RecenzjaNintendo64

Castlevania

Loading

Dobry wieczór Państwu – tbxx i „Galeria Osobowości”. W dzisiejszym programie do studio zaprosiłem Księcia Karpat – Vlada „Drakulę” Tepesa. Zapraszam.

Witam wszystkich serdecznie, nazywam się Vlad Tepes i jestem wampirem. Na samym początku bardzo przepraszam za spóźnienie – musiałem coś przekąsić na zapleczu, gdyż strasznie ssało mnie w żołądku po długiej podróży do studio. Jak już wspomniałem na wstępie jestem wampirem, czyli dla wielu z was odmieńcem, dziwolągiem, potworem… chociaż mamusia zwykła była mówić iż jestem „wyjątkowy”. Nieprzyjemności związane z moją innością zacząłem odczuwać już podczas edukacji w szkole podstawowej, gdzie wychowawczyni zabroniła mi odzywać się, ze względu na porysowaną (prawdopodobnie moimi zębami) posadzkę. Po zakończeniu edukacji na poziomie podstawowym tatuś wysłał mnie do gimnazjum rycerskiego, gdzie miałem nieprzyjemność poznania Reinhardta Schneidera – uwziął się na mnie nadziany cwaniak jeden z bandą kolesi i dręczyli mnie niemiłosiernie, śmiejąc się, że nie dadzą mi spokoju dopóki żyję. A już wtedy wiedziałem, że to nie są żarty. Kierunek na studiach wybrałem już sam, czyli magię zaczepno-obronną. Wpadła mi tam w oko tak jedna młódka – Carrie Fernandez. Tu trochę zawaliłem sam, ale wiecie – natury nie oszukasz. Zaczaiłem się na nią w krzakach chcąc ją tylko delikatnie ukąsić. Cwaniara zabezpieczyła się magią i z całego planu nici… Dziewczyna chyba miała złe dni, gdyż odniosłem wrażenie, że znienawidziła mnie  bardziej od Reinhardta. Po zakończonej edukacji przeniosłem się do odziedziczonego po dziadziusiu zamku w Transylwanii, który nazwałem „Castlevania” – wiecie, że niby „Castle of Transylvania”, gdzie utrzymywałem się prowadząc mały zakład pogrzebowy. Wiem, że z czasem trochę przesadziłem, samemu załatwiając sobie klientów, ale konkurencja mocna a żyć jakoś trzeba. Chcąc nie chcąc, takimi nie do końca przemyślanymi ekscesami zwabiłem do siebie Reinhardta i Carrie. Aczkolwiek, prędzej czy później i tak by mnie odnaleźli, więc na wszelki wypadek poczyniłem odpowiednie przygotowania. Zamek i przylegające doń posiadłości przebudowałem w modnym ostatnio stylu 3D, wyszło nawet przyzwoicie, chociaż sam jestem trochę staroświecki i wolałem poprzedni styl 2D. Czasy jednak się zmieniają i trzeba jakoś przyzwoicie przy sąsiadach wyglądać. Jako miłośnik sztuki, zamek został upiększony w moim ulubionym sprawdzonym XIX wiecznym stylu, zachowując zasadę, że im dalej od części mieszkalnych tym brzydziej, a poza murami wręcz paskudnie – co by rabusiów i innych elementów lokalnej społeczności nie kusić. Jako wielki miłośnik muzyki klasycznej, zaprosiłem (prawie nie używając przymusu) lokalnych grajków, którzy umilali swoją muzyką czas spędzany przeze mnie na obowiązkach powstałych w wyniku prowadzenia działalności gospodarczej.  Wracając do moich prześladowców – przygotowałem dla nich kilka magicznych i mniej magicznych niespodzianek. Po pierwsze tak zwane „czary-mary gdzie są moje okulary”, prosty trik wywołujący widzenie w niskiej rozdzielczości. Okazało się, ze dobrze poznałem zarówno Reinhardta, przewidując że wybierze on drogę poprzez „Caves”, „Duel Tower” i  „Tower of Execution”, jak i Carrie, która wybrała drogę poprzez „Underground Waterway”, „Tower of Science” oraz „Tower of Sorcery”. Wszystkie 14 przynależnych do zamku lokacji wyposażyłem w odpowiedni arsenał bram, dźwigni, kluczy oraz innych mechanizmów, o labiryntach nie wspominając. Z całości byłem bardzo dumny, czego potwierdzeniem jest staruszek – łowca wampirów Charlie Vincent błąkający się po Villi dla służby. Z Charliem była związana jeszcze jedna historia – trzymałem go, jako pewnego rodzaju polisę ubezpieczeniową – gdyby czasem Reinhardt lub Carrie użyli zbyt wielu magicznych kart zmieniających porę dnia, staruszek stawał się demonem strzegącym moich komnat. A skoro już jesteśmy przy strażnikach komnat – do obrony terytorium zamku, wynająłem całe grono znajomych z zaświatów, czyli różnego rodzaju szkieletory, wilkołaki, demony, pająki, jaszczury… a także najbliższe grono przyjaciół w postaci Srebrnego Szkieletora, Hydry, Kotołaka, Minotaura. Z całym tym tałatajstwem były jednak pewne problemy. Po pierwsze cześć z nich nosiła przy sobie magiczną broń, która mogła być wykorzystana przeciwko nim – nóż, toporek, woda święcona czy też krzyżyk. Mimo iż używanie magicznych przedmiotów na moim terenie wymagało stosownych opłat (różnych w zależności od mocy przedmiotu), to patałachy nosiły ze sobą pochowaną w skarpetach lokalną walutę w postaci czerwonych kryształów. Jakby tego było mało, ze względu na dobrze zaopatrzony magazyn, na całym terytorium można było odnaleźć porozrzucane resztki jedzenia w postaci pieczonego kurczaka lub wołowiny, że o leczących ampułkach i odtrutkach nie wspomnę. Cóż nie każdy może grzeszyć inteligencją, ale najbardziej zdenerwował mnie handlarzyna, jeden demon Renon sprzedający moim oprawcom różnego rodzaju towary. Opamiętał się dopiero jak mu Reinhardt i Carrie większość zapasów wykupili.

O czym to ja… a już wiem – mechanizmy, labirynty, pułapki oraz strażników już mamy. Na koniec przygotowałem specjalną niespodziankę, którą nazwałem „opary kamery”. Reinhardt lub Carrie wdychając opracowane przeze mnie gazy, odnoszą wrażenie, polegające na tym, że mają jakąś tam kontrolę nad sposobem obserwacji otoczenia. Do obrony „Castlevanii” zastosowałem trzy rodzaje środków – „normalny” dla widoku zza postaci, „bitewny” skupiający uwagę na moich strażnikach, oraz „akcji” sprawiający wrażenie pomocy w przypadku trudnych skoków. Oczywiście żadna z opisanych funkcji nie działa zbyt dobrze, często wpędzając Reinhardt i Carrie w różnego rodzaju tarapaty.

(Vlad patrząc na zegarek): Oj, widzę, że się zbytnio rozgadałem. Upraszam szanowną widownię o nie odwiedzanie Castlevanii przy użyciu urządzeń zwanych N64. Nie chcą państwo chyba widzieć jak ten podły Reinhard okłada mnie biczem, lub wściekła Carrie ciska magicznymi kulkami… A teraz przepraszam bardzo, ale znów ssie mnie w żołądku, a na widowni żadnej dziewicy, muszę szybko poza miasto wyskoczyć. Jeszcze raz przepraszam i dobranoc.

No cóż szanowni państwo, Vlad opuścił nas dość niespodziewanie – widocznie taki urok wampirów. Castlevania (tak, w tytule nie ma 64) na Nintendo 64 to pierwsza odsłona tej serii w grafice 3D. Całość wyszła dość średnio, głownie ze względu na wysokie oczekiwania odnośnie tego tytułu. Gra nie wykorzystuje obecnego już wtedy na rynku Expansion Paka, dlatego też o wysokiej rozdzielczości możemy zapomnieć. Oprawa graficzna nie grzeszy także, jakością i urodą tekstur, które na pierwszych lokacjach są po prostu słabe a miejscami wręcz odpychające, aczkolwiek jak już wspomniał Vlad im dalej tym ładniej. Bolączką pierwszych gier w 3D była praca kamery, i tutaj nie jest inaczej – dość często giniemy nie ze względu na brak umiejętności, co właśnie ze względu na fatalną pracę kamery w danym momencie. Musze zgodzić się również z naszym gościem w temacie oprawy muzyczno-dźwiękowym – to chyba najjaśniejszy punkt recenzowanej pozycji. W kwestii poziomu trudności, byłoby dużo lepiej gdyby nie wspomniana wcześniej wada. Na starcie dostępne są poziomy:

 „łatwy” – na którym nie da się ukończyć gry – napisy końcowe pojawiają się po piątej lokacji. Na poziomie tym nie znajdziemy także czerwonych kryształów – aktualnie posiadanej magicznej broni możemy używać w nieskończoność.

„normalny” – jedyny sensowny poziom, na którym możemy ukończyć grę oraz odblokować kolejny, ostatni „wymagający” poziom trudności.

Odnośnie ogólnej grywalności, trudno jest mi polecić grę „Castlevania” na Nintendo 64 i to nie ze względu, iż pozycja ta jest po prostu średniakiem – rok później ukazała się gra „Castlevania: Legacy of Darkness”, która jest odświeżoną i ulepszoną wersją recenzowanej gry. Z dodatkowymi postaciami, dodanymi i przemodelowanymi lokacjami, obsługą Expansion Paka oraz poprawionymi niektórymi błędami.

Ocena ogólna

Castlevania

NINTENDO64

Grafika
70%
Dźwięk
80%
Grywalność
70%

Autor

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.