RetroAge Recenzja, Wii GoldenEye 007
RecenzjaWii

GoldenEye 007

Loading

O GoldenEye na N64 mówiono już wiele dobrego. Przełomowy, niesamowity, a nawet zaryzykowano stwierdzenie „najlepszy Bond”. Dziecko firmy Rareware stało się ikoną konsolowych gier FPS. Minęła przeszło dekada, a firma Activision zdecydowała się stworzyć swojego potomka na wzór i podobieństwo poprzednika. Chodzi tu o GoldenEye 007 na Nintendo Wii. Powiew świeżości czy smród odgrzanego kotleta? Zapraszam do recenzji.

Wszystko zaczęło się od dość zgrabnie opracowanego trailera gry. Grupa młodych ludzi już z twarzy wyglądająca na podręcznikowych „no-lifów” (czyli graczy którzy rzadko opuszczają swoje domy), zapytana przez prawdopodobnie członka firmy Activision jaka strzelanka była dla nich przełomowa, odpowiadają niczym jeden mąż – GoldenEye. Agent mówi że przygotowane zostało nowe „złote oko”, po czym uczestnicy spotkania niczym salwa z dwunastu armat krzyczą „wow”, „och” (itp.) i następuję zasadnicza część trailera czyli przedstawienie gry.

Pomijając otoczkę teatralności zapowiedzi byłem do gry raczej nastawiony sceptycznie. Przyciągała mnie jedynie obietnica split-screenowego (na jednym telewizorze) modułu gry wieloosobowej, którego mi na Wii naprawdę brakowało. Zaryzykowałem jednak i zamówiłem „pakiet na wypasie”. Czyli do gry dorzucony kontroler Classic Pro w złotym kolorze oraz wyjątkowo koszulka z wpasowanym melonikiem Oddjoba i wymownym napisem „Cheater”.

Fabuła gry jest niemalże identyczna jak ta z filmu. Otóż znany bohater ZSRR z czasów zimnej wojny generał Arkady Grigorovich Ourumov, za źródło utrzymania obrał sobie handel bronią na czarnym rynku. Wchodząc w układ z tajemnicza organizacją „Janus” planuję wykraść „złote oko”, czyli klucz pozwalający sterować satelitą o potężnej mocy rażenia. Służby MI6 jednak nie śpią i wysyłają agenta 007 by pokrzyżował plany terrorystów. Obsada gry została zmieniona i pierwsze skrzypce zamiast Piercea Brosnana gra teraz Daniel Craig. Gdzieś jednak zabrakło postaci Borisa, najwidoczniej stał się zbędny dla fabuły.

Pierwsza misja prezentuje wszystkie najlepsze aspekty gry, więc już od początku wiemy, czego możemy spodziewać się w późniejszych etapach. Pierwsze co rzuca się w oczy to możliwość cichej likwidacji strażnika. Bezszelestnie możemy się pozbyć każdego odwróconego do nas plecami wroga. To sprawia, że nie zawsze musimy wpadać do każdego pomieszczenia i masakrować z broni automatycznej wszystkich w zasięgu wzroku. Tym bardziej, że takich „frajerów” wypinających na nas zad, gra podstawia dość często. Tak jakby na siłę proponowała ten subtelny sposób likwidacji. Jeśli ciche rozwiązania nas nie satysfakcjonują to można do wszystkiego podchodzić na „szalonego partyzanta”.

Arsenał ogranicza się do posiadania jednocześnie trzech broni. Podstawowym orężem jest P99 –zawsze nam wierny pistolet, do którego możemy montować i demontować tłumik. Pozostałe bronie już wedle uznania z tego, co pozostawią po sobie znikające w magiczny sposób ciała ofiar. Mamy też granaty oraz jeżeli dojedzie do dość bliskiego kontaktu – możliwość rozbrojenia i zneutralizowania wroga jedynie machnięciem kontrolera. Ciekawym dodatkiem jest zwolnienie akcji, w wybranych momentach (takich jak otwieranie drzwi z pomocą buta), by pokazać, że Bond potrafi nadzwyczaj szybko działać. Takich sytuacji nie jest dużo, ale jeżeli się pojawiają należy je wykorzystać w 100%.

Próżno szukać jakiś pasków zdrowia, ponieważ nasze obrażenia symbolizuje coraz to bardziej zakrwawiony ekran. Dość popularne ostatnio podejście w tego rodzaju grach. Przyjęcie na klatę całego pakietu z AK-47, po czym schowanie się za jakąś przeszkodą, odczekanie na regeneracje i ponowne rzucenie się w wir walki jest już chyba normą. Jedynie wyjątek stanowi wybór klasycznego najtrudniejszego poziomu gry, gdzie paski życia i kamizelki przypominają nam czasy Nintendo 64. Jeżeli już wspomniałem o przeszkodach to zwrócę też uwagę, że niektóre z nich nie wytrzymują ataków. Dość ciekawe rozwiązanie sprawiające, że musimy zmieniać zasłonę całkiem często. W walce warto też przyjrzeć się otoczeniu. Nierzadko bywa, że możemy kilku wrogów pozbyć się strzelając np. w bak pobliskiej ciężarówki. Wrogowie z reguły długo nie siedzą za jedną zasłoną i całkiem inteligentnie wykorzystują fakt, że chowamy się przed ostrzałem, stopniowo zbliżając się do nas. Pamiętny zegarek z N64 został zastąpiony komórką, która nie tylko fotografuje, ale również otwiera automatyczne drzwi czy hakuje systemy.

Ile starego Bonda w nowym Bondzie? Zasadniczo niewiele. Misje choć większość z nich osadzona w tych samych lokacjach co na Nintendo 64 to jednak różnią się i są nieco skromniejsze. Wydaje mi się, że jest tu nieco mniejsza swoboda ruchu. Starzy wyjadacze pamiętają olbrzymi mroźny teren Syberii, na którym byliśmy sporadycznie atakowani przez zlewających się z białym tłem żołnierzy. Nowsza wersja to po prostu kierowanie się wyznaczonym szlakiem i duszenie osamotnionych żołnierzy. Choć wydaje mi się, że narzekam przez sentyment, bo to nie ujmuje wcale jej grywalności.

Gra wieloosobowa, której tak się na początku uczepiłem zaspokaja podstawową potrzebę powystrzelania przyjaciół. Plansze są co prawda dość małe i łatwo się w nich znaleźć nawet bez radaru ale dają oczekiwaną satysfakcje. Możliwa jest również rozgrywka przez sieć, a wraz z zakupem „wypaśnego pakietu z padem” otrzymuje się kod do odblokowania dodatkowego trybu o nazwie „classic confict mode”, czyli gra postaciami z serii o Bondzie, takimi jak Jaws (Szczęki) czy Scaramanga (w zwykłym mutli można nimi grać bez kodu). Mówiąc o trybach mamy tu sporo kombinacji, paintball, posiadanie złotego pistoletu, który zwiększa punktacje posiadacza, czy też kauczukowe granaty.

Całkowitym zaskoczeniem jest mnogość kontrolerów, które wykorzystuje gra GoldenEye. Wii Remote + Nunchuck , Wii Zapper, Classic Controller, Classic Controler Pro, GameCube Controller. Można więc wybierać to co się lubi. Jedyną ważną różnicą jest to, że Wii Remote + Nunchuck i Wii Zapper mają możliwość wyjrzenia zza winkla dzięki delikatnemu wychyleniu kontrolerów.

Graficznie gra jest zrobiona na całkiem przyzwoitym poziomie. Czasem wydaje mi się, że wykonanie niektórych tekstur jest trochę niedbałe, lecz nie jest to rażący problem. Dźwięk również znakomity, a wyróżnić należy dobrze odświeżony przebój Tiny Turner „GoldenEye”, tym razem autorstwa Nicole Scherzinger (zespół Pussycat Dolls). Gra zapewni dobrą zabawę na kilka godzin w trybie pojedynczego gracza i dużo więcej radości z trybu Multi.

Gra została wydana także na konsolkę Nintendo DS. Odświeżona w jakości HD i nieco rozszerzona wersja gry powstanie również na konsole Xbox 360 oraz PS3 z wykorzystaniem PS Move. Tytuł nazwany zostanie Goldeneye 007 Reloaded.

Ocena ogólna

GoldenEye 007

WII

Grafika
80%
Dźwięk
80%
Grywalność
80%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.