RecenzjaNES

Popeye

Loading

Jam Popeye marynarz jest! Jam Popeye marynarz jest! Kto poznać mnie nie zdołał, niech włączy Famicoma. Jam Popeye marynarz jest!!! Puf, puf!!!

No tak, ale któż nie zdążył poznać sympatycznego marynarza, kultowego bohatera filmów animowanych i komiksów!  Postać Popeye’a powstała w1929 roku i od dziesięcioleci bawi widzów i czytelników na całym świecie. Stał się tak potężną marką, że aż prosiło się o grę wideo z jego udziałem. W sumie fajnie wykorzystać postać, która jest na fali popularności, do promocji nowo powstałej konsoli. Tak właśnie pomyślało Nintendo, które w 1982 roku wydało grę zatytułowaną po prostu Popeye. Był to jeden z pierwszych tytułów wydanych na konsolę Famicom/NES.

W grze, podobnie jak, w Donkey Kong poruszamy się po niescrollowanej planszy. Na górze każdego etapu znajduje się Oliwka, narzeczona Popeye’a, która w zależności od poziomu zrzuca nam z góry różne przedmioty. Naszym celem jest złapanie każdego z nich, nim spadnie do znajdującej się na samym dole wody. Przebywający tam chwilę przedmiot niszczy się, co oznacza także utratę przez nas jednego życia. Żeby nie było za prosto, za naszym bohaterem po planszy goni jego największy rywal, Bluto. Ów brodaty marynarz jest stosunkowo sprytny, gdy jesteśmy platformę wyżej niż on potrafi podskoczyć i przywalić nam pięścią, a gdy znajdujemy się poniżej jego, może zeskoczyć prosto na nas. Dodatkowo rzuca w nas butelkami. Bluto jest praktycznie nietykalny, jednak jest na niego sposób. Otóż na bokach planszy znajduje się największy przysmak Popeye’a, szpinak. Zebranie go czyni naszego bohatera chwilowo nietykalnym, starczy tylko dotknąć Bluta, a ten z potężną siłą zleci na sam dół do wody. Szpinak ułatwia także zbieranie spadających przedmiotów, które na czas działania owej zieleniny nieruchomieją w powietrzu.

Popeye to dość nietypowa gra platformowa, ponieważ nasz bohater nie może skakać. Jedyny przycisk akcji, jaki jest przez grę używany, to cios pięścią. Choć jest on bezużyteczny przy Bluto, świetnie radzi sobie przeciwko innym przeciwnikom. Tych, oprócz głównego rywala naszego bohatera, jest jeszcze dwóch. Jeden z nich to atakujący nas na trzecim poziomie ptak, a drugi to wiedźma. Staruchy nie da się pokonać, gdyż siedząc wysoko na dachu jest poza zasięgiem bohatera. Zniszczyć możemy jedynie rzucane przez nią czaszki, które samoistnie skaczą w stronę naszego bohatera i mocno potrafią uprzykrzyć życie. Na szczęście wiedźma występuje tylko na wyższym poziomie trudności z dwóch dostępnych do wyboru.

Niestety, ilość plansz nie jest zbyt zadowalająca. Ganiać będziemy tylko po trzech etapach. Przejść wszystkie da się w około 10 minut, a potem, jak to w grach z pierwszej połowy lat 80 – tych bywa, zaliczamy je od nowa, tym razem na wyższym poziomie trudności, a potem jeszcze raz i jeszcze raz, aż w końcu stracimy wszystkie życia. Mimo że plansz jest niewiele, zostały całkiem fajnie zaprojektowane. Pierwsza z nich to doki, druga to miejska ulica, a trzecia statek. Co ciekawe,  posiadają one pewne interaktywne elementy, które potrafią pomóc nam w rozgrywce. Możemy spuścić na głowę Bluta wiszące na sznurku wiadro i tym samym czasowo go unieruchomić, a także skorzystać z równoważni, by wybić się w powietrze parę platform do góry. Przedmioty, jakie łapiemy, są uzależnione od planszy, na jakiej gramy. W dokach Oliwka wysyła nam serduszka, w mieście wypuszcza nutki grając na harfie, z których uzupełniamy kompozycję, a na statku literki składające się na napis „HELP”. Uzbieranie ich buduje drabinę prowadzącą prosto do niej.

Popeye daje także możliwość zabawy dwóm graczom. Nie można jednak bawić się jednocześnie. Niczym w Super Mario Bros. gdy pierwszy player straci życie, zabawę zaczyna drugi. Grafika jak na swoje lata prezentuje się przyzwoicie. Postacie zostały całkiem ładnie odwzorowane i są bardzo dobrze animowane. Otoczeniu, choć nie można przypisać dużej ilości detali, to jednak trzeba przyznać, że jest czytelne. Muzyka w grze ma swoje gorsze lub lepsze momenty. Najbardziej podobają mi się utwory towarzyszące cutscenkom. Nie zabrakło oczywiście motywu przewodniego znanego z kreskówki.

Choć w trakcie gry bawiłem się bardzo dobrze, to jednak mała liczba plansz sprawiła, że po dłuższej rozgrywce zwyczajnie zacząłem się nudzić. Daleki jednak jestem od stwierdzenia, że debiut Popeye’a w świecie elektronicznej rozrywki jest nieudany. To bardzo sympatyczna gra z dobrym sterowaniem  i paroma ciekawymi rozwiązaniami. Jako krótki przerywnik między większymi tytułami jak znalazł. Puf, puf!!

Ocena ogólna

Popeye

NES

Grafika
60%
Dźwięk
70%
Grywalność
70%

Autor

Komentarze

  1. Spoko recka bardzo ciekawej jak na owczesne czasy gry. Unikalne elementy dla danych plansz daja grze spore urozmaicenie i sprawiaja ze gra nie jest powtarzalna. Jak na tamte czasy model rozgrywki by bardzo rozbudowany. Musle ze grze w zasadzie zabraklo tylko wiekszej ilosci plansz do tego zeby byla bardziej doceniona przez graczy. Ja swego czasu ostro pocinalem w to na Pegasusie i zawsze mnie intrygowala stosunkowo rozbudowana mechanika jak na tak prosta gre.

  2. Również ostro pocinałem w to na Pegasusie na zmianę z Baloon Fight 🙂 Fajna recka, dziś już wiem w co zagram.

  3. Ja pogrywałem w to na Atari 130XE. Ale szczerze – dla chłystka jakim byłem – była za skomplikowana dla mnie 😉 . Nigdy jakoś nie miałem cierpliwości do tej gierki. Mimo znanego bohatera (kiedyś leciały w Polsce kreskówki Popeye) nie potrafiłem się przemóc. I ta muzyczka z pierwszego etapu wypaliła mi się w mózgu (wraz z odgłosem skakania po schodach).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.