RetroAge Recenzja, NES Robin Hood: Prince of Thieves
RecenzjaNES

Robin Hood: Prince of Thieves

Loading

Robin Hood to postać znana chyba każdemu, więc nie trzeba jej przedstawiać. Sama legenda o łuczniku z lasu Sherwood doczekała się wielu wersji zarówno w postaci opowiadań spisanych w książkach wszelakich jak również i adaptacji filmowych. Jedną z najważniejszych ekranizacji o słynnym Locksley’u jest Robin Hood: Prince of Thieves – o tyle ciekawsza dla nas graczy, że na jej podstawie powstała świetna gra na konsolę NES o tym samym tytule.

Film Robin Hood: Prince of Thieves z Kevinem Costnerem w roli głównej odniósł ogromny sukces i jeszcze tego samego roku (1991) na rynku pojawiła się gra na konsolę NES z fabułą wzorowaną na tej z wielkiego ekranu. Mamy, więc całkiem niebanalną historię, którą niestety wszyscy znają już niemal na pamięć i zdawałoby się, że gra niczym nas nie zaskoczy w tej kwestii. Oczywiście sama oś fabularna trzyma się tego, co dane nam jest zobaczyć w filmie, ale autorzy postarali się niejednokrotnie wciągnąć nas w drobne poboczne przygody (zazwyczaj o zabarwieniu fantastycznym). Dzięki temu czasem przyjdzie nam wykonywać questy, które są niejako oderwane tematycznie, ale zarazem doskonale uzupełniające się z pozostałymi fragmentami gry. Zasadniczo spotkamy wszystkich, których widzieliśmy w filmie. Na ekranie pojawiają się, więc Lady Marion, Azeem, Mały John, szeryf z Nottingham i cała reszta ferajny.

Grę zaczynamy od wyprawy krzyżowej, która kończy się dla nas nie najlepiej i w wyniku tego trafiamy do muzułmańskiego więzienia w Jerozolimie. Musimy wydostać się kanałami na wolność, aby następnie trafić do Anglii, gdzie po dotarciu do rodzinnej posiadłości dowiadujemy się o śmierci ojca. Jako niewygodny spadkobierca majątku Locksley’ów zostajemy uwikłani w porachunki z lokalnym szeryfem z Nottingham i tak oto pokrótce wygląda początek naszej historii.

Robin Hood: Prince of Thieves stylem zarówno graficznym jak i zastosowanymi rozwiązaniami bardzo mocno przypomina serię Ultima. Mamy, więc do czynienia z grą RPG z licznymi drobnymi elementami przygodowymi. Jako że mechanika nie jest najwyższych lotów (jak to w Ultimach) musimy się czasem trochę pomęczyć wybierając z menu opcje takie jak „Talk”, „Look” czy „Search”. Nie da się ukryć, że jest to uciążliwe i w momencie wydania gry (1991 rok) były to już przestarzałe rozwiązania. Zastosowany system jest niejako sprawcą przykrych zacięć w grze. Czasem po prostu utkniemy gdzieś i nie sposób przejść dalej dopóki, np. nie odnajdziemy gdzieś ukrytego klucza (a jedna z takich sytuacji trafia się już na samym początku gry – w pierwszej komnacie!). Dla niektórych może być to irytujące, ale z pewnością podnosi poziom trudności i wydłuża czas rozgrywki, a co za tym idzie gry nie przechodzi się od tak sobie na jednym posiedzeniu.

Podobnie jak w filmie Robin Hood nie jest osamotniony w swojej walce. Drużyna, której jesteśmy przywódcą może poszerzać się o nowe postacie, które napotkamy na swojej drodze. Każda z nich posiada swoje statystyki i ekwipunek. Nad tym ostatnim warto zatrzymać się na chwilę, bowiem jest on akurat naprawdę rozbudowany. Można mieć zastrzeżenia np. do wyglądu pancerzy, ale zasadniczo większość elementów wykonana jest całkiem dobrze. Każda postać może nieść w plecaku określoną ilość przedmiotów dodatkowo ograniczoną przez ich ciężar. Broni jest niewiele, ale można znaleźć kilka ich typów. Pancerzy oddano w nasze ręce również tylko kilka rodzajów, ale trafiają się regularnie co jakiś czas, wiec też narzekać nie można. Razi trochę brak tarcz i hełmów, ale nie można mieć przecież wszystkiego. Do tego mnóstwo wszelakiego jadła, magicznych mikstur, pierścieni i co tylko mogą sobie jeszcze maniacy gier RPG wyobrazić. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku, bo przecież w końcu mamy do czynienia tylko z grą na NESa.

Parę słów może w końcu o samym przebiegu rozgrywki. Widok w grze mamy identyczny do wspomnianej już serii Ultima, czyli od góry pod pewnym kątem. W ten sposób podróżujemy przez świat, prowadzimy rozmowy z napotkanymi postaciami, a także odnajdujemy przedmioty i rozwiązujemy zagadki. Tryb ten nie grzeszy pięknością i jest raczej schematyczny, ale dzięki temu całość jest stosunkowo czytelna i przejrzysta. Ciekawostką jest fakt, że bez względu na to ile postaci znajduje się w naszej drużynie to niestety zawsze i tak będziemy mogli grać tylko Robin Hoodem. Jakby tego było mało to punkty doświadczenia zdobyte przez nas indywidualnie, otrzymują wszyscy członkowie drużyny i awansują identycznie z nami na kolejne poziomy! W trybie „przygody”, że go tak nazwijmy, przeciwnicy wychodzą na planszę w pełni losowo, przez co wciąż musimy przedzierać się przez zastępy wrogów i nawet na chwile nie dane nam będzie schować broni. Rozwiązanie o tyle dobre, że nie pozwala się nudzić. Niestety w przypadku utknięcia gdzieś z wątkiem fabularnym bywa to męczące. Gdy po raz kolejny przeszukujemy całą planszę w poszukiwaniu niezbędnego przedmiotu, a wciąż wylewają się na nas hordy przeciwników, można po prostu dostać szału.

Drugim trybem rozgrywki są bitwy. Przedstawione są niejako w dużym oddaleniu „kamery” od postaci i wówczas widzimy tylko ogólny zarys terenu i malutkie zlepki pikseli obrazujące poszczególnych bohaterów. Wygląda to po prostu okropnie i ledwie da się na to patrzeć. Na szczęście takie batalie trafiają się stosunkowo rzadko wiec da się to jeszcze jakoś przeboleć. W bitwie biorą udział wszyscy członkowie drużyny i radzą sobie wszyscy identycznie, czyli niestety nienajlepiej. Bez względu na to czy są wyszkolonymi wojownikami, jak Azeem czy też ślepcami jak Duncan, zbierają baty na każdym kroku i nasza w tym głowa, aby przypadkiem żadnemu z nich nie zeszło się z tego świata.

Na koniec zostawiłem pojedynki z bossami. Trafiają się one od czasu do czasu i przypominają one bijatykę 2D w stylu Street Fightera z tym, że postacie oczywiście wyposażone są w broń. Oprawa graficzna w tym trybie, jak na możliwości NESa jest naprawdę niezła. Ciężko mi przypomnieć sobie inna grę gdzie znajdziemy takie duże i do tego tak starannie wykonane obiekty nie tylko otoczenia, ale i samych walczących. Niestety sama walka jest dość schematyczna, bo dysponujemy tylko jednym ciosem i… to w zasadzie wszystko. Żadnych bloków, żadnego parowania, zamiast tego twórcy dali nam nie wiadomo po co skok i turlanie. Tryb wygląda na niedopracowany, a szkoda bo mógł być z tego całkiem dobry przerywnik w grze. Zamiast tego dostajemy bardzo schematyczna sieczkę gdzie wymagane jest jedynie ciągłe naciskanie przycisku odpowiedzialnego za atak.

Można mieć pretensje do autorów, że wiele elementów jest w grze uproszczonych (szczególnie w grafice) ale pamiętajmy, że jest to gra RPG w których od zawsze było wiele spraw umownych. Poza tym Robin Hood: Prince of Thieves jak na możliwości NESa i tak jest bardzo rozbudowany. Duży świat gry, 3 tryby walki, drużyna, liczny ekwipunek i wiele innych składają się na obraz całości i ostatecznie całkiem dobrze ze sobą współgrają.

Oprawa dźwiękowa stoi na przyzwoitym i w miarę wyrównanym poziomie przez cały czas trwania rozgrywki. Co prawda trafiają się czasem jakieś słabsze „rzępolenia”, ale zasadniczo zawsze przygrywają nam ciekawe utwory. Jako plus można dorzucić fakt, że wspomniane prędzej bitwy, których poziom graficzny pozostawia bardzo wiele do życzenia, okraszone są naprawdę fajnymi kawałkami muzycznymi, które niejako „podciągają” wrażenie rozgrywki w tym trybie. Do odgłosów nie można mieć większych zastrzeżeń. Co prawda trafiają się nieraz takie, które brzmią odrobinę dziwnie i gdyby nie to co widzimy na ekranie to nigdy byśmy nie wpadli na to co według twórców gry mają imitować. Większość odgłosów jest jednak dobrze dopasowana i co najważniejsze jest ich bardzo dużo.

Robin Hood: Prince of Thieves to jedna z gier o których za wiele się nie mówi, ale jest pozycją zdecydowanie godną polecenia. Jak już wspomniałem sama gra jest niezmiernie rozbudowana jak na NESa i mimo, że wątek fabularny jest liniowy to kompletnie w niczym to nie przeszkadza. Przyjdzie nam odwiedzić bardzo wiele miejsc i przeżyć mnóstwo przygód. Całość wykonana jest przyzwoicie i dlatego nie pozostaje mi nic innego jak polecić Robin Hood: Prince of Thieves, każdemu maniakowi RPG, bo gierka zapewnia mnóstwo zabawy. Nie zapominajmy, że przecież jest to Robin Hood, czyli fantastyczna przygoda gwarantowana. Być może jestem zbyt sentymentalny i mam słabość do opisywanej gry, ale na koniec mogę powiedzieć tylko jedno – szkoda, że dziś już takich gier się nie robi.

Ocena ogólna

Robin Hood: Prince of Thieves

NES

Grafika
70%
Dźwięk
70%
Grywalność
90%

Autor

Komentarze

  1. Jedna z moich ulubionych gierek na NESa. Jedyny mankament to oczywiście brak możliwości zapisu gry, ale to standard na tym systemie 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.