RetroAge Recenzja, Atari 2600 Crystal Castles
RecenzjaAtari 2600

Crystal Castles

Loading

Pewnego słonecznego dnia misiek Bentley szwendał się po lesie marząc o potrawce z łososia. Znużony usiadł pod drzewem i zasnął. Pech chciał, że nad okolicą podczas rutynowego patrolu, szukając swych ofiar, przelatywała wiedźma Berthilda. Śpioch zostaje, więc porwany i budzi się uwięziony w kryształowym zamku. Aby wyrwać się z niewoli, Bentley musi zebrać klejnoty i dopaść czarownicę w celu skrócenia ją o głowę. Tak oto przeuroczo zaczyna się wydana w 1984 roku gra Crystal Castles, której recenzję w wersji dla konsoli Atari 2600 możecie dziś przeczytać na retroage.

Pierwsze, co przychodzi do głowy po odpaleniu Crystal Castles to oczywiście Pac-Man. Misiek Bentley ląduje w jakiejś części zamku o pokrętnych korytarzach, gdzie musi pozbierać wszystkie kryształy, aby dostać się do kolejnych komnat. Żeby nie było zbyt prosto, po twierdzy pałętają się poplecznicy wiedźmy Berthildy, z którymi kontakt kończy się wysłaniem niedźwiadka do krainy wiecznych łowów. Przeciwników jest całkiem sporo i napotkamy m.in. duchy, szkielety a nawet chodzące drzewa (!?). Wrogowie zachowują się w dość zróżnicowany sposób, ale największą ciekawostką jest to, że część z nich potrafi sprzątnąć błyskotki sprzed nosa naszego bohatera. Na szczęście takich łakomych przeciwników można ubić z premedytacją w momencie, kiedy akurat konsumują kryształy.

Zbieractwo urozmaicają nam dwa typy bonusów. Na niektórych planszach możemy znaleźć garnek miodu za zebranie którego można zarobić dodatkowego tysiaka do naszego dorobku punktowego. Problemem są jednak pszczoły, które od czasu do czasu przylatują i bronią smakołyku. Drugim rodzajem bonusu jest magiczna czapka, która pozwala stać się na moment nietykalnym. Czas ten jest niestety bardzo krótki iwięc często nie wystarcza na wejście w miejsce okupowane przez dużą ilość przeciwników i bezstresowe zebranie kosztowności.

Do części pomieszczeń w zamku można dostać się tylko za pomocą wind, z którymi wiąże się chyba największa wada gry. Otóż zazwyczaj na planszy znajduje się kilka takich wind, które przemieszczają się samoczynnie, ale w danym momencie kursuje tylko jedna z nich. Czasem trzeba sporo się nastać, aby w końcu przejechać się akurat tą, na którą czekamy. Tymczasem wokół nas cały czas krążą krwiożercze bestie, przez które z całą pewnością niejednokrotnie zaliczymy zgon zanim doczekamy się transportu.

Rozgrywka przedstawiona jest w rzucie izometrycznym, który ma swoje plusy jak i minusy. Przede wszystkim ma to wpływ na przemieszczanie się postaci po ekranie. Chodzenie w górę i dół jest wyjątkowo ślamazarne, a na boki wyjątkowo szybkie. Przeszkadza to dość znacznie w rozgrywce, ponieważ często ciężko oszacować odległości, co kończy się ominięciem kryształów lub wpadką na przeciwników.

Oprawa audiowizualna Crystal Castles jak to w przypadku gier na Atari 2600 jest minimalistyczna. Misiek w gustownym brązowym futrze przypomina niedźwiedzia, ale z reszta wrogów różnie to bywa. Szkielety i wiedźma Berthilda wypadają tu zdecydowanie najlepiej. Plansze są toporne, ale zarazem czytelne i przejrzyste. Warstwa dźwiękowa jest jeszcze bardziej oszczędna. Wesoła muzyczka na rozpoczęcie rozgrywki i grobowa na zejście bohatera z tego świata muszą nam wystarczyć. Poza sporadycznymi kilkusekundowymi melodyjkami słychać tylko bipanie przy zbieraniu kosztowności. Mówiąc w skrócie jest to poziom, do którego Atari zdążyło nas przyzwyczaić.

Z Crystal Castles wiąże się ciekawostka, ponieważ Atari chciało wypromować postać niedźwiadka Bentleya tak, aby stał się on rozpoznawalnym bohaterem niczym Pac-Man od Namco czy Donkey Kong od Nintendo. Oczekiwano, że ze sprzedaży miśkowych gadżetów spłyną do firmy rzeki złota. Koszulki, czapeczki, płatki śniadaniowe i cała reszta produktów sygnowanych facjatą Bentleya miała zapewnić sukces w biznesie okołogrowym. Niestety licencja sprzedawała się bardzo słabo i liczba produktów z sympatycznym bohaterem okazała się stosunkowo niewielka. Mówiło się nawet o karierze Bentleya na szklanym ekranie, ale wszystko spełzło na niczym. Porażkę nieoficjalnie przypisuje się wielkiemu kryzysowi w branży gier, jaki miał miejsce na początku lat osiemdziesiątych.

Czas na podsumowanie i odpowiedź czy Crystal Castles na Atari 2600 jest w ogóle godne uwagi. Okazuje się, że mimo paru irytujących wad, gra z Bentley Bear’em to całkiem przyzwoita zręcznościówka. Trzeba przyznać, że dość wymagająca, ale dzięki temu potrafi nawet dziś zapewnić rozrywkę starym pierdzielom wiernym swojej leciwej atarynce.

Ocena ogólna

Crystal Castles

ATARI 2600

Grafika
70%
Dźwięk
70%
Grywalność
70%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.