RetroAge Recenzja, PlayStation 3 Assassin’s Creed Revelations
RecenzjaPlayStation 3

Assassin’s Creed Revelations

Loading

Po wydaniu Assassin’s Creed 2 i Assassin’s Creed Brotherhood, Ubisoft Montreal ostatecznie postanowił zakończyć historię włoskiego asasyna Ezio Auditore, wydając ostatnią grę z jego przygodami. Po urokliwej Florencji, ślicznej Wenecji, a także wspaniałym Rzymie, Assassin’s Creed Revelations zabrał naszego bohatera do Istambułu. Czy jednak wizyta Ezia na bliskim wschodzie okazała się tytułową rewelacją, dowiecie się z recenzji.

Po tragicznych wydarzeniach z poprzedniej części Desmond Miles zapada w śpiączkę, a jego umysł zostaje uwięziony w Animusie. Żeby się wydostać, musi dokończyć dzieje swojego przodka.  W tym celu znów wraca do wspomnień Ezio, tym razem będącego już facetem po 50 – tce. Włoski przywódca asasynów, chcąc zbadać tajemnice swojego przodka Altaira, udaje się do jego dawnego zamku w Majsafie. Tam dowiaduje się, żeby dostać się do skarbca, musi odzyskać pięć artefaktów, jakie zostały ukryte w Istambule. Właśnie po tym mieście będziemy się poruszać przez większość gry. Jednak, podobnie jak w Rzymie, również tutaj nasz bohater napotka na odwiecznych wrogów asasynów, templariuszy, którzy sprawują kontrolę nad całym miastem. Dodatkowo wmiesza się w polityczną intrygę, stanowiącą ważny wątek fabularny. Ogólnie więc, osiągnięcie jego celu wcale nie będzie takie proste.

Oprócz historii Ezia znów przyjdzie nam wcielić się w Desmonda, ale tym razem gra nim będzie pozbawiona elementów zręcznościowych jak w dwójce czy Brotherhood. Szczerze powiedziawszy, nigdy nie uważałem ich za szczególnie ciekawe, więc specjalnie za nimi nie tęsknię. W Revelations rozgrywka Desmondem ogranicza się jedynie do przechodzenia do portalów zaczynających kolejne sekwencje ze wspomnień Ezio. Chyba że odnajdziemy ukryte znajdźki zwane wspomnieniami Animusa, wówczas odblokujemy dostęp do „podróży Desmonda”, mających formę gry logicznej z perspektywy pierwszej osoby. Poruszamy się po surrealistycznym i abstrakcyjnym otoczeniu, a naszym celem jest dotrzeć do końca etapu. W międzyczasie słyszymy, jak nasz bohater opowiada o swojej przeszłości. To świetna okazja, by w końcu dowiedzieć się czegoś o nim. Ogólnie ten element zrealizowano bardzo dobrze.

Jednak co najbardziej mi się spodobało, to fakt, że po znalezieniu każdego artefaktu przez Ezio wracamy wspomnieniami do bohatera pierwszej części gry, asasyna Altaira. Choć misje z jego udziałem nie są zbyt długie, a niektóre nawet średnio interesujące, to dają nam możliwość poznania nowych faktów na temat asasynów, jak i samego bohatera jedynki. Szkoda że jest ich tak mało. Ogólnie historia to, jak dla mnie, najmocniejszy punkt tej gry, jest wciągająca  i w wielu momentach potrafi nieźle zaskoczyć. Tylko żeby ją w pełni docenić, koniecznie trzeba przejść poprzednie części Assassin’s Creed. Inaczej niewiele będziecie z tego wszystkiego rozumieć.

Wróćmy jednak do Ezia, wszak to z nim spędzimy w Revelations najwięcej czasu.  Podobnie jak w poprzednich częściach mamy do czynienia z sandboxem, gdzie poruszając się po mieście, wypełniamy zadania zarówno te główne, jak i poboczne. Są one dość różnorodne: to trzeba będzie kogoś zabić, to kogoś śledzić, to chronić, coś ukraść lub coś znaleźć itd. Rozgrywka niewiele różni się od tego, co znamy już  z Brotherhood. Podobnie jak w Rzymie, poszczególne dzielnice są zajęte przez templariuszy i należy je przejąć, zabijając kapitana i wspinając się na wierzchołek wieży strażniczej. Sami dowódcy są albo tchórzami, którzy na nasz widok uciekną do swojego posterunku, albo mężnie staną z nami do walki. Ci pierwsi są szczególnie irytujący, gdyż w przeciwieństwie do poprzedniej części gry, gdy tylko znikną z pola widzenia, znika także znacznik informujący nas o ich pozycji. Przez to, mimo dogłębnego przeszukania bazy, nie mogłem drania znaleźć, aż po jakimś czasie dowiedziałem się, że zdołał się schronić. Musiałem czekać do rana, aż znów wychyli nos ze swojej kryjówki. Trzeba więc rozprawiać się z nimi szybko. Teraz jednak oswobodzenie dzielnicy nie gwarantuje jej spokoju raz na zawsze. Jeżeli będziemy nadmiernie „rozrabiać”, templariusze w odwecie postarają się odzyskać utracony teren. Walka o obronę naszej kryjówki przyjmuje postać mini gierki w stylu tower defense. Rozstawiamy nasze jednostki i barykady, a następnie bronimy się przed falami atakujących nas przeciwników. Sami również możemy wziąć udział w walce, strzelając z pistoletu do wrogów, bądź co jakiś czas racząc ich armatnim pociskiem. Mimo wszystko zabawa ta nie została jakoś świetnie zrealizowana i zwyczajnie mnie nudziła. Po jakimś czasie w ogóle już nie chciało mi się fatygować, by bronić kryjówki.

Oswobodzenie danej dzielnicy daje nam możliwość odrestaurowania okolicznych sklepów, które zwiększają przychód do skarbca w naszym mieście. Możemy także korzystać z ich usług. Medycy zaopatrzą nas w leki i trucizny, kowale w zbroje i broń, banki pozwolą pobrać zdeponowane pieniądze, krawcy zmienią kolor naszego odzienia i powiększą sakiewki, dzięki czemu będziemy mogli przenosić więcej przedmiotów, w księgarni zaś zakupimy książki i mapy skarbów. Dochody przyniesie nam także zakup kluczowych budynków w mieście, jak i budynków frakcji. Te, podobnie jak w Brotherhood, są trzy. Znani z poprzednich gier złodzieje i najemnicy, a także nowa zastępująca kurtyzany frakcja – cyganie. Ci pierwsi kradzieżą odciągają strażników, drudzy zaś wspomogą nas w walce z wrogiem. Cyganie pełnią tę samą funkcję co wcześniej kurtyzany, pozwalają nam wtopić się w tłum i przemknąć niezauważalnie obok strzeżonych rejonów. Tak jak to bywało w dwóch poprzednich odsłonach, każda z frakcji ma dla nas zadanie do wykonania. Jednak ich ilość mocno rozczarowuje. O ile wcześniej było ich całkiem dużo, o tyle w Revelations dostajemy tylko po jednym zadaniu na każdą ze stron!  Ogólnie misji pobocznych jest tu dość mało. Brakowało mi czegoś na wzór odnajdywania malowideł, bądź niszczenia machin wojennych Leonardo z poprzedniej gry. Samo miasto również wielkością ustępuje Rzymowi. Znów kluczem do eksploracji jest wspinanie się na punkty widokowe, które odkrywają dany fragment mapy. Sama wspinaczka po budynkach również nie uległa zmianie. Dalej starczy przytrzymać odpowiedni przycisk, a Ezio automatycznie wespnie się w daną stronę. Lekko zmodyfikowano wzrok orła. Oprócz odnajdywania śladów i wykrywania wrogów, teraz potrafi odtwarzać drogę, jaką szedł nasz cel, dzięki czemu łatwiej możemy go odnaleźć.

Walka nie uległa wielkiej zmianie, w dalszym ciągu bazuje na blokach i kontratakach. Możemy także zastosować kopniaki, by złamać gardę silniejszych przeciwników. Ci z kolei, nawet będąc w większej grupie, dalej atakują pojedynczo. Szczerze powiedziawszy, wszystkie potyczki na miecze są banalne i nie zdarzyło mi się nigdy podczas takowej zginąć. W arsenale Ezio znajdziemy także pistolet, kuszę, trujące strzałki czy noże do rzucania. Nowym gadżetem w Revelations jest hak. Pozwala on sięgnąć w niedostępne punkty zaczepne w trakcie wspinaczki, zjechać po linie, a także zaczepić się o wroga i przeskoczyć nad nim, bądź rzucić nim o ziemię. Mimo wszystko trudno powiedzieć, by był to jakiś rewolucyjny bajer. To samo można dodać o możliwości samodzielnego wytwarzania petard. Starczy znaleźć odpowiednie składniki, aby w odpowiednich miejscach samemu złożyć ładunek. Tych jest masa. Od bardzo standardowych, jak wybuchowe czy dymne, po bardziej zmyślne, jak strzelające gwoździami czy wyzwalające wydzielinę skunksa. Widać, że gra zachęca nas do częstego ich wykorzystywania, jednak szczerze powiedziawszy, przy tak wielu morderczych środkach, jakie już posiadałem, rzadko kiedy sięgałem po petardy.

Powrócił także znany z Brotherhood werbunek asasynów. Kolejnych rekrutów zdobywamy, ratując danego mieszczanina/kę z rąk templariuszy lub wykonując dla nich zadania. Zwerbowanych wojowników możemy wysyłać na misje o kilku stopniach trudności do różnych państw w okolicach Morza Śródziemnego. Teraz zadania są bardziej zróżnicowane. Nasi rekruci mogą nawet przejąć miasto, w którym wykonują misję, bądź odbudować w nich kluczowe miejsca, co daje nam dodatkowy zastrzyk gotówki. Tak jak w poprzedniej części, wraz z wykonanymi zadaniami awansują na kolejne poziomy i dostają punkty umiejętności, które możemy wydać na lepszy atak lub obronę. Da się także zmienić strój każdemu z nich. Gdy nasi podopieczni nie wykonują żadnych zadań, możemy wezwać ich do pomocy w trakcie naszych misji.

Revelations posiada zapoczątkowany w Brotherhood tryb multiplayer. Szczerze powiedziawszy, to kompletnie nic się w nim nie zmieniło. Dostajemy mały obszar terenu, na którym gracze polują na siebie nawzajem. Muszą zarówno starać się pozostać niewidocznymi, jak i wyeliminować wszystkich pozostałych. To dalej całkiem fajny i oryginalny tryb.

Grafika prezentuje się znakomicie. Jest nawet trochę ładniejsza od tej z Brotherhood. Konstantynopol ze wszystkimi jego zabytkami został odwzorowany wspaniale. Podobnie jak w poprzednich grach o asasynie, wiele razy miałem ochotę zwyczajnie pochodzić po mieście, by podziwiać jego piękno. Poprawę grafiki widać także w lepiej wyglądających cutscenkach. Parę razy, niestety, miałem problemy techniczne, gdy wszedłem na punkt widokowy, gra potrafiła się zawiesić. Problem ten pojawiał się czasem także, gdy chciałem uruchomić „Podróż Desmonda”. Podobnie jak grafika, muzyka jest również na bardzo wysokim poziomie.

Mimo że z mojej recenzji wynika, że Assassin’s Creed Revelations to odgrzewany kotlet z garstką niewiele wnoszących zmian, to i tak dalej grało mi się dobrze. Mechanika wypracowana przy okazji poprzednich gier z serii dalej bawi niesamowicie. Ciągle mam dziką frajdę z każdego perfekcyjnie wykonanego cichego zabójstwa, z odbudowywanych sklepów i zabytków,  z wdrapania się na kolejny punkt widokowy, przejęcia dzielnicy czy odnalezienia skarbu. Wszystko co bawiło mnie w poprzednich asasynach, bawi i tutaj.

Podsumowując, Assassin’s Creed Revelations to gra przede wszystkim dla osób, które miały styczność z jej poprzednimi odsłonami. Bez ich znajomości bardzo się pogubisz i wiele stracisz na tym. Dlatego świeżaków odsyłam do trzech wcześniejszych części gry. Fani serii poczują się z kolei rozczarowani brakiem istotnych zmian, a nawet faktem, że Revelations jest mniej rozbudowane. Jednak nawet im grać się będzie bardzo przyjemnie i z pewnością spodoba im się dalszy ciąg historii. Kotlet to odgrzewany, ale jak najbardziej strawny.

Ocena ogólna

Assassin’s Creed Revelations

PlayStation 3

Grafika
80%
Dźwięk
90%
Grywalność
80%

Autor

Komentarze

  1. Jak dla mnie to ostatni wielki assasyn w serii. A szkoda. Postać Ezio jest tak wspaniała – gdyż poznajemy go przez całe jego życie – od młodzieńca aż po śmierć (w krótkim filmie Embers). Revelations jak na mój gust jest najgorszą częścią z trylogii Ezia. Co mi się bardzo spodobało – sposób poruszania Ezia. Jest już zupełnie inna od poprzednich części. Ezio w Revelations nie ma już tej lekkości, porusza się już jak starsza osoba. Historia Desmonda nadal jest dziurawa jak ser – ale w ogólnym rozrachunku nie jest zła.

    Bardzo dobra recenzja naprawdę dobrej gry. Polecam.

  2. Dla mnie seria kończy się po Assassin’s Creed 3. W IV fabuła opowiadana poza animusem jest totalnie bez sensu (jeśli w ogóle można nazwać to fabułą). Poza tym twórcy Black Flag i Rogue zamienili serię o asasynach w serię o piratach. Jak będę chciał sobie popływać statkiem od portu do portu włączę sobie Pirates. Od Assassin’s Creed oczekuje innego rodzaju atrakcji. Nie grałem w Unity i Syndicate ale podobno też szału w nich nie ma.

    1. Bo i tak miała się kończyć. W założeniu miała to być trylogia i koniec. Ale trójka była dla mnie tak marna, że jej niestety nawet nie ukończyłem. Zgadzam się z Tobą w sprawie tych piratów – strasznie wkurzające dla mnie były te misje gdzie miałem statkiem pływać i statki zdobywać… Szkoda, że seria skręciła w taką a nie inną stronę.

  3. Trójka jest meega!! Rozbudowa osady, śmieszne zadania od bractw łowieckich i osady, genialna fabuła ze świetnym zakończeniem. Fajnie też odetchnąć od Włoch i przenieść się w zupełnie inne klimaty.

  4. Jestem na goraco po ograniu tej czesci (i od razu zaznaczam ze gralem we wszystkie poprzednie), wiec postanowilem ustosunkowac sie w komentarzu do tego tytulu. Przede wszystkim dla mnie to bez watpienia najslabsza czesc Assassina w ktora gralem do tej pory (czyli z 4 ogranych). Graficznie faktycznie jest swietnie i poziom jest troche podbity wzgledem poprzedniczek. Na najwiekszy plus gry zalicze podobnie jak Jedah powroty do Masjafu i kontynuuacja watku Altaira, wyjasniajaca co dzialo sie po zakonczeniu czesci pierwszej. Szkoda ze jest tego tak malo… Z checia zagralbym tylko w ten watek w rozbudowanej formie, zamiast w wydarzenia osadzone w Konstantynopolu. Samo miasto… standard assasynowy – odtworzone w miare mozliwosci z calkiem spora doza pieczolowitosci. I teraz zaczyna sie jazda bez trzymanki… na poczatek muzelmanie jako templariusze… no ja pier#$%^… kto to wymyslil? Kupy sie to nie trzyma za grosz. Przeciwnicy po raz kolejny maja podbite umiejetnosci zeby nie bylo za latwo tak jak w poprzednich czesciach. Niestety ich sztuczna inteligencja oscyluje gdzies w okolicy miedzy dzdzownica a kretem… Mozna ich zabijac dziesiatkami bez otrzymania chocby jednego trafienia. Oczywiscie im dalej tym trudniejszych przeciwnikow rzucaja nam tworcy i problem pojega wylacznie na tym ze maja oni pistolety z ktorych strzelaja, badz na tym ze sa w stanie zablokowac kazdy cios ktory probujemy im zadac (trzeba rozbic ich obrone zeby zadac obrazenia). Podsumowujac – walka to dno i 10 metrow mulu. Dawno nie gralem w gre z tak slabym systemem walki. Standardowo – nastawiony jest na efektownosc ktora niewiele ma wspolnego z realizmem. Dalej na ruszt zdobywanie dzielnic – powtarzalne i nudne. Poziom zazenowania siegnal zenitu w momencie kiedy zobaczylem obrone dzielnic w stylu Tower Defence – zalamka na calej linii… Jedyny sposob zeby sie od tego uwolnic to szybkie wyszkolenie assassynow do poziomu mistrzowskiego i mianowanie ich dowodcami (przez kretynskie misje w okolicach basenu morza Srodziemnego – kudosy dla kogos kto czyta ich cel, bo nie wnosza one kompletnie nic procz pozyskania doswiadczenia dla naszych uczniow). Kolejna zenada to srodki pirotechniczne – caly mega rozbudowany zestaw bomb wszelakiego rodzaju z ktorych korzystalem wylacznie jeden raz – przy wypelnianiu misji zleconych przez Piri Reisa. Wspomniec mozna tez o wspomnieniach z Animusa (tych w widoku FPP) – zalatuja mi one Portalem na kilometr… wyraznie widac inspiracje autorow dzielem Valve. Jedyne co ratuje ten watek i odmienna rozgrywke to ze poznajemy dokladniej historie Desmonda. Na dodatkowe potepienie zasluguje DLC – zaginione archiwum (a jakze – kupilem wersje Ottoman Edition ktora ma dostep do tego DLC), ktore to jest rozbudowana wersja wspomnien z Animusa. Sama fabula Revelations nie porwala mnie ani troche – zdobywanie kluczy kompletnie mnie nie wciagnelo. Nie czulem zebym byl o krok blizej do czegokolwiek – zero emocji. Uff.. duzo by tu jeszcze wymieniac tych minusow. Ogolnie po dwoch godzinach grania czekalem kiedy ta zenada sie w koncu skonczy. Dotrwalem do konca chyba tylko dlatego ze chcialem sie dowiedziec ze wspomnien jak potoczyly sie losy Altaira z pierwszej czesci Assassin’s Creed. Grywalnosc bardzo mocno siadla… wtornosc strasznie boli, a wprowadzone dodatki kompletnie mnie nie zainteresowaly. Sam Konstantynopol rowniez bardziej mnie odpychal anizeli pociagal. Ogolnie jestem zdecydowanie na NIE. Ta czesc bardzo mnie zniechecila do serii i nie wiem kiedy zagram w III, Liberation, IV oraz Rouge ktore czekaja w kolejce…. Jestem zniesmaczony i chyba musze dluzej odpoczac od Assassinow. Ode mnie 4/10 🙁

  5. Bije się w pierś za poprzedni komentarz. Wróciłem do czwórki i Rogue i w obie grało się rewelacyjnie! Fabularnie wcale nei jest z nimi źle.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.