RetroAge Recenzja, Dreamcast KISS: Psycho Circus
RecenzjaDreamcast

KISS: Psycho Circus

Loading

Dzisiaj przedstawiamy propozycję dla prawdziwych twardzieli i to tych najtwardszych. Dość już skaczących grzybków, kolorowych motylków i porywanych księżniczek. Nadeszła pora na krew pot i łzy. Minister Zdrowia ostrzega: granie w Kiss: Psycho Circus może prowadzić do poważnych uszczerbków na zdrowiu psychicznym.

A ty całuj mnie to taka piękna gra…
Dawno, dawno temu za górami za lasami (a ściślej mówiąc za wielka wodą) grał sobie zespół o uroczej nazwie Kiss. W tych zamierzchłych czasach pod telewizorami królowały takie maszyny jak Magnavox Odyssey czy Atari 2600, zaś Sony jak pan bóg przykazał produkowało telewizory, a nie jakieś tam plejstejszyny. Czterej weseli panowie grali niezbyt wymyślnego hard rocka, a wyróżniali się głównie dziwacznie wymalowanymi twarzami i maksymalnie obciachowymi ciuchami. A teraz przenieśmy się w czasie pod koniec dwudziestego wieku. Na konsolowym rynku króluje Dreamcast, a ktoś wpada na genialny pomysł zrobienia gry z udziałem zespołu Kiss. I tak w 2000 roku firma Third Law Interactive spłodziła dość szkaradnego potworka pod długaśnym tytułem Kiss Psycho Circus: The Nightmare Child.

Niewiele ci mogę dać…
Oczami wyobraźni widzę jak fani zacierają rączki i dostają ślinotoku na myśl o grze z ich ulubioną kapelą w roli głównej. Spokojnie, zachowajcie zaskórniaki na skórzane portki i winyle waszych idoli. Gra za wyjątkiem facjat muzyków zdobiących okładkę niewiele ma do zaoferowania wielbicielom zespołu. Nie liczcie na piosenki Kiss na ścieżce dźwiękowej, bo srodze się zawiedziecie. Utwory zespołu można usłyszeć z szaf grających rozsianych tu i ówdzie, ale ich jakość jest raczej żenująca. Czterej bohaterowie gry podobno są inspirowani muzykami zespołu. Piszę podobno, bo ciężko stwierdzić jakiekolwiek podobieństwo w kilkusekundowych przerywnikach. A poza tym ich wykonanie to raczej druga liga.

Schody do nieba… nie do piekła.
Dość już tego narzekania. Pora na mięsko, czyli grywalność. Niestety i w tym aspekcie gra mocno słabuje. Niby wszystko jest na miejscu. Dużo poziomów wypełnionych po brzegi poczwarami do rozsiekania i rozstrzelania. Okazały zestaw narzędzi mordu. Ciężki piekielno-psychopatyczny klimat. W sumie wszystko jest, ale czegoś jednak nie ma. Brak radości i przyjemności z gry. Na tym mógłbym zakończyć recenzje wystawiając solidną trójeczkę. Ale postanowiłem się pomęczyć i zagłębić w piekielną otchłań. Początek naprawdę potrafi odrzucić mniej zaprawionego w bojach gracza. Jest szaro-buro i ponuro. Grafika nijaka, tekstury powtarzają się co dziesięć centymetrów. Gracza atakują roje nieustannie respawnujących się owadopodobnych potworków. Z czasem dostajemy coraz mocniejsze pukawki, ale nie ma tu nic, czego nie było już w innych tytułach. Przeciwnicy są coraz twardsi i ciekawsi. Moim faworytem jest tłusty klaun na pajęczych nóżkach rażący elektrycznością. W sumie nie można odmówić twórcom pomysłowości jeżeli chodzi o przeciwników. Pokraki są konkretnie pokręcone i naprawdę potrafią zaleźć za skórę. Gameplay niczym nie zaskakuje. Gracza atakują hordy różnorakich poczwar i po prostu należy sobie wystrzelać drogę do wyjścia. Co jakiś czas czeka nas miłe sam na sam z jakimś bardziej mocarnym bossem. Staroszkolny FPS w czystej postaci. Uważny czytelnik pewnie zauważył, że dotychczas nie wspomniałem słowem o fabule. No cóż, brednie o zbieraniu kawałków potężnych zbroi żeby zmierzyć się z tytułowym Koszmarnym Dzieciakiem można sobie spokojnie darować w trosce o własne zdrowie psychiczne.

Jeszcze będzie przepięknie…
Trzeba sporo samozaparcia żeby dogrzebać się w Kiss Psycho Circus do pokładów miodu. Ale niestety te pokłady są niezbyt okazałe. Początek rozgrywki to nuda i znój, czyli najgorsza możliwa kombinacja. Jak pewnie domyślacie się później jest już tylko lepiej. I macie rację, gra powoli się rozpędza, ale robi to z gracją przejedzonego dinozaura. Zapytacie pewnie czy w tym morzu miernoty i słabizny można wyłowić jakieś perełki? To zadanie godne samego Kratosa, ale spróbujmy. Pierwszy plus to niezła grafika. Niektóre lokacje potrafią zaskoczyć dopracowaniem i rozmachem. Animacja cały czas jest płynna nawet kiedy na ekranie hula kilkunastu przeciwników. Gra jest długa i trudna, nawet na najniższym poziomie trudności stanowi nie lada wyzwanie. Pewnie nie dla wszystkich jest to zaletą, ale ja lubię długie i wymagające tytuły, więc tutaj Psycho Circus zdobywa punkciki. I to by było na tyle jeśli chodzi o pozytywy, zatem czas na podsumowanie.

… jeszcze będzie normalnie.
Czy warto poświęcić kilkanaście godzin na zgłębianie tej mocno przeciętnej gry? To zależy, jeśli lubisz lekką i kolorową rozgrywkę to gra nie jest dla Ciebie. Prawdziwi twardziele i wielbiciele starej szkoły poczują się tu jak w ryby w wodzie tym bardziej, że Dreamcast nie obfituje w zbyt wiele ciekawych gier FPS. Ja zdołałem dotrwać do końca, ale przyznaje, że momentami miałem ochotę cisnąć w kąt joypada i pograć w Barbie Horse Adventures.

Ocena ogólna

KISS: Psycho Circus

DREAMCAST

Grafika
58%
Dźwięk
50%
Grywalność
50%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.