RetroAge Recenzja, NES Donald Duck
RecenzjaNES

Donald Duck

Loading

Kaczor Donald to postać dla mnie szczególna. Już gdy miałem kilka lat, rodzice przed snem czytali mi magazyn z komiksami poświęcony temu bohaterowi, a później sam dzięki temu pismu nauczyłem się czytać. Filmów animowanych poświęconych Kaczorowi obejrzałem multum, że nie wspomnę o ilości zabawek, przedstawiających tę postać, jakie posiadałem. Mówiąc krótko, byłem wielkim fanem tego bohatera. Tak naprawdę jedynej rzeczy z Kaczorem Donaldem jakiej nie spróbowałem, to gry wideo. Po wielu latach postanowiłem sprawdzić kwaczącego bohatera także na tym polu, uruchamiając Donald Duck na konsolę Famicom. Swoje wrażenia opisałem w poniższym tekście. Zapraszam do recenzji! Kwa, kwa!

Donald Duck to gra familijna firmy Kemco, która zadebiutowała w Japonii, w 1988 roku. Ponieważ w tym samym czasie prawa do tworzenia gier z postaciami z Disney’a wykupiło Capcom USA, twórcy nie mogli wydać swojego dzieła poza Japonią. Wpadli więc na pomysł, by zastąpić Donalda i resztę ferajny innymi znanymi postaciami. Padło na niezwykle popularnego w USA psa Snoopy’iego. Gra została wydana w Stanach pod tytułem Snoopy’s Silly Sports Spectacular. No, ale wróćmy do japońskiej wersji.

Kaczor Donald wraz z Daisy i siostrzeńcami wsiadają w samolot do Włoch, by wziąć udział w tamtejszych zawodach sportowych. Nie są to jednak typowe dyscypliny znane z olimpiady, a totalne wariactwa. Zacznijmy od początku.

W pierwszej konkurencji uczestnicy (czyli Donald i Daisy) ubierają worki na nogi, by następnie skacząc w nich ścigać się włoską ulicą do linii mety. Żeby nie było zbyt prosto, na trasie znajduje się absurdalnie dużo studzienek kanalizacyjnych, których włazy same(!) odwracają się do góry spodem. Kontakt z tą przeszkodą kończy się upadkiem, więc trzeba uważać. Sędzią tej konkurencji (jak i wszystkich pozostałych) jest Zyzio. Ubrany na zielono siostrzeniec nie lubi, gdy wyścig traci dramaturgię, dlatego gdy przegrywający zawodnik zostanie za bardzo w tyle za konkurentem, popycha jego kuper bliżej przeciwnika. Drugą konkurencją jest… rzut kaloszem (mówiłem, że zawody są dziwne). Kręcimy butem wokół własnej osi najszybciej jak się da, by następnie rzucić nim w dal. Trzecia dyscyplina polega na przeskoczeniu przez kilka drewnianych ścian za pomocą pogo. W następnej konkurencji Donald i Daisy płyną gondolą, a ich zadanie polega na wrzuceniu przeciwnika do wody. Zawodnicy mogą się przepychać, jak i podciąć nogą rywala. Piąta konkurencja polega na niesieniu w ręku potężnej wieży złożonej z pizzy i kroczeniu tak ostrożnie, by nam nie spadła. Cała trudność polega na tym, że oprócz ostrożnego niesienia tego włoskiego specjału, musimy zmieścić się w wyznaczonym czasie. Im więcej doniesiemy do mety, tym więcej punktów dostaniemy. Co najlepsze, jeżeli nawet dojdziemy do celu, gdy do końca zostanie poniżej 10 sekund, nie zdobędziemy żadnych punktów! Ostatnia dyscyplina to skok o tyczce przez jezioro. To chyba najtrudniejsza ze wszystkich konkurencji. Trzeba idealnie wyczuć moment wybicia się, inaczej albo nasz kaczor potknie się, albo zaliczy kąpiel w jeziorze. Poszczególne mini gierki są dość pomysłowe i kipią humorem w stylu właśnie komiksów z Donaldem.

Po każdej konkurencji nasz wynik zostanie przeliczony na punkty. Ilość punktów zależy od tego, jak poradzimy sobie z daną dyscypliną, a w niektórych przypadkach ile czasu nam to zajęło. Pod koniec wszystkich gier, punkty ze wszystkich konkurencji są sumowane i porównywane z ustalonym progiem punktowym. Jeżeli zdobędziemy wymaganą ich ilość, przechodzimy do następnej rundy, a w niej powtarzamy po raz kolejny wszystkie konkurencje. Potem znowu system sprawdza, czy osiągnęliśmy wymaganą ilość punktów. Jeśli tak, to powtarzamy zawody po raz kolejny, tym razem powalczymy o pobicie rekordu świata. Jeżeli zdobędziemy więcej punktów niż wynosi aktualny rekord, przechodzimy grę. Niby system jest znany już chociażby z Hyper Olympic, jednak tam wraz z kolejną powtórką zawodów rósł poziom trudności. Tutaj zaś grając po raz kolejny, nie zauważyłem, by gra w jakikolwiek sposób bardziej utrudniała mi życie niż za poprzednim razem. Jedyna trudność jest taka, iż z każdą próbą musimy zdobyć więcej punktów, by zakwalifikować się dalej, ale nawet to nie sprawia kłopotów, ponieważ wynik punktowy aktualnej serii jest sumowany z tym z poprzedniej. Inna sprawa, że mimo powtarzania całych zawodów trzy razy, grę można skończyć w niewiele ponad 10 minut! Same dyscypliny, choć pomysłowe, nie wywołują we mnie większych emocji, jakich dostarczyła mi np. seria Track and Field czy Bikkuri Nekketsu Shinkiroku: Harukanaru Kin Medal. Brakuje mi chociażby pobijania rekordów poszczególnych konkurencji. Rzeczą, która dodatkowo irytuje, jest sterowanie. W każdej konkurencji przyciski odpowiedzialne np. za ruch zmieniają się. Oznacza to, że trzeba zapamiętać sterowanie do wszystkich dyscyplin, co szczególnie denerwuje w przypadku skoku przez jezioro. Ileż razy z przyzwyczajenia wciskałem zły przycisk i zawalałem próbę. Jeżeli nie macie ochoty rozgrywać całych zawodów, możecie wybrać i grać tylko w jedną dyscyplinę. To także dobry sposób, by przećwiczyć poszczególne konkurencje.

Zabawę urozmaica tryb dla dwóch graczy, co nie powinno dziwić, gdyż Donald Duck to gra typowo imprezowo – familijna, więc tryb ten to clou całej zabawy. Rywalizacja z drugą osobą o lepszy wynik sprawia już większą frajdę. Tu trzeba przyznać, ze gra potrafi dostarczyć dużo dobrej zabawy i śmiechu. Czy znacie inny tytuł, w którym możecie ścigać się w worku bądź rzucać kaloszem w dal? Tyle tylko, że zważając na wymienione wyżej wady, znajomi poproszą Cię o zmianę gry szybciej, niż zdąży im się schłodzić piwo w lodówce (a pewnie w międzyczasie zdążycie zaliczyć wszystkie konkurencję 3 razy). Możliwe, że gra na dłużej przykuje przed telewizor Twoje dziecko lub młodsze rodzeństwo. Jednak sądzę, że i one po jakimś czasie będą wolały pograć w coś innego. Donald Duck naprawdę potrafi bawić, ale dobry jest na krótkie sesje. W większych dawkach po prostu nuży.

Graficznie Donald Duck prezentuje się przyzwoicie. Najbardziej podobają mi się spirte’y postaci, jak i ich bogata mimika twarzy. Otoczenie również wygląda nieźle. W trakcie zawodów można przy okazji zobaczyć trochę Italii. Zmagać się będziemy m.in. przy Koloseum, Krzywej Wieży w Pizie czy nad weneckim kanałem. Muzyka przygrywająca w trakcie gry, choć pozbawiona fajerwerków, jest całkiem sympatyczna i idealnie wpasowuje się w jej klimat.

Gorzej z dźwiękami. Takie potknięcie, upadek bądź zderzenie ze ścianą nie brzmią jak powinny, a brzmią jak… no właśnie nijak. Samych odgłosów jest ogólnie dziwnie mało. Dźwięku kalosza uderzającego o podłoże czy skakania w worku na przykład nie uświadczymy.

I co począć z Kaczorem Donaldem? Polecać, nie polecać? W sumie to całkiem niezła gra. Konkurencje bądź co bądź są fajne i zabawne oraz potrafią naprawdę nieźle bawić. Tyle tylko, że istnieją inne gry o podobnej tematyce zrealizowane lepiej niż Donald Duck.

Ocena ogólna

Donald Duck

NES

Grafika
50%
Dźwięk
60%
Grywalność
50%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.