RetroAge Recenzja, Xbox Star Wars: Republic Commando
RecenzjaXbox

Star Wars: Republic Commando

Loading

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce rozpoczęła się wojna pomiędzy Republiką, a Konfederacją Niezależnych Systemów. Wojna ta zwana jest wojną klonów i toczyła się w całym układzie gwiezdnym. O kilku epizodach z tego konfliktu opowiada gra Star Wars Republic Commando na konsolę Xbox.

Zaczynając od początku chciałbym przedstawić wam co to są i skąd wzięły się klony. Otóż po bitwie o Naboo przedstawionej w Mrocznym Widmie mistrz Sifo-Dyas złożył u klonerów z Kamino zamówienie na armię klonów opartych na kodzie genetycznym łowcy nagród Jango Fetta. Po tym fakcie zleceniodawca został zabity przez hrabiego Doku, planeta Kamino została wykasowana z map galaktycznych, a same klony miały być przejęte przez Imperatora. Przeszkodził w tym Obi Wan Kenobi (to już część druga Gwiezdnych Wojen) odnajdując planetę.

Tyle na temat filmowej fabuły. Grę rozpoczynamy od swoistych narodzin – pływamy w kapsule klonerskiej, po czym zostajemy przeszkoleni i uczymy się walki na symulatorach. Wcielamy się w rolę klona nazywanego Boss, pod jego dowództwo oddano trójkę innych klonów. Pomimo, że każdy wygląda tak samo, to jednak różnią się od siebie. Fixer nasz zastępca, a jednocześnie snajper jest bardzo surowy i poważny. Scorch – saper jest bardzo wesoły i lubi żartować ze wszystkiego, a także kłóci się z Sevem o ilość zabitych przeciwników. Sev natomiast to nasz haker z czarnym poczuciem humoru.

Cała czwórka tworzy odział Delta specjalnie przystosowany do działań na tyłach wroga, odbijania zakładników, likwidowania wyznaczonych celów, czy niszczenia infrastruktury wroga. Zostali oni ulepszeni genetycznie w stosunku do reszty klonów. Posiadają także inne zbroje i broń. Naszym podstawowym narzędziem walki jest zmodyfikowany karabin szturmowy DC-17m, który możemy przekształcić w granatnik lub w snajperkę. Dodatkowo możemy podnosić broń przeciwników takie jak: blaster DC-15s, karabin Trandoshan – APC Array Blaster, a także słynną kuszę Wookiech, czy wyrzutnię rakiet – w sumie 12 zróżnicowanych maszyn do mielenia wrogów. W przypadku braku amunicji możemy posłużyć się pistoletem przybocznym i różnego typu granatami odmiennie działającymi na przeciwników. Gdzieniegdzie są rozstawione także wieżyczki rakietowe i laserowe. Jednak najwięcej przyjemności daje walka wręcz, gdyż jedno przeszycie wroga naszym sztyletem zabija go od razu.

Zastanawiacie się pewnie jak tu dowodzić trójką żołnierzy. Myślicie pewnie, że jest to skomplikowane? Otóż do wydawania rozkazów służy tylko jeden przycisk i rozwiązanie to jest bardzo nowatorskie. W miejscu, gdzie nasi podwładni mogą wykonać jakąś pożyteczną czynność pojawia się holograficzna sylwetka. Komandosi mogą zająć pozycje snajperskie, włamywać się do komputerów i otwierać w ten sposób drzwi, zamykać okna przez które wchodzą wrogowie, zakładać bomby, strzelać z wież laserowych, rzucać granatami. Wszystko to można wykonać samemu, ale pytam po co, jak podwładny może zająć wyznaczoną pozycję, a my go tylko osłaniamy robiąc jednocześnie sałatkę po geonosiańsku. Ważna jest strategia, przemyślenie sytuacji i rozmieszczenie oddziału. Niezapomniany jest dla mnie motyw „otwierania drzwi”, podczas którego jeden z żołnierzy podkłada bombę na drzwi, drugi po wybuchu rzuca granat, a my wykańczamy niedobitków. Oczywiście gdy nie wydajemy żadnych rozkazów odział Delta także świetnie sobie radzi, nie czekając na nasze decyzje. Mamy także możliwość zmiany formacji ataku, wydania zalecenia typu zabezpieczaj teren, podążaj za mną.

Podobnie jak w grze Halo, tutaj chroni nas odnawialne pole siłowe. W przypadku, gdy stracimy dużą ilość zdrowia udajemy się do kapsuły bacta. Rozlokowane są one bardzo gęsto i mają nieskończone zasoby, co znacznie ułatwia rozgrywkę. W przypadku, gdy życie spadnie nam do zera, padamy na ziemię, obraz staje się czerwony, a gra jakby toczy się wolniej. Nie mamy możliwości ruchu. Jednak gra się nie kończy. Wzywamy rozkazem jednego z członków naszego oddziału, który może nas przywrócić do życia. My także mamy możliwość uleczenia naszych żołnierzy. Służy do tego specyficzny defibrylator. Koniec gry następuje dopiero w momencie śmierci wszystkich członków oddziału Delta.

Star Wars Republic Commando jest grą typu FPP. Akcję obserwujemy z widoku pierwszej osoby, ale ponieważ mamy hełm, nasz obraz jest lekko zaokrąglony. Dodatkowo otrzymujemy specjalny system taktyczny do polepszenia orientacji i tryb widzenia w ciemnościach. W przypadku bliskiego starcia z wrogiem, może ochlapać nas wydzielina z ciała, czy olej z robota, pomocna jest wtedy elektroniczna wycieraczka. Także gdy dostaniemy kulkę w głowę nasz system szybko naprawi uszkodzenie w hełmie.

Do ogrania oddano nam trzy kampanie rozlokowane w różnych dniach wojny klonów. Pierwsza misja dzieje się w równoległym czasie, co główna bitwa w Ataku Klonów. Podczas gdy Anakin, Obi Wan i Padme walczą na arenie, nas zrzucono na tyły przeciwnika. Mamy za zadanie infiltrację baz przeciwnika na planecie Geonosis. Drugi epizod rozgrywa się na krążowniku separatystów, trzeci na planecie Wookiech – Kashyyyk.

Przeciwników jest wielu. Stopniowo w grze rośnie nam poziom trudności. Początkowo spotykamy skrzydlate drony Geonosianów, zwyczajne droidy bojowe, jaszczuropodobnych Trandoshan, Super Battle Droidy, Droideki chronione polem siłowym, czy największe bydlaki, istne czołgi – Advanced Dwarf Droid. Będą również chciały nam się przewiercić przez hełm roboty zwiadowcze. Spotkamy także Generała Grievousa wraz z jego najbliższą świtą. Jednym słowem jest co robić. Zapewniam nie będziecie się nudzić, walka toczy się cały czas.

Za grafikę odpowiada zmodyfikowany silnik Unreal II i fizyka KARMA. Każdą z misji zaprojektowano perfekcyjnie. Bardzo ładnie wyglądają pustynie i zapylone katakumby Geonosian, białe wręcz sterylne wnętrza statku, czy miasta – drzewa na Kashyyyku. Na uwagę zasługuje także bardzo dobra fizyka. Możemy odstrzelić poszczególne części robotom, ręce, nogi, pozbawić emitorów pola siłowego, czy doprowadzić, by plecak z gazem noszony przez Trandoshana wybuch w efektowny sposób.

Dźwięk stoi na bardzo wysokim poziomie. Na uwagę zasługują strzały z broni, jęki i nawoływania wrogów, szczęk zbroi oraz komentarze i rozmowy naszych podwładnych. Głosu klonom użyczył nie kto inny jak Temuera Morrison grający Jango Fetta. W menu głównym wita nas pieśń napisana w starożytnym języku Mandalorianów. Także podczas rozgrywki możemy usłyszeć parę fajnych kawałków.

W grze jest możliwość gry sieciowej, jednak nie było dane mi tego sprawdzić. Umożliwiono stworzenia własnej postaci, ale możemy się opowiedzieć tylko po stronie klonów lub Trandoshan. Maksymalna liczba graczy to 16 osób.

Star Wars Republic Commando to według mnie gra należąca do ścisłej czołówki tytułów na Xboxa. Jej wadą jest niski poziom trudności oraz krótkość. Mi udało się ją przejść na średnim poziomie trudności w 13 godzin. Po skończeniu gry odblokowujemy w nagrodę filmiki z procesu jej tworzenia. Z miłą chęcią zobaczył bym drugą część Star Wars Republic Commando, a w szczególności misje z rozkazem 66, ale nie wiem kiedy nam to będzie dane – oby jak najszybciej. Po co Ci miecz świetlny czy moc, jak możesz mieć karabin szturmowy.

Ocena ogólna

Star Wars: Republic Commando

XBOX

Grafika
90%
Dźwięk
90%
Grywalność
100%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.