RecenzjaDreamcast

Soul Calibur

Loading

Gdy przeglądamy listy najlepszych gier na Dreamcasta mamy 99,9% szans że gdzieś na niej znajdzie się Soul Calibur, może nie na pierwszym miejscu, może nie w pierwszej dziesiątce, ale możemy mieć pewność że na którejś pozycji zobaczymy właśnie tą grę. Czy słusznie? Jak najbardziej i mam nadzieję że zrozumiecie dlaczego kiedy przeczytacie poniższy tekst.

Zacznę może nieco sztampowo. Soul Calibur jest trójwymiarową bijatyką jeden na jeden. Gier tego typu jest wiele, ale ta seria wyróżnia się jednym: każda z 19 dostępnych postaci jest uzbrojona w broń białą oraz odrobinę magii, tak więc zamiast okładać kogoś gołymi pięściami robimy to kijem, mieczem, toporem czy też sztyletem. W stylu specyficznym dla danego wojownika, jego klona i postaci specjalnych ze zmiennym stylem walki. Zaraz, zaraz, klona? Ano tak, jest to jeden z nieco rozczarowujących punktów Soul Calibur – część postaci ma taki sam, lub bardzo nieznacznie zmieniony styl walki jak inni. Do nielicznych wyjątków których styl jest unikatowy należą Maxi, Ivy, Cervantes i Valdo, podczas gdy przykładowo Rock walczy identycznie jak Astaroth a Yoshimitsu różni się tylko kilkoma ciosami od stylu jaki prezentuje Mitsurugi. Co ciekawe być może właśnie dzięki temu postacie są całkiem przyzwoicie zbalansowane, wciąż mamy kilku prawdziwych killerów, ale rzadko kiedy jesteśmy całkowicie bezbronni jeśli grami kimś innym.

Pomimo kopiowania wojowników pod względem metod zabijania jakimi dysponują zdecydowanie nie można powiedzieć tego o ich wyglądzie. Każda z postaci ma co najmniej dwa różne stroje, wszystkim można odblokować model „liquid metal”, czyli w dużym skrócie wyłączenie tekstur, można też odblokować trzeci strój dla niektórych z nich a w przypadku każdej przełączyć się pomiędzy wyglądem broni z poszczególnych ubrań.

Kontynuując temat bonusów do odblokowania. Po przejściu gry daną postacią możemy przeczytać krótką biografię danej osoby i masę niepotrzebnych nam informacji o niej, na przykład wzrost, wiek, wagę, grupę krwi, informacje o najbliższej rodzinie itp. Dodatkowo naszym oczom ukazuje się opis broni jaką używają i areny na której walczą. Kolejnym miłym dodatkiem jest możliwość odsłuchania tekstów jakie wypowiadają przed i po walce oraz oglądnięcia filmiku z ich zakończeniem.

Wciąż mało? W czasie gry zbieramy punkty i odblokowujemy różne rzeczy. Na przykład nowe postaci, nowe areny, dodatkowe ubrania, czy tryb pokazu, gdzie możemy podziwiać w akcji bohaterów przedstawiających swoje umiejętności. Spokojnie, jeszcze nie skończyłem. Możemy również wykupić grafiki z gry i nie jest to nędzne 20 rysunków wątpliwej jakości, ale ponad 300 starannie dobranych artów które oglądałem z niekłamaną przyjemnością. Miłym gestem jest także możliwość odsłuchania wszystkich utworów z gry (30 kawałków trwających w sumie prawie 45 minut), obejrzeć starcie dwóch postaci kierowanych przez CPU i dowolnie edytować kolejność występowania postaci w intrze!

Robi wrażenie, prawda?

Może teraz parę słów o samym systemie walki. Toczymy je jeden na jednego, w rundach z ograniczeniem czasowym. Gdy zegar wskaże zero wygrywa ten kto ma więcej punktów życia. W czasie starcia do dyspozycji mamy lekki cios bronią, mocniejszy, kopniak i blok. Dodatkowo gdy zajdzie taka potrzeba można przykucnąć, lub podskoczyć – brzmi normalnie i trochę minimalistycznie, prawda? Cóż, takie właśnie jest, jednak tym co sprawia że Soul Calibur jest takie wspaniałe to właśnie ta prostota – przy odrobinie treningu każdy jest w stanie wywijać mieczem dokładnie tak jak tego chce, z niebywałą wręcz płynnością i gracją. A jeśli jesteście dużo bardziej zaawansowani? Nie ma sprawy: setki jeśli nie tysiące możliwości klecenia ciosów (także specjalnych) w rozrywające przeciwnika na strzępy combosy które zadowolą nawet najbardziej wybrednych graczy.

Kolejną mocną stroną Soul Calibur jest zdecydowanie większa niż w innych grach tego typu liczba trybów. Mamy do dyspozycji te bardziej klasyczne jak arcade, trening czy versus. Popularne, ale jednak nie obowiązkowe jak survival, time attack i team battle po bardziej wymyślne jak misje. W trybie tym na mapie odblokowujemy kolejne zadania z dodatkowymi, dość nietypowymi opcjami, takimi jak: podłoga z ruchomymi piaskami utrudniającymi ruch, niewidocznymi przeciwnikami (widzimy tylko ich broń), szczurami gryzącymi nasze nogi, zatrutą bronią, wrogiem odpornym na obrażenia (jedyna opcja to wyrzucenie go poza ring), czy niewidocznym lub zatrutym uzbrojeniem. Do tego dochodzi sporadycznie jakaś specjalna arena, na przykład bardzo ciasny most, gdzie jeden cios oznacza upadek w przepaść i przegraną. To wszystko to tylko suchy i nieoddający ogromu opis, na żywo jest jeszcze lepiej.

Znając życie i tak o czymś zapomniałem, ale dopiero teraz powiem o najważniejszym: robienie gry na 100% jest przyjemne i satysfakcjonujące. Nie jest trudne, ale wymaga czasu i rozwijania naszych umiejętności, połączenie doskonałe które zapewnia wiele godzin świetnej zabawy także bez konieczności zaciągania siłą przed konsolę drugiego gracza.

Jeśli chodzi o grafikę to nie będę ukrywał że jest na prawdę świetna. Nawet Sega nie była w stanie wycisnąć takich frykasów ze swojej konsoli w pierwszym roku jej istnienia, ba nawet później mało które gry były w stanie konkurować z Soul Calibur! Bardzo szczegółowe modele postaci z teksturami o wysokiej rozdzielczości, areny, choć niewielkie mają bardzo duże pole widoku i są pełne mniejszych lub większych smaczków oraz dodatków. Płynna, nie zwalniająca ani na chwilę animacja z możliwością wyświetlania w 60Hz sprawia że gra nawet w porównaniu z dużo późniejszymi produkcjami na konsole konkurencji prezentuje się co najmniej dobrze. Dodatkowym smaczkiem jest obsługa VMU, podczas gry na ekraniku widzimy miniaturowy odpowiednik wojownika którym właśnie gramy, ba nawet macha bronią mniej więcej wtedy kiedy robi to jego duży odpowiednik. Choć nie da się grać jednocześnie obserwując co się dzieje na VMU jest to bardzo miły dodatek.

Pod względem muzycznym Namco postawiło na klimaty kojarzące mi się z azjatyckim kinem przygodowym. O dziwo sprawdza się to bardzo dobrze – skutecznie zagrzewa do walki i nie utrudnia skupienia się gdy na ekranie robi się gorąco. Poza tym o wiele lepiej podkreśla unikalny klimat gry niż, jak to zwykle w klepkach bywa, niezbyt wymyślne techno w najogólniejszym znaczeniu tego słowa. Dodatkowo mamy możliwość wybrania języka w jakim mówią postacie ustawiając oryginalny japoński lub angielski. Co zaskakujące obydwa są bardzo dobre i pozwalają się wczuć w klimat walk na miecze, kije i topory.

Co tu dużo gadać, Soul Calibur jest grą wybitną, dającą dużo satysfakcji i mile łechczącej oczy i uszy gracza. Masz Dreamcasta i nie masz Soul Calibur? To na co jeszcze czekasz?

Ocena ogólna

Soul Calibur

DREAMCAST

Grafika
100%
Dźwięk
100%
Grywalność
100%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.