RetroAge Recenzja, Game Boy Nettou King of Fighters ’96
RecenzjaGame Boy

Nettou King of Fighters ’96

Loading

Kiedy szukałem jakiejś dobrej bijatyki na Gameboy’a spotkało mnie spore rozczarowanie. Mimo że dwie najpopularniejsze serie wypuściły handheldowe porty swoich stacjonarnych hitów, to trudno nazwać je udanymi. Twórcy Street Fighter 2 i Mortal Kombat zwyczajnie nie poradzili sobie z przeniesieniem mechaniki owych gier (a niektóre elementy okroili), przez co na Gameboy’u gra się w nie zdecydowanie gorzej. W co zatem powinien zaopatrzyć się fan bijatyk, posiadający owy sprzęt, by nie poczuć się zniesmaczony? Nagle natrafiłem na grę z serii, z którą nigdy jakoś szczególnie długo nie obcowałem. Po stoczeniu kilku walk przekonałem się, że tam gdzie Capcom i Midway nie dało rady, SNK poradziło sobie bardzo dobrze. Nad Street Fighterem i Mortalem króluje Nettou King of Fighters ‘96. 

KOF ‘96 to trzecia część serii bijatyk, która została zapoczątkowana w 1994 roku i okraszona też tym numerem. Za wersję mobilną zabrała się firma Takara, znana także z portów Samurai Showdown czy Battle Arena Toshiden. To, co pierwsze rzuca się w oczy po odpaleniu gry, to specyficzny styl graficzny. Takara nie poszła śladami konkurencji i nie siliła się, by możliwie jak najwierniej odwzorować modele postaci. Podobnie jak w każdym innym porcie bijatyki na Gameboy’a ich autorstwa, bohaterowie zostali przedstawieni w formie zminiaturyzowanej (tzw. SD). Mimo to postacie wyglądają bardzo ładnie i są wręcz niesamowicie, jak na możliwości tej konsoli, animowane.

Cała historia kręci się wokół Chizuru Kagury, która zorganizowała nowy turniej, by przeprowadzić rekrutację do swojego klanu Kyo Kusanagiego. Chce, by Kyo wraz ze swoim rywalem Iori Yagami połączyli siły i pomogli jej zapieczętować demona Orochi. W wykonaniu ich misji będzie chciał przeszkodzić sługa owego potwora Goenitz. Choć historia nie jest porywająca, to została przynajmniej jakoś zobrazowana w przeciwieństwie do konkurencji. Tu po przejściu gry nie zobaczymy tylko napisu Congratulations, lecz całkiem ciekawe zakończenie okraszone ładnymi artami postaci i ciekawymi długimi dialogami.

To, co wyróżnia serię King of Fighters od innych bijatyk, to walki trzech na trzech. Trójki nie są z góry ustalone, więc możemy wybrać dowolnych wojowników. Następnie decydujemy, w jakiej kolejności będą walczyć. Gdy jeden z nich polegnie, do walki w następnej rundzie wkracza następny i walczy ze zwycięzcą poprzedniego starcia. Pasek zdrowia tego ostatniego regeneruje się tylko w niewielkim stopniu od poprzedniej walki. Kończy się ona, gdy wszyscy wojownicy z jednej drużyny zostaną pokonani. Nettou King of Fighters ‘96 pozwala nam także powalczyć jedną postacią w trybie 1 na 1. Gra wówczas trochę się wydłuża, gdyż walczymy z każdym, z 17 dostępnych wojowników plus, z dwoma bossami. No właśnie, tu natrafiłem na pierwszy zgrzyt. W wersji stacjonarnej fighterów było 29, jednak by upchać grę na cartridge do Gameboya, niezbędne było zredukowanie tej liczby. Szkoda, gdyż przez to wielu graczy straciło swoich ulubionych wojowników. Choć jak na bijatykę, na handhelda, to i tak całkiem niezła ilość, zwłaszcza że zawodnicy są bardzo zróżnicowani i każdy prezentuje zgoła odmienny styl walki. Słyszałem, że wielu fanów narzekało, że wersja arcade jest źle zbalansowana. Ogrywając wersję Gameboyową stwierdzam, iż sprawa wygląda lepiej, choć ciągle znajdzie się kilku wojowników, którymi wygrać jest zdecydowanie trudniej niż innymi, jednak ogólnie rzecz ujmując nie jest źle.

Sama walka w grze to czysta przyjemność. Starcia są szybkie, dynamiczne i bardzo widowiskowe. Ależ miałem radochę, gdy w jednej walce, mając końcówkę energii, sparowałem potężny atak wroga  i skontrowałem zabójczym super kombo, wygrywając tym samym pojedynek. Zapomnijcie o ślamazarnym tempie gameboyowego Street Fighter II, tutaj ułamki sekund pozwalają decydować o zwycięstwie bądź porażce. W tej grze wręcz czuć każde uderzenie wyprowadzone rywalowi. Takara świetnie uporała się ze sterowaniem. Jak wiadomo, wersja na automaty posiada trzy przyciski, a Gameboy dwa. Starczy jednak wcisnąć strzałkę kierunkową i dany klawisz, by wyprowadzić inny cios. Ataki specjalne danej postaci również są stosunkowo proste do wykonania. Warto również wspomnieć o super kombosach. Te możemy wykonywać, jeżeli napełnimy pasek na dole ekranu. Da się go załadować zarówno samodzielnie, jak i wówczas, gdy zbieramy baty od przeciwnika. Kiedy już będzie pełny, możemy odpalić potężne kombo zadające spore obrażenia przeciwnikowi. Pozwala to całkowicie odmienić losy pojedynku. Oprócz możliwości walki z AI możemy także zmierzyć się z drugim graczem, zarówno w walkach jeden na jeden, jak i trzech na trzech, przez cable link bądź Super Gameboy’a.

Tak naprawdę poza mniejszą liczbą zawodników niż na automatach w zabawie przeszkadzała mi mała ilość lokacji. Choć zostały bardzo ładnie wykonane, to zbyt często w trybie single play walczyłem, w tych samych miejscówkach. Problem mam także z poziomem trudności. Mam wrażenie, że na normalnym zbyt łatwo się z grą uporałem. Dość powiedzieć, że już za drugim razem ukończyłem grę. Muzyka i dźwięki, choć nie dorównują jakością grafice, brzmią całkiem przyzwoicie.

Mimo wszystko w Nettou King of Fighters ‘96 grało mi się znakomicie. Gra przywróciła mi nadzieję na to, że istnieją dobre bijatyki na Gameboy’a i zachęciła, by sprawdzić inne tytuły od Takary.

Ocena ogólna

Nettou King of Fighters ’96

Game Boy

Grafika
90%
Dźwięk
70%
Grywalność
80%

Autor

Komentarze

  1. Bijatyka jak na standardy GB całkiem niezła jednak przenośne platformy 8 bitowe to nie jest dobre miejsce dla typowych mordoklepek.

  2. W sumie Takara, jako jedyna firma potrafiła tworzyć niezłe porty znanych bijatyk na GB.
    Ograłem na Gameboy masę bijatyk od innych developerów i szału nie ma.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.