RetroAge Recenzja, PlayStation 3 Dragon’s Crown
RecenzjaPlayStation 3

Dragon’s Crown

Loading

Gdy tylko usłyszałem o „Dragon’s Crown” wiedziałem że prędzej czy później ją kupię. Postanowiłem sobie że zainwestuję w nią wkrótce po polskiej premierze, lub gdy ta nie nastąpi jakiś czas po premierze europejskiej. Swojego postanowienia dotrzymałem, choć chwilami ciężko było wytrzymać widząc grę dostępną na Allegro w wersji amerykańskiej. Jak przedstawia się najnowsza produkcja Vanillaware w wersji na PlayStation 3? Po dokładnym zapoznaniu się chyba mogę uchylić wam rąbka „tajemnicy”.

W „Dragon’s Crown” wcielamy się w stworzonego przez siebie poszukiwacza przygód. Do wyboru mamy jedną z sześciu klas: wojownik (tank), amazonka (damage dealer), krasnolud (grappler), elfka (łuczniczka), maga i czarodziejkę (wsparcie). Każda klasa jest podobna a jednocześnie gra się nimi zupełnie inaczej. Wojownik ściąga na siebie uwagę i ciosy wroga, amazonka i krasnolud wbijają się w sam środek sił wroga robiąc z nich kotlety mielone. Elfka trzyma się na uboczu osłabiając wroga zanim dotrze do pozostałych od czasu do czasu wskakując w środek bitwy by pociągnąć z laczka i pozbierać porozrzucane strzały, a mag i czarodziejka rzucają potężne zaklęcia dotkliwie raniące przeciwników na danym obszarze oraz przywołując służące im potwory. Te ostatnie są strasznie tępe, ale skutecznie spowalniają przeciwników od czasu do czasu nawet kogoś zabijając.

Bohater(ka) po poznaniu Ranniego, chuderlawego złodziejaszka rusza do znajdującego się w środku wojny z orkami królestwa Hydeland. Tam dołączamy do gildii poszukiwaczy przygód, poznajemy wpływowych ludzi i zostajemy wplątani w intrygę która grozi zniszczeniem całego świata. Niestety warstwa fabularna choć początkowo zapowiada się bardzo ciekawie po kilku godzinach traci swój impet rozpływając się gdzieś pomiędzy kolejnymi wizytami w jednym z dziewięciu podstawowych lochów. Widocznie twórcy stwierdzili że jesteśmy już wystarczająco rozpaleni grą wstępną i łykniemy wszystko, nieważne co nam rzucą. Dlatego też niestety fabułę uznaję za dość rozczarowującą, nawet biorąc pod uwagę to że mamy do czynienia z beat-em-up a gdyby wyciąć elementy RPG Dragon’s Crown można by spokojnie wrzucić do automatu.

Wspomniałem już że podstawowych etapów jest dziewięć, warto jednak dodać że każdy z nich ma dwie odnogi a każda z nich kończy się walką z innym, bardzo ciekawym i różniącym się od pozostałych bossem. Zaczynając od harpii broniącej swego gniazda, przez minotaura aż po arcydemona czy czerwonego smoka śpiącego na górze złota. Choć w przypadku części z nich gdy osiągniemy już trochę wyższy poziom to wystarczy tłuc bez litości aż w końcu padnie to często trzeba znaleźć jakiś sposób, czy to dlatego że przeciwnika nie możemy zranić w normalny sposób czy też dlatego że jest po prostu straszliwie silny i potrafi nas zabić jednym ciosem (nawet wojownika z bardzo wysokim współczynnikiem obrony). Warto też zwrócić uwagę że w przypadku drugiej, trudniejszej odnogi mamy też często do czynienia z limitem czasowym, po którym nie otrzymamy tego po co tu przyszliśmy. Wszystko to powoduje że do kolejnych etapów musimy podchodzić bardzo ostrożnie, dość często zaglądając po drodze do wcześniej ukończonych lochów aby się podszkolić i być może znaleźć ciekawy sprzęt.
Skoro jesteśmy przy ekwipunku to składa się on z broni (oraz tarczy w przypadku wojownika), zbroi (akcesoriów), oraz przedmiotów używalnych (jak mikstury, magiczne pierścienie i zwoje) z dodatkiem przedmiotów klasowych (na przykład sztylet lub dodatkowe zaklęcia). Zbierając ekwipunek musimy pamiętać o tym że aby go założyć musimy mieć odpowiednią klasę, poziom i wcześniej go zidentyfikować płacąc za to całkiem sporą sumkę. Każdy element naszego wyposażenia ulega zużyciu i co jakiś czas musimy go naprawić w sklepie. Ilość przedmiotów które możemy przechowywać w mieście jest duża, ale często lepiej jest sprzedać niepotrzebny złom. Poziom doświadczenia zwiększa się w miarę przechodzenia kolejnych etapów (dopiero jak wrócimy do miasta) i za wykonywanie misji pobocznych w gildii. Wraz z zdobywaniem kolejnych poziomów zwiększają się nasze statystyki i dostajemy punkty umiejętności, które możemy wydać na interesujące nas zdolności (skuteczniejsza tarcza, przywoływanie mocy żywiołów, więcej zdrowia, pojemniejszy plecak itp.). Wymaksowanie wszystkich dostępnych zdolności nie jest możliwe więc przed zakupem warto się zastanowić czy dana umiejętność jest akurat tym czego potrzebujemy.

Skoro wspomniałem już o zleceniach dla gildii muszę przedstawić je nieco dokładniej, jako że przedstawiają się one bardzo ciekawie. Podczas gdy pierwsze z nich są dość proste i mają pomóc nam w zapoznaniu się z możliwościami „Dragon’s Crown” to późniejsze stanowią naprawdę spore wyzwanie, na przykład pokonać minotaura w trzy minuty. Często mają one aspekt humorystyczny, odnoszą się one do mitologii, baśni czy popkultury, to samo zresztą można powiedzieć także o zwykłych misjach. W nagrodę za wykonanie zadania otrzymujemy doświadczenie, złoto, punkty umiejętności i dostęp do wyśmienitych grafik wraz z ich opisem stanowiącym podsumowanie całej sytuacji. Zleceń jest w sumie pięćdziesiąt więc dość wyraźnie wydłużają czas jaki chcemy poświęcić grze.

Skoro już jesteśmy przy długości gry, ukończenie jej wojownikiem na wszystkich poziomach trudności i z wykonaniem wszystkich zleceń z gidii zajęło mi trochę nieco ponad czterdzieści godzin. Moim zdaniem jest to całkiem przyzwoity wynik, zwłaszcza że fabuły starczyło głównie na pierwsze trzy, a później uaktywniała się dość sporadycznie.

Powodem dla którego wytrzymałem tak długo przy niewielkim wsparciu ze strony historii jest fakt że system gry jest po prostu wyśmienity. Jak już wspomniałem klas jest sześć a wszystkie się od siebie mniej lub bardziej różnią. Do tego dochodzą wspomniani wcześniej świetni bossowie, ale nawet zwykłe mięso armatnie prezentuje się dość ciekawie, zwłaszcza w podrasowanej, dużo bardziej upierdliwej formie. Oprócz wyżynania wrogów tym co nosimy ze sobą twórcy oddali w nasze ręce bronie tymczasowe, jak kilka rodzajów kusz, sztylet ( do rzucania jak i machania), miotacz ognia, granat oraz pochodnię. Ta ostatnia jest szczególnie przydatna jeśli walczymy z duchami których nie da się zranić inaczej niż tylko ogniem. Warto też zwrócić uwagę że niektórzy przeciwnicy również potrafią korzystać z takiego ekwipunku. Oprócz tego w kilku miejscach będziemy też mogli postrzelać z armaty lub pokierować ogniem balisty. Pod nasze waleczne zadki natomiast trafiają dwa rodzaje wierzchowców: tygrys szablozębny który swoimi potężnymi łapami potrafi zmiażdżyć nawet wyjątkowo twardych przeciwników oraz ziejący ogniem dragonlisk. Początkowo ich dosiadanie może być trochę trudne ale gdy opanujemy sztuczkę ich przewracania stają się bardzo przydatne, zwłaszcza że w tym czasie bohater nie otrzymuje żadnych obrażeń. Z innych środków transportu skorzystamy też z łódki oraz latającego dywanu. Oprócz wrogów na naszej drodze możemy też spotkać liczne pułapki, od gejzerów pary, przez kolce i opadające na nas z ogromną siłą głazy aż po płonącą podłogę.

Aby odrobinę ułatwić sobie zadanie możemy pomodlić się do bogiń i sypnąć trochę złotem w zamian za różne błogosławieństwa (więcej złota / punktów na ukończenie poziomu), lub dodatkowe życia. Kolejne modlitwy odblokowujemy w miarę przechodzenia na wyższe poziomy trudności. W trakcie trwania misji znajdziemy tez czasem runy, które po aktywowaniu generują dość duże, choć krótkotrwałe premie. Zaczynając od wygenerowania skrzyni ze skarbem, przez podwojoną ilość punktów aż do zmiany przeciwników w kamień czy zabicia wszystkich nieumarłych na ekranie. Ilość żyć jest ograniczona, jednak w trakcie podróży znajdujemy ogromne ilości złota, które w pewnym momencie wystarcza na „przedłużenie” naszych szans, zupełnie jak w niektórych grach arcade.

W „Dragon’s Crown” znaleźć możemy tryb multiplayer online. Na początku gry nie możemy brać w tym udziału, jednak gdy skończymy kilka pierwszych misji staje się to możliwe. Oczywiście możemy bez problemu dalej grać sami, czy to jako samotny bohater, czy to korzystając z pomocy wskrzeszonych botów (chwilami średnio rozgarniętych) których szczątki znajdziemy w trakcie naszych podróży.

Po ukończeniu gry na zwykłym poziomie trudności zdobywamy dostęp do kilku bonusów, po pierwsze odblokowujemy wyższy poziom trudności tym samym zwiększając maksymalny poziom postaci. Co ciekawe jest to wyjaśnione fabularnie, jednak nie zamierzam psuć wam zabawy. Naszym zadaniem wtedy jest powtórzenie dokładnie tego samego wyczynu co wcześniej, czyli przygotowanie się do walki z ostatnim bossem i pokonanie go, oprócz tego mamy jednak także inne bonusy. Po pierwsze odblokowujemy dodatkową grafikę w galerii dla postaci którą gramy. Po drugie odblokowujemy możliwość zakupienia jej jako narratora całej przygody za „nędzne” milion złotych monet. Po odblokowaniu możemy jednak na szczęście zmieniać narratorów dowolną ilość razy bez dodatkowych opłat. Po trzecie mamy dostęp do misji pobocznych które do tej pory były zablokowane. Po czwarte otrzymujemy dostęp do areny, na której możemy się zmierzyć z innymi graczami online, lub ostatecznie botami. Po piąte i chyba najciekawsze, odblokowujemy dostęp do Labiryntu Chaosu, a raczej jego pierwszych trzech pięter. Następne odblokowujemy za przechodzenie gry na kolejnych poziomach trudności, zdecydowanie polecam jednak zaglądnąć tam niedługo po odblokowaniu aby stanowił on prawdziwe wyzwanie (nie jest on zależny od naszego obecnego poziomu trudności). Składa się on z kilkunastu fragmentów z znanych nam poziomów złożonych w losową całość, wypełnionych losowymi przeciwnikami i utrudnieniami. Pod koniec każdego fragmentu danego piętra znajdziemy bossa którego znamy ze zwykłej gry, jednak w późniejszej części (po ukończeniu gry na hard) pojawiają się oni także jako zwykli przeciwnicy. Po ukończeniu podstawowych dziewięciu pięter odblokowujemy dostęp do dodatkowych wyzwań.

Pod względem graficznym gra prezentuje się bardzo dobrze, świetnie wykonane, kolorowe i nieco karykaturalne postaci w 2D poruszają się po równie wyśmienitych dwuwymiarowych tłach (czasem zgrabnie udających 3D). Dlaczego karykaturalnych? Wystarczy spojrzeć na bohaterów: krasnolud wygląda jakby żywił się wyłącznie sterydami, czarodziejka mało co nie wyskoczy z ubrania a wielki jak szafa wojownik biega na malutkich i cienkich jak zapałki nóżkach. W całej grze jest tylko kilka postaci które wyglądają „normalnie”, na przykład czarodziej, czy księżniczka. Mi to w żadnym stopniu nie przeszkadzało, ale wywołało to małą burzę w internecie więc na wszelki wypadek przyglądnijcie się screenom czy taki styl wam odpowiada. W środku jatki raczej nikt nie będzie miał na to czasu, ale kto wie. Animacje w porównaniu z „Odin Sphere” stały się płynniejsze, mniej sztywne i powtarzalne, ale wciąż odrobinkę odstają w stosunku do reszty oprawy.

Pod względem dźwiękowym jest nawet lepiej. Przy wybieraniu postaci możemy zdecydować czy wolimy oryginalne, japońskie pokrzykiwania, czy też angielskie, przy czym obydwa są moim zdaniem na równym, wysokim poziomie, naprawdę nie mam się czego przyczepić. Inne odgłosy, zarówno otoczenia jak i przeciwników są równie dobre, podobnie zresztą odgłosy walki, tylko w kilku miejscach chciało mi się śmiać, szczególnie dotyczyło to „muczenia” minotaura. Muzyka stoi na niemal niebiańskim poziomie, nie jest natrętna ale wyśmienicie pasuje do sytuacji, czasem jest radosna, czasem spokojna, prawie zawsze epicka, może nie tak bardzo jak w „Odin Sphere”, ale zdecydowanie nie jest od niej gorsza.

W ramach podsumowania. Jeśli szukacie kolejnego RPG z elementami akcji od Vanilli to trafiliście pod niewłaściwy adres, tutaj proporcje są dokładnie odwrotne, czy jednak sprawia to że gra jest gorsza? Jak dla mnie zdecydowanie nie, system jest naprawdę świetny i nawet gdybyśmy wyrwali go z całej reszty to nadal bardzo dobrze by sobie radził. Sama gra po wycięciu elementów RPG spokojnie mogła by trafić na automaty, przechodzenie kolejnych etapów potrafi mocno uzależnić. Pod względem graficznym i dźwiękowym gra przedstawia się wspaniale, powolna, ale pewna ewolucja grafiki z jakiej znamy tą firmę nie pozostawia wątpliwości co do swojej wysokiej jakości. Zdecydowanie polecam.

Ocena ogólna

Dragon’s Crown

PLAYSTATION 3

Grafika
90%
Dźwięk
100%
Grywalność
90%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.