerażenie ogarnia ich w momencie odkrycia dość niecodziennego faktu. Otóż obrażenia odnoszone we śnie przenoszą się na jawę. Nie pozostaje nic innego jak sprowadzić szaleńca do świata realnego, gdzie będą mogli rozprawić się z nim ostatecznie. Tak można pokrótce opisać fabułę filmu. W samej grze znajdujemy kilka identycznych faktów. Freddy atakuje nas tylko we śnie, obrażenia także przenoszą się do realnego świata. Na tym można w sumie zakończyć zbieżności filmu z grą.

„Three, four – better lock your door”

Całą zabawę zaczynamy na głównej, tytułowej ulicy Wiązów. Przechadzamy się główną aleją i próbujemy dostać się do któregoś z budynków lub innych przybytków takich jak cmentarz czy wysypisko. Próbują nam w tym przeszkadzać nietoperze, obdartusy przypominające zombie, czy wężopodobne stwory. Grać możemy w pojedynkę, oraz ze znajomymi w trybie kooperacji. Ponieważ tytuł ten obsługuje w pełni NES Four Score, w zmaganiach uczestniczyć może aż 4 graczy jednocześnie na jednym ekranie! W samej grze przenoszeniem między jawą a snem steruje miernik zmęczenia wyświetlany na tablicy postępu. Wraz z upływem czasu pasek witalności zmniejsza się zbliżając nas do zapadnięcia w sen. Kiedy już w sen zapadniemy, rozmywający się obraz oraz melodyjka informują nas o tym, że nic już nie będzie takie samo. Podczas marzeń sennych samo tło, oraz nasza postać nie ulega zmianie, jednak wszyscy przeciwnicy zmieniają swoją postać na mroczniejszą.

„Five, six – grab your crucifix”

Ciekawym rozwiązaniem posłużono się przy pierwszych trzech lokacjach. Dostać się do nich możemy w ściśle określonym czasie, i na dodatek wybierane są losowo przy każdym rozpoczynaniu gry. Tak więc raz zaczynamy od pierwszego domu, innym razem palmę pierwszeństwa przejmuje dom o numerze trzy. Sam wygląd poziomu nie ulega zmianie bez względu na to, do którego domostwa zajrzymy. Dostanie się do tych poziomów sprawiło mi najwięcej trudności, ciężko wpaść na trop systemu dostawania się do domów. Kolejne levele poszły już z górki, wystarczyło zastosować odpowiednią kolejność.
Eksploracja poziomów jest liniowa i znana z wielu innych gier z elementami platformówek. Chodzimy naszym bohaterem i zbieramy różne przedmioty, w tym wypadku są to kości oraz dziwne karty z postaciami. Każdy fragment zwiedzanego miejsca ma określoną ilość kości do zebrania, bez tego dalej nie przejdziemy. Na szczęście większość z nich dość łatwo zebrać. Czasem też natrafimy na kubek z kawą, który zwiększa nasz pasek witalności i oddala wizję zapadnięcia w sen (we śnie odpowiednikiem kawy jest radio, które nas wybudza). Karty z postaciami zbierać możemy tylko na jawie, są ich trzy rodzaje. Pozwalają one nam zmieniać naszego bohatera w ninje, lekkoatletę bądź czarodzieja. Jednak zamiana ta możliwa jest tylko we śnie i tylko podczas eksploracji poziomów. Zamiana naszego bohatera w inną postać jest dodatkowym ułatwieniem, szczególnie podczas walki z bossami. Każda z opcji ma swoją unikalną zdolność, która przydać się może w niektórych momentach rozgrywki.
Na końcu każdej z lokacji jak nie trudno się domyślić czeka na nas boss. Autorzy „A Nightmare on Elm Street” nie postawili jednak poprzeczki zbyt wysoko, szczególnie na początku rozgrywki, gdyż pokonanie ich to bułka z masłem nawet dla parolatka. Wygląd niektórych bossów do złudzenia przypomina części ciała Freddy`ego, natrafimy więc na rękawicę z ostrzami, czy straszliwie poparzoną głowę.

„Seven, eight – gonna stay up late”

Twórcy gry oddali nam do dyspozycji pięć żyć. W każdym z żyć nasi przeciwnicy muszą trafić aż 4 razy, żeby postać sterowana przez nas udała się w anielskie objęcia. Po wykorzystaniu wszystkich szans otrzymujemy kolejne po wybraniu opcji „continue”. Rozwiązanie o tyle dobre, że po stracie wszystkich żyć nie wyrzuca nas nawet z aktualnego levelu, po prostu zaczynamy dokładnie w miejscu utracenia ostatniej szansy.

„Nine, ten – Never sleep again”

Wartym uwagi jest również nasz pasek witalności, który przemieszcza nas między snem a jawą co ma swoje wady jak i zalety. Jak już wspomniałem wraz z upływem czasu pasek ten zmniejsza się przybliżając nas do zapadnięcia w sen. Niewątpliwą zaletą podczas snu jest możliwość zmiany oraz podniesienia zdolności naszej postaci, jednak wadą przygody we śnie jest też podniesienie siły rażenia naszych wrogów. Najważniejszą jednak kwestią jest możliwość spotkania Freddy`ego. Jak wiadomo, brzydal ten pojawia się w filmie tylko w snach, więc i w grze jest identycznie. Podczas zwiedzania mapy bądź poziomu we śnie, zdarzy się wam usłyszeć melodię – kołysankę, która ma nam uzmysłowić, że spotkanie ze sprawcą koszmarów jest blisko. Sama walka z nim nie jest wymagająca, jednak za zadanie ma uszczuplić nasze siły i często się to udaje.

Graficznie tytuł prezentuje poziom bardzo przyzwoity, wszystkie postacie oraz lokacje zostały odrysowane szczegółowo, ciężko uświadczyć zlepki zbędnych pikseli. Animacje są płynne, każda z postaci swój zakres ruchów wykonuje wzorowo. Na tej płaszczyźnie nie ma czego zarzucić.

Udźwiękowienie gry jak na możliwości NESa jest dość dobre, choć często powtarzalne. Same melodie są przyjemne dla ucha, odgłosy rzadko mijają się z naturalnymi. Kawał świetnej roboty.

Podsumowując ten wywód, „A Nightmare on Elm Street” do gier wybitnych nie należy. Jak to często bywa, gra nie zawsze odnosi sukcesy podobne do filmu. Jest jednak w tej grze coś, co sprawia, że należy dać jej szansę i spędzić z nią parę godzinek. Na dodatek gra sama w sobie jest rarytasem na rynku europejskim, bowiem została wydana tylko w USA. Tytuł nie za trudny, nie za łatwy, w sam raz na jeden raz. Fani gier na podstawie filmów z lat osiemdziesiątych na pewno będą zadowoleni. Polecam z czystym sumieniem.

Ocena ogólna

A Nightmare on Elm Street

NES

Grafika
80%
Dźwięk
70%
Grywalność
60%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.