RetroAge Recenzja, PlayStation 2 Final Fantasy X
RecenzjaPlayStation 2

Final Fantasy X

Loading

W serwisie retroage.net ląduje w dniu dzisiejszym recenzja Final Fantasy X, pierwszego finala na konsolę PlayStation 2. Czy seria znana choćby z kultowej części siódmej, rozwinie skrzydła na platformie Sony? Czy tytuł, który miał się okazać przełomowym i niepowtarzalnym przeżyciem sprostał rzeczywistości? Serdecznie zapraszam do zapoznania się z przygotowaną recenzją.

Seria Final Fantasy z każdą kolejną odsłoną powiększa swój dorobek sukcesów na każdej możliwej platformie. Siódma odsłona serii określana mianem kultowej, osiągnęła w tej materii prawdziwe mistrzostwo świata. Final Fantasy X jest pierwszą produkcją Square na konsolę PlayStation 2, wydaną w 2001r. Czy mimo nieznajomości gruntu przez developera, pozycja podobnie jak jej poprzedniczki, wyznacza nowe standardy i podnosi i tak już zawyżoną poprzeczkę? Po odpowiedź na owe pytanie zapraszam do mojej recenzji.

“Listen to my story… this may be our last chance…”

Historia w Final Fantasy X jak zawsze stanowi mocny punkt całości, który skutecznie motywuje do przechodzenia kolejnych etapów rozgrywki. Tym razem Square naprawdę stanęło na wysokości zdania, dostarczając nam wzruszający, pełen niesamowitych emocji i zwrotów akcji scenariusz. Hitchcock mawiał iż dobry film powinien się rozpoczynać od „trzęsienia ziemi, a następnie napięcie powinno już tylko rosnąć”. Nie inaczej jest w dziesiątej części Final Fantasy. Świat głównego bohatera Tidusa, a za razem narratora całej opowieści, zostaje niespodziewanie zaatakowany przez „sin” bliżej nie określoną jednostkę zła. Na skutek zbiegu niefortunnych zdarzeń bohater zostaje przeniesiony do innego wymiaru, w którym odnajduje Yunę, Wakkę, Lulu – swych nowych towarzyszy podróży. Dołączając do drużyny stopniowo dowiaduje się iż Yuna podobnie jak jej ojciec przed dziesięciu laty ma zamiar zniszczyć pradawne zło również zwane „sin”, które odradza się raz na x lat. W tym celu podróżuje wraz z Wakką i Lulu, odprawiając rytuał przywołania w świątyniach rozlokowanych na terenie całej Spiry. Kulminacją jej podróży jest „ostateczne przywołanie”, które stanowi jedyną metodę pokonania „sin”. Co to za tajemniczy świat? Dlaczego ludzie unikają „zakazanych” maszyn, stanowiących w świecie Tidusa chleb powszedni? I wreszcie, jaką rolę odgrywa w tym wszystkim ojciec Tidusa, Jecht? Na te i wiele innych pytań będziecie musieli znaleźć odpowiedz sami. Fabuła z minuty na minutę przeistacza się w głęboką, wielowymiarową i pełną symboliki opowieść, w której każde zdarzenie ma głębszy sens. Historia obfituje w wiele pomniejszych wątków historycznych przebijających fabułę nawet niektórych samodzielnych pozycji.

Jak w każdym Finalu trzon opowieści stanowią niezwykle charyzmatyczne portrety eksponowanych postaci. Dziesiąta cześć w tej materii nie różni się zasadniczo niczym od swoich poprzedniczek. Narratorem i zarazem uczestnikiem prezentowanych wydarzeń jest Tidius – nastoletnia wschodząca gwiazda gry blitzball, w rodzimym mieście Zanarkand. Auron to pół legendarny wojownik, mentor i mędrzec. Przez większą część czasu milczy, po to aby parę minut później zmasakrować wszystkich swoją parozdaniową/lakoniczną, lecz jakże mocarną ironiczną wypowiedzią. Yuna to młoda summonerka, dopiero co poznająca arkana przywoływania, jej bronią jest biała, lecznicza magia i wrodzona aparycja, niewinność oraz skromność. Lulu to postać, której nie da się nie lubić. Kobieta jest ,,przyzwoitką’’ (guardian) Yuny, traktuje ją jak młodszą siostrę. Często posługuje się kąśliwą ironią przy akompaniamencie strumieni czarnej magii. Wakka, jest podobnie jak Tidus graczem blitzballa. Jako kapitan drużyny Besaid Aurochs, posługujący się swoją „piłką” w charakterze oręża, stanowi cenne ogniwo walecznej drużyny. Kimahri to przedstawiciel plemienia ronso z północnych mroźnych części planety. Wielki, rzadko przemawiający osiłek, przy bliższym kontakcie bardzo przyjazny. Rikku natomiast, jest przedstawicielką Al Bhed, plemienia korzystającego z zakazanych w całej krainie maszyn. Cała drużyna stanowi mieszaninę przedstawicieli poszczególnych ras i warstw społecznych występujących w krainie Spira, dzięki czemu możemy podziwiać zależności i relacje pomiędzy owymi ugrupowaniami oraz reakcje poszczególnych charakterów na różne wydarzenia i zjawiska.

Ważną kwestią w prezentacji postaci, są wyraziście nakreślone wizerunki personalne i portrety psychologiczne. Wakka – optymista, Lulu – pesymistka, Yuna – jest ucieleśnieniem nadziei i skromności, Auron – pradawny mentor (mądrość), Tidus – „dzieciak”, który w miarę upływu czasu dorasta. Nie sposób sklasyfikować i podporządkować poszczególnych postaci jednolitym prądom myślowym gdyż ich wizerunki są niezwykle skomplikowane, dzięki czemu zyskują wrażenie autentycznych, namacalnych osobowości.

Potyczki oparte są na prostym schemacie – stateczne walki w systemie turowym. W czasie zmagań naszych herosów napełnia się specjalny pasek (overdrive), indywidualny dla każdej postaci, po którego wypełnieniu można użyć niezwykle efektownego i efektywnego zarazem wykończenia. Każdy z charakterów wraz z rozwojem uczy się nowych overdriveów przy czym czasami ich zdobywanie uzależnione jest wykonaniem określonej czynności. Np. Wakka – zdobycie mistrzostwa w blitzball. Magia dzieli się na żywiołową i bez żywiołową. W przypadku tej pierwszej obowiązuje zasada kamień-papier-nożyce, w przypadku drugiej o zwycięstwie decyduje siła mentalna.

W Final Fantasy X zrezygnowano z tradycyjnego level-upowania postaci. W zamian za to do dyspozycji oddano nam siatkę sferyczną – sphare grind. W praktyce ogranicza się to do „kupowania” za specjalne sfery, zdobywane w czasie walki, umiejętności dla każdej postaci. Poszczególne kryształy sferyczne różnią się między sobą wartościami np. ability sphere odblokowuje określoną zdolność, power sphere zwiększa siłę itd. Niektóre są rzadkie jak przykładowo „Luck Sphere”, niektóre występują tylko w określonej części Spiry, a niektóre pospolite zdobywamy praktycznie wszędzie. Zazwyczaj wartość sfery uwarunkowana jest jej rzadkością. Różnice pomiędzy poszczególnymi charakterami, co prawda wynikają z ich rozmieszczenia na siatce sferycznej, lecz prędzej czy później można nauczyć danej techniki każdego. Możliwości „kombinowania” są przeogromne, przykładowo z magiczki (Lulu), umiejętnie kierując jej rozwojem, możemy zrobić całkiem dobrego wojownika i odwrotnie, nawet Auron może posiąść tajniki białej magii.

Postacie w Final Fantasy X prezentują poszczególne profesje. Mamy tutaj ciężkich siepaczy dzierżących w swych dłoniach potężne oburęczne narzędzia zniszczenia jak przykładowo Auron czy Kimhari. Yuna posiada w swym arsenale białej magii pokaźne zasoby zaklęć defensywnych i leczniczych. Ponadto dziewczyna jest dla nas ważna ze względu na umiejętność przyzywania magicznych istot niezwykle charakterystycznych dla serii – summonów nazwanych w tej części aeonami. Wśród nich odnajdziemy zarówno tych dobrze nam znanych z poprzednich odsłon serii (Ifrit, Siva) jak i zupełnie nowych (magus sisters, jojimbo). Lulu z kolei specjalizuje się w czarnej magii, a co za tym idzie zaklęciach ofensywnych. Wakka dzięki mobilności swej „broni” jest niezastąpiony jeżeli chodzi o walki z jednostkami nadziemnymi. Specjalizacją Rikku jest złodziejstwo (steal) i mixowanie poszczególnych wcześniej „wykradzionych” przedmiotów. Tidus natomiast jest postacią najbardziej uniwersalną – wyłącznie od nas zależy, w którą stronę pokierujemy jego rozwojem.

Bestiariusz jest niezwykle okazały. Egzystujące w świecie Spiry monstra stanowią najróżniejsze wariacje ziemskiej flory i fauny – spotykamy tu choćby ogromnych siepaczy swym wyglądem przypominających średniowiecznych rycerzy, poprzez nietoperze z jednym okiem, rosiczkowate rośliny, roboty, maszyny czy też abstrakcyjne imaginacje designerów, stanowiące uosobienie danego żywiołu. Każdy z gatunków poszczególnych bestii występuje w wariacjach elektrycznych, wodnych, ognistych, trawiastych itd. jednym słowem, jest w czym wybierać. Bossowie, których w grze nie brak, są zaprojektowani z pomysłem. AI nie poraża złożonością, lecz stoi na przyzwoitym poziomie, umożliwiając, pokonanie danego przeciwnika na parę sposobów, stosowanie określonych taktyk itp.

Czym byłby Final bez sub-questów? W dziesiątej części do dyspozycji oddano nam tradycyjnie już wyścigi chobocko (charakterystyczny środek transportu w serii, ogromne kurczaki), łapanie stworów, walki na monster arnie czy choćby grę w blitzball, niesamowitą dyscyplinę w świecie Spiry. Ostatnia kwestia wymaga chyba osobnego komentarza – w blitzballu ważne są nie tyle umiejętności, co strategiczne, przestrzenne myślenie. Gra przypomina piłkę nożną (4 graczy gra przeciwko 4 starają się wrzucić piłkę do bramki przeciwnika) z tą różnicą, iż gra odbywa się pod woda i gracze mogą używać także rąk. Zawody wygrać może jedynie drużyna najlepszych, więc poszukiwanie wymarzonych członków po świecie Spiry jest nieodzowne. Treningi odgrywają również istotną rolę.

Grafika w Final Fantasty X stoi na wysokim poziomie. Postacie wykonane są perfekcyjnie, niestety nie o wszystkich połaciach terenu i miejscówkach można to samo powiedzieć. W niektórych przypadkach tekstury nie grzeszą wspaniałością. Walki obfitują w różnorodne efekty świetlne, rozbłyski, każdemu czarowi przyporządkowana jest odpowiednia animacja. Mimo iż większość akcji stanowi jedynie skrypty na czele z niesamowitym przywoływaniem summonów, ich efektywność i spektakularność pozwala zapomnieć o owym aspekcie. Jedynym, do czego można się przyczepić to dość słaby voice-acting w wersji europejskiej. Pozytywne wrażenie z kolei robią rewelacyjne pełne dynamizmu renderowane filmiki odgrywane po ważniejszych fabularnych wydarzeniach. W większości miejscówek kamera jest statyczna, nie mamy możliwości jej zmiany, co powoduje często kłopoty z orientacją. Obszary są rozległe, lecz w większości przypadków puste. Wyjątek stanowią miasta i okoliczne wioski. Eksplorację często przerywają randomowe walki, utrudniające i przeszkadzające w naszej podróży zwłaszcza, gdy drużyna jest u kresu sił. Dyskusyjna jest także sprawa animacji „chodu” poszczególnych postaci (zwłaszcza Tidusa). Postacie poruszają się jakby „sunęły” się po „ruchomych dywanach”. Ruszają nogami jednakże nie wygląda to zbyt naturalnie. Ewidentnie widać tutaj naleciałości z poprzedniej generacji. Takie elementy można było dopracować lepiej, co pokazuje choćby FFXII, jednakże patrząc przez pryzmat wczesnego wydania tytułu, na początku kadencji PS2, przymykam oko na owe niedociągnięcie.

Muzyka w dziesiątym finalu to materiał na małą książkę. Autorem OST jest ponownie Nobuo Uematsu, który wspina się na wyżyny muzycznego uniesienia serwując nam niesamowicie zróżnicowaną muzykę począwszy od symfonicznych kawałków (A dream that will end some day) zmieszanych z elektroniką, kończąc na heavy metalowym tracku „Otherworld” autorstwa grupy The Black Mages. Momentem, który wyraźnie wdrążył się w moją świadomość jest scena walki braci ronso przy akompaniamencie niesamowicie dekadenckiego skrzypcowego kawałka „People from north pole”. Muzyka wyraża tutaj, bowiem wszystko – szczęście, smutek, rozpacz czy wręcz szaleństwo. Motyw przewodni Final Fantasty X – „to Zanarkand”, całkowicie powala na kolana, wręcz hipnotyzując gracza, wprowadzając go w bliżej nie opisany melancholijny trans. Czasami wystarczy usłyszeć choćby ułamek sekundy którejś z melodii by złapać bakcyla, ponownie chwycić w dłoń pada i poznawać od nowa uniwersum Final Fantasy X. Nie można także zapominać o rewelacyjnym „Suteki de na”, który zyskał miano kultowego i bywa tłumaczony przez fanów na wszelkie możliwe języki świata. Odgłosy postaci/stworzeń zostały dobrane idealnie.

Czas potrzebny na ukończenie scenariusza oceniam na jakieś 90 godzin. Jest to bardzo dobry wynik zważywszy na fakt, iż dzięki licznym sub-questom czas ten można solidnie podwoić, a nawet potroić. Po pokonaniu ostatniego szefa (a w zasadzie przed) można się jeszcze pobawić w kolekcjonowanie najlepszego oręża w grze (szumnie zwanego Celestial weapons), wszystkich summonów, pokonanie Dark Aenów i Penance, penetrację Omega ruins, zebranie wszystkich wspomnień Jecht’a lub też kolekcjonowanie wszystkich liter i w konsekwencji nauczenie się języka Al Bhed.

Final Fantasy X jako pierwszy w historii Final doczekał się pełnoprawnej kontynuacji w postaci Final Fantasy X-2, co już samo przez się mówi o pewnym prestiżu rzeczonej produkcji.

Tak naprawdę trudno jest jednoznacznie wskazać, co przyciąga odbiorcę do owego tytułu. Z jednej strony niewiarygodnie przemyślana i charakterystyczna historia, która sprawia, iż nawet, gdy nie jesteś fanem (c)rpg’ów będziesz chciał poznać dalsze losy bohaterów, z drugiej plejada genialnych postaci, których portrety psychologiczne można analizować w nieskończoność. Między grającym a postaciami nawiązuje się nieprzerywalna więź emocjonalna, która nie pozwala zapomnieć i trwać w obojętności o przyszłe losy drużyny.

Tidus podróżuje tak naprawdę w głąb samego siebie. Dorasta, przeżywa uczucia, o których istnieniu nie miał pojęcia. I właśnie, dlatego nawet najwięksi twardziele uronią rzewne strumienie łez oglądając ostatnią scenę Final Fantasy X. Magiczna opowieść Square, która mam nadzieję pozostanie w waszych sercach czymś więcej niż tylko pustym wspomnieniem. Wspomnieniem, które żyje.

Ocena ogólna

Final Fantasy X

PLAYSTATION 2

Grafika
90%
Dźwięk
90%
Grywalność
100%

Autor

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.