RetroAge Recenzja, GameCube Soul Calibur II
RecenzjaGameCube

Soul Calibur II

Loading

Konsole Nintendo od połowy lat 90tych nieprzerwanie cierpiały na brak topowych bijatyk. Prócz pojedynczych tytułów aspirujących do miana „dobra mordoklepka”, ciężko było znaleźć pozycję dla miłośników masterowania beatem’upów w nowym stylu. Konkurencja szczyciła się kolejnymi odsłonami Tekken, Virtua Fighter czy Dead or Alive. Aż do 2003 roku, kiedy to w końcu na GameCube zawitała gra, która z miejsca została najlepszą bijatyką na platformy Nintendo i dzierży ten zaszczytny tytuł aż do teraz. Mowa oczywiście o Soul Calibur II od Namco.

Historia serii sięga 1996 roku, kiedy to na Sony PlayStation oraz automaty trafiła gra Soul Blade (w USA znana pod nazwą Soul Edge). Gra bardzo ciepło przyjęta zarówno przez krytyków jak i samych graczy, okazała się prologiem dla kolejnych tytułów ukazujących się już pod nazwą Soul Calibur. Pierwszy SC wydany został na Dreamcasta i nie ma sensu rozpisywać się nad fenomenem tej gry, a wystarczy nadmienić, że do dziś jest to gra uznawana za najlepsze mordobicie we wszelakich rankingach i zestawieniach tworzonych przez pisma i serwisy branżowe. Przyszła w końcu pora na druga część Soul Calibura, a wraz z nią okazja do pierwszej odsłony na platformie Nintendo – GameCube.

Axi0maT: Po wielu setkach godzin spędzonych przy tej niesamowitej grze i po tysiącach stoczonych pojedynkach z przyjaciółmi, razem z Rabsterem, który jest moim najczęstszym rywalem w starciach w Soul Calibur 2, postanowiliśmy wspólnie napisać recenzję tej gry w postaci poniższej dyskusji.

Rabster: Gra rozpoczyna się rewelacyjnie wykonanym intro. Może nie wynika z niego zbyt wiele, ale zobaczymy tam wszystkie podstawowe postacie w akcji. Cała animacja jest dopieszczona na maksa i jest to jeden z tych wstępów do gier, które ogląda się z przyjemnością wielokrotnie, nawet po setkach pojedynków. Mimo upływu lat ten element Soul Calibur II wciąż robi niesamowite wrażenie.

Tytułowy Soul Calibur to magiczne ostrze o potężnej mocy czyniące z niego obiekt pożądania każdego wojownika na świecie. Każda z postaci ma jakiś tam swój powód, aby wejść w jego posiadanie. Dowiedzieć się można tego z historyjek zawartych w grze, ale dla graczy spragnionych klepania po mordzie nie ma to kompletnie żadnego znaczenia.

Axi0maT: W przeciwieństwie do większości bijatyk, w serii Soul Calibur korzysta się z broni. Arsenał postaci jest bardzo zróżnicowany. Znajdziemy tu bohaterów posługujących się najróżniejszymi mieczami, kijami, włóczniami, sztyletami, nunchakami, toporami i innymi przedmiotami, z których niektóre naprawdę potrafią zaskoczyć. Ilość ciosów jak również ich kombinacji może przytłaczać. Niezwykle ciężko jest opanować wszystkie techniki, a tym bardziej skutecznie stosować je w walce.

Problemem Soul Calibura II (podobnie jak serii Tekken – również od Namco) jest duża trudność opanowania postaci do perfekcji, tzw. masterowania. Siadając pierwszy raz do gry zaskakuje nas łatwość wykonywania ciosów i karkołomnych kombinacji. Praktycznie zielony gracz ma szanse napsuć sporo krwi prawdziwym wyjadaczom, ponieważ przyswojenie podstawowych skutecznych technik jest niezwykle proste. Nie jest czymś szczególny przegrana średniaka z żółtodziobem, co byłoby nie do pomyślenia w Mortal Kombat czy Street Fighter. Trzeba naprawdę ostro się natrudzić, aby opanować wszechstronne techniki walki i zostać graczem, któremu nie podskoczy byle chłystek. Dla początkujących przyswajalność sterowania z pewnością będzie zaletą, ale na dłuższą metę okazuje się to irytujące, że po latach ćwiczeń jakiś świeżak potrafi złoić nam skórę. Esencja gry to wyczucie timingów i stosowanie odpowiednich ciosów w odpowiednim momencie. Opanowanie tej sztuki wymaga naprawdę wiele praktyki, ale satysfakcja płynąca z walki dwóch równorzędnych przeciwników wynagradza z nawiązką trud włożony w treningi.

Rabster: Prócz tego, że Soul Calibur II jest grą bardzo łatwo przyswajalną dla początkujących w której łatwo opanować ciosy, to sama gra od pierwszych sekund wygląda efektownie nawet, jeśli ścierają się dwaj zieloni gracze. Smugi i poświaty pozostające po zadanych ciosach specjalnych z jednej strony nie wyciskają potów z konsolki, ale z całą pewnością cieszą oko.

Axi0maT: Każda z trzech konsol szóstej generacji otrzymała nieco zmienioną wersję Soul Calibur II. Wszystkie różnią się jedną dedykowaną postacią. W przypadku GameCube jest to Link znany wszystkim fanom Nintendo z serii gier The Legend of Zelda. Posiadacze PlayStation 2 otrzymali Heihachiego Mishime z Tekkena, a właściciele Xboxów komiksowego bohatera – Spawna.

Rabster: Postaci w samej grze jest całkiem sporo, bo aż 15 dostępnych na początku, a kolejnych 8 czeka na odblokowanie. Są bardzo różnorodne i jak to w każdej grze bywa, są takie, które podpasują jednym, a innym mniej. Zasadniczo można podzielić je na szybkie ale słabsze (tu dominują kobiety), oraz silne i zarazem wolniejsze. Poszczególne postacie różnią się też między sobą ze względu na używaną broń. Jedne mają większy zasięg (kij, halabarda), inne mniejszy (miecz, szabla), a jeszcze inne walczą doskonale tylko w zwarciu (sztylety, nunchuck). Mi osobiście najbardziej przypadł do gustu Nightmare, bo preferuje postacie, którymi można dobrze przymierzyć i przyłożyć raz na jakiś czas, ale za to konkretnie. Sprawdza się idealnie.

Axi0maT: Ja dla odmiany gram głównie Taki. Piekielnie szybka i groźna w zwarciu. Chętnie też pogrywam Sung Miną radzącą sobie doskonale na odległość. To nasze typy, ale za najlepszą postać w Soul Calibur II, większość graczy na świecie uważają Yunsunga. Doskonale wyważona siła i prędkość bywają zabójcze. W walce Yunsung jest może nie tyle efektowny, co bardzo efektywny.

Rabster: Kopią Yunsunga wydaje się być Assassin. Może inaczej prezentuje się w swoim ubraniu rodem z Arabii, ale postura, animacja, broń i nawet część ciosów jest dość zbliżona.

Dla początkujących graczy dobrą postacią wydaje się być samuraj Mitsurugi. Zauważyłem, że bardzo wiele osób nim gra i z powodzeniem potrafi napsuć krwi nawet zaawansowanym wyjadaczom. Całkiem dobry zasięg i szybkość czynią z niego zawsze groźnego przeciwnika. Na plus dodam też świetną animację tej postaci. Bardzo naturalnie wyglądają ataki mieczem, ale wrażenie robi też ruch samego ciała, które jak gdyby płynie za ciosami. Można powiedzieć, że Mitsurugi efektownie napiera na przeciwnika.

Axi0maT: Niezłym kontrastem będą tu dwa „bysiory” – Astaroth i Berserker. Duże bydlaki mają sporo siły, ale i tak jak dla mnie ich moc jest nieadekwatna do rozmiarów. To takie nieruchliwe klocki, toporni aż do przesady, zero finezji w ruchach i do tego te długie odstępy między kolejnymi ciosami. Są po prostu o wiele za wolni. Zanim wyprowadzisz cios to przeciwnik już zdąży uciec na bok. Walka przeciwko tym wielkoludom to bezkarne klepanie mordy. Moim zdaniem nietrafione charakterki.

Rabster: Nie da się jednak ukryć, że komputer potrafi całkiem ładnie zagrać tymi osiłkami. Można zażartować, że nie ma jak i kiedy nauczyć się grać tymi postaciami, bo są one wolne i jak coś pójdzie nie tak, to od razu otrzymuje się serię ciosów od szybszych przeciwników i twardziel się składa. Różnica w sile ciosów jest jednak spora w stosunku do postaci zorientowanych na szybkość. Ich drugą niewątpliwą zaletą jest to, że mają stosunkowo duży zasięg. Jeśli więc nie dopuścisz do zwarcia to można skutecznie trzymać wroga na odległość. Jeśli mówimy o postaciach, które w Soul Calibur II nie pasują to wytypowałbym Yoshimitsu – jest co najmniej dziwny. Groteskowy i pstrokaty kompletnie do mnie nie przemawia.

Axi0maT: Yoshimitsu przewija się przez wszystkie bijatyki Namco, więc i tu nie mogło go zabraknąć. Bardziej w Soul Calibur II nie pasuje mi Link, całkiem jakby wyciągnięty z innej bajki (ale w gruncie rzeczy tak przecież jest). Nie komponuje się z resztą bohaterów nie tylko ze względu na wygląd. Jest to również jedyna postać, która ma tak bogaty asortyment ciosów na odległość. Strzela z łuku, rzuca bumerangiem i bombami. Na większą odległość potrafi naprawdę mocno wkurzyć. To ładny hołd oddany serii Zelda od Nintendo, ale mimo to uważam, że nie współgra z resztą Soul Calibura.

Rabster: Mówiąc o groźnych postaciach warto wspomnieć o Necridzie. Zauważyłem, że jakoś mało osób nią gra, ale niewątpliwie ma doskonałe parametry. Może wygląd odstrasza potencjalnych chętnych? To bardzo uniwersalna postać, która doskonale radzi sobie zarówno w zwarciu jak i na odległość.

Axi0maT: Z ciekawszych i oryginalnych postaci proponuję powiedzieć jeszcze o Valdo. Ten świr to dla mnie prawdziwa zagadka i przykład na to jak bardzo pokręcone są umysły projektantów z Namco. Opanowanie go wymaga samozaparcia i poświęcenia mnóstwa czasu. Valdo jest fajny do oglądania, ale nie wiem jak można TYM CZYMŚ grać. Tym bardziej podziwiam naszego kumpla Irka (pozdrawiamy jeśli to czyta), który uwielbia tę postać. Powiedzmy sobie jednak szczerze – on jest trochę zboczonym fetyszystą i rajcują go tacy chorzy na głowę bohaterowie.

Na koniec wspomnę jeszcze o chyba najbardziej niedocenianej postaci, a mianowicie o Maxim. Ten wyglądający jak Elvis Presley pirat z Okinawy jest niepozorny, a jego strój pasuje bardziej na „Marsz Równości” niż na ubiór prawdziwego wojownika. Wystarczy jednak trochę potrenować, aby odkryć jak bardzo jest niebezpieczny. To postać, której siła tkwi w „ciągłym ataku”. Grając Maxim przy pomocy jego nunchucka można doskonale łączyć ze sobą kolejne ciosy tworząc w ten sposób niemal nieskończone kombinacje. Z tego względu okazuje się być bardzo niewygodnym przeciwnikiem w zwarciu.

Rabster: Starczy już o tych postaciach, powiedzmy coś o samych walkach. Ciosy zasadniczo dzielą się na horyzontalne i wertykalne (dla niekumatych poziome i pionowe) zadawane bronią trzymaną w ręku, oraz na kopnięcia. Dochodzi do tego jeszcze blok i to w zasadzie wszystko. Cała reszta to kombinacja kierunków i kolejności naciskanych przycisków. Jak już wspomnieliśmy jest bardzo intuicyjnie i po minucie można już skutecznie wymachiwać. Są oczywiście combosy, są też jugglesy (wyrzut do góry i naparzanie w powietrzu), ale my tej ostatniej techniki w przeciwieństwie do serii Tekken tutaj akurat jakoś niezbyt często używamy. Tak czy siak cel jest oczywiście jeden – pokonać przeciwnika.

Axi0maT: Walki można zakończyć na dwa sposoby. Poprzez obicie przeciwnika aż do całkowitego pozbawienia go energii, lub przez Ring Out – czyli wyrzucenie wroga z planszy, np. do wody lub w przepaść. Plansze są różnej wielkości, dlatego na tych małych strategia graczy często sprowadza się do zadawania ciosów odrzucających na większą odległość, co ułatwia późniejsze wypchnięcie przeciwnika z ringu.

Rabster: Można to zrobić na każdej planszy poza finałową, gdzie walczy się z bossem – Infernalem. Szkoda, że nie można się go pozbyć w ten sposób, bo to dość upierdliwa postać. Zażarte walki na krawędzi mają zawsze swój dodatkowy urok, bo podnoszą adrenalinę. Można powiedzieć, że dopiero wówczas gracze dają z siebie wszystko. Z jednej strony atakujący stara się za wszelką cenę zrzucić przeciwnika z ringu, a broniący wywinąć z niedogodnej pozycji. Nieraz bywało, że wojownik wręcz „trzymała się krawędzi zębami” i cudem wychodził z opałów.

Ciekawostką jest „ładowanie mocy” zwiększające obrażenia. Bardzo pomocne, ale nie korzysta się z tego zbyt często, bo wymaga to świetnego timingu. Trwa to stosunkowo długo i często przeciwnik zdąży dopaść naszego zawodnika, dlatego można sobie na to pozwolić dopiero przy większym dystansie lub wrogu leżącym na ziemi. W innym przypadku przeciwnik z pewnością dosięgnie nas swoją bronią.

Axi0maT: Jak już wspomniałeś o broni to trzeba powiedzieć, że sporym plusem Soul Calibur II jest customizacja. Na uwagę zasługuje ogromna różnorodność uzbrojenia. Prócz tego, że każda postać ma swoją dość unikalną broń, to dochodzi do tego jeszcze po 10 jej wariantów o różnych właściwościach. Jedne zadają większe obrażenia, inne pozwalają na szybsze ataki, a jeszcze inne np. przywracają zdrowie z każdym zadanym ciosem. Jako że postaci jest 23 to daje to doprawdy imponujący zestaw 230 unikalnych i śmiercionośnych narzędzi walki. Naprawdę jest w czym wybierać i często ciężko się zdecydować – szczególnie w trybie Weapon Mastery, gdzie przed graczem stawiane są określone zadania, a broń może bardzo pomóc w osiągnięciu wytyczonego celu.

Rabster: Weapon Mastery to jeden z istotniejszych trybów rozgrywki, ponieważ można tu odblokować większość dodatków. Jest to swego rodzaju konquest dla pojedynczego gracza, w którym przemieszcza się on po mapie i w wybranych punktach toczy pojedynki na różnych wymyślnych zasadach. Czasem są to np. pojedynki z kilkoma postaciami pod rząd na jednym pasku energii, innym razem liczone są tyko obrażenia zadane przeciwnikowi w momencie, gdy uderzy o kratę ogradzającą ring itd. itp. Sednem tego trybu jest to, że za każdą walkę dostajemy kasę, za którą później możemy wykupić dodatkowe broń, ubrania, artworki, historie i prezentacje postaci oraz inne bonusy.

Axi0maT: A propos ubranek, to każda z postaci ma minimum trzy wdzianka do wyboru przed walką. Większość z wspomnianych bajerów wymaga jednak odblokowania. Fajne jest to, że można zmieniać im ciuszki, bo jak to w grach bywa są lepsze i gorsze. Jak widzę Sophitie w spódniczce z „haftami kaszubskimi” to zawsze pojawia mi się litościwy uśmiech na twarzy.

Rabster: Zresztą to nie jest jedyny cudaczny ubiór. Hełm z piórkami Cassandry w stylu Asterixa jest równie komiczny.

Axi0maT: W Soul Calibur II bardzo podoba mi się to, że szybko ładują się walki. Nie trzeba czekać zbyt długo. Konsola wyświetla obie postacie, każda z nich wypowiada krótką kwestie z 2-3 słów i już po około trzech sekundach od wyboru rozpoczyna się walka. Naprawdę super sprawa i w kwestii bijatyk to chyba jeden z najszybszych loadingów jakie widziałem. Zadziwiające tym bardziej, że postacie są fantastycznie dopieszczone do granic możliwości, animacje wręcz idealne, a szczegółów jest całe mnóstwo. Jakby tego było mało ładują się przecież również areny, które w niczym nie ustępują wojownikom.

Rabster: Zgadza się, plansze na których toczą się walki faktycznie robią duże wrażenie. Zdają się być dopracowane w najmniejszych szczegółach i dopiero po przyjrzeniu się im dokładniej można dostrzec, że nie są wypchane skomplikowanymi obiektami, a ich siła tkwi w doskonałej jakości teksturach. Nie będziemy jednak rozkładać aren na części pierwsze, bo nie o to tu chodzi. Ważne, że wyglądają wręcz olśniewająco i robią świetne wrażenie. Nie można im absolutnie nic zarzucić szczególnie, że to przecież „tylko” tło dla toczących się na pierwszym planie dynamicznych pojedynków.

Axi0maT: Zresztą Soul Caliburowi II na GameCube niewiele da się zarzucić, bo to jedna z najlepiej wyglądających gier tamtej generacji. Namco naprawdę się postarało i stanęło na wysokości zadania.

Rabster: Do tego klimat gry doskonale buduje nastrojowa muzyka. Utwory mają wręcz charakter patetyczny i doskonale pasują do walk.

Axi0maT: Aż tak entuzjastycznie bym do tego nie podchodził, bo zauważyłem, że żaden z nich tak naprawdę nie zapada w pamięć. Konkurencja taka jak np. Street Fighter wypada tu dużo lepiej, bo tam kawałki wręcz same wpadają w ucho i można je nucić nawet długo po zakończonej rozgrywce. Niemniej dźwięk w Soul Calibur 2 wypada doskonale, bo odgłosy w trakcie walki to już sam miód. Nie będę bał się zaryzykować, że w tej kwestii to absolutnie najwyższa liga w momencie, kiedy gra ukazała się na rynku.

Pora zakończyć chyba tą przydługawą dyskusję, bo czego byśmy nie powiedzieli to Soul Calibur II i tak będzie bez wątpienia najlepszą bijatyką na Nintendo GameCube i jedną z czołowych pozycji na tę konsolę. Dla tych, którzy nie przepadają za tego typu grami, polecamy i tak kupić tę grę choćby po to, żeby zobaczyć co można wycisnąć z poczciwej kostki. Fanom mordobić nie trzeba gry polecać tym bardziej, że nie ma ona praktycznie żadnej konkurencji na tej platformie. Do padów mości panowie!

Ocena ogólna

Soul Calibur II

GAMECUBE

Grafika
100%
Dźwięk
90%
Grywalność
100%

Autorzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.