RecenzjaAtari 2600

Space Jockey

Loading

Zapewne większość z was drodzy internauci doskonale wie o tym, że strzelaniny są gatunkiem gier, który jako jeden z pierwszych trafił na sprzęt służący elektronicznej rozrywce. Jak wyglądały początki popularnych shooterów? Dowiecie się tego z recenzji gry Space Jockey wydanej na Atari 2600.

Na wstępie wypadałoby przytoczyć jakąś krótką historyjkę, ale takowej Space Jockey oczywiście nie posiada, podobnie zresztą jak większość gier z początku lat 80tych XX wieku.

W nasze ręce dostajemy UFO, które przyleciało na ziemię w celu eksterminacji jej mieszkańców. Nasz pojazd kosmiczny wciąż leci w prawo i natrafia na przeróżne losowo rozmieszczane obiekty, które należy zestrzelić. W trakcie gry natkniemy się na balony, dwa rodzaje samolotów, helikoptery, czołgi, a także domki i drzewka. Każdy z przeciwników jest odpowiednio punktowany w zależności od tego jak trudno dany obiekt zlikwidować. Za każde 1000 zdobytych punktów otrzymujemy dodatkowe życie. To w zasadzie wszystko, co można o rozgrywce powiedzieć. Bez względu na to jak daleko dojdziemy nic się na ekranie nie zmieni. Nie zobaczymy nowych terenów, innych przeciwników ani tym bardziej nie zdobędziemy unikalnej broni, która by pomogła w ubijaniu wroga. Dostępnych jest aż 16 poziomów trudności gry, ale różnią się one tak nieznacznie, że w zasadzie można by ograniczyć się do góra czterech. Na niższych siekamy przeciwników jak popadnie i w większości są oni niemrawi. Na wyższych natomiast wrogowie przemieszczają się po ekranie i skutecznie się ostrzeliwują. Całość starcza na dość krótko, bo po chwili okazuje się, że widzieliśmy już wszystko, co gra ma nam do zaoferowania. Ponieważ Space Jockey nie ma jako takiego zakończenia to nieźle nadaje się do rozgrywki ze znajomymi w stylu „ile zdobędziesz punktów w 3 minuty”.

Grafika… Można o niej powiedzieć tyle, że jest. Żadnych fajerwerków nie uświadczymy. Czarne tło plus proste, ale czytelne obiekty. W przypadku czołgów można dostrzec obracające się gąsienice, w helikopterach śmigła, a nasze UFO gustownie obraca się wokół własnej osi. Bez problemu da się rozpoznać, do czego strzelamy, a całość urozmaicona jest tylko przesuwającym się u dołu ekranu ciągiem pikseli robiących za powierzchnię planety.

Dźwięk ogranicza się do czterech sampli: dwóch rodzajów strzałów i dwóch wybuchów. Trochę bieda, ale w czasie kiedy powstało Space Jockey, dopiero zaczęto myśleć o muzyce w grach, a Atari 2600 tez nie oferuje jakichś kosmicznych możliwości w tym zakresie. To, co jest musi nam wystarczyć i trzeba przyznać, że doskonale spełnia swoje zadanie.

Space Jockey to prosta strzelanina, która przecierała szlaki dopiero co powstającemu gatunkowi. Nie urzeka niczym szczególnym i może służyć, jako prosta forma odstresowania po ciężkim dniu pracy. Za długo nie da się przy tym siedzieć bo rozgrywka jest bardzo monotonna, ale faktem jest, że coś jednak Space Jockey w sobie ma i dzięki temu wraca się do niego od czasu do czasu żeby ustrzelić paru ziemian.

Dodatkowe informacje: gra trafiła na składankę „32 in 1” wydaną przez firmę Atari w 1988 roku.

Ocena ogólna

Space Jockey

ATARI 2600

Grafika
40%
Dźwięk
30%
Grywalność
60%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.