RecenzjaNES

Elite

Loading

Analizując wydane w ostatnim czasie gry można zauważyć pewien wyraźny trend. Akcja większości nowych produkcji rozgrywa się w otwartym świecie, który niczym nie ogranicza gracza. Rozwiązanie to jest najczęściej kojarzone z serią Grand Theft Auto, ale wszystko zaczęło się od innej, dużo starszej gry. Na pomysł ten wpadło blisko trzydzieści lat temu dwóch angielskich studentów: David Braben i Ian Bell. Pomysł ten zrealizowany został na NESa, a zwał się Elite.

W 1984 roku stworzyli oni grę, której głównym bohaterem jest komandor Jameson. Świeżo upieczony pilot nowiutkiego statku Cobra Mk 3, który ze stoma kredytami w kieszeni wylądował na stacji Lave. Elite ukazało się początkowo na komputerze BBC Micro i szybko stało się bestsellerem w Wielkiej Brytanii. Gra już na pierwszy rzut oka wyglądała ciekawie. Była to jedna z pierwszych produkcji wykorzystujących trójwymiarową grafikę wektorową, jednak nie to było jej największym atutem. Elite oferowało dziesiątki a nawet setki godzin zabawy w czasach, gdy wśród gier królowały proste zręcznościówki. Gracz mógł faktycznie poczuć się jak pilot statku kosmicznego przytłoczony bezkresem kosmosu, bo świat w grze składa się z ośmiu galaktyk, a w każdej z nich znajduje się 256 planet. Z powodu ograniczeń sprzętu większość świata jest generowana losowo, włączając w to nazwy planet i układów, ich położenie i parametry. Popularność gry spowodowała jej wydanie na większość komputerów dostępnych w latach osiemdziesiątych. Powstała również wersja na konsolę Nintendo Entertainment System.

Elite na NESa ukazało się w 1991 roku. Jest to jedna z niewielu gier na tę konsolę wydana wyłącznie w Europie. Kartridż posiada wbudowaną baterię umożliwiającą zapisywanie gry, co przy tytule wymagającym poświęcenia takiej ilości czasu jest koniecznością. Ta wersja nie odbiega w zbyt wielkim stopniu od tego, co oferowało Elite na komputerach osobistych. Większość różnic wynika z charakterystyki 8-bitowej konsoli, oraz jej kontrolera, a także ze specyficznego podejścia firmy Nintendo do gier publikowanych na ich sprzęcie. To właśnie przez producenta konsoli w grze nie będziemy mieli szans handlować narkotykami i niewolnikami zamiast których pojawiają się rzadkie surowce i zniewolone roboty.

Po włączeniu konsoli i wybraniu jednego z trzech dostępnych języków gra przy pomocy napisów w stylu tych z Gwiezdnych Wojen każe nam przygotować się do walki. Od razu, bez zbędnego przedłużania zostajemy przeniesieni do statku kosmicznego otoczonego kilkoma wrogimi jednostkami. Walka nie jest trudna, jednak bez znajomości klawiszologii można już na tym etapie ujrzeć napis „Game Over”. Warto zwrócić w tym miejscu uwagę na muzykę, bo ta początkowa sekwencja walki i sam ekran tytułowy są jednymi z nielicznych momentów, gdy dane nam będzie ją usłyszeć. Po walce gra wyświetli informację o tym ile czasu zajęło nam zestrzelenie wrogich statków i przeniesie nas na stację Lave. Dopiero w tym miejscu zaczyna się właściwa rozgrywka.

Komandor Jameson w którego się wcielamy może zostać przemytnikiem, łowcą nagród, poszukiwaczem skarbów lub zwykłym szarym handlarzem. Wszystko zależy od nas i od tego w jaki sposób chcemy pomnożyć początkowe sto kredytów. Na stacji Lave możemy zapisać grę, kupić towar, który później z zyskiem sprzedamy. A także uzupełnić zapasy paliwa i za odpowiednią opłatą ulepszyć statek oraz skorzystać z mapy najbliższej okolicy. Te same opcje pojawią się na każdej z planet, które w przyszłości przyjdzie nam odwiedzić. Na niektórych planetach znajdziemy dodatkowo misje, których wykonywanie zwiększa reputację komandora Jamesona. Część towarów, które możemy kupić jest nielegalna (na przykład wspomniane „rzadkie surowce”) i może ściągnąć na nas uwagę policji, ale za to przynosi większy zysk przy odsprzedaży. Po uzupełnieniu paliwa i zapełnieniu ładowni opuszczamy stację, wybieramy na mapie planetę na którą chcemy się udać, uruchamiamy hipernapęd i po zadokowaniu sprzedajemy towar z zyskiem. I właściwie to tyle, podany schemat powtarzamy w kółko odwiedzając kolejne planety. Za zarobione pieniądze można nabyć ulepszenia statku, broni, oraz oczywiście jeszcze więcej towaru na sprzedaż. W międzyczasie mogą nas zaatakować kosmiczni piraci lub policja, możemy zginąć przy próbie dokowania, lub uzyskiwania paliwa z powierzchni gwiazd. Możliwości jest naprawdę sporo, a gdy już znudzimy się okolicą, za odpowiednią opłatą można przenieść się do kolejnej galaktyki. Brzmi ciekawie? Niestety, to tylko pozory…

Elite” jest doskonałym przykładem na to, że o wiele gorszy od przestarzałej grafiki czy oprawy audio może być przestarzały gameplay. O ile w czasach swojej świetności ta gra mogła zachwycać tym jak bardzo jest rozbudowana, o tyle dziś nie robi już tak wielkiego wrażenia. Podróżowanie między planetami może brzmi interesująco, ale ogranicza się do kilku animacji i użycia przycisku przewijania. Ta funkcja pozwala zaoszczędzić czas poprzez przeskoczenie do kolejnego zdarzenia, a więc do momentu, gdy zostaniemy zaatakowani lub po prostu osiągniemy cel. Sama wizyta na nowej planecie to kupienie paliwa, towaru, ewentualnie ulepszeń do statku, zapisanie gry i dalszy lot. Po godzinie grania w „Elite” wszystkie te czynności wykonujemy machinalnie i nie czerpiemy z nich żadnej satysfakcji. Ratunkiem mogłyby tu być ciekawe walki z piratami i policją, ale na początku nasz statek jest tak słaby, że w starciach nie mamy większych szans, a po zakupieniu odpowiednich ulepszeń walka z wrogiem nie wymaga prawie żadnego wysiłku. Warto tu wspomnieć o kontrolerze, który z oczywistych względów nie został zaprojektowany do kierowania statkiem poruszającym się w trójwymiarowej przestrzeni i zdecydowanie nie ułatwia cieszenia się grą. Sterowanie jest bardzo skomplikowane, bez przestudiowania instrukcji nie ma sensu włączać gry, większość operacji wymaga naciskania dwóch przycisków jednocześnie, albo wybrania odpowiedniej ikonki. Pewną ciekawostką jest opcja współpracy dwóch graczy aktywowana poprzez przyciśnięcie dowolnego przycisku na drugim kontrolerze. Jest ona jednak całkowicie bezużyteczna, drugi gracz może tylko i wyłącznie operować bronią statku i prawdopodobnie umrze z nudów zanim napotka jakąś wrogą jednostkę do zestrzelenia.

Muzyka w grze praktycznie nie istnieje. W ciągu kilku godzin gry udało mi się usłyszeć trzy utwory, z czego dwa występują przy ekranie tytułowym i w początkowej sekwencji walki. Lotom przez przestrzeń kosmiczną towarzyszy wyłącznie grobowa cisza, przerywana od czasu do czasu dźwiękami wystrzałów wydawanymi przez wrogie jednostki. Trzeci utwór to ośmiobitowa interpretacja ” Nad pięknym modrym Dunajem” Straussa, która jest nawiązaniem do „Odysei kosmicznej 2001” i włącza się po rozpoczęciu dokowania. Do jakości muzyki nie można mieć zastrzeżeń, jednak jest jej zwyczajnie zbyt mało. Pozostałe dźwięki występujące w grze są poprawne jak na NESa, ale nie wyróżniają się niczym szczególnym.

Grafika jest ciekawa i wygląda bardzo niecodziennie na tle innych gier z biblioteki ośmiobitowego Nintendo. Owszem, chwilami potrzeba niezłej wyobraźni, żeby dostrzec statek kosmiczny zamiast zlepku kresek, ale ogólnie efekt jest naprawdę niezły. Minusem jest tragiczna czytelność ikonek odpowiadających za poszczególne akcje na statku lub na stacji kosmicznej, najłatwiej jest po prostu zapamiętać co gdzie jest, ale na początku jest to spory problem. Pewne zastrzeżenie można mieć również do ilości wyświetlanych na raz kolorów, ale z drugiej strony dzięki temu grafika ma w sobie coś ze starych filmów science fiction.

Nie da się dziś jednoznacznie ocenić gry takiej jak Elite. Ponad dwadzieścia lat temu jej oprawa i gameplay zachwycały nowatorskim podejściem, ale dziś naprawdę trudno to docenić. Gra niezbyt dobrze zniosła upływ czasu i dziś mogę ją polecić tylko fanom tego typu kosmicznych symulatorów. Aby poczuć klimat jednej z pierwszych gier z otwartym światem w trochę bardziej przystępnej wersji można zapoznać się z darmowym i otwartym projektem Oolite (www.oolite.org). Warto też dodać, że ze strony jednego z twórców Elite, Iana Bella (http://www.iancgbell.clara.net), można pobrać za darmo grę na każdą platformę na jaką się ukazała a jego dawny współpracownik, David Braben pracuje obecnie nad Elite: Dangerous, która ma ukazać się w pierwszym kwartale 2014 roku. Produkcja będąca duchowym następcą oryginalnego Elite zebrała na Kickstarterze ponad półtora miliona funtów pokazując, że komandor Jameson ma wciąż wielu wiernych fanów.

Ocena ogólna

Elite

NES

Grafika
60%
Dźwięk
40%
Grywalność
50%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.