RetroAge Recenzja, GameCube Star Fox Adventures
RecenzjaGameCube

Star Fox Adventures

Loading

Gry od Rareware dla konsol Nintendo zawsze były wybitne i pozostawiały w umysłach graczy wyraźny ślad. Czasy jednak się zmieniły i drogi obu firm rozeszły się już jakiś czas temu. Ostatnią grą od słynnego Rare jaką otrzymali fani wielkiego N, była Star Fox Adventures dla platformy GameCube. Dziś na Retroage ląduje recenzja tej właśnie gry, dlatego gorąco zapraszamy się do zapoznania z tym wyjątkowym tytułem.

Star Fox Adventures jest pewnie jedną z tych gier na które wszyscy bardzo czekali, gdy grali na Nintendo 64 w takie pozycje jak: Banjo-Kazooie, Donkey Kong 64, GoldenEye 007, Perfect Dark, czy chociaż Jet Force Gemini. Wszystkie te gry łączy jedno – Rare.

Dla niewtajemniczonych Rare – wcześniej jako Rareware to firma developerska tworząca jedne z lepszych gier na konsole Nintendo. Niestety, a może i stety – gdzieś około 2002 roku została wykupiona przez Microsoft. Star Fox Adventures jako ostatnia gra na Nintendo i jedyna od Rare na GameCube’a – To musiało się udać!

Star Fox Adventures jest grą przygodową, w której sympatyczny lisek musi ocalić planetę dinozaurów i jej mieszkańców wraz z kocicą Krystal. Fox McCloud wraz ze swoją ekipą zostaje wysłany na planetę, tam znajduje „metalowy pręt” pięknie wykończony – broń którą może tłuc przeciwników. Ten kawał metalu jest bardzo istotny bo służy prawie do wszystkiego: miota płomieniami, dmucha lodowym powietrzem, służy jako wyrzutnia, aby w specjalnych miejscach pozwala wyżej podskoczyć, otwiera drzwi i nie wiem co tam jeszcze – no chyba, że zwykłe lanie po łbach agresorów na planecie. Nie ma łatwo – cała gama umiejętności i możliwości tego wspaniałego „pręcika” jest do znalezienia i ulepszenia, a co za tym idzie – od początku gry, nie będziemy mogli się wszędzie dostać. Na tym przedmiocie opiera się głównie cała zabawa – jest to tak przydatna rzecz jak Okaryna w Zeldzie (prawie do wszystkiego). Jeśli już wywołałem Zeldę, to należy zaznaczyć, iż system walki jest podobny do tego, który widzimy w przygodach Linka. Podchodząc do wroga, automatycznie zostaje on „zaLockowany”, co nie stwarza żadnych problemów podczas sprawiania mu łomotu, gdyż łatwo możemy biegać i robić uniki kręcąc się wokół niego. Nasz lis z palety ruchów potrafi wspinać się, biegać, pływać, robić przewroty, ale nie potrafi skakać. Owszem wybija się podczas biegu z jakichś krawędzi, ale na identycznej zasadzie co wcześniej wspomniany Link z Zeldy, czyli sam automatycznie. To samo tyczy się podskakiwania na wyższe półki skalne, podchodząc do ścianki sam robi hop do góry.

Jeśli znacie wcześniejsze gry sygnowane logiem „Star Fox” – to wiecie, że były to kosmiczne strzelanki – tu ten element został zminimalizowany i owszem znalazł w tej grze zastosowanie – ale jest go mało. Kilka razy musimy wylecieć z planety na jej odłamki, na których mamy do wypełnienia jakieś zadanie – i tu właśnie jest ten moment, w którym możemy polatać i postrzelać myśliwcem, zbierając jednocześnie złote pierścienie. Przeloty trwają chwilę, minutę, dwie – może nawet krócej. Jest to raczej dodatek, ale do zrobienia, gdyż musimy zebrać odpowiednią ilość pierścieni, aby pole siłowe planety lub jej odłamka zostało zniszczone. Jeśli nam się nie uda, akcja musi zostać powtórzona aż do skutku. W tych krótkich latających wstawkach możemy śrubować swoje wyniki, gdyż pod koniec otrzymujemy ilość punktów za przelot – punkty te do niczego później nie są potrzebne, chyba że ktoś lubi pobijać swoje rekordy. Celem tu jest jedynie zebranie odpowiedniej ilości pierścieni. Drugim etapem, w którym wykorzystano latanie w przestworzach jest walka z finałowym bossem – tym samym, lub podobnym ze Star Fox 64 (taka duża głowa z dłońmi – tu niejaki Andrus). Ot co, tyle latania, no ale to tylko element dodatkowy, który nie pozwala zapomnieć o tym, czym jest prawdziwy Star Fox. Ta gra ma charakter przygodowy i wszystko kręci się właśnie wokół niego.

Gra posiada wiele tak zwanych mini gierek / dodatków / odskoczni od biegania – bo głównie widzimy Lisa z za jego pleców. Zdarza się, że po uratowaniu jakiegoś dinozaura i po krótkiej scence – wchodzimy mu na grzbiet. On idzie do pewnego miejsca, a my musimy bronić go przed nadlatującymi pociskami – widzimy wtedy celowniczek i nawalamy we wszystko co w nas leci. Dużo jest też różnego rodzaju puzzli na czas, jakieś przestawianie, przesuwanie kwadratowych bloków z pewnymi symbolami pasującymi tylko w jednym miejscu – trzeba trochę pokombinować. Mamy również możliwość ścigania się na czymś podobnym do skutera śnieżnego, unoszącego się w powietrzu. To wszystko to takie wstawki urozmaicające grę główną. Są jednak konieczne, bo bez zaliczenia tych odmiennych etapów nie pójdziemy dalej.

W całej zabawie towarzyszy nam mały triceratops Tricky, który również posiada swoje umiejętności. Może on wykopać jakieś skarby z ziemi, ziać ogniem, stanąć na jakimś przycisku – wszystkie te polecenia wydajemy mu sami specjalnymi komendami „Call Tricky”, „Tricky Stay”… itd. Małego czworonożnego przyjaciela na początku gry musimy uratować (jak większość Dino-podobnych mieszkańców planety) dopiero wtedy pomaga nam w grze i jest z nami prawie do samego końca.

Jeśli chodzi o przyjemność grania, to niestety wydaje się, że Star Fox Adventures jest łatwy i liniowy. Nie ma chyba możliwości przeoczenia czegoś. Wszystko podane jest jak na tacy, misje kierują nas w odpowiednie miejsca, przedmioty które może wykopać Tricky znajdują się w specjalnie oznaczonych punktach, a do tego sam dinuś podpowiada nam, że coś tu jest i pojawia się przy nim znak „?”. Dodać trzeba, że musimy karmić przyjaciela grzybami, których wszędzie jest pełno. W górnym lewym rogu ekranu znajduje się ikonka informująca, czy Tricky, nie jest przypadkiem głodny, a gdy jest – nie będzie wykonywał naszych poleceń, więc karmić go trzeba.

Grafika – tu przyznać trzeba, że Star Fox Adventures jest jedną z najładniejszych gier na GameCube. Krajobrazy, postacie, dinozaury, budowle, woda, jaskinie, fauna i flora – wszystko wygląda rewelacyjnie – a gra jest przecież z początkowej fazy żywotu GC.

Muzyka – jest dobra, nie ma tu jakichś rewelacji, ale też nie przeszkadza. Wkomponowana jest poprawnie do poszczególnych lokacji i zadań. Inaczej brzmi podczas walki z bossem, inaczej podczas zwykłej potyczki z napotkanym złym dinozaurem, a jeszcze inaczej podczas biegania tu i ówdzie zwiedzając planetę.

Sterowanie – nie sprawia żadnych problemów, bo w początkowej fazie gry mamy wszystko opowiedziane, co i jak się robi. Zbierając nowe rzeczy również jesteśmy informowani jak należy ich używać i do czego służą. Podchodząc do drzwi, lub miejsc gdzie np. możemy coś wysadzić pokazuje się odpowiednio ikonka danego przycisku. Albo jest ona zielona i wtedy wiadomo ze wciskamy „A”, albo żółta co oznacza, że musimy użyć jakiegoś przedmiotu przypisanego pod analog „C” – prawda, że proste?

Podsumowując grę można powiedzieć, że jest dobra. Nie ma tu magii Rare z gier na N64, jakoś tak nie wciąga jak powinno. Grafika jak zawsze od tego developera stanowiła najwyższy poziom. Tak jak wszyscy powiem – nie czuć już tego Rare co kiedyś. Natomiast dla reszty, która nie grała w ich wcześniejsze gry, polecam. Star Fox Adventures jest dobrze wykonana, poziom trudności ma wyważony – nie powinno być większych problemów. Jeśli nie graliście – można sprawdzić.

Ocena ogólna

Star Fox Adventures

GAMECUBE

Grafika
90%
Dźwięk
70%
Grywalność
70%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.