RetroAge Recenzja, Xbox 360 Aliens vs. Predator
RecenzjaXbox 360

Aliens vs. Predator

Loading

Długo zabierałem się za napisanie tej recenzji. Spytacie dlaczego? Już Wam odpowiadam: to ze względu na moje wręcz maniakalne uwielbienie dla tych postaci i całego uniwersum. Ciężko mi jest napisać chociaż odrobinę obiektywną opinię, tak aby wskazać zarówno słabe jak i mocne strony tej gry. Wierzcie mi, jest to dla mnie wyzwanie, ale spróbuję. Spróbuje to zrobić w taki sposób, aby nie był to bełkot fanatyka, ale coś, co będzie nadawało się do czytania i zachęci tych, co jeszcze nie grali do sięgnięcia po ten tytuł.

   Omawiana przeze mnie gra pochodzi z 2010 roku i jest trzecią grą z serii od studia Rebellion. Póki, co jest to ostatnia gra z ukochanymi kosmitami w rolach głównych. Fabuła jest prosta, wręcz banalna, ale w konwencji, jakiej obraca się cała ta historia daje radę i potrafi nawet cieszyć. Pokrótce wygląda to tak: międzygalaktyczna korporacja Weyland-Yuatni prowadzi badania archeologiczne na planecie kolonialnej BG-386, na której to odkrywa pradawną piramidę Predatorów oraz jaja Xenomorphów. Nad całością ekspedycji czuwa sam szef korporacji, czyli Karl Bishop Wayland (tu gratka dla fanów – zarówno głosu jak i twarzy tej postaci użyczył Lance Henricksen, aktor znany z drugiej i trzeciej części filmu o Obcych gdzie wcielił się w role androida Bishopa). Jego cel jest jasny – pozyskać technologię Predatorów oraz okazy Obcych do badań i programu broni biologicznej. I to w zasadzie tyle, jeśli chodzi o zarys fabuły. Resztę poznacie przechodząc kampanie każdej z dostępnych w grze ras.

            Właśnie to jest największa siła tej gry, czyli różnorodność pod względem rozgrywki. Każdą z postaci gra się inaczej, każda ma inne cele i motywację. Gdyby nie to, to gra była by do bólu przeciętna i wtórna, znudziła by się po kilku godzinach i nie dawała powodu, aby do niej wrócić. No, ale po kolei:

„In space, no one can hear you scream”

            Kampania naszego ukochanego kosmicznego zwierzaka fabularnie rozgrywa się jako pierwsza. Przyjdzie nam pokierować osobnikiem z wypalonym na czole numerem 6, który wykazał się ponadprzeciętna inteligencja i zdolnościami podczas testów. Szczęśliwy traf sprawia, że udaje nam się uwolnić, a jak wiadomo, Obcy na wolności oznacza śmierć wszystkiego dookoła. Gra jako Xenomorph najmniej przypomina klasyczną strzelankę. Nie mamy dostępu do broni palnej, ale za to możemy do woli korzystać ze wszystkich atrybutów obcego: siła, szybkość, możliwość poruszania się po ścianach i sufitach – to sprawia, że nasz doskonały organizm jest śmiertelnie niebezpieczny. Możliwość przyczajenie się na suficie i zeskoczenie wprost za plecy marines i szybkie pozbawienie go centralnego ośrodka nerwowego jest wspaniała. Jako obcy to my siejemy grozę, jesteśmy tym, czego boja się ludzie i tak też należy grać. Skradać się, poruszać szybami wentylacyjnymi, niszczyć źródła światła, przeprowadzać szybkie ataki z zaskoczenia i znikać w mroku. Otwarta walka to ostateczność, ponieważ Obcy jest podatny na zatrucie ołowiem, a starcie z kilkoma oponentami szybko kończy się zgonem i wczytaniem ostatniego punktu kontrolnego.

            To, co najbardziej boli w tej kampanii to jej długość, max dwie godziny i po sprawie, wszyscy pokonani, mózgi zjedzone i koniec. Także nim rozkręcimy się na dobre to już widzimy ostatni filmik. Poza tym gra nie specjalnie stawia nam wyzwania, dopiero na sam koniec podczas starcia z Predatorem musimy się trochę pogimnastykować, chociaż i to nie jest szczególne wyzwanie, nawet na wyższych poziomach trudności.

„Semper Fi”

Drugi w kolejności do fabularnego odstrzału jest żołnierz korpusu piechoty, tutaj pieszczotliwie zwany „Rookie” co można przetłumaczyć jako świeżak. Jako dzielny marines, gra jest typowym shooterem. Uzbrojeni po zęby przemierzamy korytarze i okolice bazy kolonialnej walcząc głównie z Obcymi, czasami androidami, okazyjnie z Predatorami i królowymi. Do naszej dyspozycji oddano najbardziej kultowe uzbrojenie znane z filmów z karabinem pulsacyjnym M41A na czele. Oprócz tego będziemy mogli w kilku miejscach postrzelać z równie kultowego M56 Smartgun, który sam namierza środek ciężkości wrogów. Reszta to klasyka – strzelby, miotacze ognie i snajperki.

            W tej kampanii to raczej my jesteśmy zwierzyną, człowiek, z natury słaby i mało wytrzymały nie ma szans w bezpośrednim starciu z Obcym czy Predatorem, nawet posiadanie potężnych broni nie gwarantuje nam sukcesu, należy polegać na własnych instynktach i umiejętności przetrwania. To, co mi się podoba w tej kampanii to nieustanne poczucie zagrożenia, chociaż pod koniec zanika, oraz długość rozgrywki, zdecydowanie najdłuższa historia. To, co mnie tutaj boli to nierówny poziom trudności, początek zdecydowania bardziej wymagający i bardziej klimatyczny. Za połową gry, gdy dopadniemy już smartguna i snajperki to ciężko o zgon. Zwłaszcza karabin wyborowy jest niezbalansowany, szybkostrzelny i bardzo celny, nawet na małą odległość jest dosyć skuteczny, a jego luneta pozwala widzieć wrogów przez ściany. Broń ta jest na tyle potężna, że nawet starcia z Predatorami nie stanowią dużego wyzwania. Także ostatni boss nie sprawia dużego problemu, ot wystarczy go napakować ołowiem.

„You’re one ugly motherfu**er”

            Ostatnia w kolejce jest kampania kosmicznego łowcy. Jest najbardziej różnorodna pod względem rozgrywki. W pewnych miejscach pobawimy się w myśliwego polującego z ukrycie, gdzie indziej dojdzie do kilku starć z wymiana ognia włącznie, a w kilku momentach poskradamy się i wykonamy naprawdę efektowne fatality. Także arsenał Predatora jest bardzo egzotyczny, a zarazem charakterystyczny dla niego. Na początku mamy dostęp tylko do ostrzy na ramionach oraz działka plazmowego, potem zyskamy dostęp do dysku włóczni, które są orężem dalekiego zasięgu. Oprócz tego możemy włączyć kamuflaż i stać się prawie niewidoczni, co pozwala na podkradanie się blisko ludzi. Generalnie gra Predatorem to takie Splinter Cell na sterydach, dobrze pozostać w ukryciu, tropić i wykańczać pojedynczo ofiary, ale starcie bezpośrednie to nie jest problem, no chyba, ze wskoczymy w sam środek gniazda obcych, albo oddział marines, wtedy marny nasz los. Jedyne, co mi tutaj przeszkadza to niezbyt intuicyjny system wysokich skoków, czasami zawodzi i wtedy koniec oraz mała ilość energii do działka naramiennego, wystarczy na kilka strzałów, potem trzeba szukać doładowania. Ogólnie kosmiczny łowca został ciut osłabiony względem tego jak znamy go z filmów.

„(Un)happy end”

            Jak widzicie, póki, co to raczej narzekałem, więc… ponarzekam dalej. To, co mnie najbardziej boli w tej grze to sztuczna inteligencja wrogów, jest dosyć słaba. Podstawowa rzecz, marines w ogóle nie reagują na ciała zabitych, co sprawia, że można jednego po drugim wywabić w to samo, ustronne miejsce i po cichu zdjąć, nie alarmując reszty. Kolejna rzecz to obcy, biegną wprost na nas i w ogóle nie reagują na to jak do nich strzelamy, nie zmieniają kierunku ruch ani nic, co znacznie ułatwia ich odstrzał. Do tego zdarzy im się przyczaić w pewnym miejscu i tam pozostać w bezruchu, co także ułatwia kontrole ich populacji.

            A co mi się podoba, oprócz kilku rzeczy opisanych powyżej?? Świetny filmowy klimat, kosmiczne odosobnienie (zwłaszcza w kampanii marines), muzyka pompująca adrenalinę, całkiem sporo smaczków dla fanów uniwersum i niezła grywalność. Grafika także jest przyzwoicie wykonana, tekstury wysokiej rozdzielczości, dobrze zaprojektowane lokacje i bardzo dobre modele postaci. Także animacja kosmicznych kreatur jest przyjemna dla oka, zwłaszcza wesoła plątanina Obcych.

            Aby wystawić grze ocenę to trzeba zrobić to dwa razy. Pierwsza ocena, jako fana serii i tego świata to mocne 8/10, i jako taka gra jest skierowana do fanów właśnie. Druga ocena, obiektywna, to 6/10 gdyż gra jest mocno przeciętna, poszczególne składowe nie są wybitne, sumarycznie tez nie składają się na produkt klasy A. I to właściwie na tyle: jak jesteś miłośnikiem kosmicznych drapieżców to graj i ciesz się klimatem, jak nie to możesz produkcję odpuścić, ale jeśli zdecydujesz się zagrać to całkiem przyjemnie spędzisz tych sześć do ośmiu godzin.

Ocena ogólna: 7
Grafika: 7
Dźwięk: 8
Grywalność: 6

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.