RetroAge Recenzja, SNES Batman Returns
RecenzjaSNES

Batman Returns

Loading

Powrót Batmana na ekrany kin nastąpił w 1992 roku. Osoby odpowiedzialne za film, ponownie zdecydowały się przekazać licencje twórcom gier. Wybór padł na Konami, zespół już wówczas niezwykle zasłużony dla tego przemysłu, a dzisiaj kojarzony miedzy innymi z takimi kultowymi seriami jak choćby: Metal Gear Solid, Castlevania czy Contra. W rok po premierze filmu, zespół wydał dwie gry przeznaczone na konsole Nintendo pod tytułem Batman Returns, a jedną z nich była wersja na 16-bitowe Super Nintendo.

Gotham City po raz kolejny potrzebuje pomocy Batmana. Miastu i jego mieszkańcom zagraża kolejny szaleniec – Oswald Cobblepot zwany Pingwinem. Zamierza on zemścić się za swe stracone dzieciństwo i w tym celu chce pogrążyć metropolie w chaosie. Aby wcielić swój zbrodniczy plan w życie zastawia pułapkę na wpływowego polityka – Maxa Shrecka. Po krótkich negocjacjach Shreck organizuje jego wyjście z ciemnych kanałów, a także zapewnia podstawionych klakierów i sławę wśród wpływowych mieszkańców. Podczas gdy Pingwin pnie się w górę, na drodze Batmana staje ktoś jeszcze. Jest nią była sekretarka ShreckaSelina Kyle (Catwoman). Człowiek nietoperz ma niełatwe zadanie, ponieważ jest moment, kiedy oboje spiskują przeciwko niemu, chcąc jego klęski oraz pogrążenia w oczach mas. Książę nocy nie postanawia się jednak poddać i wyszukanymi technikami kompromituje przyszłego burmistrza. Akcja przenosi się na opustoszałe ulice Gotham i kanały gdzie ma dojść do ostatecznego starcia. Tak w skrócie prezentuje się fabuła filmu. Na całe szczęście twórcy skorzystali z dużej większości cech przedstawionych w obrazie Tima Burtona, co zaowocowało grą bardzo udaną.

Gameplay

Dostępnych jest siedem etapów, pierwszy z nich zaczyna się w ośnieżonym centrum miasta podczas świątecznej gorączki. Ludzie zgromadzili się na placu głównym w celu obejrzenia widowiska bożonarodzeniowego. Tak też się stało. Jest jednak istotny problem, pomysł należał nie do możnych Gotham, a do zdesperowanego Pingwina. Wobec takiego obrotu spraw na plan główny wysuwa się Batman, który ma za zadanie rozgonić pomagierów niewyrośniętego oponenta. Człowiek Nietoperz od początku jest atakowany przez hordy: cyrkowców, klaunów, połykaczy ognia, zmotoryzowane czaszki i szczudlarzy. Nasz bohater w konfrontacji z nimi nie jest oczywiście bezbronny i z upływem czasu uczymy się kontrolować naszą postać do tego stopnia, że niestraszna nam będzie eliminacja kilku oponentów naraz. Pomocne w tym będzie opanowanie szeregu ciosów, które potrafi zadawać nasz bohater. Prócz standardowych jak: seria sierpowych zakończona półobrotem, kopnięcie z wyskoku, nasza postać potrafi wykonać także parę specjalnych. Należą do nich: złapanie obu przeciwników i zderzenie ze sobą, rzucenie jednym np. w witrynę sklepową bądź w znak drogowy, użycie go jako tarczy, zadanie obrażeń chwilowym zawiśnięciem w powietrzu czy wreszcie rzucenie rodzajem ładunku wybuchowego o ziemie. Podczas tej ostatniej możliwości na ekranie zobaczymy krótkotrwały błysk, efektowne spowolnienie akcji i bezbronnych wrogów padających na podłoże. Jest to także najskuteczniejsza broń dostępna w Batman Return, niestety użycie tego gadżetu jest limitowane do trzech na etap. Rozsądnie jest więc korzystać z tego udogodnienia podczas pojedynku z bosem albo w ostateczności gdy mamy mało życia, a rywali wprost przeciwnie. Do mniej skutecznych za to występujących teoretycznie w nieskończonej ilości, należy Batarang i Bat Grapple. Pierwszy to rodzaj bumerangu, a drugi wyrzutnia liny umożliwiająca podciąganie się na niej i zadawanie obrażeń. Napisałem teoretycznie nie bez przyczyny, bowiem są momenty, w których za częste korzystanie z jednego z dwóch przedmiotów, powoduje że przestają reagować. W takiej sytuacji wskazane jest zmienić broń wciskając „select”, aby przełączyć gadżet.

Sama walka i elementy platformowe to nie koniec urozmaiceń. Jednym z istotniejszych smaczków dla bat-fanów jest zaimplementowanie do gry planszy z Batmobilem. Mimo że ogranicza gracza do używania d-pada w lewo i prawo, strzelania z będących na wyposażeniu karabinów do moto-czaszek oraz wymijaniu ich, to sprawia naprawdę dużo frajdy. Na jej końcu przychodzi nam stoczyć pojedynek z wozem transmisyjnym Pingwina. Ten poziom jest akurat miłym uatrakcyjnieniem i odskocznią od zdecydowanie bardziej wymagających plansz dostępnych w grze. Mam tu na myśli głównie dwie potyczki z Catwoman. Aby ją pokonać potrzebujemy nie lada z zręczności w obsłudze pada od SNESa, stosowania wobec niej taktyki, a także licznych uników. Nie jest to jednak łatwe, bowiem bohaterka jest niezwykle zwinna i przebiegła, zadając nam obrażenia w najmniej spodziewanym momencie. Kolejnym istotnym elementem, uprzyjemniającym nam spędzone godziny przy tej pozycji i zarazem jednym istotniejszym jego cech jest fakt, że podczas rozgrywki czujemy się jak bohater dwóch filmów Tima Burtona. Postać porusza się i zachowuje jak ta grana na ekranie przez Michaela Keatona. Skoro jesteśmy już przy postaciach nie można nie wspomnieć o kolejnych atutach Batman Return.

Grafika

Na wiekowym sprzęcie jakim jest niewątpliwie Super Nintendo, kluczowe postacie są pełne detali i prezentują się do dzisiaj świetnie. Widać to przez całą grę na przykładzie Obrońcy Gotham, którego kostium prezentuje się olśniewająco! Widoczne są wszystkie jego najistotniejsze detale, takie jak: emblemat, pancerz na torsie, rękawice z kolcami czy pas. Mroczny Rycerz nie jest wyjątkiem i pozostałych także rozpoznamy bez najmniejszych problemów. Pani Kyle ma w grze i kinowym odpowiedniku rozdwojenie jaźni, raz jest asystentką swojego szefa by po wypadnięciu przez okno i licznych ukąszeniach przez pobliskie dachowce, przeistoczyć się w kobietę kota. W tej pierwszej kreacji zobaczymy ją już w pierwszym etapie, natomiast w kolejnych levelach jest już w czarnym lateksowym wdzianku. W obu przypadkach jest świetnie animowana. Sprawca zamieszania – Oswald Cobblepot, uzupełnia pozytywne wrażenia. Podczas przygody przyjdzie nam ich spotkać po trzy razy. Przy tej okazji, błędem by było nie napomknięcie o zjawisku, jakim jest design większości etapów i jego wykonanie. Jest to obok kolejnego punktu mojej recenzji, jeszcze jeden atut tej produkcji. Wszechogarniający mrok, groteskowa atmosfera, pełne detali i szczegółów lokacje powodują, że czujemy się częścią fikcyjnego miasta Gotham City. W trakcie tego uzasadnionego poczucia nastrojowo przygrywa bliźniacza muzyka symfoniczna, pierwotnie skomponowana przez Danniego Elfmana.

Dźwięk

Nie często się zdarza żeby odgłosy dochodzące z leciwego systemu, potrafiły zaskoczyć świetnym brzmieniem i dopasowaniem do sytuacji dziejących się aktualnie na ekranie. Muzyka raz galopuje jak np. podczas walki z gangiem cyrkowców, by podczas wstawek filmowych słusznie zwolnić. Jedynie pozostałe nie wzorujące się już na obrazie, a popularnych wówczas arkadowych bijatykach, pozostawiają nieco do życzenia. Są to jednak wyjątki w postaci podliczania punktów na końcu etapu i nienaturalnie brzmiącego szyderczego śmiechu podczas konfrontacji z dwoma wymienionymi już w tekście przeciwnikami. W trakcie pojedynku zwyczajnie irytują, ale może taki był właśnie zamysł twórców? Mnie on jednak nie przypadł do słuchu. Przypadła natomiast zdecydowana większość.

Podsumowując, jest to pozycja obowiązkowa dla miłośników dwóch filmów Burtona i tego bohatera w ogóle, ale i nie tylko. Nawet osoby, które nie oglądały Batman Return w kinie bądź na dostępnych wtedy i obecnie nośnikach, nie powinny odczuwać znacznych luk w fabule. Dzieje się tak dzięki wyświetlanym partiom tekstu z towarzyszącą animacją w tle, tuż po odpaleniu cartridge’a, a także w trakcie krótkich przerywników miedzy poziomami. Zawierają dobrze dobrane cytaty z filmu pozwalające jednym i drugim wczuć się w role szlachetnego obrońcy.

Ocena ogólna

Batman Returns

SNES

Grafika
90%
Dźwięk
90%
Grywalność
80%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.