RecenzjaPlayStation 2

Metal Slug 4

Loading

Metal Slug 4 to piąta część strzelaniny 2D stworzona przez SNK Playmore w 2002 roku na automaty arcade. Rok później doczekała się konwersji na PlayStation 2, a dwa lata później trafiła na konsolę Xbox, gdzie została wydana razem z Metal Slug 5. Zajmiemy się wersją na PS2, wydaną w Europie przez Ignition Entertainment.

Fabuła rozgrywa się rok po wydarzeniach z Metal Slug 3 i niewiele więcej można o niej powiedzieć. Zdecydowaną jej większość znajdziemy w instrukcji, w grze nie jest ona zbyt wyszczególniona. Teoretycznie mamy jakiś ciąg wydarzeń, ale jest to tylko uzasadnienie dla coraz większej rozwałki i tak naprawdę nikt się nią nie przejmuje. Ot jest organizacja, która zajmuje się cyber-terroryzmem i jak zwykle zły Morden, których tylko nasi komandosi mogą powstrzymać. Standardowa fabuła dla tego typu produkcji. Fajerwerków na tym polu nie ma, ale czy to źle? Niespecjalnie, od tego typu gier chyba tego nie oczekujemy.

Tradycyjnie dla serii, mamy do wyboru cztery grywalne postacie – dwie klasyczne i dwie nowe. Ze znanych już wcześniej bohaterów dostaliśmy amerykańskiego majora Marco Rossiego (w końcu jest twarzą serii) oraz Włoszkę Fio Germi. Rekruci to białowłosy Koreańczyk Trevor Spacey oraz czerwonowłosa Francuzka Nadia Cassel. Niestety, nowi są bez polotu i nie mają tej charyzmy (jeśli tak można nazwać sprite’a bez charakterystycznego wyglądu) co Tarma i Eri, znani z poprzednich części. Warto dodać, że Metal Slug 4 to pierwsza część serii, w której zrezygnowano z bardziej realistycznych projektów postaci na rzecz mangowych. Widać to tylko na okładce i w obrazkach związanych z grą, więc wielbiciele dawnego wyglądu postaci będą zawiedzeni tylko, gdy oglądają artworki.

Graficznie czwarta część Metal Slug 4 prezentuje się nierówno. Z jednej strony mamy toporne sprite’y bohaterów i ich drętwe ruchy oraz „zwycięstwa” po zakończonej misji. Z drugiej zaś strony inne przepiękne animacje, na przykład niesamowicie szczegółowa scena śmierci w pewnej misji gdy nasz protagonista jest zombie. Ładnie wyglądają też animacje pojazdów i świetne tła. Warto też nadmienić, że liczba klatek nie spada nawet na chwilę, dzięki czemu nie zaznamy spowolnień, które często na automatach sprawiały, że nasza postać umierała. Podsumowując, graficznie gra prezentuje się dość dobrze i patrzy się na ten twór przyjemnie.

Dźwięk jest taki sobie. W menu mamy dość przyjemną muzykę, wprowadzającą nas w klimat gry i jest to jeden z dwóch słyszalnych utworów muzycznych (drugi jest podczas napisów końcowych). Dlaczego tylko te dwa? Ponieważ podczas rozgrywki soundtrack jest zagłuszany przez wszelakie wybuchy, strzały i krzyki. Można coś usłyszeć po włączeniu pauzy, choć nie jest to arcydzieło. Mimo to, oprawa dźwiękowa spełnia swoje zadanie – zagłusza ciszę, a można nawet czasami przystanąć na sekundę, włączyć pauzę i wysłuchać. Jak już jednak mówiłem, nie trzeba i nic szczególnego się nie straci.

Gameplay jest klasyczny nie tylko dla serii, ale także dla gatunku – samotny bohater lub heros wraz z kompanem przedzierają się przez armię wrogów. A jako, że to Metal Slug, nie uświadczymy tutaj na przykład sterowania obiema gałkami (w grę można grać tylko D-padem). Nie spodziewajmy się też nawet takich oczywistości jak strzelania na ukos (choć nie byłoby to zbyt przydatne). Metal Slug 4 jest do bólu klasycznym przedstawicielem gatunku, nie próbującym go wywrócić do góry nogami. Charakterystyczne dla serii pojazdy zostały zmienione w stosunku do poprzedniej części – nie zaznamy tu kilku modeli, za to możemy wejść do niektórych pojazdów przeciwnika. Poziomy są dość zróżnicowane i część z nich ma kilka różnych odnóg, jednak wciąż mniej niż w Metal Slug 3. Istotną wadą jest długość tej gry – przejście wszystkich sześciu misji zajmuje jakieś pół godziny i mimo tego, że do gry będziemy dość często wracać, to jest to dość mało w porównaniu z poprzednią częścią serii. Jak to w gatunku chodzonych strzelanin bywa, lepiej jest w kooperacji – tylko z kompanem możemy odkryć pełen potencjał gry i to jest najsłuszniejsza kombinacja. We dwójkę nie tylko jest łatwiej (choć poziom trudności został obniżony względem starszych odsłon), ale i najzwyczajniej na świecie przyjemniej. Pukawki są równie tradycyjne co cała reszta: mamyHeavy Machine Gun, mamy Rocket Launcher itd. – w tej materii nie zmieniło się niemal nic. Jest tylko jedna nowa broń Double Heavy Machine Gun, który robi to samo, co tradycyjny CKM, tylko podwójnie. Warto nadmienić, że część broni (na przykład shotgun czy laser) możemy dostać w jednym lub dwóch miejscach w grze i przez większość czasu będziemy korzystać z kilku broni. Nie jest to jednak wada, biorąc pod uwagę zróżnicowanie mięsa armatniego – mamy standardowych żołnierzy Mordena, piratów, Yeti, a nawet cyborgów – a to tylko czubek góry lodowej. Bossowie są zróżnicowani – jest tutaj między innymi wielka, wielopoziomowa wieża, czy sterowiec. Nie ma mowy o takim „odjechaniu”, które charakteryzowało poprzednią część serii – tutaj przeciwnicy kończący poziom są dość normalni. Menu prezentuje się dość biednie. Dostępna jest właściwa gra, wybór poszczególnych poziomów i tablica wyników, jednak prócz jakichś artworków do odblokowania nie wiem co można by tutaj jeszcze dołożyć.

Podsumowując, Metal Slug 4 jest dobrym przedstawicielem gatunku na PS2 i obowiązkową grą dla fanów gatunku strzelanin 2D. Mimo, że jest to pierwsza gra z serii po odrodzeniu SNK, nie odstaje od swoich poprzedników, mimo tego widać, że twórcy poszli „bezpieczną” drogą i nie próbowali zmienić czegoś, co jest dobre. Komu polecić? Fani serii już pewnie od dawna mają, ale wszystkim miłośnikom radosnego niszczenia i przedzierania się przez kolejne zastępy wrogów – jak najbardziej. Tym bardziej, jeśli macie z kim grać.

Ocena ogólna

Metal Slug 4

PLAYSTATION 2

Grafika
80%
Dźwięk
70%
Grywalność
90%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.