RecenzjaGameCube

BloodRayne

Loading

Słyszeliście kiedyś o dhampirach? To takie dziwne istoty będące w połowie człowiekiem, a w połowie wampirem. Jeśli oglądaliście choćby Blade’a z Wesleyem Snipsem to z pewnością wiecie z czym, albo raczej z kim mamy do czynienia. Dziś chciałem przedstawić wam Rayne – najprawdziwszą dhampirzycę, która prócz seksownego wyglądu i poruszania się z niebywałą gracją, potrafi też skutecznie walczyć oraz… oczywiście wysysać krew ze swoich ofiar. Krwawa Renata szczególnie nie lubi nazistów, których właśnie obrała sobie za następny cel. Jeśli interesuje was historia tej uroczej dhampirzycy to zapraszam do gry BloodRayne na konsolę Nintendo GameCube, w której to poznacie ją bliżej.

Luizjana, rok 1933. Okoliczna ludność ulega nienaturalnym deformacjom i mutacjom. Główna bohaterka Rayne, razem ze swoją mentorką Mynce postanawiają sprawdzić, co kryje się za tymi dziwnymi wydarzeniami. Szybko okazuje się, że okolica nawiedzona została przez pająko-kształtne agresywne stworzenia, które oczywiście mają ścisły związek z problemami mieszkańców. Amerykańskie bagna stanowią jednak raczej swoisty tutorial, w którym opanujemy podstawowe umiejętności i poznamy mechanikę gry (ale wydarzenia te mają też związek z późniejszą historią). Akcja szybko przenosi się w czasy drugiej wojny światowej, podczas której trafiamy do Argentyny już jako agentka bliżej nieokreślonych służb specjalnych. W Ameryce Południowej mamy zbadać działalność nazistów, którzy prowadzą tam intensywne wykopaliska. Priorytetem będzie natomiast zlikwidowanie niemieckich dowódców tajemniczego oddziału G. G. G. zajmującego się zjawiskami paranormalnymi. Nie chcę zdradzać całej fabuły, która jak na grę akcji jest całkiem niezła, ale przewidywalnym jest, że skoro Niemcy ryją w ziemi to prędzej czy później do czegoś się dokopią i narobią w ten sposób niezłego bigosu, który oczywiście musi posprzątać Rayne.

Jeśli już o sprzątaniu mowa to odbywa się ono na kilka sposobów, bo bohaterka posługuje się zarówno bronią białą jak i palną. Pierwszy typ służy oczywiście do walki bezpośredniej. Przy pomocy ostrzy przymocowanych do rąk Krwawa Renia może efektownie odcinać swoim wrogom wszystko, co wystaje poza obrys korpusu i nie tylko. Broń palna podzielona została natomiast na cztery grupy, w których wyróżniamy sprzęt lekki (pistolety), średni (lżejsza broń automatyczna), ciężki (strzelby, karabiny i ciężkie automaty) oraz specjalny (wyrzutnie rakiet, granaty, granatniki). Wszystkiego jest ponad 30 typów, co uznać należy za całkiem pokaźny arsenał. Sama broń jest historyczna i zgodna z okresem w którym ją znajdujemy. Podczas gry nie będziemy jednak do tego przywiązywali większej uwagi, ponieważ akcja jest na tyle wartka, że zazwyczaj prujemy ze wszystkiego co mamy i nie patrzymy na to co akurat mamy w ręce. Jest to tym bardziej marginalne, że kiedy skończy się amunicja w jednej giwerze to Renia sama zmienia broń na kolejną. Bohaterka przy tym łapie w ręce wszystko, co leży na ziemi, a wyrzuca to w czym zabrakło naboi. Rotacja jest więc zbyt duża aby przywiązywać się do którejkolwiek broni.

Rayne jak na dhampira przystało ma niektóre z cech wampira. Przede wszystkim jest wrażliwa na kontakt z wodą i może w niej przebywać bardzo krótko. Siły witalne bohaterki w kontakcie z tą cieczą spadają w zastraszającym tempie, dlatego w miarę możliwości należy jej unikać (chociaż oczywiście trafią się miejsca gdzie trzeba będzie nawet zanurkować). Druga wampirza cecha to przywracanie energii dzięki wysysaniu krwi – kartka w stacji krwiodawstwa „Krew ratuje życie” nabiera tym samym całkiem nowego znaczenia. Darem, który Rayne odziedziczyła też po swoim tatusiu jest nadprzyrodzona prędkość, która dla nas samych objawia się w zasadzie spowolnieniem ruchu całego otoczenia. Nie ma natomiast przemiany w nietoperza czy inne ssaki, ale możemy wychodzić na światło dzienne czy przeglądać się w lustrze. Jak widać żywot naszej dhampirelli nie jest taki zły.

Krwawa Renata ma kilka specjalnych umiejętności, wśród których oczywiście prym wiedzie ssanie. Całkiem efektowne zresztą, bo nasza bohaterka rzuca się na swoją ofiarę, obejmuje ją rękoma i nogami, po czym wgryza się w tętnice szyjną wypijając zawartość żył do cna. Nasz honorowy krwiodawca, bez względu na siłę i swoją wytrzymałość – zawsze pada martwy, więc jest to najszybszy i najskuteczniejszy sposób na uśmiercanie niemal każdego (wyjątkiem są bossowie). Ważną umiejętnością Rayne jest Blood Rage, czyli szał bojowy, w którym świat zwalnia, a dhampirzyca znacznie przyspiesza. W tym trybie bohaterka potrafi wykonywać nowe, śmiercionośne kombinacje ciosów o znacznie większej sile. Używanie tej umiejętności opiera się na współczynniku Rage, który sukcesywnie napełniamy zadając ciosy w walce „full contact”. Praktycznie bezużyteczną umiejętnością jest Aura Sense, która pozwala widzieć aurę istoty żywej nawet przez ściany. Odnoszę wrażenie, że autorzy mieli jakiś pomysł na jej wykorzystanie, ale w trakcie prac nad grą po prostu zapomnieli o pierwotnym przeznaczeniu tego skilla lub zaniechali niektórych elementów w których mógł on zostać wykorzystany. Rayne posiada również repertuar ciosów specjalnych, których uczymy się stopniowo w trakcie gry, ale instrukcje o tym jak je zadawać pojawiają się na ekranie na tyle przelotnie, że w ferworze walki można ich nie zauważyć. Przydałaby się jakaś lista w menu z kombinacją przycisków jak zadawać specjale, ale o tym nikt nie pomyślał.

Zapewne interesuje was jak wygląda sama rozgrywka. Otóż jest całkiem szybko i przyjemnie. Biegamy sobie dhampirzycą po twierdzy nazistów i efektownie ubijamy kolejnych szkopów. Rayne nasuwa z karabinów, krew tryska na wszystkie strony, a jak już ktoś napatoczy się zbyt blisko to w ruch idą ostrza. Wówczas w powietrzu zaczynają latać odcinane kończyny, a fontanny czerwonego płynu przysłaniają widoczność. Przeciwnicy są raczej z tych niezbyt rozgarniętych i kiedy zobaczą Rayne to starają się ubić ją po jak najmniejszej linii oporu. W sumie gdyby byli bardziej błyskotliwi to mimo wszystko i tak nie mieliby zbyt dużych szans, bo dysproporcja sił pomiędzy nimi a bohaterką jest wręcz miażdżąca. Przewaga przeciwników zazwyczaj jest tylko chwilowa, ponieważ tkwi przede wszystkim w ich ilości, a ta szybko się zmniejsza z każdą kolejną sekundą. Standardowo wrogów jest kilka typów i każdego z nich likwiduje się odpowiednią metodą. Wyróżniają się natomiast bossowie (a właściwie część z nich), którzy mają większą ilość energii i trzeba poświęcić im więcej uwagi. Podzielić można ich na dwa rodzaje. Pierwszy to bardziej wytrzymali oficerowie, w których należy wpakować po prostu więcej ołowiu niż w zwykłych przeciwników. Tu akurat nie ma filozofii – odłożony na czarną godzinę panzerfaust i kilka serii z cięższej broni załatwia sprawę często nawet w kilka sekund w wymianie ognia „face to face”. Drugi typ bossów jest bardziej wymagający, bowiem należy wykazać się odpowiednią techniką. Coś przesunąć, coś zrzucić, bądź trafić w konkretny punkt – zazwyczaj dwa czy trzy podejścia wystarczają do rozpoznania schematu walki. Na uznanie zasługuje liczba bossów – ponad 30 – to robi wrażenie.

Poziom trudności nie należy do zbyt wysokich i w zasadzie tylko na hardzie trafią się ze dwa czy trzy naprawdę wyśrubowane momenty. Resztę gry (szczególnie na mniej wymagających poziomach) można spokojnie „przebiec na żywioł”. Dla tych którzy mają dwie lewe ręce przygotowano specjalną funkcję w menu umożliwiającą aktywowanie cheatów.

Graficznie jest całkiem w porządku, chociaż początek gry w Luizjanie nie napawa optymizmem. Na szczęście im dalej tym lepiej, więc trafią się nawet i miejsca, w których przystaniemy by popatrzeć na dzieło grafików. W stosunku do wersji z PC znikł niestety świetny bump-mapping na ubraniu Rayne – czarna lakierowana skóra nie robi już na konsoli praktycznie żadnego wrażenia (prócz aspektu erotycznego oczywiście, który jest niepodważalny). Przyzwoite rzemiosło to chyba najstosowniejsze określenie i takąż też ocenę oprawie wizualnej wystawiam. Z dźwiękiem jest niezgorzej. Okrzyki hitlerowców jasno wskazują gdzie i komu posłać kulkę – plus za czytelność. W tle przygrywa coś z pogranicza techno i dark wave i jest na tyle neutralne, że nie przeszkadza i doskonale zastępuje ciszę. Niech potwierdzeniem na to będzie fakt, iż dopiero pisząc te słowa zdałem sobie sprawę, że w ogóle nie wsłuchiwałem się w muzykę i ponownie musiałem odpalić grę aby zwrócić uwagę co też tam leci w trakcie tej całej rozwałki. Dźwięki wystrzałów, cięcia ostrzem, wrzaski przerażenia hitlerowców z których siorbiemy czerwoną ciecz – wszystko to bez zarzutów i na przyzwoitym poziomie.

BloodRayne to udana gra akcji i każdy kto ma ochotę postrzelać i pociachać przy tym trochę korpusików powinien być zadowolony z zakupu tej pozycji. Tytuł z tych poważniejszych i krwistych, których za wiele na GameCubie nie znajdziemy, wiec tym bardziej warto się nim zainteresować. Jeśli do tego dodać przeuroczą i seksowną główną bohaterkę, której nie da się nie lubić, to mamy z tego całkiem udaną grę godną polecenia każdemu domorosłemu sadyście.

Ocena ogólna

BloodRayne

GAMECUBE

Grafika
70%
Dźwięk
70%
Grywalność
80%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.