RecenzjaPlayStation 3

Splatterhouse

Loading

Straszliwie przerysowana przemoc, morze krwi, gęsty oldschoolowy klimat, cyniczny i wulgarny komentarz, szczypta nagości oraz ostry, metalowy soundtrack. Czyżby remake Splatterhouse był grą idealną?

Zacznijmy może jednak od początku, wydany w 1988 roku pierwszy Splatterhouse był nieco prymitywnym, ale jak na owe czasy szalenie krwawym i wulgarnym (a co za tym idzie – kultowym) beat-em upem, dość szybko pojawiły się dwie następne części po czym na dwadzieścia lat tytuł osunął się w zapomnienie. I tutaj pojawia się rzeczony remake, rzecz jasna podniesiony do współczesnych standardów tak bardzo jak to było możliwe bez całkowitego zerwania z podstawowymi cechami oryginału. Oczywiście bardzo nie spodobało się to większości recenzentów (cóż, Namco kiepsko posmarowało) co w połączeniu z paroma prawdziwymi i kilkoma wydumanymi problemami zaowocowało dość kiepskimi ocenami.

Jak natomiast Splatterhouse na PS3 przedstawia się moimi oczami?

Zacznijmy może od fabuły, jest to wzbogacona i urozmaicona wersja oryginalnej, i zawiera parę naprawdę fajnych momentów. Postaram się przedstawić kilka podstawowych elementów. Nazywasz się Rick, jesteś studentem – cieniasem, wraz ze swoją dziewczyną odwiedzasz posiadłość doktora Westa tylko po to by wylądować w kałuży własnej krwi i patrzeć jak szalony doktorek uprowadza twoją ukochaną Jen. W tym momencie pojawia się Maska składająca propozycję nie do odrzucenia: załóż mnie, a za cenę twojej duszy (i krwi twoich przeciwników w hurtowych ilościach) zapewnię ci siłę aby uratować twoją ukochaną i zmiażdżyć twoich wrogów. I tak oto rozpoczyna się w gruncie rzeczy dość prosta, a mimo to interesująca i zaskakująca fabuła Splatterhouse. Warto także zaznaczyć że gra odznacza się naprawdę niezłym dubbingiem, a Maska żywo komentuje obecne wydarzenia na ekranie, te co krwawsze traktując nieraz jak ostrego pornola oraz szydząc z Ricka gdy sobie nie radzimy.

Przejdźmy jednak do mięsa gry, czyli do przerabiania przeciwników na parówki. Rick ma parę w łapie i nie potrzebuje fikuśnych broni typu scyzoryki na sznurkach. W większości sytuacji zupełnie wystarczają mu jego wielkie łapska, którymi dosłownie rozrywa przeciwników na kawałki. Mechanizmy walki nie są jakoś szczególnie wymyślne, mamy do czynienia ze standardem oraz brutalniejszymi i skuteczniejszymi urozmaiceniami oraz trybem szału gdy walka zmienia się z rzezi w deszcz krwi i oderwanych kończyn. Od czasu do czasu napotykamy też różne bronie jak maczuga, tasak, strzelba, piła mechaniczna czy… wyprodukowane w trakcie starcia kończyny. Zgadza się, można wyrwać potworowi rękę, a następnie okładać nią jego kolegów.

Pierwszym częstym zarzutem jest zbyt wysoki poziom trudności, owszem gra jest trudna, jeśli nie uważamy to przeciwnicy mogą pozbawić nas życia równie szybko jak my pozbawiamy życia ich, zdarzyło mi się zginąć od jednego ciosu – przeciwnik odciął mi głowę. Niektóre elementy zręcznościowe nie związane bezpośrednio z walką trzeba zwyczajnie zapamiętać, coś co kilkanaście lat temu było normalne dziś w dobie samograjów jest dla wielu niedopuszczalne. Na szczęście checkpointy są rozmieszczone dość gęsto więc gdy spadniemy w przepaść nie musimy daleko biegać, a zdrowie jest łatwo odzyskać wykonując specjalnym ciosem „transfuzję”, wpadając w szał lub wykonując brutalne, oparte na QTE finishery, na osłabionych wrogach. Przykłady? Zmiażdżenie czaszki, rozerwanie na pół, wyrwanie jelit przez odbyt, takie sprawy. Szkoda tylko że te są strasznie powtarzalne: trzy na mięso armatnie i po jednym na odrobinę większych milusińskich.

Co jeszcze warto zaznaczyć odnośnie walk? Każdy typ przeciwnika walczy trochę inaczej i każdego zabija się trochę inaczej, a ciągłe wprowadzanie do gry nowych typów oraz mieszanych składów zapewnia pewną różnorodność i wymaga odrobinę kombinowania, a przynajmniej nauczenia się jak skutecznie masakrować danych wrogów. Co ciekawe wielu bossów w późniejszych momentach gry staje się zwykłymi przeciwnikami, często występując po kilka sztuk naraz. Drugim częstym zarzutem jest stwierdzenie, że walka jest prymitywna, zaprzeczyć temu nie mogę – Rick to taran, który prze do przodu i którego nie da się zatrzymać, nie ma tutaj miejsca na „bawienie się” naszymi ofiarami w stylu Devil May Cry, jednak jak już wcześniej wspomniałem twórcy zapewnili przeciwników wymagających różnego podejścia więc dla mnie problem nie tyle nie istnieje co dodaje do gry klimatu. Pod koniec gry pojawia się też sporo fragmentów ograniczonych czasowo czy to w sposób jawny z zegarkiem, czy też mniej z zapadającą się podłogą. Na samym końcu jest też fragment gdy nie dość że musimy zadbać o siebie to także o delikatną Jane.

Co robimy gdy aktualnie nikogo nie rozrywamy? Jest kilka atrakcji, zbieranie fragmentów niegrzecznych zdjęć Jen, słuchanie pamiętnika Westa, trochę upierdliwe i bardzo prymitywne elementy platformowe w formie przeskakiwania z uchwytu na uchwyt, rozwój postaci oraz dwa elementy, które zasługują na nieco szersze przedstawienie. Po pierwsze „łamigłówki”, cudzysłów jak najbardziej na miejscu bo swojej głowy nad nimi nie będziemy łamać, co innego głowy przeciwników. Co ciekawsze lub bardziej klimatyczne przykłady to „karmienie drzwi”, czy raczej gigantycznych ust, o gigantycznym apetycie, który zaspokajamy rzucając w nie przeciwnikami, inny przykład to nadziewanie wcześniej odciętych głów na kolczaste piedestały. Nic wymagającego szczególnego kombinowania, a doskonale podkreślające podstawową myśl przyświecającą grze: jeśli nie wiesz co zrobić to coś zabij. Po drugie etapy nostalgiczne, gdy kamera przenosi się zza pleców na „ścianę” etapu, a my bawimy się w podkręconą i uproszczoną wersję pierwowzoru unikając pułapek i rozplaskując wrogów na ekranie, coś pięknego.

W nagrodę za przechodzenie gry otrzymujemy dodatkowy poziom trudności, alternatywną maskę „inspirowaną” PS3 przez którą nasz bohater wygląda jak zboczeniec, areny do survivalu oraz trzy oryginalne części Splatterhouse.

Jak dotąd wymieniłem jednak tylko dwie „wady” Splatterhouse na PlayStation 3: prymitywność oraz zbyt wysoki poziom trudności, do których się ustosunkowałem, gra wcale nie jest aż taka prymitywna jak ją malują, a poziom trudności nie jest za wysoki, podczas walki wystarczy mieć na oku pasek życia. Troszkę inna sprawa to etapy na czas bo te potrafią być czasem nieźle wyśrubowane i za pierwszym razem może być ciężko je pokonać. Checkpointy rozstawione za każdymi drzwiami to w zasadzie tylko dodatkowe zabezpieczenie przed nieuwaga gracza, za którą gra nas karze, ale niezbyt dotkliwie.

Czas jednak na prawdziwe problemy. Po pierwsze czas wczytywania, który zazwyczaj trwa po kilka minut, w naturalnym biegu nie jest tak upierdliwy bo przechodząc między etapami często wyświetlane są filmiki, jednak jeśli zginiemy to gra nie ma nas już czym zająć, a śmierć potrafi zdarzać się często. Jeśli nie liczyć jednak początku etapu i wczytywania gry po śmierci wszystko ładuje się na bieżąco i zazwyczaj tego nie widać, wyjątkiem jest survival gdzie czasami pojawiają się widoczne przerwy między falami wrogów. Skoro już przy tym jesteśmy to ostatni etap survivalu jest straszliwie zamulony, choć pozostałe areny przechodziłem z przyjemnością to w tym przypadku była to mordęga. Sporadycznym problemem jest także przycinanie animacji w dość intensywnych sytuacjach, nie zauważyłem jednak aby ten problem występował kiedy nic nie ściągałem w tle. Raz zdarzyło mi się, że nieprawidłowo wczytał się etap, przez co nie mogłem go ukończyć, podejrzewam jednak, że to także było związane ze zbyt intensywną pracą dysku podczas ściągania w tle.

Dużym i realnym problemem jest także praca kamery, która zabijała mnie częściej niż same potwory, zazwyczaj pracuje ładnie, zdarzają się jednak sytuacje gdy gra jest przez to nieczytelna – część elementów platformowych lub nieprawidłowo działa obracanie kamery – walki z wyjątkowo dużymi przeciwnikami. Nie jest może tak źle jak w starych zręcznościówkach 3D, ale w połączeniu z poziomem trudności i czasem wczytywania po zgonie mocno irytuje.

Pod względem graficznym Splatterhouse może i nie powala, ale robi dobre wrażenie, a dzięki zastosowaniu lekkiego cel shadingu gra nabiera delikatnie kreskówkowego charakteru i rzeź na ekranie nie jest tak odrażająca jak mogłaby być w przypadku użycia bardziej realistycznej oprawy. Na dużą pochwałę zasługuje moim zdaniem design postaci oraz poziomów, budujący ciężki klimat. Bardzo fajną ciekawostką jest używanie ciała bohatera jako alternatywnego wskaźnika zdrowia, gdy widzimy własne żebra wystające z krwawej dziury to prawdopodobnie nie czujemy się najlepiej.

Jeśli chodzi o udźwiękowienie to jest ono bardzo dobre: dobre i krwawe efekty dźwiękowe, ostry metalowy soundtrack przerywany chwilami nostalgicznymi adaptacjami utworów ze starej trylogii. A to wszystko doprawione świetnymi odgłosami wydawanymi przez nasze ofiary i wspaniałemu dubbingowi. Coś wspaniałego.

Tym bardziej zaskoczyło mnie, że część QTE z bossami jest niema, oglądamy sobie jak Rock-o uskakuje przed ciosami, wypruwa wnętrzności i odrywa macki nie słysząc NIC. Nie wiem czy to problem tylko wersji na PS3 czy X360 także miał z tym problemy ale jest to strasznie nieprofesjonalne i psuje poza tym idealną jak dla mnie warstwę dźwiękową gry.

Na koniec jeszcze „było a nie jest”, początkowo gra miała być stworzona przez zewnętrzne studio z dość ambitnym planem podejścia strategicznego gdy dowodzimy niewielkimi oddziałami zombie walczącymi z przeciwnikami oraz morderczego, które podziwiamy w finalnej wersji. Ostatecznie Bandai-Namco zerwało współpracę, a ciąg dalszy prac zleciło swojej wewnętrznej ekipie co poskutkowało zrezygnowaniem z części strategicznej i najprawdopodobniej nieco pogonionym wydaniem gry co widać na podstawie wymienionych przeze mnie wcześniej prawdziwych błędów i bolączek Splatterhouse, a z których przynajmniej część powinna być względnie łatwa do uniknięcia.

W ramach podsumowania Splatterhouse na PlayStation 3 to kawał dobrej gry beat em up z wieloma świetnymi elementami, ciężkim ale jednocześnie szyderczym klimatem, który stawia na prostotę i brutalność. Gra czerpie całymi garściami z przeszłości sprawnie uzupełniając ją o współczesne rozwiązania, niestety nie jest pozbawiona wad, jak niesforna kamera czy długie i (dopóki nie nauczymy się grać) dość częste ekrany wczytywania. Bardzo miłym dodatkiem jest również możliwość odblokowania w trakcie gry trzech oryginalnych, automatowych części Splatterhouse.

Polecam wszystkim pełnoletnim fanom ostrej rozpierduchy.

Ocena ogólna

Splatterhouse

PlayStation 3

Grafika
70%
Dźwięk
80%
Grywalność
70%

Autor

Komentarze

  1. Przyznam szczerze ze jestem mile zaskoczony pozytywna recenzja odswiezonego Splatterhouse na HD geny. Osobiscie uwazam ze gra jest niesamowicie niedoceniona i zupelnie nieslusznie przylgnela do niej latka crapa. Wielu z pewnoscia ze mna sie nie zgodzi ale w mojej opinii to jedna z najlepszych gier generacji PS3/X360. Mega miodna, wymagajaca i przede wszystkim krwista. Zgadzam sie z wiekszoscia opinii z recenzji, moze za wyjatkiem pracy kamery ktora jakos mi nie przysparzala problemow. Poziom trudnosci w rzeczywistosci nie jest wcale wysoki, wystarczy jedynie zapoznac sie bardzo dobrze z mechanika gry, bo niestety tutorial slabo ja przedstawia. Mi po poczatkowych 5 czy 10 zgonach poszlo dalej juz z gorki i mimo ze gralem na najwyzszym poziomie trudnosci to w dalszej czesci gry ginalem na prawde juz sporadycznie. Loadingi sa mega zabojcze, ale na xbox 360 mozna to banalnie prosto rozwiazac instalujac gre w calosci na twardym dysku i problem z doczytywaniem znika jak za dotknieciem magicznej rozdzki – z ok minuty wgrywania robi sie raptem kilka sekund. Podejrzewam ze to wina bardzo duzej ilosci malych plikow jakie doczytuje gra (z plyty po prostu zamula). Coz moge jeszcze dodac? Chyba tylko to ze skonczylem gierke ze 4 czy 5 razy i za kazdym razem zabieralem sie do zrecenzowania tego tytulu ale jakos nigdy nie kleil mi sie tekst na tyle zeby wyszedl z tego sensowny material, stad tym bardziej milo ze w koncu na retroage wyladowala recka tej zacnej pozycji.

    Ode mnie Splatterhouse dostaje 9/10. To mega koszerny tytul, ktory polecam kazdemu domoroslemu maniakowi-rzeznikowi. Takie pozycje jak God of War, Dante’s Inferno, czy Bayonetta (ze o Devil May Cry nawet nie wspomne) to moim skromnym zdaniem totalne scierwo przy Splatterhouse!

  2. Ja ogólnie ujmując lubię takie rzeźnickie klimaty, więc kiedy zorientowałem się o co w tej grze chodzi postawiłem sobie za punkt honoru dorwać ją i ograć na wszystkie możliwe dla mnie sposoby. To po prostu kawał dobrej gry. Podobnie jak Axiomat uważam że straszliwie wysoki poziom trudności można włożyć między bajki, jest to jedna z nielicznych gier które przeszedłem na najwyższym poziomie trudności, podczas gdy w większości zręcznościówek miewam problemy na łatwym, nie wspominając o normalnym, trzeba nauczyć się kilku podstawowych zachowań a reszta to kwestia tego żeby się nie zagapić. Niestety na PS3 czas wczytywania jest zabójczy pomimo obowiązkowej instalki 4GB, w początkowym okresie częstych zgonów kilka razy miałem ochotę odłożyć grę na półkę. Całkiem możliwe że wersja na Xboxa 360 działa trochę lepiej, to nie byłby odosobniony przypadek.
    Jako przykład niesfornej kamery najbardziej zapadły mi w pamięci walki z wężami + mięsem armatnim, kamera jest wycelowana w węża czasem nie oferując dobrego widoku na mięsko a nawet delikatne muśnięcie prawej gałki mocno przesuwało kamerę nieco mnie dezorientując. Musiałem się nauczyć że w takiej sytuacji kamery się nie rusza tylko trzyma się z dala od miejsc o ograniczonej widoczności. Kamera podczas niektórych etapów skakanych (nie 2D) też potrafi namotać, słynna sytuacja z zawalonym mostem gdzie nie widać że most jest zawalony, nie tylko ja za pierwszym razem zginąłem wesoło wbiegając w przepaść. No i ogólnie etapy skakane są dość kiepsko zrealizowane, jednak zapewniają chwilę przerwy od odrywania kończyn więc w pewnym sensie spełniają swoje zadanie.
    W starsze Splatterhousy niestety nie grałem, choć nie ukrywam że mam chrapkę na którąś z odsłon na Mega Drive, w sumie dwójka nie jest nawet taka strasznie droga więc może kiedyś zainwestuję.

    Przy okazji ostrzegam przed poprzednią grą developera który dokończył Splatterhouse – Afro Samurai, niby te same założenia: szyderczy komentarz, brutalne walki, trochę golizny, ale zupełnie nie ma klimatu, a to właśnie klimat sprawia że Splatterhouse to Splatterhouse a nie kolejny klon .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.