RetroAge Recenzja, Nintendo64 Indiana Jones and the Infernal Machine
RecenzjaNintendo64

Indiana Jones and the Infernal Machine

Loading

Dziś nadszedł przez wielu długo oczekiwany dzień. Na ekrany polskich kin wchodzi czwarta część przygód Indiany Jonesa. Retroage nie pozostaje obojętne wobec tego wydarzenia, dlatego postanowiliśmy uraczyć was recenzją gry Indiana Jones and the Infernal Machine wydanej na konsolę Nintendo 64.

Indiana Jones ma na świecie całą rzeszę zwolenników, dlatego przeoczenie przez LucasArts faktu, że można jeszcze wydoić od fanów jeszcze troche kasy byłoby komercyjnym nietaktem. Powszechnie jednak wiadomo, że gry oparte na motywach filmów są zawsze o wiele słabsze od swoich pierwowzorów. Twórcy Indiana Jones and the Infernal Machine poszli więc o krok dalej i storzyli na potrzebę gry unikalną fabułę, która nie jest wzorowana na żadnej z cześci filmu.

„Profesor Henry „Indiana” Jones Junior – archeolog z uniwersytetu w Chicago i poszukiwacz przygód w jednej osobie. Mistrz poszukiwania zaginionych artefaktów, które zaginęły w burzliwych dziejach historii. Bohater filmów, komiksów jak również gier…”

Akcja gry toczy się w roku 1947. Sophia Hapgood prosi swojego przyjaciela Indiane Jonesa o pomoc. Na gruzach starożytnego Babilonu z niewiadomych przyczyn pojawiła się rosyjska ekspedycja, która prowadzi bardzo intensywne wykopaliska. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że członkami ekspedycji są radzieccy żołnierze, a nie archeolodzy. W miarę rozwoju fabuły okazuje się, że cała sprawa dotyczy tajemniczej maszyny używanej przez starożytnych do komunikacji z ich bogiem – Mardukiem. Urządzenie w dziwnych okolicznościach zostało rozebrane na części i ukryte przed potomnymi. Kluczem do odnalezienia wszystkich elementów tytułowej diabelskiej maszyny (Infernal Machine) są informacje znajdujące się w pewnej ukrytej komnacie… Nie będę jednak zdradzał szczegółów i rozwiązanie zagadki pozostawiam wam drodzy gracze, a dodam tylko, że akcja gry nie ogranicza się do Babilonu. Myślę, że niejeden z was będzie zaskoczony miejscami, jakie przyjdzie wam odwiedzić w trakcie rozgrywki.

Podczas poszukiwań diabelskiej maszyny, niejako przy okazji znajdziemy liczne skarby zaginionych cywilizacji. Część z nich jest skrzętnie ukryta, inne mniej wartościowe ‘walają się’ tu i ówdzie. Wyzwaniem jest zdobycie tych, do których dostęp wiąże się z pokonaniem pułapki, której uruchomienie najczęściej kończy się nagłą śmiercią bohatera. W przypadku niektórych pułapek wystarczy odrobinę sprytu i zwinnych palców, aby uniknąć skutków jej uruchomienia. Inne wymagają użycia jakiegoś przedmiotu z ekwipunku w celu ominięcia śmiercionośnych urządzeń. Skoro mowa o wyposażeniu głównego bohatera to warto wspomnieć o tym, że Indiana Jones dysponuje biczem i całą gamą broni palnych w tym kultowym rewolwerem (nieskończona ilość amunicji) znanym z filmów. W ciemnościach przyda się zapalniczka, którą oświetlimy sobie drogę, a może nawet dzięki niej odnajdziemy ukryte w jakiejś wnęce skarby. Na wyposażeniu archeologa znajdują się również medykamenty: apteczki i antidotum na trucizny, a na planszach można znaleźć zioła, które w mniejszym lub większym stopniu leczą nasze rany. Plusem jest to, że wszystkie przedmioty nie są zużywane na bieżąco jak to często bywa w grach. Można je zbierać i wykorzystać wtedy, kiedy chcemy i kiedy najbardziej tego potrzebujemy. Poza tym przez ekwipunek przewinie się, co najmniej kilka tuzinów najróżniejszych kluczy i pomocnych narzędzi, a w jednej z misji znajdzie się nawet miejsce na ponton. Całości dopełniają umiejętności Indiany Jonesa, który potrafi skakać, wspinać się oraz przecisnąć przez najmniejszą dziurę. Przy pomocy bicza uda nam się pokonać przepaście w tak efektowny sposób, że mógłby go pozazdrościć nawet sam książę Persji (via Prince of Persia).

W trakcie rozgrywki w wielu miejscach można zauważyć naleciałości z Tomb Raidera. Autorzy Indiany Jonesa wyraźnie wzorowali się na wielu elementach gry z Larą Croft w roli głównej. Różnica polega na tym, że Infernal Machine ma o wiele mniej elementów zręcznościowych i śmiało można go potraktować jak przygodówkę. Elementy łamigłówek pojawiają się nadzwyczaj często i każdej z nich trzeba poświęcić, co najmniej parę minut. Fragmenty przygodowe i zręcznościowe są ze sobą doskonale przeplatane. Zdarzają się miejsca, w których można zwątpić czy aby na pewno rozwiązaliśmy wszystkie zagadki w danej lokacji, bo ekwipunek i umiejętności Indiany Jonesa po prostu wydają się niewystarczające, aby dotrzeć do konkretnego punktu. W ten sposób można zapędzić się w ślepy zaułek poszukując rozwiązania, podczas gdy wystarczy odrobina sprytu, znaleźć po prostu inną drogę. Sposób rozgrywki, zagadki oraz pułapki, które natrafimy na naszej drodze to zdecydowanie najmocniejsze atuty gry Indiana Jones and the Infernal Machine.
Rozgrywkę ułatwia fakt, że można zapisywać stan gry na jednym z trzech slotów znajdujących się, na kartridżu z grą, aby dokończyć ją w późniejszym czasie.

Indiana Jones and the Infernal Machine wykorzystuje rozszerzenie pamięci Expansion Pak, dzięki czemu jego posiadacze będą mogli rozkoszować się grafiką w wysokiej rozdzielczości. Tekstury są różnorodne, ale spora ilość lokacji to po prostu jaskinie lub podziemne korytarze/komnaty, więc nie można od nich oczekiwać zbyt wiele. Świątynia mnichów w Tybecie potrafi jednak mile zaskoczyć nie tylko swoją architekturą, ale również zróżnicowaniem lokacji i bogactwem tekstur, jakimi pokryte są obiekty, które w nich znajdziemy. Gra pracuje na silniku SITH autorstwa Lucasarts, który był wykorzystany między innymi w takich grach jak Jedi Knight: Dark Forces II oraz Mysteries of the Sith. Sam fakt tego, że wersja dla konsoli Nintendo 64 jest ulepszona graficznie w stosunku do wersji z komputerów PC, świadczy o tym, że jest, na co popatrzeć w trakcie gry. Oczywiście zdarzają się obiekty, które są kanciaste i brakuje paru poligonów tu i ówdzie, przez co daleko mu do takiego Donkey Konga 64 czy choćby Banjo Kazooie, ale nie zmienia to faktu, że od strony graficznej Infernal Machine prezentuje się całkiem nieźle. Nie ma jednak róży bez kolców. Piętą achillesową Indiany Jonesa jest niestety animacja. Postać głównego bohatera porusza się, powiedzmy sobie szczerze – jak paralityk. Sztywne ruchy dotyczą także wszystkich innych postaci w tym również wrogów. Animacja to jedna z największych wad zarzucanych tej grze. Przyzwyczajenie się do tego mankamentu nie jest łatwe, bo w trakcie naszej podróży często spotkamy przeciwników, którzy poruszają się niczym karykatury tego, czym być powinny. Radziecki żołnierz nieumiejętnie toczący się w naszą stronę wzbudza taką litość, że strzela się do niego nie jak do wroga, a raczej w geście wspaniałomyślnego skrócenia jego męczarni, jakich doznaje on podczas przemieszczania się.

W trakcie gry oprócz motywu przewodniego z filmów Indiana Jonesa, przyjdzie nam posłuchać jedynie odgłosów otoczenia. Oprawa muzyczna jest, więc dość skąpa, ale w przypadku dokonania istotnych postępów w grze przyjdzie nam rozkoszować się krótkimi motywami znanymi z filmu (i nie tylko). Same odgłosy są doskonale dobrane i pasują do otoczenia, w którym toczy się akcja. Atrakcyjność gry wyraźnie podnosi fakt, że wszystkie wypowiedzi postaci są digitalizowane, a nie czytane jak w większości gier na Nintendo 64.

Podsumowując, Indiana Jones and the Infernal Machine jest całkiem dobrą przygodówką. Kuleje, co prawda animacja postaci, ale nie jest to powód, dla którego ktoś miałby przekreślić tą grę. Fabuła jest dość ciekawa, a sama rozgrywka z przeplatanymi elementami przygodowymi i zręcznościowymi potrafi przykuć do konsoli na o wiele dłuższy czas niż przeciętna gra. Gra zdecydowanie godna polecenia dla posiadaczy Nintendo 64, którzy cierpią męki z powodu Tomb Raidera, który nigdy nie ukazał się na ich konsolę.

Ocena ogólna

Indiana Jones and the Infernal Machine

NINTENDO 64

Grafika
70%
Dźwięk
70%
Grywalność
90%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.