RetroAge Recenzja, Wii Monster Hunter Tri
RecenzjaWii

Monster Hunter Tri

Loading

Chyba wielu użytkowników PS3 czy fanów serii zaszokowała wieść o tym, że najnowsze dziecko spod marki Monster Hunter sygnowane cyferką 3 nie trafi na aktualną stacjonarkę Sony, ale właśnie na jak to wielu sądzi casualowe Wii, czy była to dobra decyzja?

Marka Monster Hunter to seria powstała w 2004r. i cechuje się przede wszystkim wysokim poziomem trudności oraz świetnym co-opem, a o co w ogóle w niej chodzi? Jak sam tytuł wskazuje gracz jest tytułowym łowcą stworów, który został przypisany do danego regionu w którym ma za zadanie chronić wioski/osady przed stworkami wszelkiej maści, oczywiście to jest głównie w teorii, gdyż w praktyce wygląda to ciut inaczej.

Tak jak opisałem wyżej fabuła ogólnie w każdej części Monster Hunter jest w zasadzie właśnie taka sama. Na początku tworzymy własnego „Łowcę” (do wyboru jest kobieta lub mężczyzna) i jak to przystało na tą serie mamy całkiem rozbudowany system wyglądu postaci: włosy, twarz, ich kolor, ewentualne blizny, a nawet barwa głosu, dla fanatyków kreowania postaci jak znalazł. Po stworzeniu takiego łowcy jesteśmy witani (jeśli chodzi o rozgrywkę offline) przez mieszkańców danej wioski w której przyjdzie nam żyć, w przypadku 3-ki na Wii jest to „Moga Village” – to nadmorska wieś osadzona na wodzie, którą niestety ostatnimi czasy nachodzą coraz to mocniejsze trzęsienia Ziemi, które jak twierdzi wódz wsi, wywoływane są przez potężnego stwora „Lagiacrusa” (to ten na okładce gry), więc oczywistym jest że naszym zadaniem będzie pozbycie się nieprzyjemnego mieszkańca pobliskich wód.

Jako świeżo upieczony hunter, mamy do wyboru przeróżne zadania, od zabicia danego gatunku stworka, poprzez ich złapanie, skończywszy na pomniejszych zadaniach, pokroju przyniesienia jaja czy zdobycia danych surowców z jakiejś jaskini itp. Oczywiście nie wszystko na raz jest do naszej dyspozycji. Całość dzieli się na kilka klas zadaniowych, ukazywanych za pomocą gwiazdek. Gdy przejdzie się questy główne z danej rangi, odkrywana jest wyższa klasa z trudniejszymi zadaniami i tak zaczynając od zadań z 1 gwiazdką są to najłatwiejsze misje, kończąc na 5 gwiazdkach gdzie mamy do czynienia z naprawdę wielkimi przeciwnikami. Proste i sensowne. Oczywiście nie można powiedzieć tego o samej rozgrywce. Jako że mamy do czynienia tutaj z RPG’iem akcji, walki toczą się na normalnym terenie w czasie rzeczywistym (nie przechodzimy do żadnego osobnego pola w którym turowo toczymy pojedynek), co oczywiście urozmaica cały sens polowania, a musicie wiedzieć że podejściem „na pałę”, praktycznie nic się nie zdziała. Potrzebny jest spryt i myślenie do przodu.

Jako że już zacząłem mówić o zasadach rozgrywki to opiszę ją bardziej konkretnie. Samymi walkami człowiek tu nie żyje. Jako że jest to gra przeznaczona głównie dla doświadczonych graczy i jako że jest to w dalszym ciągu RPG (i to oparty na starych dobrych zasadach), wszystko praktycznie można stworzyć z niczego, zbierając odpowiednie surowce. Oczywiście są produkty w wiosce, które można kupić już gotowe, ale mowa tu o podstawowych przedmiotach (a z funduszami tutaj tez nie łatwo), jednak do naszej pomocy przychodzi własny… ogródek! Tak dobrze czytacie, obok wioski mamy do dyspozycji poletka itp. miejsca na możliwe wyhodowanie różnych roślin, grzybów, owadów czy miodu, a do lepszych „efektów” przysłużą się między innymi różne nawozy i sztuczne feromony , co ułatwia sprawę i nie trzeba wiecznie biegać w tę i powrotem w teren dla kilku roślinek (ale oczywiście nie jest to Harvest Moon, tutaj my decydujemy jedynie co chcemy posadzić i jaki środek do rozrostu użyć, resztą zajmują się pomocne NPCe).

Grając samemu mamy do dyspozycji jeden teren zwany „Deserted Island”, w którym możemy przebywać ile dusza zapragnie, gdyż nie ma tu nastawionego limitu czasowego, który jest podczas misji (a te aktywujemy w wiosce). Dzięki temu możemy na spokojnie pozbierać różne surowce: od miodu i herbatek zaczynając, poprzez larwy, różne nasiona i wszelakich minerałach kończąc. Jest tego naprawdę dużo, ale żeby co lepsze przedmioty znaleźć, trzeba się trochę naszukać gdyż rzadziej występują (to też zasługa losowości zdobywania różnych rzeczy), oczywiście to o czym wspomniałem teraz dotyczy tylko jednego terenu, a muszę wspomnieć, że łącznie mamy cztery główne lokacje. Wszystkie stopniowo są odkrywane wraz z postępem w grze. Niestety łyżką dziegciu może być fakt, że tylko w offline i tylko w Deserted Island możemy wyjść bez konieczności inicjacji zadania, czyli krótko mówiąc nie mając ani limitu czasowego, ani kontynuacji na dany quest (wtedy owy limit wynosi do 50 minut oraz są to typowo 3 kontynuacje na zadanie).

Wcześniej wspominałem, że Monster Hunter Tri jest RPG’iem akcji, mamy więc do dyspozycji kilka rodzajów broni: Sword & Shield, Great Sword, Hammer, Lance, Bowgun, Sword Axe oraz Long Sword. Każdy z tych rodzajów arsenału ma swoje podstawowe wersje, które wraz z czasem możemy polepszyć, nie tylko o większą siłę, ostrzejszą klingę czy inny wygląd rynsztunku, ale o dodatkowe elementarne statusy (typowo ogień, woda, prąd, trucizna itp.), czy dodatkowe sloty na polepszenia związane już z samą postacią gracza i zbroją. W single’u również stopniowo odkrywamy je za pomocą dostępnych nam materiałów, bądź przejścia odpowiedniego zadania. Są one na tyle szczegółowo acz konkretnie opisane, że nikt nie powinien mieć trudności z pojęciem co i jak. Każda broń ma swoje wady i zalety, więc nie można zapomnieć o tym, że każda z nich różni się wielkością i ciężarem, więc tutaj oczywistą rzeczą jest ich szybkość oraz siła (bo nie każdym orężem jest łatwo atakować te same monstrum).

Zbroje dzielą się na 5 części (głowa, tors, ramiona, pas/biodra oraz nogi), tak jak z arsenałem, w sklepie można kupić podstawowe opancerzenie, ale te prawdziwe wykonuje się właśnie z surowców pozyskanych z złapanych/zabitych stworów. Gra jest więc warta świeczki, nawet pomimo tego, że stworzenie choćby takich 5 kompletnych zbroi to ciężki orzech do zgryzienia. Potrzeba na to sporo czasu, cierpliwości no i przede wszystkim znajomości samych zasad lepszego zdobywania odpowiednich materiałów.

Czas powiedzieć coś o samych stworach, których wykonanie wprawia mnie zawsze w zachwyt. Nie tylko dlatego, że prezentują się świetnie. Każdy znacząco różni się od innego (w zależności od ich natury i miejsca występowania), co większy taki oponent jest bardzo szczegółowo wykonany (od łusek, ich skrzydeł, rogów po nawet ataki elementarne), ale to nie wszystko, gdyż można trochę zdewastować naszych przeciwników zaczynając od odcięcia kawałka ogona, złamać kły, rogi, pazury. Mogą nawet powstać im blizny w różnych miejscach. Naprawdę coś pięknego, a wisienką na torcie jest ich animacja każdego wykonywanego ataku, próby ucieczki do innej lokacji, zdezorientowania czy nawet polowania na mniejsze zwierzęta (są sytuacje, że owi wielcy adwersarze atakują siebie nawzajem, gdy spotkają się w tym samym miejscu!). Można nawet każdego z nich poznać po charakterystycznych rykach. Zdecydowanie od Capcomu inni developerzy powinni brać przykład jak należy tworzyć właśnie odpowiednie stworzenia w grach. To samo tyczy się postaci gracza, dosłownie poprzez mimikę ciała potrafią bardzo wiele ukazać sytuacji np. zmęczenie, odczuwanie gorąca, zimna, strachu i wiele innych. Trzeba również pilnować, aby nasza postać miała odpowiednią ilość staminy, gdyż to dzięki niej nasz łowca może dłużej biegać, bronić się, atakować czy robić uniki.

W samym single’u do pomocy służy nam „Cha-Cha” jest to mały wojownik z plemienia Shakalaka. Samym Cha-Chą kierować nie możemy, ale gdy bierzemy go ze sobą w teren, rośnie mu doświadczenie, co z kolei przekłada się na dodatkowe umiejętności (szybsza regeneracja energii, zastawianie pułapek itp.). Sami jednak mamy wpływ na umiejętności i przydatność naszego kompana. W tym przypadku chodzi o maski które Cha-Cha może nosić (zmienia się wtedy jego charakter oraz specjalne zdolności) oraz tańce które można ze sobą łączyć, co daje kilka różnych czarów którymi włada nasz mały wojownik (uzdrawianie, uleczanie z trucizn, statusów itp.). Krótko mówiąc Cha-Cha zastępuje nam żywych towarzyszy których w trybie dla pojedynczego gracza spotkać nie możemy. Sprawdza się dobrze, bo nie trzeba na niego w zasadzie uważać, po prostu wystarczy dobrze go przygotować na różne sytuacje, a wtedy jego pomoc jest nieoceniona (lepiej żeby on został zaatakowany niż my :P). Na koniec tego akapitu powiem, że średnia ilość czasu potrzebna na skończenie trybu single player to ok. 40-60h dla typowego gracza (jeśli zaś mowa o zaliczeniu wszystkich event’ów to wychodzi ok. 100h).

Sam multiplayer podzielony jest na różne główne serwery, z kolei one dzielą się na tzw. miasta (tutaj zdobywamy rangę łowcy osobno od single’a i nie poprzez zaliczanie głównych misji, ale przez otrzymywanie poziomu doświadczenia za każdy pomyślnie wykonany quest). Całość dzieje się w Loc Lac City – jest to wielka metropolia skupiająca łowców, ale tylko umownie, gdyż niestety są dość mocne ograniczenia gdzie możemy się poruszać i tak w każdym mieście może znajdować się 4 graczy (są dziwne sytuacje że znajduje się 5-ciu, ale chyba dotyczy to dwóch osób grających na jednej konsoli). Sam poziom trudności drastycznie wzrasta, jest jeszcze więcej surowców do zdobycia (również dotyczy różnego rodzaju zwierząt itp.). Jest nawet i kilku dodatkowych przeciwników których samemu nijak nie dałoby się pokonać offline. Tu z kolei poziom gwiazdek w zadaniach dochodzi do 6, plus jeszcze dochodzą specjalne zadania w których polujemy na kilka stworów jednocześnie. Uprzedzam też, że nie jest to typowe MMO gdzie żeby w ogóle coś zdobyć potrzeba kilkuset godzin, misje są tak podzielone, że można dojść do pewnego pułapu i zakończyć rozgrywkę, co akurat naprawdę pochwalam, bo nie każdy ma czas, chęć i zapał do przesiedzenia przy jednym tytule właśnie 300 godzin, a nawet więcej.

Capcom jako jedna z nielicznych firm postarała się jeśli chodzi o całą usługę multi dla Wii. Mianowicie do gry nie potrzeba korzystać z friend code’ów, gdyż każdy gracz ma przypisany do online’owego profilu swój numer ID, który składa się z 6 znaków, to znacznie ułatwia znalezienie danego gracza. Również w samej grze mamy osobną friend listę, więc jak z kimś aktualnie graliśmy i chcemy mu wysłać zaproszenie to bez problemu wchodzimy w jego profil w grze i wysyłamy stosownego maila z możliwym komentarzem (również jest czarna lista jak z kimś grać nie chcemy). Mało tego, można za pomocą ikon ustawić pod jaki typ gry chce się grać (samemu, grupowo, walczyć tylko w arenach) albo również ustawić status gracza (zajęty, zaraz wracam, lub niewidoczny) czy wypełnić swój profil, co zdecydowanie polecam, bo jako że żyjemy w Europie to gracze pochodzą z różnych krajów i nie każdy zna Angielski (a naprawdę im ktoś ma wyższy poziom doświadczenia w grze tym jest bardziej pewne że sprawdzi profil każdego z kim gra i jakim językami się posługuje). Ostatnia z przyjemności jakie zaserwowali „żółto-niebiescy” to możliwość podpięcia klawiatury poprzez USB (jest nawet dedykowana klawiatura specjalnie dla Monster Hunter Tri) oraz możliwość rozmowy głosowej za pomocą Wii Speak, lecz niestety nie można korzystać z dedykowanych headset’ówm które można kupić do Wii, ale akurat to wina zasad Nintendo.

Samo sterowanie choć jest bardzo intuicyjne, mam co do niego pewne „ale”. Można grać w Monster Hunter Tri za pomocą Nunchuk’a oraz Wii Remote’a, tylko niestety przez brak odpowiedniej ilości przycisków zmusza to nas do używania czujników ruchu w celu zadawania obrażeń i to akurat jest wykonane poprawnie gdyż nie trzeba robić gwałtownych ruchów i wszystko jest dobrze odczytywane. O wiele lepiej sprawdza się Classic Controller (sam używam wersji Pro od początku grania w MH3) i naprawdę polecam każdemu ten wybór, dodatkowa gałka odpowiedzialna za pracę kamery ułatwia walkę oraz orientacje w terenie. Dodatkowo jest świetna konfiguracja przycisków (ergonomia pada robi swoje) i dzięki temu kontrolerowi przyjemność z grania wzrasta kilkukrotnie. Niestety trzeba w tym przypadku wydać dodatkową kwotę na kontroler, no chyba że już ktoś jest w jego posiadaniu.

Czas coś napisać o grafice. Według mnie to jedna z najwyższych półek graficznych, jakie można osiągnąć na aktualnym sprzęcie od Ninny (mowa oczywiście o trybie 480p z progressive scanem). Wykonanie lokacji, postaci, stworów, zrobione jest z dużą dbałością o detale (wystarczy popatrzyć na arsenał czy opancerzenie), oświetlenie powala, gdy np. wychodzimy z ciemnych miejsc na otwarty teren albo w samych jaskiniach (a jest mało gier na Wii, które osiągają taki efekt światłocieni). Warunki pogodowe pokroju mgły i deszczu, to również majstersztyk (polecam lokację „Flooded Forest”), a ogień czy woda są bardzo naturalne, ale Capcom już nie raz przyzwyczaił nas do tego na sprzęcie Nintendo. Nie ma się do czego przyczepić, a jeszcze nie można zapomnieć, że w online grafika nie traci praktycznie na jakości (wyjątkiem może być czasami występujący alliasing lub opóźnione doczytanie tekstur).

Udźwiękowienie jest równie dobre, każda lokacja ma własny podkład muzyczny (również ulega on zmianie podczas walki z potworami). Niektóre są lepsze, inne słabe, ale jeśli chodzi o odgłosy natury czy ryki stworów to zachwycają od początku (jak wspominałem wcześniej można nawet poznać każde zwierze po charakterystycznym wyciu). Można się czasami przyczepić do dość szybkiej powtarzalności utworów muzycznych (to zależy jak często walczymy z tą samą pokraką), ale możemy je całkowicie wyłączyć co by nie przeszkadzały w rozgrywce.

Czy gra jest idealna? Niestety nie, bo posiada parę błędów lub udziwnień, które mogą przeszkadzać, jak np. długie loadingi, sporadyczne problemy z serwerami (jednak jako, że cały zachód ma rozgrywkę multi za darmo w przeciwieństwie do japończyków co związane jest akurat z wielką popularnością serii w Japonii to narzekać chyba nie można), specyficzna tematyka gry (w tej serii są dość mocne naleciałości Japońskich dziwactw), niepotrzebne przymusowe pozy po użyciu różnych potion’ów (często to jest główny powód, przez który ginie się w walce, bo nie można tego przerwać, a stwory ślepe nie są), słabe skupienie wokół fabuły (choć w tej serii to nigdy nie był priorytet), ciut przymusowy zakup pada oraz na dłuższą metę może trochę za bardzo uderzać monotonią (kwestia gustu). Jednak większość z tych rzeczy to margines z ogromu tego tytułu i raczej nie ma RPG’a idealnego, zawsze będzie jakieś „ale”.

Kończąc powiem, że dla tych którzy chcą wsiąknąć w jakąś grę na długie godziny, lubują się w japońskich klimatach różnej maści, chcą pograć jak należy z innymi graczami za pośrednictwem internetu (co na Wii jest rzadkością) oraz dla wysokiego poziomu trudności jak za starych dobrych czasów, to polecam Monster Hunter Tri. Dla mnie to zdecydowanie pozycja obowiązkowa.

PS. dla zainteresowanych bardziej tą serią polecam tego oto guide’a który znacznie ułatwia życie i zagłębia nas lepiej w meandry tej serii: http://monsterhunter.wikia.com/wiki/Monster_Hunter_Wiki

Ocena ogólna

Monster Hunter Tri

WII

Grafika
90%
Dźwięk
90%
Grywalność
90%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.