RecenzjaAmiga ECS/OCS

Super Frog

Loading

„Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, w odległym królestwie…”.Tak, to z całą pewnością idealny wstęp do opowieści o księciu i wybrance jego serca. Szkoda tylko, że zanim historia zaczyna się na dobre, to niewiasta zostaje porwana przez wiedźmę, a główny bohater przemieniony w ropucha… I to nawet nie w jakiegoś sympatycznego, tylko w płaza popadającego w depresję po uprowadzeniu ukochanej. Kiepski początek, ale cóż to w pobliskiej rzece dostrzega nasz hirołs? Napój jakiś? Red Bull doda Ci skrzydeeeeł!!! No prawie, bo to… Lukozada?! Że jaka oranżada?! I tu przerwa na reklamę podczas której sponsor gry puszcza do graczy oczko przypominając, że Lukozada to taki energy drink dla sportowców z początku lat 90tych XX wieku. Zwał jak zwał, dla bohatera najważniejsze jest jednak, że efekt spożycia jest taki sam jak w przypadku innych napojów tego typu – przemienia go w… no właśnie, w co? Ni to pies ni wydra. To Superfrog!

Do gry wprowadza nas fenomenalnie wykonane jak na ówczesne czasy animowane intro autorstwa samego Erica W. Schwartza (znanego zapewne części amigowców z popularnych animacji o niezbyt grzecznych wiewiórkach… lub sprośnych gryzoniach jak kto woli). Historyjkę w skrócie przedstawiłem Wam we wstępie, więc dodam tylko, że posiadacze wersji Superfrog na nośniku CD, raczeni są nią automatycznie po odpaleniu gry, a użytkownicy dyskietek muszą odpalać ją osobno z jednego z dysków.

Nie będzie chyba zaskoczeniem, jeśli powiem, że celem gry jest odzyskanie ukochanej. W tym celu Super Żaba musi przeprawić się przez sześć światów (po cztery plansze w każdym ze światów) najeżonych pułapkami i wrogimi stworzeniami. Przed nami las, zamek, cyrk, egipt, lodowiec i kosmos. Aby ukończyć dany level, nie wystarczy dotrzeć do wyjścia – trzeba jeszcze zebrać określoną liczbę monet, które otwierają przejście do kolejnego poziomu. W zależności od naszego wyniku gracz otrzymuje na koniec planszy możliwość zagrania na automacie „jednorękiego bandyty”, gdzie można wygrać prócz punktów i dodatkowego życia jeszcze jedną bardzo ważną nagrodę (żeby nie powiedzieć kluczową) – kod dostępu do aktualnej planszy, dzięki któremu będziemy mogli rozpocząć grę od miejsca, w którym zdobyliśmy hasło.

Czymże byłaby zręcznościówka, gdyby nie pokaźna ilość znajdziek i bonusów? A na te w Superfrogu można trafić niemal na każdym kroku. Zbieramy głównie rozsiane po planszy owoce (wiśnie, jabłka i banany), oraz kosztowności w postaci klejnotów oraz biżuterii. Wypicie zdobytej Lucozady odnawia w pełni nasze siły witalne, są też przyspieszenie, zatrzymanie, niewidzialność, punkty restartu, a także dodatkowe życia. Pozostają jeszcze dwa kluczowe dla rozgrywki elementy – skrzydła oraz tajemniczy zielony glut (DESTRUCTO-SPUD). Pierwszy z bonusów umożliwia unoszenie się w powietrzu podczas powolnego opadania – zapewni to nam możliwość dostania się w odległe miejsca gdzie nie bylibyśmy w stanie doskoczyć samodzielnie, pozwoli również uniknąć przykrych niespodzianek podczas spadania (np. na wrogów bądź kolce). Drugi bonus daje możliwość strzelania przezabawnym stworzeniem (trzymając Fire oraz wybrany kierunek można kierować ostrzałem). Strzelanie byłoby super, ale jest niestety mało skuteczne, bowiem można w ten sposób unieszkodliwić zaledwie garstkę wybranych wrogów… większość z nich jest odporna na naszą broń.

Jak przystało na topową platformówkę, poziomy prócz bonusów wypchane są po brzegi platformami, trampolinami i oczywiście wszelkiej maści przeszkadzajkami. Największą jednak atrakcją dla graczy określanych popularnie „lizaczami ścian” są ukryte przejścia. Dostaniemy się nimi do ukrytych komnat i jaskiń, w których znajdziemy mnóstwo dodatkowych bonusów. Warto więc próbować i sprawdzać mury w najdziwniejszych miejscach, bo najlepsze i najważniejsze profity są skrzętnie skrywane.

Poziom trudności w Superfrog rośnie stosunkowo szybko, bo o ile pierwszy świat to kaszka z mleczkiem, o tyle kolejne plansze stanowią już wyzwanie, aby na sam koniec w kosmicznej bazie na księżycu wyśrubować go w okolice „kto to do cholery wymyślił?”. Kluczem do zwycięstwa jest – co ciekawe – posiadanie nie tylko zwinnych rąk ale również dobrej pamięci. Najgorsze są bowiem kolce, które zabijają naszą Super Żabę natychmiast, bez względu na ilość posiadanej energii życiowej. O ile na początku to narzędzie zbrodni nie jest jakoś szczególnie irytujące, bo pojawia się tylko od czasu do czasu i do tego w widocznych miejscach, o tyle im dalej w świat pchają nas kolejne przygody, tak kolce coraz częściej stają się prawdziwym utrapieniem. Często, o kolcach dowiadujemy się dopiero, kiedy skacząc w dół tracimy życie… a jak nietrudno się domyśleć, gra bezlitośnie kara graczy którzy nie pamiętają rozkładu pułapek.

Oprawa audiowizualna Superfroga prezentuje się wręcz rewelacyjnie. Może gra nie jest naszpikowana efektami wyciągniętymi rodem z amigowych scenowych demek, ale za to twórcy gry (Team17) po raz kolejny stworzyli graficzny majstersztyk. Idealnie wykorzystana paleta kolorów, płynny i szybki scrolling ekranu i co najważniejsze wykreowany przepiękny bajkowy świat sprawiają, że to bezapelacyjnie ścisła czołówka amigowych produkcji. Potwierdzeniem tego niech będzie fakt, że gra wydana w 1993 roku, wznowiona została rok później na Amidze CD32, dokładnie w identycznej postaci mimo tego, że przecież konsola ta posiada o wiele większe możliwości graficzne. Niektórzy z was zapewne powiedzą, że w tamtym okresie był to bardzo powszechny proceder, aby przenosić gry na nośnik CD właśnie w ten sposób, aby jak najniższym kosztem wydać ponownie swoją produkcję. Tak się jednak składa, że tytuły takie były wówczas krytykowane za brak ulepszeń, a jakimś cudem pod adresem Superfroga nie podały takie zarzuty. Produkt Team17 bronił się po prostu sam i nie potrzebował do tego rzeczników prasowych. Dokładnie to samo tyczy się muzyki, która nie potrzebowała ścieżki dźwiękowej audio, aby gracze docenili jej wysoką jakość. Utwory są fenomenalne i każdy, kto grał w Superfroga nawet przed dwoma dekadami, od razu bez najmniejszego problemu rozpozna charakterystyczne melodie okraszone wesołym kumkaniem Żabiego Księcia.

Superfrog nie jest w zasadzie niczym odkrywczym. Korzysta z utartych schematów, czerpiąc pełnymi garściami choćby z Mario czy Sonica, do tego stopnia, że miejscami ciężko wręcz wyzbyć się skojarzeń z innymi tytułami. To, co stanowi o mocy amigowego Super Ropucha jest to, że jego twórcy zapożyczyli z innych gier to co najlepsze, tworząc swoistą esencję platformówki. Nie dość, że każdy element Superfroga z osobna jest wręcz doskonały, to dodatkowo ich połączenie nastąpiło w idealnych proporcjach. W takiej sytuacji ciężko mówić o kamieniu milowym w dziedzinie zręcznościówek, nie można sugerować ustanawiania nowych standardów, a już w szczególności nie padnie tu stwierdzenie, że jest to gra przełomowa, zwłaszcza, że Amiga ma w swojej ofercie mnóstwo tego typu gier. Niezaprzeczalną prawdą jest jednak to, że Superfrog jest grą wybitną w każdym calu.

Superfrog posiada absolutnie wszystko by zostać hitem i takim też stał się natychmiast po wydaniu. Do dnia dzisiejszego ma swoich zwolenników, którzy bez zawahania wskażą ją jako najlepszą grę platformową świata. Ze względu na popularność w 1999 roku mimo schyłku czasów Amigi, gra została ponownie wydana na płytce CD, przez jednego z ostatnich amigowych wydawców gier – Islona. Gra paradoksalnie znalazła wówczas całkiem pokaźną grupę nabywców, którzy dostrzegli kolekcjonerski aspekt gry Superfrog. Przez te wszystkie lata Żaba osiągnęła status kultowy (całkiem zasłużenie dodajmy) i nic dziwnego, że w końcu doczekała się remake’a w 2013 roku, który jak nietrudno się domyśleć nie spełnił oczekiwań graczy i pokładanych w nim nadziei… ale historia Superfrog HD to już temat na całkiem inna opowieść.

Ocena ogólna

Super Frog

Amiga

Grafika
90%
Dźwięk
100%
Grywalność
90%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.