RecenzjaAtari 2600

Marauder

Loading

Marauder to podręcznikowy koleś od brudnej roboty. Nie zadaje zbędnych pytań, tylko zabiera się do pracy od razu po otrzymaniu zlecenia. Tym razem przyjdzie mu jednak wykonać najtrudniejszą z misji. Nie podjął się jej nawet sam Boba Fett , który zarzekał się, że nie trzęsie dupy, a ma po prostu inny kontrakt… na jakiegoś sokoła czy coś. Przerzucił się cienias na ornitologie? Nieważne, bo Marauder ma teraz inne zmartwienie – zgodnie z informacjami, które otrzymał od jakiegoś wojskowego z gwiazdkami nie mieszczącymi się na jego pagonach wynika, że na obrzeżach galaktyki pojawiła się obca cywilizacja. Zamiary kosmitów są jasne – eksterminacja ludzkości. Główny bohater musi przedostać się do obcych baz wybudowanych w różnych zakątkach okolicznych systemów gwiezdnych i za pomocą tajnej technologii pod nazwą Atari 2600 przeprowadzić działania dywersyjne.

Każda z budowli wrogich cywilizacji składa się z sześciu sektorów ułożonych w niekończący się labirynt (na zasadzie Pac-Mana, wchodząc z lewej wychodzisz z prawej). Gdzieś w sercu bazy w jednym z pomieszczeń znajduje się ukryte centrum dowodzenia, które należy zniszczyć. Cały problem w tym, że w momencie kiedy tylko Marauder postawi nogę na terenie obcych instalacji militarnych, aktywowany zostaje system ochronny. Wnętrze bazy zabezpieczone zostało przez oddziały robotów, które za wszelką cenę starają się ukatrupić intruza. Ten moment to Twoja chwila chwały – wkraczasz do akcji drogi graczu.

Jak nietrudno się domyśleć, Marauder to klasyczny shooter z elementami prostej labiryntówki. Włócząc się po bazie tłuczemy w roboty z jednostrzałowego (!!!) gnata i staramy się odnaleźć cel naszej misji. Im prędzej do niego dotrzemy tym więcej punktów otrzymujemy. Następnie trafiamy do kolejnej bazy, która różni się od poprzedniej układem pomieszczeń i liczbą wrogów. Od czasu do czasu jeśli dopisze nam szczęście znajdziemy pancerz ochraniający chwilowo przed wrogami. Rzec by można, że opisywana gra to klasyczny standard początku lat 80tych. Czym się jednak Marauder wyróżnia spośród innych gier na konsolę Atari 2600? Co sprawiło, że zwróciłem na niego uwagę? Po za aspektem czysto kolekcjonerskim (gra jest bardzo rzadko spotykana), ewenementem jest ograniczony zakres widoczności. Otóż penetrując kolejne korytarze i pomieszczenia wrogiej bazy nie widzimy, co znajduje się za ścianami. Dopiero kiedy wychylimy się zza muru zobaczymy co się za nim znajduje. Jak sięgam pamięcią to nie mogę sobie przypomnieć w grach video tak prostego ale jakże trafionego pomysłu!

Marauder tak jak i inne gry na konsoli Atari 2600 posiada kilka poziomów trudności do wyboru. Różnią się one zasadniczo szybkością przemieszczania się robotów po bazie. Pierwsze dwa to kaszka z mleczkiem nawet dla początkujących graczy. Trzeci stanowi prawdziwe wyzwanie, a czwarty pozostaje domeną masochistów.

Oprawa graficzna w Marauder jest dość toporna nawet jak na standardy Atari 2600. Kanciasta, bardziej schematyczna niż ciesząca oko. Kolorowe ściany, bohater i robociki muszą nam wystarczyć – na dopełnienie reszty jak zwykle skazana jest nasza wyobraźnia podsycona obrazkiem z kartridża z grą.

Muzyki oczywiście brak, dźwięki ograniczają się do strzelania i buczenia w stosownych sytuacjach, ale czy ktoś oczekuje więcej od Atari 2600?

Marauder to gra jakich wiele w początkowej fazie ewolucji gier elektronicznych. Z punktu technicznego wyróżnia się w zasadzie tylko ciekawym podejściem do ograniczonej widoczności na planszy. Mimo schematycznej rozgrywki może się podobać szczególnie na wyższych poziomach trudności i przykuć na kilka minut dłużej do joysticka. Niestety ze względu na stosunkowo wysoką cenę, produkt raczej nie znajdzie zbyt wielu chętnych.

Ocena ogólna

Marauder

ATARI 2600

Grafika
50%
Dźwięk
60%
Grywalność
70%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.