RetroAge Recenzja, Dreamcast Sonic Adventure
RecenzjaDreamcast

Sonic Adventure

Loading

Sonic, niebieski jeż posiadający niezwykłą szybkość.*
Sonic sympatyczny niebieski jeżyk w trampkach zadebiutował na konsoli Sega Mega Drive. A największe triumfy odnosił właśnie w epoce szesnastu bitów. Zdobył sobie wiele milionów wiernych fanów, a gry z nim w roli głównej sprzedawały się jak świeże bułeczki. Wtedy też zyskał miano „oficjalnej” maskotki Segi. Dużo gorzej wiodło mu się na Saturnie. Deweloperzy wyraźnie nie mogli zdecydować czy zostać przy klasycznej dwuwymiarowej mechanice czy może idąc za aktualnymi trendami przeskoczyć w trzeci wymiar. Skończyło się na tym, że gry z Sonicem na Saturnie można określić co najwyżej jako przyzwoite. Kiedy na rynku pojawił się Dreamcast, Sega zapowiedziała, że ponaddźwiękowy jeż powróci z klasą i skopie tyłek pewnemu wąsatemu przetykaczowi rur. Nowe przygody Sonica znane jako Sonic Adventure lądują w czytnikach konsol w 1999 roku.

Przed wiekami bogowie zesłali na ziemię Szmaragdy Chaosu.
Sonic wraca ale nie sam. Tym razem do pomocy ma całkiem pokaźną ekipę. Pomogą mu: żółty lis Tails, czerwona kolczatka (a właściwie kolczatek) Knuckels, różowa „jeżynka” Amy Rose, kot Big the Cat i wreszcie robot E102 Gamma. Każdą z tych postaci przyjdzie pokierować graczowi i każda z nich oferuje inne podejście do rozgrywki. Czarnym charakterem jak to zwykle bywa w grach z Sonicem jest złowrogi Doktor Eggman alias Robotnik. Szalony doktorek – tu niespodzianka – zamierza zawładnąć światem i posłużą mu do tego szmaragdy chaosu. Szmaragdami owymi Robotnik faszeruje prastarego boga Chaosa, którego potęga rośnie z każdym wchłoniętym kamykiem. Generalnie fabuła Sonic Adventure składa się właśnie z temu podobnych bzdurek. Ale maksymalnie infantylny scenariusz zupełnie nie przeszkadzał mi w czerpaniu przyjemności z gry.

Będąc jego najlepszym przyjacielem, niebieski jeż biegnie mu z pomocą.
Sonic Adventure składa się z kilku typów rozgrywki. Etapy przygodowe czyli zwiedzanie okolicy i eksploracja, służą jako łączniki pomiędzy poziomami zręcznościowymi, które są prawdziwą solą gry. Sześć postaci, sześć scenariuszy. Historia przeplata się i zazębia. Każdym bohaterem gra się trochę inaczej. Sonic pędzi szybciej niż Ussain Bolt, Knuckels wali z piąchy jak Mike Tyson, Tails lata niczym…hmm tu mi zabrakło sportowego porównania ale w każdym razie na coś mu się te dwa ogony przydają. Tak wiem, że to dziwne ale to w końcu gra o niebieskim jeżu w trampkach. Zresztą wszyscy tu noszą trampki. Nie zabraknie również wykręconych w japońskim stylu bossów. I tutaj mały minusik. Niektóre poziomy zręcznościowe musimy przemierzyć kilka razy. Każdym bohaterem z osobna. Po pewnym czasie staje się to nużące. Podczas gry można znaleźć małe stworki Chao. Maleństwa da się przenieść na kartę pamięci VMU otrzymując w ten sposób namiastkę tamagotchi. Zresztą gra ma do zaoferowania jeszcze kilka niespodzianek, których nie spodziewałbym się po grze z Sonicem.

Ku wielkiemu zaskoczeniu doktora, Sonic znów pokonuje stwora.
Przy pierwszym uruchomieniu gra urzeka oprawą. Wspaniałe błękitne niebo, palmy, piaszczysta plaża. Wszystko w pełnym trójwymiarze, pięknie i płynnie animowane. Początkowy etap Sonica zrywa beret. Niebieski pędzi w scenerii plażowej pełnej pomostów i ramp, a w pewnym momencie goni go potężna orka. Animacja super płynna, otoczenie pełne szczegółów po prostu poezja. Widać tutaj prawdziwą moc Dreamcasta. I tak jest na zdecydowanej większości poziomów. Do czegoś można się przyczepić? Pewnie że można, w mieście Station Square rażą klockowate modele samochodów i okazjonalne przenikanie postaci przez ściany, a w Mystic Ruins kiepsko zrobione drzewa. Ale to są szczegóły i nie pozwólmy by drobniutkie minusy, ba minusiki, przesłoniły nam plusy. Oprawa graficzna Sonic Adventure stoi na bardzo wysokim poziomie i plasuje się w czołówce pozycji makaronowych. Było coś dla oka teraz coś dla ucha. Muzyka to dużo j-rockowego naparzania w gitary. Da się tego słuchać ale jak dla mnie za mało to zróżnicowane, a kawałki za często się powtarzają. Dubbing na niezłym poziomie, choć jak to zwykle bywa aktorzy za bardzo wczuwają się w rolę. Ale to w końcu gra o ratowaniu świata, więc musi być patetycznie.

Sonic i Tails twardo lądują, jednak wychodzą z tego cało.
A zatem czas na podsumowania. Sonic Adventure mogę polecić każdemu i każdy znajdzie tam coś dla siebie. Wiem, wiem strasznie to oklepane, sam jak czytam ten tekst w innych recenzjach to dostaje spazmów, ale Sonic właśnie taki jest. To zróżnicowana gra o wielu obliczach. To wybuchowa mieszanka platformówki, gry akcji, wyścigów i jeszcze paru innych gatunków. Dla posiadaczy Dreamcasta pozycja obowiązkowa.

*śródtytuły zaczerpnięte z przepastnych zasobów Wikipedii

Ocena ogólna

Sonic Adventure

DREAMCAST

Grafika
80%
Dźwięk
70%
Grywalność
80%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.