RetroAge Recenzja, DS Final Fantasy IV
RecenzjaDS

Final Fantasy IV

Loading

Dwadzieścia lat temu, niepozorna kontynuacja znanej serii Final Fantasy, wywołała niemałe zamieszanie na poletku wielkich gier jRPG. Czwarta część ”Ostatniej Fantazji” zyskała przychylność światowej beletrystyki i fanów m.in. dzięki wprowadzeniu paska ATB (Active Time Battle) oraz personalizacji głównych charakterów opatrzonych indywidualnymi profesjami i historiami. Czy wydany w 2008 roku remake gry Final Fantasy IVma szansę odnieść podobny sukces co pierwowzór? Zapraszam do zapoznania się z przygotowanym materiałem.

Walka dobra ze złem to znany i powszechnie implementowany przez różnej maści developerów, pretekst fabularny do ukazania szerszej perspektywy ogólnie pojętego świata gier jRPG. Charaktery mimo powierzchownej złożoności często wydają się odzwierciedlać znany archetyp – protagonista przybiera formę człowieka prawego, mówiąc prozaicznie dobrego, antagonista natomiast – ucieleśnienia egzystującego w danej krainie zła. Nie ma w tym nic nagannego – pojmowanie w ten sposób prawideł rządzących światem jest zwyczajnie prostsze i nie wymaga szczególnej analizy – łatwiej jest w ten sposób zyskać przychylność szeroko pojętej publiki.

Czy zatem remake Final Fantasy IV na konsolę Nintendo DS, zrywa z powszechnie stosowaną od lat konwencją i wyznacza nowe standardy na polu zawirowań fabularnych? Na całe szczęście, nie – ponownie zmusza nas do żmudnej wiwisekcji najczarniejszych zakamarków otchłani ludzkiej jaźni i wędrówki w stronę światła w poszukiwaniu rozgrzeszenia.

Final Fantasy IV jest remakiem gry o tym samym tytule wydanym na konsoli SNES w 1991 roku. W owym czasie stanowiła nie lada rewolucję w dziedzinie wirtualnego rzemiosła fabularnego i całości gatunku jRPG. Po raz pierwszy w serii, bohaterowie nie stanowili pozbawionych głębszej historii i osobowości pionków, lecz prawdziwe charaktery z krwi i kości, nieustannie wodzone na pokuszenie, zdolne kochać i nienawidzić. Ponadto, interesującym i przełomowym zabiegiem była personalizacja postaci poprzez przypisanie każdej wyłącznie do jednej, określonej profesji. Dzięki temu rozgrywka zyskała epicki i prawdziwie unikatowy charakter.

Opisywana pozycja na konsolę Nintendo DS, stanowi klasyczną grę jRPG, w której standardowe walki toczone w systemie turowym, przeplatane są eksploracją rozległego świata.

Fabuła, tak ważna w każdej kolejnej częśći Final Fantasy, z początku wygląda dość standardowo i w istocie tak jest. Główny heros tej części – czarny rycerz Cecil, kapitan królewskiej floty Red Wings, zostaje oddelegowany z misją pozyskania z użyciem siły drogocennego kryształu, będącego największą świętością sąsiedniego królestwa. Konsumowany przez tłumione emocje i poczucie winy, podważa autorytet swego władcy pytając o pobudki jego działania. W konsekwencji zostaje zdegradowany i wysłany na kolejną misję w celu odkupienia swojej „arogancji”. Na nieszczęście owa eskapada okazuje się podstępem, którego celem jest całkowita anihilacja sąsiedniej nacji magów specjalizujących się w przyzywaniu stworów – ich wioska zostaje doszczętnie spopielona. Ze zgliszczy owej cywilizacji udaje się uratować Rydię – młodą summonerkę, z ogromnym potencjałem. W miarę upływu czasu Cecil odkrywa, iż za delikatnie mówiąc dziwnym, zachowaniem swojego monarchy stoi Golbez – mroczny rycerz z ukrycia pociągający za sznurki, a cały uknuty przez niego spisek ma o wiele bardziej globalne znaczenie.

Cel naszej wyprawy jest zatem z góry ustalony i dość oczywisty. Sama historia mimo swej prostoty, urzeka ogólnie pojętym klimatem i tym niedefiniowalnym czymś, przyciągającym nas do dalszej gry w celu obejrzenia kolejnej scenki. Podróż Cecila, to coś więcej niż tylko kolejna „misja ratunkowa świata”. To gra o wiecznym poszukiwaniu samego siebie, o wewnętrznej walce uczuć i dokonywaniu właściwych wyborów natury moralnej.

Poza wspomnianymi postaciami w grze natkniemy się na szereg niezapomnianych osobowości, które staną u naszego boku i wspomogą nas swoim orężem, lub zechcą zakończyć nasze istnienie. W skład naszej drużyny wejdą m.in. Kain – najlepszy przyjaciel głównego bohatera, dumny smoczy rycerz armii króla, Tellah – potężny mag, a zarazem ojciec, troszczący się o przyszłość swojej córki, Yang – potężny mnich z królestwa Fabul czyPolom i Palom – bliźniaki kształcące się w technikach białej i czarnej magii.

Swoistą nowością w serii był swego czasu pasek ATB (Active Time Battle), który wprowadzał powiew świeżości w skostniały statyczny system ówczesnych jRPGów. Po napełnieniu się owego wskaźnika nasza postać może wykonać jeden ruch (czar, atak, użyć przedmiotu, zasłonić się), po czym gracz czeka aż wyżej wspomniany napełni się ponownie. Owa reguła dotyczy także przeciwników, a szybkość uzupełniania owego wskaźnika zależy oczywiście od naszych statystyk.

Herosi, którymi przyjdzie nam władać, zostali podzieleni na klika klas, bez możliwości zmiany tychże w trakcie wędrówki. Znajdziemy tu wszelkie najbardziej znane w grach RPG zawody począwszy od białych magów (Rosa), Summonerów (Rydia), mnichów (Yang), czarnych rycerzy (Cecil), a nawet mechaników (Cid). Jak zapewne się domyślacie domeną wszelakiej maści czarnoksiężników jest operowania białą i czarną magią (ofensywne czary żywiołowe – Fire, Thunder, Blizzard, oraz defensywne lecznicze – Cure, Esuna, Protect itd.), innych postaci natomiast siła fizyczna, przy czym zadbano o to by każdy charakter różnił się czymś od poprzedniego. Yang dla przykładu jest zdolny zasadzić całej watasze przeciwników solidnego kopa, a także gromadzić siłę w celu zwiększenia swojej obrony lub ataku w kolejnej turze, Cecil uwalnia pokłady tkwiącego w nim mroku, dzięki czemu kosztem kilku punktów życia jest w stanie zadać więcej obrażeń, Kain po odpowiedniej komendzie jest w stanie zaatakować oponenta dewastującym ciosem z wyskoku.

Ze względu na atrybuty konsoli Nintendo DS Final Fantasy IV, wzbogacone zostało o szereg rozwiązań, które z oczywistych względów nie mogły znaleźć się w pierwowzorze. Dolny ekran prezentuje mapę świata oraz lokacji, która jest odkrywana w miarę naszej eksploracji danej miejscówki. Po odkryciu całej powierzchni nagradzani jesteśmy dodatkowymi przedmiotami, co stanowi bardzo trafne usprawnienie i miły upominek po żmudnym zaglądaniu w każdą szczelinę. W kluczowych momentach jesteśmy nagradzani specjalnymi zdolnościami (Augment) takimi jak „Auto-Potion” czy „Counter”, które możemy przydzielić wyłącznie jednej postaci. Whyt Eidolon Rydi, jest w pełni kustomizowalny, możemy zmienić jego zewnętrzną aparycję, rysując stylusem odpowiedni grymas na jego twarzy. Po wykonaniu szeregu mini-gier (którymi zarządza Fat Chocobo), uczy się odpowiednich zdolności bitewnych, po czym możemy wystawić go w walce przeciwko oponentom z gry lub innemu graczowi dysponującemu kopią gry za pośrednictwem sieci bezprzewodowej.

Pod względem oprawy graficznej gra staje na równi z hitami pokroju Dragon Quest IX: Sentinels of the Starry Skies czy Golden Sun: Dark Dawn, pretendując do miana najładniejszej gry na konsoli Nintendo DSw kategorii jRPG. Wspaniałej jakości tekstury (podłoże, ściany, tła na ekranie walki), szczegółowo wykonane, bogato zdobione elementami graficznymi lokacje o szerokim stopniu zróżnicowania (pustynia, las, miasta, zakazane ziemie, zamczyska, jaskinie, lochy), które zachowują przy tym spójność całego świata. Postacie (na ekranie walki oraz w poszczególnych miejscówkach, wewnątrz lokacji) oraz wszelkiej maści oponenci, wykonane zostały z pieczołowitą starannością w pełnym 3D, bez żadnych kompromisów, do jakich zdążyły nas przyzwyczaić produkty konkurencji. Czary prezentujące poszczególne żywioły wyglądają wprost kapitalnie – tak świetnie oddanego efektu ognia dawno nie doświadczyłem na handheldzie Nintendo. Podobnie sprawa wygląda z niezwykle efektownym przyzywaniu Eidolonów (charakterystyczne dla serii summony – Shiva, Ramuh, Ifrit, Bahamut) i zdolnościami herosów opierających się na sile fizycznej (Yang,Kain). Animacje ruchów głównych postaci są bardzo płynne i wyglądają wspaniale. Jedyne do czego mogę się przyczepić to odrobinę za bardzo stateczne wizerunki naszej drużyny w czasie walki. Dlaczego żaden z nich w czasie oczekiwania na komendę nie może periodycznie machnąć ręką, mieczem czy różdżką, zwłaszcza że bossowie nie mają z tym najmniejszych problemów? Detal, który równie dobrze można zaliczyć jako odwołanie do oryginału na konsoli SNES.

Na szczególną uwagę zasługują animowane scenki prezentujące wydarzenia fabularne wykonane na silniku gry. Pojawiają się z dużą częstotliwością w kluczowych momentach rozgrywki i są wykonane z pełnym Vioce actingiem. Rewelacyjna sprawa. Przekucie statecznych dwuwymiarowych spriteów, w trójwymiarową rzeczywistość wykonane zostało z dużą dozą pietyzmu, który zachwyci osoby, które wcześniej doświadczyły pierwowzór. Niestety nie wszystkie akty ów spektaklu są prezentowane w ten sposób. W części z nich zmuszeni będziemy wyłącznie czytać wyświetlane na ekranie słowa. Nie urąga to za bardzo jakości całego produktu, gdyż proporcje między scenami z Vioce actingiem i bez, zostały zachowane w należyty sposób.

Muzycznie mamy do czynienia z prawdziwym Shangri La, utworów i dźwięków. Wieloletni kompozytor seriiNobuo Uematsu, kolejny już raz raczy nas wysokiej jakości epickimi, ponadczasowymi kawałkami. Peleton stanowią nadal kultowe już utwory (w nowych aranżacjach) „Main Theme” słyszalny na mapie świata, czy „Prologue”, których po prostu nie da się zapomnieć.

Jednym z elementów odróżniających Final Fantasy IV od reszty jRPG na konsoli Nintendo DS, jest dość wysoki poziom trudności. Square Enix, postanowiło zachować go na poziomie pierwowzoru z SNESa, stawiając na dorosłą rozrywkę przeznaczoną w głównej mierze dla hardkorowców. Praktycznie od samego początku gra wymusza staroszkolne zdobywanie doświadczenia i grinding – dungeony są bardzo długie i skonstruowane tak, że często powrót do miasta w celu uzupełnienia zapasów jest równoznaczny z mozolną wędrówką okrężną drogą przez cały kontynent. Zapisywać stan gry oraz rozkładać charakterystyczne dla serii namioty uzupełniające HP i MP możemy wyłącznie na mapie świata oraz w specjalnie wyznaczonych do tego polach (istnieje także opcja quick save). Przedmioty uzupełniające manę i energię (Potion, Ether) są rozlokowane w większości lokacji, szybko okazuje się jednak, że ich zasoby są niewystarczające i konieczne jest zdobycie większej ich ilości w sklepach. Fundusze jakie otrzymujemy za wygrane potyczki (na bronie, zbroje, przedmioty) również nie należą do satysfakcjonujących, co stanowi kolejny pretekst do młócenia wszelkich wrogich maszkar z nadmierną częstotliwością. Przejście głównego trybu fabularnego zajmuje przeciętnie 35-40 godzin, jednakże czas ten można solidnie wydłużyć nawet do 100 godzin, jeżeli chcemy posiąść wszystkie Eidolony, najlepszy ekwipunek w grze czy spędzić chwilkę przy serii mini-gierek Fat Choboco.

W dobie, powszechnej mody na coraz to bardziej udziwnione wariacje na temat gatunku jRPG, dodające do znanej formuły nierzadko elementy zręcznościowe czy platformowe, Final Fantasy IV stanowi prawdziwie ukryty diament każdej kolekcji, świecący jasnym światłem mimo upływu ponad dwóch dekad od czasu wydania pierwowzoru. Square Enix, udało się tchnąć w tę wspaniałą historię, drugie życie (nie zmieniając przy tym nic w warstwie fabularnej) poprzez nadanie iście finalnej oprawy audiowizualnej oraz nielicznych elementów (Namingway, Eidolon Whyt, Fat Chocobo, mapy lokacji), które w remakeu sprawdzają się lepiej niż w oryginale.

Wysoki poziom trudności oraz jak należałoby stwierdzić w myśl nowoczesnej tendencji – zbytnia asceza systemu rozgrywki, z pewnością zniechęci sporą część grających przyzwyczajonych do wodzenia za rączkę i nieustannego bombardowania akcją nie myśląc zbytnio o konsekwencjach. Final Fantasy IV na konsoliNintendo DS, to prawdziwy powrót do korzeni, który z pewnością docenią osoby spragnione staroszkolnego doświadczenia w najczystszej formie.

Nie ukrywam iż Final Fantasy IV, pomimo ponad 20 lat na karku, stanowi moją ulubioną cześć serii. Historia, mimo iż nie aspiruje do rangi najoryginalniejszej, trzyma w napięciu do samego końca – to czysta, pozbawiona bezsensownych udziwnień, nadmiernej patetyczności i moralizatorstwa opowieść o odwiecznej walce dobra ze złem – w duszy każdego człowieka. Nie udaje – jest po prostu prawdziwa. Wędrówka Cecila i jego mentalna przemiana skłania do głębszej refleksji nad życiem każdego z nas. Bo na odkupienie naszych grzechów i wybór właściwej ścieżki, nigdy nie jest za późno.

Ocena ogólna

Final Fantasy IV

NINTENDO DS

Grafika
90%
Dźwięk
90%
Grywalność
90%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.