RetroAge Recenzja, Wii Super Mario Galaxy
RecenzjaWii

Super Mario Galaxy

Loading

Super Mario Galaxy od dnia premiery okrzyknięty został jako jedna z najlepszych pozycji na Nintendo Wii, ale czy faktycznie tak jest? Zaraz po uruchomieniu gry pierwszym elementem, który się pojawia w grze jest – po raz kolejny – udane porwanie księżniczki Peach przez Bowsera. Ludzie, ileż można! Przecież ta historia była już przerabiana dziesiątki razy. Czy naprawdę nie da się wymyślić już nic atrakcyjnego? A może nie warto sobie w ogóle zawracać głowy tym tytułem, w którym znowu przyjdzie nam stoczyć bitwę z siłami zła tylko po to, aby Peach odzyskała wolność? Zapraszam.

Jak prawie każda część, w której Mario jest głównym bohaterem tak i w Super Mario Galaxy, historia rozpoczyna się od ataku podstępnego Bowsera i porwaniem księżniczki Peach. Nasz heros ponownie musi stanąć oko w oko ze swoim największym wrogiem w celu przetrzepania jego wstrętnej skorupy. Po stronie zła pojawiają się same gwiazdy: Bowser oraz jego młodszy bratanek oraz cała horda stworów poznanych w poprzednich częściach, czyli śmietanka towarzyska najwyższych lotów. Prawdopodobnie historia ta byłaby jak każda inna, gdyby nie splot fabuły z innym wątkiem. Bowser porwał księżniczkę i uciekł swoim statkiem w głębię kosmosu, gdyż zamieszkiwana przez niego dotychczasowa kraina okazała się najwidoczniej za mała. Pan kosmosu to skromny przydomek idealnie komponujący się z największym hersztem zła. Pomimo heroicznej próby odbicia Peach z rąk nikczemników nasz heros nie dał rady. Przy tym akcie odwagi o mało nie stracił życia. Po odzyskaniu przytomności Mario poznaje Rosalinę, tajemniczą, podróżującą w kosmosie w ogromnym statku, będącym jednocześnie domem, dziewczynę. Z rozmowy obu postaci dowiadujemy się, że została ona okradziona z gwiazd mocy, dostarczających energii jej pojazdowi. Aby uratować księżniczkę Mario będzie musiał pomóc także i Rosalinie, dzięki której możliwe będzie wyplenienie rzezimieszków Bowsera. Zasiedlili już oni bowiem inne planety siejąc na nich grozę i terror. W miarę gry odkryjemy historię owej tajemniczej dziewczyny oraz jej dziwacznych, kolorowych towarzyszy.

Do przejścia jest ponad czterdzieści galaktyk, do których dostać się można z różnych miejsc statku Rosaliny. W każdej z nich znajduje się kilka planet, które należy dokładnie zbadać. Naszym celem są gwiazdy mocy. Każda planeta oprócz mniejszych sługusów Bowsera „zaopatrzona” została w herszta, z którym przyjdzie się nam rozprawić na sam koniec. Po drodze napotkamy całą masę przeróżnych przeciwników znanych wszystkim tym, którzy grali w poprzednie części Mario. W każdej z galaktyk największą gwiazdę mocy, zdolną zwiększyć moc statku Rosaliny, przetrzymuje Bowser lub Bowser Jr. Jako że konfrontacja z nimi jest nieunikniona, warto od razu przejść do ataku.

Z takich ciekawostek, które mnie zaskoczyły, to podczas gry spotkamy gapowatego brata Mario – Luigiego, którego zadanie w tej grze jest na tyle interesujące, że warto rozwinąć trochę jego kwestię. Luigi żyjąc w cieniu swojego brata próbował sił jako niezależny bohater w grze Luigi’s Mansion, która dostępna jest na konsolę Nintendo GameCube. Luigi’s Mansion została przyjęta dosyć chłodno, choć sama gra, wg mnie, nie należy do najgorszych. Nie wyszło mu to jednak za dobrze, gdyż utkwił w jednym z pensjonatów, w którym straszy. Sterując Mariem będziemy zmuszeni odbić przerażonego i ukrytego gdzieś w strasznym domu biedaka.
Uratowany braciszek będzie nam odtąd „pomagał” zdobyć gwiazdy mocy, których nie udało się odnaleźć podczas „przeczesywania” planet. Oczywiście byłoby to zbyt piękne gdyby sam je dostarczał do statku, dzięki swojej cudownej zdolności „gubienia się” przysporzy nam nie lada kłopotów. Od momentu uratowania gubić się będzie jeszcze wiele razy. Kłopot z nim mały nie jest, ale z drugiej strony jest to pewna pomoc. Na szczęście zostawia wskazówki, które mają pomóc go odnaleźć. Zadanie to wielokrotnie nie należy do łatwych, gdyż wskazówek jest niewiele, a po kilkudniowej przerwie można zapomnieć gdzie ów bohater się aktualnie znajduje. Jeśli chcemy zdobyć gwiazdę nie pozostaje nam nic innego jak ruszenie na poszukiwanie naszej zguby.
Z Luigim związana jest jeszcze jedna kwestia, otóż po uzbieraniu wszystkich 120 gwiazdek i ponownym pokonaniu Bowsera możemy odkryć wszystkie galaktyki od początku nowym bohaterem – Luigim, grając w… Super Luigi Galaxy. Postać ta zachowuje się zupełnie inaczej aniżeli Mario, dlatego też można potraktować tę część jak zupełnie nową grę.

W miarę gry zbieramy kolorowe kamienie/kryształki oraz złote monety, które po każdorazowym przejściu planszy powiększają nasz wynik.
Nasz bohater otrzymał kilka nowych umiejętności, m.in.: czasowe latanie, przechodzenie przez kraty czy mrożenie wody, a oprócz tego do dyspozycji jest także „ognisty podmuch”, choć przez większość gry i tak przyjdzie nam korzystać ze standardowych umiejętności naszej postaci.

Pozycja wykorzystuje zarówno Wii Remote jak i Nunchuk. Wii Remote posłuży nam do skoków, krążenia, zbierania kamienie/kryształki i strzelania nimi. Nunchuk, natomiast, wykorzystamy do poruszania się i kucania. Przyznam szczerze, że sterowanie jest bardzo intuicyjne i oba manipulatory spisują się bardzo dobrze.

Graficznie gra jest wypasiona na maksa, choć użytkownicy Xbox360 i PS3 mogliby dać pstryczka za to stwierdzenie, ale w porównaniu do silniejszej konkurencji jest naprawdę nieźle. Postacie jak i cały świat wyglądają rewelacyjnie. Nie mam się w sumie do czego przyczepić, gdyż to co widzimy się na ekranie robi piorunujące wrażenie. Wszystkie światy są bardzo różnorodne i wykonane z należytą starannością i precyzją. Choć z drugiej strony sokole oko Axi0maTa wyłapałoby pewnie jakieś błędy.

Sekcja dźwiękowa pozycji również stoi na bardzo wysokim poziomie. Podczas gry usłyszymy szereg dźwięków, które wydaje zarówno nasz bohater jak i jego sojusznicy i przeciwnicy. Muzyka w tle buduje bardzo fajny klimat, nawiązując do planszy, po której aktualnie się poruszamy. Są to na tyle ciekawe i łatwo wpadające w ucho utwory muzyczne, że sam złapałem się na tym, że podczas robienia zakupów nuciłem jedną z melodii pochodzącą właśnie z Super Mario Galaxy.

Ochy i achy powiecie – trafił się kolejny fan Nintendo, zachwalający szlagierową pozycję. Owszem, zachwalam bo jest co, do diaska! Gra zadziwiła mnie nie raz i nie dwa. Spędziłem nad nią całą masę wolnego czasu, przy okazji rekrutując znajomych do skosztowania nowej części Maria. Przeczesałem każdą z planet, węsząc tu i ówdzie w celu wyciśnięcia z niniejszej pozycji maksimum Jest tu naprawdę wiele do zrobienia, a dzięki różnorodności planet gra ani na chwilę nie jest nudna i monotonna. Jedną z rzeczy, po której kopara opadła mi na podłogę, jest pomysł z grawitacją. Wielokrotnie przyjdzie nam wykorzystywać właśnie ten element gry, dzięki któremu nasz bohater przyciągnięty zostanie w odpowiednie miejsce lub, jeżeli będzie poza zasięgiem oddziaływania danego ciała niebieskiego, spadnie w przepaść bądź powróci do miejsca, z którego wyskoczyliśmy. To po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy odpalając Super Mario Galaxy.

Co prawda na Nintendo Wii w ostatnim czasie wyszło już trochę dobrych tytułów, to niniejszy mogę polecić każdemu, kto ma ochotę się dobrze bawić podczas gry. Super Mario Galaxy to bardzo fajna platformówka, nad którą spędzić można wiele upojnych godzin, bawiąc się przy tym nieziemsko.

Na koniec wypadało by wytłumaczyć się z ostatniej „nieobecności”. Wystawa „Elektroniczna rozrywka dawniej i dziś” pochłonęła cały mój czas, który miał być przeznaczony dla retroage.net. Co chwila rodziły się kolejne problemy, które trzeba było rozwiązać, a o których nie chcę już wspominać. Cieszę się jednak, że wreszcie mogłem usiąść do pisania recenzji. Brakowało mi tego.

Ocena ogólna

Super Mario Galaxy

WII

Grafika
100%
Dźwięk
100%
Grywalność
100%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.