RetroAge Recenzja, PlayStation Metal Gear Solid
RecenzjaPlayStation

Metal Gear Solid

Loading

W 1987 roku światło dzienne ujrzała dość niepozorna (przynajmniej na pierwszy rzut oka) produkcja o nazwie Metal Gear. Jej twórca – Hideo Kojima – zaproponował w niej bardzo innowacyjne podejście do rozgrywki, która opierała się na unikaniu otwartej walki z przeciwnikiem. Zamiast tego chowaliśmy się w różnych zakamarkach i niczym duch przekradaliśmy się za plecami wrogów. Do dyspozycji gracza oddane zostały także bronie palne i to w całkiem pokaźnej ilości. Poza tym gra oferowała ciekawą historię, której głównym bohaterem był żołnierz Solid Snake. Tytuł odniósł zasłużony sukces i jest zarazem prekursorem gatunku skradanek. 3 lata później, w roku 1990, Metal Gear doczekał się sequela w którym gracze po raz kolejny przejęli kontrolę nad poczynaniami Solid Snake’a. Metal Gear 2: Solid Snake (bo tak właśnie nazywała się kontynuacja) wzbogacił rozgrywkę o kilka nowych patentów, a także poprawił parę technicznych aspektów gry. Sequel okazał się jeszcze lepszym niż poprzednia część, jednak nigdy nie opuścił granic Kraju Kwitnącej Wiśni. Obydwie produkcje ukazały się na platformę MSX 2, a pierwsza część doczekała się także konwersji na konsolę NES (która niestety nie dorównywała pierwowzorowi).

Przez kilka ładnych lat nie było żadnych wieści co do następnej części. Jednak sytuacja uległa zmianie wraz z rokiem 1997. Na targach E3 zaprezentowano po raz pierwszy następną grę z literkami MG w tytule. Metal Gear Solid – bo o nim mowa – z miejsca stał się najbardziej oczekiwaną produkcją na konsolę PlayStation. Wszyscy czekali z niecierpliwością, aż w końcu produkt trafił na półki sklepowe. Stało się to w roku 1998 i właśnie wtedy każdy przeżył szok. Śmiało można powiedzieć, że z dniem wydania, Metal Gear Solid stał się najlepszą grą na konsolę Sony. I to nie bez przyczyny.

„Only you can get us out of it.”

Metal Gear Solid bez namysłów nazwać można wybitnym dziełem. Na taki stan rzeczy wpłynęło kilka aspektów gry (jakże i ogólna kompozycja), a jednym z nich zdecydowanie jest zaimplementowana fabuła, stanowiąca jeden z najważniejszych elementów oferowanych przez tą produkcję. Przedstawiona tu historia rozgrywa się 6 lat po wydarzeniach, które miały miejsce na Zanzibar Land (MG2). Wszystko rozpoczyna się gdy wyspa Shadow Moses (znajduje się na niej placówka w której rozbraja się broń nuklearną) na Archipelagu Fox zostaje przejęta – w wyniku buntu – przez żołnierzy z Next Generation Special Forces, dowodzonych przez elitarną jednostkę FOX-HOUND. Terroryści domagają się aby rząd amerykański wydał im zwłoki najlepszego żołnierza XX wieku, Big Bossa. W razie nie spełnienia żądań w ciągu 24 godzin, złoczyńcy użyją broni nuklearnej. Kiedy sprawy przyjmują takowy obrót, żyjący na Alasce Solid Snake po raz kolejny zostaje „poproszony” o pomoc (w rzeczywistości to siłą zostaje przytargany do bazy, a dopiero potem wprowadzony w sytuację). Snake podejmuje się udziału w operacji i po raz kolejny wyrusza na ratowanie świata w pojedynkę. Jego głównym celem jest ocalenie szefów dwóch wielkich korporacji przetrzymywanych jako zakładników oraz powstrzymanie terrorystów przed atakiem nuklearnym.
O ile w MG i MG2 historia raczej nie stanowiła przewodniego motywu gry, to w MGS odgrywa zaiste ważną rolę. W tym tekście przedstawiłem zaledwie zarys fabuły – w rzeczywistości posiada ona drugie dno. Pełna jest zwrotów akcji, trzyma w napięciu, dotyka różnych problemów, a także odnosi się do wielu dziedzin kultury. Wyróżnia ją także mistrzowskie poprowadzenie oraz ważny przekaz.
Jednak nie ma sensu o tym pisać – zniszczyłbym Wam samodzielne poznawanie jednej z najlepszych historii jakie przewinęły się przez lata w grach wideo (tak, poprzeczka w tej kwestii zawieszona została bardzo wysoko). Rzekłbym, że scenariusz jest doskonały. Wszystkie wątki zostały niesamowicie zgrabnie połączone, ostatecznie tworząc perfekcyjną całość.

„This is Snake. Colonel, can you hear me?”

W poprzednim akapicie wspomniałem iż po raz kolejny głównym bohaterem jest nie kto inny jak sam Solid Snake. Legendarnemu żołnierzowi przybyło lat, jednakże nadal jest w świetnej formie. Powiem, że nie raz (podobnie jak w częściach poprzednich ) przyjdzie nam się przekonać o jego ponad przeciętnych umiejętnościach. Solid odznacza się nerwami ze stali, chłodną osobowością oraz nieziemską precyzją tego w czym jest najlepszy – doskonale walczy. Bohater w tej części zyskał jeszcze bardziej na głębi co oczywiście łączy się także z poszerzeniem roli fabuły (choć to nie jedyny element, które odcisnął piętno na tej postaci). Snake nie jest jedynym znanym bohaterem z poprzednich odsłon, który zagościł w Metal Gear Solid. Kolejny „występ” zalicza także pułkownik Roy Campbell, były dowódca oddziału FOX-HOUND (obecnie jest już na emeryturze). Pułkownik, podobnie jak podczas operacji Intrude F014, jest głównodowodzącym misji na Shadow Moses. Mamy tu jeszcze jedną personę powiązaną z poprzednimi grami z serii. Jest to McDonnell Miller, także jeden z byłych członków FOX-HOUND, odpowiedzialny za ćwiczenia rekrutów. Myślę, że wszyscy fani przygód Węża będą zadowoleni widząc znanych bohaterów. Dzięki temu jeszcze bardziej przypominają się korzenie tej oto produkcji.

„As usual, this is one-man infiltration mission.”

Przejdźmy teraz do gameplayu, który (w połączeniu z niesamowitą fabułą) stanowi esencję Metal Gear Solid. Jak w poprzednich dwóch częściach, tutaj skradanie także stanowi całą podstawę rozgrywki. Teraz jednak wszystko odbywa się nieco inaczej, gdyż gra przeniesiona została w pełne trzy wymiary. Wraz z tym, infiltracja bazy wroga nabrała więcej głębi i trzeba grać jeszcze bardziej taktycznie niż te 8 czy 11 lat temu. Oczywiście taka ewolucja zaowocowała także innymi plusami. Kombinowanie jak obejść wrogów, dostać się w wyznaczone miejsce czy też zdobyć pożądany przedmiot stało się jeszcze bardziej ekscytujące, natomiast miód płynący z gry po prostu nie pozwala się od niej oderwać. A jak wiadomo grywalność to karta przetargowa każdego tytułu. Tak jak w poprzednich częściach, rozgrywkę w Metal Gear Solid rozpoczynamy bez jakiejkolwiek broni. Wszystko musimy sobie znaleźć w terenie, warto więc zaglądać w każdy zaułek co by potem nie obudzić się z pustymi rękami. Na swej drodze znajdziemy wiele broni palnych, a także gadżetów, które wspomogą nas w misji. W swoim ekwipunku ujrzeć będziemy mogli m.in. pistolet SOCOM, karabin FAMAS, karabin snajperski PSG-1, gogle termiczne, maskę przeciwgazową czy też wyrzutnię rakiet. Nieodzowny atrybut Snake’a – paczka papierosów – także jest obecny.
Podczas gry można jeszcze zaobserwować występowanie wielu charakterystycznych elementów, które były obecne w poprzednich odsłonach. Robi się naprawdę ciepło w duchu, gdy widzimy kartonowe pudło. Tak, ten bardzo popularny – i jakże efektywny – przedmiot znalazł się w MGS. Charakterystyczne karty dostępu do drzwi, racje pożywienia (uzupełniające pasek życia) – wszystkie elementy jakie zapamiętaliśmy z poprzednich gier znalazły tu zastosowanie. Świetne zastosowanie, należy dodać.
Sam proces przenikania między wrogimi jednostkami jest naprawdę fachowo zrealizowany. Wszystkie akcje wykonuje się bardzo intuicyjnie, a każda z umiejętności Snake’a odznacza się wielką przydatnością. Bohater ma naprawdę szeroki wachlarz ruchów. Zaliczają się do niego takie akcje jak: walka pięściami, kucanie i czołganie (były obecne także w MG2), „przyklejanie” do ścian, duszenie, przerzucanie przeciwników, przemieszczanie się w wentylacji, a także pukanie w ściany, które służy jako swego rodzaju „wabik” – pomaga odciągnąć wrogów od pewnych miejsc, czy też zaprowadzić ich w ciemny kąt i dać im nauczkę. Jak widać Solid może się pochwalić niezłym repertuarem ruchów i naprawdę nie czuć jakiegokolwiek niedosytu w tej kwestii.

Akcję podczas gry będziemy obserwować „z góry” – przypomina to widok z dwóch pierwszych Metal Gearów, jednak tutaj nie sprawdza się on idealnie. Dlaczego? W poprzednich odsłonach zazwyczaj widzieliśmy cały obszar składający się na dany fragment lokacji, toteż nie było żadnych problemów z ogarnięciem terenu. Tutaj z kolei mamy środowisko 3D, a i miejscówki uległy powiększeniu przez co nie można wszystkiego zobaczyć w jednej chwili. Czasem może to zaowocować wpadnięciem na strażnika i niepotrzebnym zwarciem oraz wznieceniem alarmu. Jednak Hideo Kojima pomyślał o wszystkim i przychodzi graczom z pomocą w postaci (znanego z MG2) radaru oraz zupełnej nowości jaką jest widok FPP (pozwalający rozpoznać teren z oczu Solida). Te dwa rozwiązania w połączeniu sprawdzają się wyśmienicie i pozwalają zapomnieć o ograniczonym widoku z góry. Są jego idealnym dopełnieniem.

To jednak nie koniec tego co Metal Gear Solid oferuje. Nie, nie – jest tego o wiele więcej. Pamiętacie jeszcze radio z MG i MG2? W nowej odsłonie przygód Solida także i to, bardzo użyteczne urządzenie znalazło sobie miejsce. Jak przed laty jest ono źródłem cennych wskazówek, bez których czasem ciężko zorientować się jak rozwiązać dany problem (a takowe się pojawiają). A co może stanowić kłopot? Tu znowu mamy odniesienie do korzeni serii, a mianowicie chodzi o walki z bossami. W roli „złych” obsadzeni zostali członkowie FOX-HOUND. O ile sam pomysł z pojawieniem się bossów był już obecny w wielu innych produkcjach na przestrzeni lat to w Metal Gear Solid i tak został on zrealizowany w możliwie najlepszy sposób. Każda potyczka z którymś z „szefów” okraszona jest niesamowitym klimatem. Tworzy go zarówno miejsce w którym odbywa się walka, przygrywająca muzyka, jak i sama postać przeciwnika w połączeniu z jego genialnym – i jakże głęboko nakreślonym – portretem psychologicznym. Pojedynki są unikatowe, a każdy z nich to klasa sama w sobie. Nie raz przyjdzie Ci ochota aby odpalić PSXa tylko po to by stanąć twarzą w twarz z którymś z badguy’ów. Warto też dodać iż bossa (choć nie każdego) można rozwalić na kilka sposobów co oczywiście wpływa na żywotność produkcji.
Gra oferuje 4 poziomy trudności ale zapewne weterani Metal Geara nie będą zaprzątać sobie głowy najniższym z nich. Prawdziwym wyzwaniem jest ostatni – Extreme. Potrafi napsuć człowiekowi krwi ale jeśli uda nam się ukończyć grę właśnie na nim to wtedy pojawia się nieodparte uczucie dumy (całkiem uzasadnione). Poziom standardowy raczej nikomu kto ma wprawę w grach akcji nie przysporzy kłopotów choć czasem też się zdarza pomęczyć na jakimś fragmencie. Ogólnie gra jest dobrze zbalansowana. Jak widać gameplay ma dość dużą zawartość przez co nie ma mowy o nudzeniu się. To naprawdę świetny kawał kodu, podany w iście mistrzowskim stylu.

„Sounds like a spy movie.”

Chyba jeszcze nigdy w historii nie pojawił się tytuł, który swoim poziomem reżyserii dorównywałby największym kinematograficznym dziełom akcji. No i skoro takich gier nie było to właśnie sytuacja uległa przeobrażeniu, a to właśnie za sprawą Metal Gear Solid. Podczas gry będziemy co pewien czas oglądać przerywniki na silniku gry – nie są to jednak standardowe przerywniki. Pan Kojima poszedł w tej kwestii znacznie dalej i zaprezentował graczom jak wygląda „fuzja” gry z filmem. O co chodzi? Otóż w Metal Gear Solid mamy okazję (a może zaszczyt?) podziwiać najlepiej wyreżyserowane wstawki jakie kiedykolwiek dane było nam zaobserwować w grach wideo. Nie ustępują dosłownie niczym produkcjom kinowym, a w wielu przypadkach są o wiele lepsze. To dzieło sztuki. Widać, że włożono bardzo wiele pracy w to aby każda scenka nabrała odpowiedniego, filmowego posmaku. Za sprawą tych przerywników – będących zarówno ważnym środkiem do przekazania historii – mamy nieodparte uczucie uczestniczenia w szpiegowskim filmie. Mówię Wam, efekt jest niesamowity. Za każdym razem udało się uzyskać odpowiedni do danej sytuacji klimat. Budowanie napięcia, bądź tajemniczości wyszło tu wręcz idealnie. Widać iż zamiłowanie Hideo Kojimy do filmów znalazło ujście w tym tytule. MGS jest pierwszą prawdziwie „filmową” grą, co można by odczytać jako swoistą rewolucję w branży. I nie rzucam tu słów na wiatr – zagracie to sami się przekonacie co znaczy „brać czynny udział w filmie”. Nigdzie nie było tak zręcznego połączenia emocjonującej rozgrywki z pasywnym (ale tylko ruchowo) oglądaniem. Nie, nie oglądaniem. Przeżywaniem. Bo tutaj wszystko przeżywa się głęboko w duchu.

„…they’re beautiful, compassionate eyes.”

Przyszła pora aby napisać parę słów na temat grafiki w tejże produkcji. Jak już wspominałem, po raz pierwszy w Metal Gearze mamy do czynienia z grafiką 3D. Przejście z grafiki 2D wygląda naprawdę piorunująco. Pierwsze chwile z tym tytułem to same ciepłe słowa właśnie odnoszące się do oprawy wizualnej. Aż nie chce się wierzyć na cóż to stać Szaraka. MGS to jedna z niewielu gier na konsolę Sony, która pchnęła PlayStation do granic możliwości. Jak zwykle na poparcie tego jest masa argumentów. Jeden z nich to modele postaci. Charakteryzuje je przede wszystkim ogromna dbałość o szczegóły – można tu zauważyć nakreślone muskuły, bardzo dobrze wykonane części stroju, czy też sam, jakże świetnie oddany, wygląd bohaterów. Czysta sztuka. Na dodatek zarówno główni bohaterowie, jak i mniej znaczący przeciwnicy, obdarzeni zostali piękną animacją, której nigdy nie zdarza się zwolnić.

Kolejnym elementem, który swym rozmachem wprawi w zakłopotanie, są lokacje jakie przyjdzie nam zwiedzić. Wszystko dzieje się w obrębie bazy na Shadow Moses, więc różne hangary, doki, laboratoria lub innego tego typu pomieszczenia są tu standardem. Ale w żaden sposób nie nużą. Co to, to nie. Każda lokacja wykonana została z taką pieczołowitością, że normalnie grzechem jest nie zatrzymać się i nie przypatrzeć, jakże wspaniale skonstruowanemu otoczeniu. Masa szczegółów, wspaniała architektura i łączący się z tym klimat rozkładają na łopatki. Wszechobecny na Alasce śnieg w produkcji Konami także się pojawił. Czy muszę mówić, że wygląda on wspaniale? Raczej, nie bo to oczywiste. Klasa z jaką baza na środku oceanu, w klimacie chłodnym, została stworzona, powoduje, że niemal czuć zimno wypływające z telewizora. Brrr!
Metal Gear Solid w kwestii oprawy wizualnej to – wraz z Tekkenem 3 – najwyższa półka gier na PSXa.

„Did you hear something? Wasn’t that some kind of music?”

Dochodzimy do kolejnej – bardzo ważnej – kwestii bez której żadna duża produkcja z prawdziwego zdarzenia nie może się obyć. A chodzi o oprawę dźwiękową.
Zapewne pamiętacie muzyczki jakie przygrywały nam podczas grania na 8-bitowym MSXie. Te „brzdęki” (przepraszam za to brzydkie określenie tej, jakże pięknej na swe czasy, ścieżki dźwiękowej) wraz z przejściem serii na nowszy sprzęt odeszły w niepamięć. Teraz wsłuchiwać się będziemy w profesjonalnie skomponowany soundtrack, który swym rozmachem ostro pozamiatał w tej dziedzinie. Kawałki są bardzo klimatyczne, a każdy z nich należycie obrazuje wydarzenia ukazywane na ekranie. Utworów jest dużo i wszystkie trzymają niezwykle wysoki poziom. Kawałek pod nazwą „The Best is Yet to Come” (wyprodukowany przez Rike Muranake) to jeden z najlepszych utworów jakie dane było mi usłyszeć w grach w ogóle. Poczekajcie aż tylko go usłyszycie – nie ma mowy abyście kiedykolwiek zapomnieli jego brzmienie. Jest unikatowy. Jak wiele elementów tej gry. Mnie w sumie do gustu przypadły wszystkie utwory, bez których ta gra na pewno nie byłaby taka dobra.

W kwestii oprawy dźwiękowej pojawia się jeszcze jedna – bardzo, bardzo znacząca – nowość. A chodzi mi tu o voice-acting. Po raz pierwszy w serii każda z postaci przemówi do nas ludzkim głosem! Tak, samodzielne czytanie suchych tekstów odeszło w niepamięć. Wszystkie kwestie są wygłaszane przez profesjonalnych aktorów, którzy zadbali o to by nadać postaciom niezapomniane charaktery. Wszyscy brzmią świetnie, jednak szczególną uwagę przykuwa główny bohater. Głosu Snake’owi użyczył nie jaki David Hayter (można było go usłyszeć m.in. w anime Fushigi Yugi). Dzięki temu Solid jest niemal jak prawdziwy człowiek. Jest teraz niesamowicie wyraźnym bohaterem. Głos podłożony został doskonale i nie wyobrażam sobie aby ktokolwiek zrobił to lepiej (mowa oczywiście o angielskiej wersji językowej). Każde zdanie wypowiedziane przez Węża zapada na długo w pamięć. Cała plejada pozostałych bohaterów także wypada genialnie. Ale to już sami sobie posłuchacie i ocenicie. Chciałbym jeszcze napisać o dźwiękach wydawanych przez różne obiekty bądź otocznie. Świetnie wypadają odgłosy broni palnej, różnorakie wybuchy oraz dźwięk pracy urządzeń elektrycznych (m.in. znane z poprzednich odsłon kamery). Strona audio podzieliła los oprawy wizualnej – jest doskonała.

„Dogs of War”

Hideo Kojima, wraz ze swoją wspaniałą produkcją Metal Gear Solid, otworzył oczy chyba każdemu developerowi na to jak powinna wyglądać prawdziwa – wręcz epicka – przygoda zwana „grą”.
Ja uważam, iż Metal Gear Solid jest właśnie definicją tego pojęcia. Raz bawi, raz smuci, trzyma w napięciu, nigdy nie zwalnia tempa. Jest to dzieło (bo nazwać inaczej się tego nie da) nie mające sobie równych. To prawdziwy pokaz geniuszu. Podejrzewam, że nie powstanie już zbyt wiele tego typu „wizjonerskich” produkcji. Trzeba sprawdzić na własnej skórze. Uwierz – nie pożałujesz.

Ocena ogólna

Metal Gear Solid

PLAYSTATION

Grafika
100%
Dźwięk
100%
Grywalność
100%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.