RetroAge Recenzja, GameCube Freedom Fighters
RecenzjaGameCube

Freedom Fighters

Loading

Sowieci wygrali II Wojnę Światową i zaatakowali USA. Plany globalnej dominacji jak zwykle pokrzyżował hydraulik. Przyłącz się do Freedom Fighters.

Co by było gdyby było inaczej niż jest?
ZSRR wygrywa II Wojnę Światową zrzucając bombę atomową na Berlin. Po udanym rajdzie na stolicę hitlerowców, sowieci udają się na misje pokojową do kolejnych krajów europejskich siejąc powszechna miłość do koloru czerwonego oraz symbolu sierpa i młota. Jedynym liczącym się krajem niepałającym jeszcze miłością do czerwonej gwiazdy pozostają Stany Zjednoczone Ameryki. Stan ten nie potrwa zbyt długo – dzięki gościnności Fidela Castro sowieci budują na Kubie pokojową instalacje atomową w postaci wyrzutni pocisków balistycznych. Dzięki wygraniu przez komunistyczną partię wyborów Meksyku, marzenie o świecie w kolorze miłości miało już niedługo stać się rzeczywistością.

Hydraulik, uwięziona Laska i Czerwony smok.
Hydraulik (a dokładniej zachowując zgodność z Super Mario Bros) dwóch braci hydraulików o zmienionych dla niepoznaki imionach (Christopher i Troy) mają wykonać serwis instalacji hydraulicznej w pałacu księżniczki Peach (która to dla niepoznaki mieszka na zwykłym blokowisku i ma na imię Isabella). Po dotarciu na miejsce Troy i Isabella zostają porwani przez sługusów Czerwonego Smoka Bowsera (dla niepoznaki generała Tatarina). Od tego momentu przejmujemy kontrole nad Chrisem. Uzbrojeni początkowo jedynie w klucz francuski wyruszamy wyzwolić Troja, Isabellę oraz jak się później okaże całe zgrzybiałe królestwo (tu znowu dla niepoznaki nazwane USA) z objęć polityki miłości w wykonaniu czerwonych.

Scena pierwsza na początku, której nie umiemy nic, a pod koniec której umiemy prawie wszystko.
Pierwsza misja to ciekawie przeprowadzony instruktaż gry. Podążając za jednym z Freedom Figters wykonujemy zadania słuchając poleceń bardziej doświadczonego kolegi. Po zapoznaniu z wszystkimi aspektami sterowania przenosimy się do bazy rebeliantów zlokalizowanych w kanałach Nowego Jorku.

To ja nie nazywam się Turok?
Niestety Chris nie jest Turokiem (bohater gry Turok Dinosaur Hunter) i nie może dźwigać przy sobie kilkunastu rodzajów broni. Na raz możemy dźwigać: najlepszego przyjaciela hydraulików, czyli klucz francuski (bardzo przydatny w sytuacji braku amunicji), broń palną jednoręczną (pistolet lub rewolwer), bron dwuręczna (shotgun, kałasznikow, karabin maszynowy Thompson lub snajperka), lornetkę, oraz po kilka sztuk koktajli mołotowa, granatów, ładunków C4 oraz apteczek. W kilku misjach znajdziemy także wyrzutnię rakiet zajmującą miejsce broni dwuręcznej. Podczas wykonywania misji możemy posiadany ekwipunek wymienić na broń będącą w posiadaniu unicestwionych sowietów (zależnie od dostępności amunicji).

Każdy miewa kłopoty z pamięcią.
Przy kłopotach pamięciowych z pomocą przychodzi klucz francuski. Otóż stan gry możemy zapisać jednie przenosząc się do bazy rebeliantów lub przenosząc się do innej lokacji, co odbywa się poprzez sieć kanalizacyjną, do której uzyskujemy dostęp otwierając studzienki przy pomocy klucza francuskiego. Otwierając studzienkę możemy skorzystać z opcji „quick save” – jednak tak zapisany stan gry automatycznie kasuję się przy zmianie lokacji, czy też po wyłączeniu konsoli.

Spokojnie panie kierowniku – flaszkę kończymy i już robimy.
Gra podzielona jest na kilka rozdziałów w obrębie, których mamy dostęp do kilku lokacji. W każdej z lokacji mamy do wykonania różnego rodzaju zadania. Zazwyczaj sprowadzą się one do podłożenie ładunków C4 w określonych miejscach, uwolnienia więźniów oraz podmiany czerwonego sztandaru na gwiaździsto-pasiasty. W obrębie rozdziału mamy do czynienia z nieliniowym sposobem przechodzenia gry. To od nas zależy, w jakiej kolejności zaliczymy poszczególne zadania i lokację. W niczym nie przeszkadza (a często nawet powinniśmy) zaliczenie najpierw 3 zadania w lokacji nr.2, a później przejście do lokacji nr.3 w celu wykonania zadania nr.2. Spowodowane jest to wpływem naszych działań w jednej z lokacji na warunki bojowe w drugiej. Dla przykładu w jednej z początkowych misji bardzo trudno jest przeżyć ostrzał z helikoptera – rozwiązaniem jest wcześniejsze podłożenie C4 pod helikopter. Podczas misji dużą pomocą służy „Kid” – nastolatek, który z powodu zajęcia szkoły na poczet bazy ruskich włóczy się po mieście służąc rebeliantom różnymi ciekawymi informacjami. Na zakończenie każdego rozdziału prezentowane są opanowane przez czerwonych wiadomości, gdzie nasze wyzwoleńcze działania są przedstawione jako akty terroryzmu przeciw miłości, jaką sowiecki naród obdarzył mieszkańców Ameryki. Jako ciekawostkę podam, że prezenterką wiadomości jest pochodząca z Krakowa Tatiana Kempinski – najwyraźniej ruskie już przerobiły naszych na swoją modłę. Dla lokalnych patryjotów taka mała teoria spiskowa – jak możemy przeczytać w instrukcji, ojciec Chrisa jest Irlandczykiem – czyżby potomek polskiego hydraulika, który wyemigrował do Irlandii?

Bo było nas dwoje… a później troje – czyli geneza 12 apostołów wolności.
Za wykonanie zadań, a także za pomoc udzieloną cywilom otrzymujemy tzw. „Charisma points” zwiększające naszą reputację wśród Freedom Fighters. W zależności od poziomu reputacji możemy werbować podczas misji pałetających się bez celu po lokacjach rebeliantów. Oczywiście na początku będzie to 1-2 Fightersów, ale już pod koniec gry będziemy mogli dysponować oddziałem 12 uzbrojonych wojowników. Zwerbowanym rebeliantom możemy wydać jeden z trzech dostępnych rozkazów – „atakuj”, „podążaj za mną” oraz „zostań tutaj”. Dzięki takiemu rozwiązaniu całkowicie ulega zmianie charakter rozgrywki – oszczędzamy amunicję i zdrówko. Co ciekawe jeśli w pobliżu wałęsających się fajtersów rozpoczniemy wymianę ognia, przyłączą się do nas mimo iż ich nie werbowaliśmy (lub nie mamy odpowiedniego poziomu reputacji aby ich zwerbować).

Nie taki diabeł straszny jak się go pomaluje.
Oprawa graficzna jak w większości gier multiplatformowych nie odzwierciedla możliwości technicznych Gamecube. Mimo to mamy do czynienia z solidnie wykonaną robotą. Szczegółowe modele postaci, rozległe obszary Nowego Jorku, zmieniające się pory roku i warunki atmosferyczne (deszcz, śnieg), czy też pory dnia (dzień/noc) składają się na jak najbardziej rzeczywiste przedstawienie fikcyjnych wydarzeń, w których bierzemy czynny udział. Janusz Kamiński potrzebny od zaraz. Niestety deweloper nie zatrudnił żadnego operatora kamery. Z tym jakże trudnym zajęciem musimy borykać się sami – dano nam możliwość swobodnego manipulowania kamerą, co w ferworze walki nie zawsze jest rozwiązaniem idealnym.

Głuchemu orkiestra nie pomoże.
Rosjanie krzyczący coś po rusku, Amerykanie rozmawiający po angielsku, eksplozje, setki wystrzałów to tylko część atrakcji przygotowanych przez dźwiękowców, aby pieścić nasze uszy. Całość dopełnia rewelacyjna muzyka idealnie wtapiająca się w tło rozrywki. Nie są to proste kawałki, które będziemy nucić przy goleniu i właśnie, dlatego pozostając tak jakby w cieniu idealnie budują klimat, nie wybijając się nachalnie przed inne elementy tworzące grę.

Kupą mości panowie.
Do dyspozycji konsolowych graczy oddano nie obecny w wersji PC tryb multiplayer, będący wariacją na temat „capture the flag”.

Czasami bywa inaczej niż sobie zaplanowaliśmy.
Mimo solidnej oprawy, ciekawego scenariusza oraz unikalnych rozwiązań gra nie stała się tak popularna jak na to zasługuje. Dlatego jeśli lubisz tego typu gry, a nie miałeś styczności z Freedom Fightes gorąco zachęcam do zapoznania się z tą pozycją. Jedyną poważną wadą jest praca kamery (a dokładnie to jej brak), oraz krótki czas ok. 10-12 godzin potrzebny do ukończenia gry.

Ocena ogólna

Freedom Fighters

GAMECUBE

Grafika
80%
Dźwięk
90%
Grywalność
90%

Autor

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.