RecenzjaMaster System

Rescue Mission

Loading

Przyszły rozkazy z kwatery głównej, nasi towarzysze broni zostali zaatakowani i rozproszeni po terytorium wroga. Większość z nich jest ciężko ranna, a wysłany oddział ratunkowy nie dał rady przebić się przez linię obrony nieprzyjaciela. Teraz ich jedynym ratunkiem jest trójka sanitariuszy Mike, Steve i John, penetrujących nieznany obszar jadąc drezyną, plus Ty osłaniający ich swoim Light Phaserem. Wszystko to dzieje się na konsoli Master System w grze Rescue Mission.

Rescue Mission jak sama nazwa wskazuje to misja ratunkowa, w której obsługujemy jedynie guna ostrzeliwując wrogów. Naszym celem, oprócz zabicia jak największej ilości przeciwników jest osłanianie sanitariuszy. Możemy tego dokonać zabijając przeciwnika zanim odda strzał, lub przez przechwycenie wystrzelonego przez niego pocisku. Sanitariusze muszą przejechać z początku mapy, aż do naszego obozu ratując jak najwięcej rannych.
Zaraz po wyborze jednego z trzech poziomów trudności i wysłuchaniu celu misji, zobaczymy zdjęcia naszych medyków. Ciekawostką jest, że każdy z nich jest troszkę inny i nie mówię tu o wizualnych różnicach. Mike to początkujący sanitariusz którego osłaniamy jako pierwszego, najwolniej opatruje rannych, ale sprawnie porusza się po torach. Steve jest leniem, który co prawda trochę szybciej radzi sobie z przyklejaniem plastrów, ale za to robi przerwy w najmniej odpowiednich momentach. John najsprawniejszy w swoim fachu, z powodu braku tężyzny fizycznej, porusza się jakby nieznacznie wolnej jak reszta. Do każdego z ratowników można się przyzwyczaić jednak leniwego skurkowańca Steva zatrzymującego się po środku krwawej jatki nieraz samemu chce się zastrzelić… Czego niestety nie da się uczynić, albowiem nasz strzał w medyka powoduje jedynie jego chwilowe zatrzymanie i przerysowany zawrót głowy. Żeby nasz ratownik zginął wystarczy parę zwykłych strzałów wroga, jedna rakieta, granat lub najechanie na minę. Rescue Mission dodaje realizmu fakt, że ranny członek naszego oddziału jedzie drezyną wolniej.

Wrogowie są bardzo mało zróżnicowani, ale na pewno nie możemy narzekać na ich brak. Zdarzają się momenty gdzie palec wskazujący odpada nam od naciskania spustu, a wrogów nie ubywa. Generalnie przeciwnicy dzielą się na czerwonych, których jest mniej i szarych. Różnić oni mogą się jeszcze ekwipunkiem. Czerwoni posiadają bumerangi, pistolety, których kule po pewnej odległości zamieniają się w wybuchowe balony, bazooki, i rakiety. Natomiast szarzy posiadają zwykłe pistolety, bazooki i granaty. Oba typy żołnierzy w zależności od etapu mogą być wyposażeni w jet packi pozwalające im latać. Zabicie wroga to nasze główne zadanie i na każdego wystarczy jeden strzał z naszej pięknej czarnej spluwy. Jednak raz na jakiś czas możemy dać się wykazać sanitariuszowi, który może przejechać dziada drezyną. Oprócz żywych przeciwników musimy uważać też na miny, które należy zestrzelić odpowiednio wcześnie, bo zdetonowana zbyt blisko zabiera życie osłanianemu medykowi. Niebezpieczne są również beczki nieopodal torów, które wybuchają kiedy w nie strzelimy.
Mundurowi czekający na ratunek przy torach w podziękowaniu za pomoc zostawiają nam jakiś bonus. Na początku etapu jest to przeważnie przedmiot, który pozwoli nam przeżyć dłużej, a później tylko apteczki, które jeżeli nie jesteśmy ranni zabijają wszystkie jednostki nieprzyjaciela na ekranie. Osłaniając medyków w ferworze walki możemy łatwo zabić rannego, wyrzuty sumienia po morderstwie niewinnego wynagrodzi piękna animacja unoszącej się duszyczki ze skrzydłami. Co ciekawe po śmierci przeciwników unosi się co najwyżej dym, czy to oznacza, że nie mają dusz?

Graficznie Rescue Mission nic nie brakuje,nawet dziś nie niszczy oczu pikselozą i ma bardzo ładne przyjemne barwy. Misja ratunkowa przebiega przez pięć zróżnicowanych i dość ciekawie zaprojektowanych etapów zarówno lądowych jak i wodnych. Smaczku dodają „efekty specjalnie” odbijania się kul od torów kiedy w nie trafimy, czy proszkujących się ciał oddziałów nieprzyjaciela po wzięciu przedmiotu bonusowego.
Muzyka mimo, że podobno była komponowana specjalnie dla tej gry, jest zdecydowanie zbyt wesoła i nie buduje w żaden sposób nastroju panującej dookoła bitwy. Skutecznie jednak zagłuszają ją wybuchy, wystrzały oraz dźwięk umierających przeciwników. Trzeba przyznać, że odgłosy towarzyszące walce są całkiem całkiem.
Gameplay mimo, że bardzo krótki to wciąga, szczególnie wielbicieli gatunku. Po krótkim treningu, przejście gry na najwyższym poziomie trudności nie powinno zająć więcej jak czterdzieści minut.
Sterowania w grze praktycznie nie ma, bo medycy poruszają się samodzielnie po torach. Jednak jak to bywa z pistoletem, czasami sprawia problem zestrzelenie wrogów kryjących się na samych brzegach ekranu, jest to chyba jeden z nielicznych wkurzających minusów gry.

Reasumując, Rescue Mission na Sega Master System mimo upływu lat jak większość gier pistoletowych trzyma się świetnie, dając sporo frajdy. Warto usiąść i postrzelać choćby w przerwie na kawę, bo nawet w ciągu tych dziesięciu minut możemy zestrzelić parę setek jednostek nieprzyjaciela, co nie – nie ukrywajmy – jest bardzo satysfakcjonujące. Muzyki na CD sobie nie wypalimy, ale możemy ją pięknie zagłuszyć efektami dźwiękowymi. Warto wspomnieć, że gra jak niektóre inne pozycje, nie daje możliwości zamiany Light Phasera na pada. Spokojnie mogę polecić ten tytuł fanom gatunku i tym chcącym sprawdzić możliwości konkurenta Nintendowego Zappera.

Ocena ogólna

Rescue Mission

MASTER SYSTEM

Grafika
80%
Dźwięk
70%
Grywalność
90%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.