RetroAge Recenzja, NES Iron Tank: The Invasion of Normandy
RecenzjaNES

Iron Tank: The Invasion of Normandy

Loading

Wczoraj otrzymałem list. Tak jak podejrzewałem było to powołanie. Trwająca wojna zmusiła sztab do wysłania kolejnej fali powołań. Stanąłem więc przed elitą armii i usłyszałem radosną nowinę – będę czołgistą. Marzenie szkraba namiętnie oglądającego kultowy serial wojenny o czterech pancernych zostało zrealizowane. Dzierżąc pada w dłoni zasiadam więc za sterami mojego czołgu, i zagłębiam się w miodnej gierce znanej pod tytułem „Iron Tank: The Invasion of Normandy” wydanej na NESa.

„Iron Tank: The Invasion of Normandy” dzieje się w czasach drugiej wojny światowej. Głównym i jedynym bohaterem gry jest Paul, znany też jako Snake. Młody poborowy zostaje wysłany wprost w paszczę lwa, czyli w sam środek bitwy o Normandię. Niestety po wylądowaniu na francuskim brzegu został sam jak palec. Okręt którym przypłynął wraz ze swoim oddziałem został zbombardowany przez wroga, i tylko jego czołg wyszedł cało z nalotu. Snake nie mając wyboru odpala czołg i rusza przed siebie, stawiając sobie za cel wyjść cało z tej opresji, oraz przyczynić się w znacznym stopniu do wygrania bitwy. Niedługo po podjęciu tych decyzji dostaje informację ze sztabu o zakładnikach, których po drodze trzeba uwolnić z rąk podłych hitlerowców…

Tak pokrótce można przedstawić fabułę tego tytułu. Zasady gry są banalnie proste. Jedź do przodu, strzelając do wszystkiego co się rusza, i nie daj się zabić. Twórcy gry, studio SNK jako podwaliny wykorzystało doświadczenie nabyte przy produkcji TNK III (wydanej w Japonii jako TANK) wydanej na automaty. Fabuła inspirowana bitwą o Normandię wpasowała tytuł do wąskiego grona gier wojennych, których w tamtych latach za wiele nie było. Gameplay z początku prezentuje się dość ciekawie, zaczynamy rozgrywkę na plaży, by udać się w gęsty las okupowany przez wroga. W całej grze wrogów spotkamy całą masę, zaczynając od żołnierzy piechoty, poprzez kilka rodzajów czołgów, opancerzone pociągi, samoloty, a nawet łodzie podwodne (!). Przy tej całej artylerii wroga nasz czołg wydaje się być śmieszną zabaweczką dla niemowlaków, wyposażony jedynie w karabinek i pociski wystrzeliwane z wieżyczki obracającej się w ośmiu kierunkach. Na dodatek główna broń wroga – czołgi – wydaje się być dużo szybsza i posiada większy zasięg strzału, co może zniechęcić nawet największych śmiałków. Na szczęście twórcy gry przygotowali mały deser w postaci itemków oznaczonych literkami „L”, „V”, „B”, „F” , poprawiających możliwości naszego działka umiejscowionego na wieżyczce. Znajdźki te są rozsiane po całej mapie bez ładu i składu. Znajdziemy tez tajemniczy kwadrat z literką „E” który uzupełni nasz pasek energii (doładowania naszego działka również uzupełniają energię, jednak w dużo mniejszym stopniu). Ciekawym rozwiązaniem jest uzupełnianie energii poprzez rozjeżdżanie naszą machiną żołnierzy piechoty. Znajdziemy też przedmiot ukryty pod literką „R” dający nam rezerwowy pasek życia. Gra ma kilka ścieżek do wyboru, które można dowolnie mieszać, więc po przejściu gry można spokojnie odpalić konsolę po raz kolejny i spróbować swoich sił inną drogą. Poziom trudności pod koniec gry wzrasta do niewyobrażalnego rozmiaru i może strasznie zniechęcić potencjalnego śmiałka.

Sterowanie czołgiem wymaga drobnego przyzwyczajenia. Sama jazda jest banalnie prosta, używamy do tego „D pada”, podobnie wymiana ognia, gdzie używamy przycisków „A” i „B” . Jednak sterowanie wieżyczką jest strasznie irytujące, trzymanie „B” i kręcenie wieżyczką krzyżakiem może mocno dać się we znaki podczas krzyżowego ognia wroga.

Grafika prezentuje się bardzo przyzwoicie, widok z lotu ptaka ukazuje nam ładnie skomponowaną drogę przez lasy, ruiny twierdz i ładnie wykonane pojezierze. Niezbyt ciekawie wyglądają za to rozjechani żołnierze, z których zostaje kilku kolorowa plama wyglądająca jak mini wybuch która znika po chwili. Znajdźki również nie grzeszą polotem i fantazją, są to zwykłe pomarańczowe kwadraty z literkami. Trzeba jednak przyznać, że jak na grę wydaną na NES, bladość kolorów nie jest odczuwalna tutaj aż tak bardzo.

Udźwiękowienie porywające nie jest. Brakuje wybuchów z działka, strzelanie karabinkiem brzmi niestety tandetnie. Na pocieszenie mamy muzyczkę przygrywającą w tle, która prezentuje się przyzwoicie.

Na koniec należałoby wspomnieć o możliwości powrócenia do rozgrywki w miejscu ostatniego Game Over. Tytuł ten jak wiele gier z tej generacji wykorzystuje passwordy w tym celu. Miły dodatek, bo grę można przejść przy jednym posiedzeniu, jednak zabieranie zdobytych itemków strasznie zniechęca do korzystania z tej opcji.

Podsumowując, „Iron Tank: The Invasion of Normandy” wydana na konsolę NES na początku wydaje się grą łatwą, krótką i przyjemną, w rzeczywistości jednak jest to pozycja dla graczy lubujących się w tytułach bardzo wymagających. Poziom trudności oraz zwiększone możliwości przeciwników bywają irytujące do tego stopnia, że czasem przychodzi ochota rzucić padem i posłać grę na półkę z etykietką – nie dotykać. Jeśli jednak komuś to nie przeszkadza, gra może wciągnąć na długie godziny i to nie jeden raz.

Ocena ogólna

Iron Tank: The Invasion of Normandy

NES

Grafika
70%
Dźwięk
70%
Grywalność
70%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.