RetroAge Recenzja, Xbox Steel Battalion
RecenzjaXbox

Steel Battalion

Loading

Gdyby to była zwykła gra pod pada – Steel Battalion na pierwszego Xboxa odszedł by szybko w zapomnienie zagrzebany wśród innych podobnych sobie tytułów. Twórcy stworzyli jednak pod niego specjalny, unikalny kontroler – tym samym uchronili tytuł od zapomnienia. Jak sprawdza się na wojnie? Zapraszam do recenzji.

Jak to się zaczęło?
Pomysłodawcą całego przedsięwzięcia był Atsushi Inaba, prezes Clover Studio firmy zależnej od Capcomu. Inaba chciał stworzyć zarówno zupełnie nowy hardware jaki i pisany pod niego software. Przełożeni byli do pomysłu Steel Battaliona sceptyczni, co jednak nie przeszkodziło Inabie na doprowadzeniu koncepcji do końca. Początkowo planowano wydać grę na Playstation 2, lecz gdy tylko ukazał się mocniejszy Microsoft Xbox zmieniono zdanie. Pod koniec 2002 roku produkt był gotowy trafiając na rynek japoński i amerykański a pod koniec pierwszego kwartału 2003 również do Europy. Dodatkowo w Europie był sprzedawany w bardzo limitowanej ilości (w Wielkiej Brytanii 2 tys. egzemplarzy). Nic więc dziwnego, że gra sprzedała się dość szybko a w Japonii pobiła nawet rekord najszybciej sprzedawanej gry w ciągu tygodnia, pomimo tego że zbyt wiele o tym tytule się ówcześnie nie mówiło.

Pierwsze wrażenie
Biorąc pod uwagę, że tytuł ten testowałem też z innymi osobami wniosek jest jeden – kontroler krótko mówiąc odstrasza. Jest skomplikowany na pierwszy rzut oka i taki pozostaje pomimo dłuższego użytkowania. Niestety do wszystkiego trzeba dosłownie i w przenośni przysiąść, lecz gdy już opanujemy podstawy obsługi urządzenia, nasza „mała” zabawka okazuje się całkiem przyjemna. Niestety to trwa, ale mając na względzie realizm, czy każdy z Was po zapakowaniu się do czołgu od razu wiedziałby, co robić?

Historia opowiedziana
Jest rok 2080, potęga USA załamała się. Tworzą się różne państwowe koalicje, które dają początek światowej organizacji „Pacific Rift”. Nagle wielka potęga handlowa wyspa Hai Shi Dao wyłamała się z szeregu i rozpoczęła atak. Pacific Rift rzuca do walki swoją najsilniejszą siódmą specjalną dywizję pancerną, w skład której wchodzi 34 specjalny batalion pancerny wyposażony w wielkie mechy wojenne – Vertical Tanks – w skrócie VT. To właśnie w ramach wspomnianego batalionu rozpoczniemy naszą karierę wojskową.

Śladem stali
Do wyboru mamy dwa poziomy trudności Rookie (łatwy) oraz Normal (a w zasadzie trudny). Różnice między tymi dwoma poziomami leżą w przeliczniku punktowym. Mamy punkty które wydajemy na zaopatrzenie oraz punkty doświadczenia bojowego, dzięki którym rośnie nasza ranga. Im wyższy poziom trudności misji tym mniej możemy wydać na zaopatrzenie, ale w zamian dostaniemy więcej punktów doświadczenia. Za zdobyte punkty kupujemy nie tylko zasobniki amunicji ale również kolejne VT w miarę jak udaje nam się przedrzeć do kolejnych misji. Tym samym obsługa kontrolera staje się coraz większym wyzwaniem z każdą następna misją. Chociaż sama kampania zawiera tylko 10 misji podstawowych, po ich zakończeniu możemy kontynuować rozgrywkę w kolejnych 12.

Przed startem każdej misji musimy odprawić rytuał startowy. Naciskamy przycisk Cockpit Hatch by zamknąć kokpit pilota, następnie przyciskiem Ignition uruchamiamy nasz główny ekran. Kolejny krok to przełączenie wszystkich 5 przełączników na lewym segmencie kontrolera, ważne by było one w pozycji „0”, gdyż przełączając z pozycji „1” nie uruchomimy mecha. Po poprawnym wykonaniu czynności opisanych wyżej, wszystkie przyciski na kontrolerze zaczynają się zaświecać od lewa do prawa, by w końcu zapalić się ponownie jednocześnie. Na koniec zostaje już tylko uruchomienie mechanizmu za pomocą przycisku Start gdy wszystkie wskaźniki osiągną niemalże 80% mocy.
Początek gry przytłacza każdego, do tego stopnia że pewnie mało kto będzie w stanie opuścić hangar bez straty energii. Głównie dlatego, że trzeba mieć na uwadze wiele rzeczy, gaz i hamulec w pedałach, biegi w lewym segmencie no i operowanie dwoma joystickami by wyznaczać kurs ruchu oraz eliminować ewentualnych wrogów. Nie ma lekko.

W całej tej obsłudze mecha należy pamiętać o bardzo istotnym smaczku gry. W momencie kiedy nasza bojowa maszyna ma eksplodować musimy szybko wcisnąć przycisk Eject chroniony plastikową szybką. Jeżeli tego nie zrobimy zginiemy wraz z mechem i jednocześnie gra wykasuje cały nasz dorobek bez względu na ilość przebytych misji. Wiadomo, pokonani mamy szanse się zrewanżować zaczynając misję od nowa, ale będąc zabitym z grobu już nie powstaniemy. To tylko podkreśla realizm jaki autorzy chcieli odzwierciedlić w całej grze. To samo się tyczy dezercji z pola walki (wciśnięcie Eject bez sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia). Na zaliczenie każdej misji mamy określoną ilość czasu, jeżeli nam się nie uda, będziemy musieli rozpocząć ją od nowa.

Grafika oraz dźwięk
Graficznie gierka reprezentuje się w moim odczuciu trochę ubogo. Gdyby kontroler nie robił całej imprezy to raczej bym się pod tym względem tytułem nie zainteresował. Głównie dlatego, że tło wydaje mi się dość rozmazane i mało czytelne. Jednak to czym dysponujemy w kokpicie jest dobrze dopięte. Śrubki, mapy i liczniki, słowem – detal!
Do oprawy dźwiękowej twórcy się bardziej przyłożyli by oddać większy realizm tej „symulacji wojny”. Militarny motyw przewodni gry jest wykonany na przyzwoitym poziomie. Tak samo w miarę jak najbliższe realizmowi odzwierciedlenie odgłosu ruchu VT, wybuchów stopniowanych odległością i innych temu podobnych smaczków.

Podsumowanie
Steel Battalion na pierwszego Xboxa to całkiem ciekawa opcja, o ile kogoś stać na kupno. Nie ukrywam, że jest to pozycja wyłącznie dla pasjonatów, bo gracz niedzielny na widok kontrolera się po prostu peszy. Niestety cena zestawu wciąż huśta się w okolicy ceny wyjściowej produktu (w USA około 200$), skutecznie odstraszając potencjalnych klientów.
W 2004 wyszedł sequel pod tytułem Steel Battalion: Line of Contact. Niestety, produkt był skoncentrowany głównie na rozgrywkę online. Paradoksalnie serwery do gry funkcjonowały półtora roku, po czym zostały zawieszone. Tytuł był raczej spełnieniem pewnego założenia twórców, którzy od początku twierdzili że granie w Steel Battaliona przez sieć jest projektem zbyt ambitnym.
Do serii powrócono w 2012 roku wydając Steel Battalion: Heavy Armor na konsolę Xbox 360. Tym razem całą koncepcję oparto na technologii Kinect, zastępujący wielki kontroler. Jak się okazało po późniejszych niezbyt pochlebnych recenzjach, pomysł spalił na panewce. Machanie rękoma nie zastąpi 40 przycisków, dwóch joysticków oraz trzech pedałów, które pozwolą graczowi poczuć się jak za sterami mecha a jego ujarzmienie da prawdziwą satysfakcję hardcorowemu graczowi.

Ocena ogólna

Steel Battalion

XBOX

Grafika
50%
Dźwięk
70%
Grywalność
70%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.