RetroAge Recenzja, PlayStation 3 Dragon Age: Origins
RecenzjaPlayStation 3

Dragon Age: Origins

Loading

Twórcy gier multiplatformowych zazwyczaj dokładają starań aby ich dzieła były co najmniej równie dobre niezależnie od sprzętu docelowego. Czasami tu dorzucą efekt by wyglądało lepiej, tam obniżą jakość tekstur żeby działało płynnie, ale ogólnie rzecz biorąc chuchają i dmuchają żeby gracze byli zadowoleni a kasa wpadała do kieszeni. Bywa jednak że mają to gdzieś i wydają gry brzydkie jak noc i dziurawe jak nasze drogi, gracz i tak kupi bo tytuł głośny… I przed takim właśnie tytułem chcę was ostrzec.

Nie zrozumcie mnie źle, Dragon Age: Origins jako taka nie jest złą grą, ostrzegam was jedynie przed konkretną jej wersją a konkretnie tą na Sony PlayStation 3. Co prawda nie miałem okazji porównać jej z wersją Xboxową, ale znając ogólny trend przyjmuję że prezentuje się ona lepiej. Do wątku porównywania wrócę nieco później, teraz chciałbym ogólnie przedstawić czym Dragon Age: Origins jest i czego się po nim spodziewać.

Pierwszym o czym powinniście wiedzieć to fakt że za serię Dragon Age odpowiedzialni są ludzie z BioWare, twórcy wielu wspaniałych jak i „tylko” dobrych gier. Głównie są to wszelkiej maści RPG ale nie tylko, z najsłynniejszych wymienię tylko Baldur’s Gate, Neverwinter Nights, Mass Effect i trochę mniej znane ale powszechnie szanowane Star Wars: KotoR oraz Jade Empire. Oczywiście jest tego trochę więcej, ale wymienianie po kolei wszystkich tytułów trochę mija się z celem, najważniejsze chyba przekazałem: wstępne rekomendacje są dobre. A co jeśli powiem wam że po strzelanko-RPGu w sosie SF przyszedł czas na klasyczne fantasy o lekko mrocznych klimatach? Jak dla mnie ekstaza – nareszcie koniec z gadaniem do latających meduz i strzelaniem z pistoletów na wodę do robocików z żarówką na czubku. Przerwa od latania w kółko pedałkowatym chłopaczkiem z oczami większymi od pięści ciachając przy okazji plastikowym mieczem gigantyczne żółwie też się przyda. Niech żyją gry w których mogę wcielić się w wiecznie pijanego krasnoluda rzezającego większe od siebie pająki swoim dwuręcznym toporem! ARRRR!

Grę zaczynamy od stworzenia naszego awatara, do wyboru mamy 3 klasy (wojownik, złodziejaszek, mag) i 3 rasy (człowiek, krasnolud, elf) oraz 5 „początków”. Są to kolejno: mag (nie można grać jako mag – krasnolud), człowiek – szlachcic, krasnolud – plebejusz, krasnolud – szlachcic, elf – plebejusz, dziki elf. Dla każdego początku oprócz maga wybrać możemy dowolną spośród „manualnych” klas. Różnice są wyraźne, ale oczywiście nikt nam nie zabroni jako mag okładać rozjuszonego smoka kijem po łbie, po prostu nie oczekujcie wymiernych efektów w postaci innej niż szybka i bolesna śmierć.

Gdy tylko ukończymy tworzyć naszą postać zostajemy rzuceni w wartki prąd wydarzeń. W telegraficznym skrócie: po unikalnym dla danej postaci początku jesteśmy zmuszeni opuścić nasz dom i przyłączyć się do Szarej Straży – apolitycznej i eksterytorialnej organizacji zrzeszającej desperatów, samobójców i psychopatów teoretycznie gotowych poświęcić wszystko aby powstrzymać nadejście kolejnych Plag. Czym jest Plaga? Zmasowany atak mrocznych pomiotów (coś jak orkowie i gobliny) pod przywództwem nieumarłego smoka które niszczą wszystko co stanie im na drodze. Zgadliście, plaga właśnie nadchodzi, a wy macie być kolejnym straceńcem który pomoże uratować świat. Ale jak to zwykle bywa wszystkie plany trafia szlag i musimy radzić sobie sami.
W czasie naszej podróży nie będziemy sami, towarzyszą nam pozostali członkowie drużyny, nie tylko członkowie Szarej Straży, ale także inne postaci które zazwyczaj możemy, lecz nie musimy zrekrutować. Twórcy dali nam możliwość utrzymywania z nimi kontaktów i zacieśniania ich więzi z bohaterem (w określonych przypadkach do poziomu romansu) lub zgoła odwrotnie – budować wrogie relacje. Ma to bezpośrednie przełożenie na ich przydatność bojową – im intensywniejsze mają do nas podejście tym większe bonusy do statystyk, dotyczy to obydwu biegunów, jednak warto pamiętać że jeśli nasze relacje są bardzo złe dany sojusznik może nas opuścić bądź nawet zaatakować w najbardziej nieodpowiedniej sytuacji.
Członkowie drużyny mają silnie zarysowaną osobowość, a jak na wytwór fantazji są względnie wiarygodni i bardzo różnorodni. Parę przykładów: Alistair jest nieporadny i gapowaty, ale wierny jak pies względem swojej misji, a jeśli jesteśmy dla niego mili także nas. Podczas gdy Zevran to oportunista który bez wahania nas zdradzi jeśli uzna że jest to dla niego bardziej opłacalne. Z kolei Oghren to gburowaty żul który choć ma jakieś uczucia to zazwyczaj jest tak nafaszerowany tanim piwem lub adrenaliną że ciężko z niego wydobyć coś konkretnego.
Ogólnie mówiąc członkowie naszej drużyny są zrobieni z mniejszą lub większą starannością, ale standard jest dobry. Zazwyczaj dość szybko można daną postać polubić lub znienawidzić a jedyną postacią na którą nie zwracałem większej uwagi był pies głównego bohatera (i Shale, ale to postać z DLC).
Dialogi są zazwyczaj ciekawe, choć graczom nastawionym na akcję mogą wydawać się zbyt długie i bezcelowe. Jednak bardzo pomogły mi się zanurzyć w świecie Dragon Age, choć na kilka prób wzruszenia gracza pozostałem obojętny, to rechotałem jak głupi gdy słuchałem przekomarzań Morrigan i Alistaira oraz mniej częstych ale występujących żartów z innych źródeł.

Ogólnie rzecz biorąc liniowa historia opowiedziana jest sprawnie i za pierwszym razem bardzo mi się podobała. Przy późniejszych podejściach nie było już tak dobrze jednak trzeba przyznać że twórcy opanowali sztukę podawania wyborów dających złudne wrażenie wpływu na wydarzenia. Tak naprawdę ostateczny efekt jest zawsze ten sam, zobaczymy co najwyżej odrobinę inne zakończenie i poznamy inną kontynuację losów konkretnych postaci w epilogu. To ostatnie wyszło akurat naprawdę nieźle, zawsze to dodatkowa motywacja żeby przejść grę jeszcze raz ale troszkę inaczej. Tak czy inaczej fabułę zaliczam na zdecydowany plus tej gry, co natomiast z resztą?

Kolej na drugą część najważniejszą w RPG, czyli gameplay, a może raczej walkę, gdyż to na niej się skupię. W wersji PCtowej mieliśmy do czynienia z klasycznym rozwiązaniem jeśli chodzi o gry tego typu, czyli wysoko zawieszona kamera a my dowodzimy bezpośrednio jednym bohaterem lub całą grupą pauzując w dowolnym momencie rozgrywkę i wydając bardziej przemyślane polecenia. Ze względu na możliwości sterowania padem (a raczej trudności z tym związane) twórcy zdecydowali się jednak odejść od tego podejścia serwując nam w zamian kamerę zawieszoną tuż za plecami aktualnie sterowanej postaci i brak możliwości bezpośredniego jednoczesnego sterowania całą grupą. Wciąż możemy przełączać się pomiędzy nimi w dowolnym momencie, jednak taktyczne zapanowanie nad polem walki jest nieco utrudnione. Wspomniałem już że można przełączać się między grywalnymi postaciami, w danej chwili możemy ich mieć maksymalnie cztery wliczając w to głównego bohatera. Nie ma natomiast ograniczeń co do liczby przeciwników z którymi mamy w danej chwili walczyć, więc zazwyczaj mają oni liczebną przewagę. Często są także na umocnionej pozycji. Co więc dostaliśmy jako narzędzie w sytuacji gdy zwykłe machanie toporem nie wystarczy? Między innymi sześć przycisków szybkiego użycia, możemy do nich przypisać dowolne zdolności i używalne przedmioty, to co się nie zmieści możemy odpalić z okrągłego menu które zazwyczaj pauzuje grę.
Do dyspozycji mamy kilka poziomów trudności, choć na najłatwiejszym możemy bez większych problemów ukończyć prawie każdą walkę mając wszystko gdzieś i szarżując na wroga. Na normalnym konieczna okazuje się dobrze dobrana drużyna i odrobina kombinowania – bossowie potrafią dać w kość ale przy odrobinie wprawy i szczęścia jest to do zrobienia. Katorga zaczyna się natomiast na wysokim poziomie trudności – każda walka wymaga przygotowań a bossowie to koszmar, choć na PC było to trudne do ogarnięcia, to w wersji na PS3 jest to już raczej samobójstwo.
Kolejnym ważnym punktem jest nasz ekwipunek i jego wpływ na zdolności. Jak w prawie każdym RPGu nie możemy założyć danych przedmiotów jeśli nasze statystyki nie są wystarczająco wysokie, tutaj dodano jednak wpływ wagi zbroi na częstotliwość z jaką korzystamy z naszych zdolności / czarów. Im nasza zbroja jest cięższa tym większa kara do kosztu many / wytrzymałości za użycie danej umiejętności lub zaklęcia.
Samych zdolności też jest sporo. Oprócz tych bezpośrednio działających przez krótką chwilę na cel lub cele są dostępne także umiejętności podtrzymywane. Rezerwują one część spośród puli wytrzymałości / many i mają wpływ przez całą długość starcia. Po zakończeniu walki część, jak gniew berserkera zostaje automatycznie wyłączona a inne jak szklany pancerz jest aktywna aż sami ją wyłączymy lub dana postać padnie w walce. Po wyłączeniu zdolności pula zostaje zwolniona i nasza postać powoli odzyskuje dotychczas zablokowaną wartość.
Skoro już przy padnięciu w walce jesteśmy – po tym nieprzyjemnym wydarzeniu postać otrzymuje losowo wybraną ranę ograniczającą niektóre statystyki. Gdy postać padnie ponownie losowana jest kolejna rana i tak w kółko, nie muszę chyba mówić że im więcej takich ran tym łatwiej o kolejną. W przypadku kiedy padną wszyscy obecnie aktywni członkowie drużyny kończymy grę.
Dochodzimy w tym miejscu do pierwszych i w zasadzie największych zastrzeżeń do gry, a raczej portu, ponieważ wersja PCtowa takich problemów nie miała. O pierwszym już w zasadzie wspomniałem i jest to utrudnione sterowanie w sytuacjach kryzysowych – samo z siebie jest to zrozumiałe i nawet bym się tego nie przyczepił gdyby nie pozostałe problemy. Drugi i w zasadzie najważniejszy, który powoduje wszystkie inne – gra jest straszliwie mulasta! Jeśli mamy szczęście to działa w około 2/3 nominalnej prędkości, oczywiście jeśli robi się szczególnie gorąco zamula jeszcze bardziej! Ale, ale jest jeszcze ciekawiej… Jeśli czytaliście uważnie to może wspomniałem że otwarcie kulistego menu zazwyczaj pauzuje grę? Otóż właśnie – zazwyczaj działa to poprawnie, jednak czasami po otwarciu menu gra beztrosko działa dalej, a pauzuje się w chwili gdy… Zamkniemy menu. Można przywrócić to do normalności wychodząc do jakiegoś innego menu zasłaniającego cały ekran, jednak jak łatwo się domyślić takie sytuacje zdarzają się gdy na ekranie jest więcej przeciwników, czyli dokładnie w momencie kiedy tej sztuczki potrzebujemy najbardziej!
Do tego dochodzą inne problemy z opóźnionymi bądź wadliwie działającymi skryptami, zazwyczaj nie ma tego zbyt dużo bo obsługiwane są poza walką, ale jednak się zdarzają. Do tego dochodzą niegroźne ale upierdliwe błędy przy zaliczaniu trofeów, oczywiście tych trudniejszych do zdobycia.

Kolejną stacją jest grafika, powiem wprost – rozczarowuje. Wydawać by się mogło że powszechne mulenie jest spowodowane zbyt odpicowaną grafiką. Nic bardziej mylnego – jak na tą chwilę jest to prawie najbrzydsza gra w jaką grałem na PS3, przebija ją tylko Alpha Protocol, ale to głównie zasługa skopanej animacji w tamtej. Choć tła nie wyróżniają się pod żadnym względem to modele wszystkich postaci są pokryte brzydko rozmytymi teksturami, wygląda to raczej na szybki port z konsoli poprzedniej generacji, który potraktowano jedynie od niechcenia podciągnięciem rozdzielczości. Na szczęście ruchy są płynne… Mniej więcej jak stygnąca smoła, ale jednak.
I znowu, choć w połączeniu z płynnym działaniem i przyjemnym gameplayem paskudną grafikę zbyłbym machnięciem ręki tyle że Dragon Age: Origins na PS3 pod żadnym względem nie jest płynne. Chciałbym jeszcze zaznaczyć że większość screenów które dane wam będzie znaleźć z oficjalnych źródeł jest starannie podkolorowana a ja miałem sporo problemów ze znalezieniem takiej niewielkiej ilości prawdziwych jakie dostępne są na Retroage.

Niejako na pocieszenie zostaje nam udźwiękowienie – to jest takie samo jak w wszystkich pozostałych wersjach (choć czasami odrobinkę się spóźnia) – efekty dźwiękowe są jak najbardziej w porządku. Inaczej brzmi spacer po polance w lekkiej zbroi a inaczej bieg w kupie żelastwa po kamiennej posadzce starożytnego tunelu krasnoludów. Muzyka jest dobrze dobrana i pozwala się lepiej wczuć w sytuację na ekranie, zazwyczaj nie zwraca się na nią uwagi, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Wisienką na torcie jest świetnydubbing zarówno w wersji angielskiej jak i polskiej, nieudanych ról jest niewiele a większość ważnych postaci dostało co najmniej dobry głos (wyjątek znowu stanowi Shale, ale tą znam tylko z polskiej wersji). Udźwiękowione zostały wszystkie dialogi i monologi jakie dane nam będzie posłyszeć i przeczytać, wyjątek stanowią te „wypowiadane” przez głównego bohatera, widzimy je tylko w formie różnych opcji dialogowych w trakcie rozmowy.

Podsumowując Dragon Age Origins nie jest złą grą – ma dobrąfabułę, niezłe dialogi i fajny system z wyważonym poziomem trudności, jednak wadliwie wykonana konwersja dyskwalifikuje w moich oczach wersję na PlayStation 3. Jeśli tytuł was zainteresował to kupcie sobie edycję PC które jest na pewno dużo lepsza albo na Xbox 360 która jest prawdopodobnie lepsza. To by było na tyle z mojej strony i dziękuję że wytrwaliście do końca.

Ocena ogólna

Dragon Age: Origins

PLAYSTATION 3

Grafika
70%
Dźwięk
90%
Grywalność
60%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.