RetroAge Recenzja, Mega Drive Dragon’s Fury
RecenzjaMega Drive

Dragon’s Fury

Loading

Gdy bierzemy do rąk pudełko z grą Dragon’s Fury to pierwszym co rzuca się w oczy jest kiczowata okładka z kiczowatymi potworami i jakąś kiczowato ubraną babą… Brzmi jak heroic fantasy klasy B? Jak dla mnie tak i to bardzo, jednak nic, oprócz bardzo wyraźnego i równie kiczowatego napisu „The Best 3D pinball game in the World” nie sugeruje, że to nie jest kiepski klon Golden Axe.

Daleko mi od bycia fanem pinballi, nie miałem zamiaru kupować tej gry jednak tak jakoś wyszło… I bardzo dobrze!

Dragon’s Fury daleko od symulatora, może zresztą dlatego przypadła mi do gustu. Główny stół podzielony jest na 3 piętra, a naszym zadaniem jest podbijać kulkę, zbierać punkty i nie przegrać. Do punktowania służą nam wszelkiego rodzaju elementy, które można znaleźć na prawdziwym flipperze, (oczywiście odpowiednio kiczowato wykonane) oraz różne potworki szwędające się w określonych miejscach na stole (można je zabić, ale wkrótce przychodzi następna fala). Zabawę ułatwiają nam specjalne bonusy, na przykład dodatkowe kulki za ułożenie 3 glutów w odpowiednim kolorze, lub blokowanie dróg ucieczki dla naszej kulki przez ścianki w zamian za przeprowadzenie jej przez określone specjalne miejsca. Oprócz głównego stołu mamy do dyspozycji 6 dodatkowych etapów polegających na walce z bossami (yup dobrze czytacie, tu są bossowie) i to właśnie tutaj zbieramy najwięcej punktów. Gdy zbierzemy już wszystkie punkty jakie zebrać możemy (jedyne 999999900) pojawia się przed nami ostatni, ukryty dotychczas bonusowy etap, czyli walka z finalnym bossem. Trwa to długo i pożera dużo kulek, ale po pokonaniu go możemy dać odpocząć umęczonym kciukom i zobaczyć napisy końcowe. W sumie gra odchodzi trochę od kanonu tworząc trochę dziwny i niespodziewany miks gatunków, które raczej nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. Dzięki temu jest jednak bardziej przystępna dla nowych, oczywiście pod warunkiem, że lubią kiczowate fantasy.

Sterowanie jest proste i sensowne: D-pad to lewy flipper, B – prawy, natomiast A to tilt. Gra na nasze działania reaguje szybko i dokładnie tak jak powinna. Ustawienia przycisków można zmienić, ale jest to zapominane przy każdym resecie konsoli.

Większość stołu Dragon’s Fury jest nieruchoma i jako taka wygląda całkiem nieźle, jednak potwory są zazwyczaj tak malutkie, że ciężko zorientować się, co to tak naprawdę jest, oczywiście całość została mocno podlana sosem z kiczu. Bossowie są trochę więksi i zazwyczaj można połapać się czym tak naprawdę są (na przykład hydra), ale też do pięknych nie należą. No cóż to wczesna Sega Mega Drive, więc nie można było spodziewać się dużo więcej, tym bardziej że jest to remake Devil’s Crush na TurboGrafx-16. Dwa lata później powstała kontynuacja pod nazwą Dragon’s Revenge i ta wygląda już dużo lepiej.

Muzyka jest całkiem fajna, nie wpada w ucho, ale dobrze tworzy klimat do lania potworów naszą kulką, a przede wszystkim nie wkurza, nawet po wielu godzinach. Efekty dźwiękowe sprawiają się trochę gorzej, ale powiedzmy sobie szczerze, że konkurencja też zbyt epicka nie jest w przypadku tego gatunku.

Podsumowując, pomimo że Dragon’s Fury przesadnie piękna nie jest, dźwiękowo nie powala, a obok prawdziwych flipperów nawet nie stała to zapewniła mi masę frajdy przez wiele godzin, pomimo że zupełnie się tego po niej nie spodziewałem. Niech moc tego odkurzacza ukaże fakt, że w ciągu niecałego tygodnia Dragon’s Fury wydłużyła mój całkowity czas (liczony od zakupu konsoli) spędzony z Mega Drive o około 1/3.

Ocena ogólna

Dragon’s Fury

MEGA DRIVE

Grafika
70%
Dźwięk
60%
Grywalność
90%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.