RetroAge Recenzja, SNES The Adventures of Batman & Robin
RecenzjaSNES

The Adventures of Batman & Robin

Loading

Po zakończeniu emisji Tiny Toons, wytwórnia Warner Bros zaczęła poważnie rozważać przeniesienie przygód Batmana na mały ekran. Okazja ku temu była doskonała, bowiem oba filmy pełnometrażowe z jego udziałem biły wtedy rekordy popularności, a bohater od dnia premiery obrazu Tima Burtona z 1989, zawładnął wyobraźnią także młodszych widzów w tym również moją. Niedługo po premierze drugiego filmu pt. Batman Return, we wrześniu 1992 roku został wyemitowany inauguracyjny odcinek serialu animowanego, zatytułowany On Leather Wings. Od tego czasu aż do 1995 był emitowany na całym świecie w tym także u Nas. Licencje na wydawanie gier z uniwersum Batmana posiadało wówczas Konami, które do tego czasu zdążyło już wydać trzy tytuły na platformy Nintendo. W miedzy czasie serial zmienił nazwę na The Adventures of Batman & Robin i tak samo zostały zatytułowane gry na jego podstawie. Jedną z nich, była wersja przeznaczona na 16-bitową konsolę Super Nintendo Entertainment System.

Trwające niespełna pół godziny historie ukazane w serialu było zawsze odrębne. Jeden z kluczowych jego twórców Bruce Timm, wymieniał to min. jako cechę stanowiącą o jakości tej produkcji. Tłumaczył to także słowami, że każdy odcinek jest jakby osobnym seansem w domowym zaciszu i jest adresowany nie tylko do dzieci. Seria posiadała oczywiście parę odcinków, które nie mieściły się w ograniczeniach czasowych, wtedy dzielone były na dwie części. Za przykład może posłużyć odcinek Robin’s Reckoning, nagrodzony prestiżową nagrodą Emmy. Kolejnym atutem jest unikalny sposób przedstawienia animacji. Określony mianem Dark Deco, styl wyróżnia: oryginalna kreska, stonowana kolorystyka, wygląd miasta, kluczowe postacie wzorowane na gwiazdach Hollywoodu z lat powojennych i przede wszystkim branie pełną garścią z najlepszych patentów ukazanych w kinowych odpowiednikach i na kartach komiksów. W grze nie ma ustępstw od tych wszystkich smaczków i dzięki temu mamy do czynienia z czołowym tytułem o Człowieku Nietoperzu.

Fabuła

Jak już wspomniałem zarówno w serialu jak i w grze, opowieści są pojedyncze i jedyne w swoim rodzaju. Twórcy musieli jednak stanąć na wysokości zadania i wybrać te najciekawsze spośród wyemitowanych. Zadanie to nie było proste ponieważ praktycznie każdy odcinek był niepowtarzalny i na swój sposób dobry, a czasami nawet wybitny, jak w przypadku epizodu Heart of Ice. W takim przypadku zawsze można było zrobić coś lepiej, zmieniając np. nazwę na Batman Animated Series i tym samym usprawiedliwić śladowy udział Robina w rozgrywce. Czy też zaimplementować do gry innych szaleńców z Arkham Asylum jak: Mr. Frezzea, Ra’s Al Ghula albo Banea. Mimo tych detali, później jest już zdecydowanie z górki.

Gameplay
W każdym etapie jest parę odniesień do odcinków bądź próba wiernego ich odtworzenia. Zacznijmy od początku, w levelu Amused to Death, nawiązania są aż trzy. Następne posiadają niemniej, a wszystkie one skupiają się na dwóch pierwszych, najbardziej moim zdaniem, udanych sezonach serii. Warto też wspomnieć, że na fali ich popularności pojawił, się także pełnometrażowy, film animowany pt. Mask of the Phantasm. W Polsce znany był pod nazwą Maska Batmana. Poza Jokerem, którego zobaczymy we wspomnianej już planszy, przyjdzie nam stoczyć pojedynek z: Pingwinem, Catwoman, Riddlerem, Two-Face, Poison Ivy, Scarecrowem, Clayface i Man-Batem. Z niektórymi z wymienionych odmieńców, dane nam będzie stoczyć walkę dwukrotnie. Szczególnie wymagające będą potyczki z Riddlerem i Jokerem. Pierwsza wymaga dość dużej dozy cierpliwości i skupienia, bowiem jest rozbudowana i dość długa. Uczestniczymy w niej w wirtualnej grze naszego rywala pt. Maze of the Minotaur, a naszym kluczowym celem jest uwolnienie zakładników. Musimy w niej także min. co rusz eliminować wirtualnych gangsterów, burzyć ściany labiryntu ładunkami wybuchowymi, odpowiedzieć na trzy zagadki oraz przede wszystkim stoczyć dwukrotnie pojedynek. Do tego pierwszego dojdzie tuż po uwolnieniu zakładników – Komisarza Gordona i jego córki Barbary (przyszłej Batwoman), gdzie czeka na nas mechaniczny Minotaur. Do ostatecznego starcia z kolei, dojdzie na planszy szachowej i to dosłownie. Przyjdzie nam omijać pionki, efektownie się od nich odbijać, niszczyć je oraz przeskakiwać po pękających polach szachownicy. Elementy te, należą do najbardziej zręcznościowych z całej gry. Może nie tyle ilość ma znaczenie, co stopień ich trudności. Przyciśnięcie nieodpowiedniego klawisza na padzie, pomylenie go z innym bądź też naciśniecie go w nieodpowiedniej chwili skutkuje powtarzaniem całego etapu albo całej gry od początku. Z pomocą w takiej sytuacji przychodzi bardzo intuicyjny system wpisywania haseł. Przy tej okazji należy też wspomnieć, że gra nie należy do łatwych w ukończeniu. Każdy etap trzeba na swój sposób rozpracować i poznać słabe punkty bossa na jego końcu. Jak już wspomniałem, rozgrywka skupia się głównie na dwóch pierwszych seriach, gdzie Batman w dużej większości występuje sam. Na całe szczęście w grze przez zdecydowana większość również. Ten zabieg pozwala utrzymać klimat odcinków i jest znacznie atrakcyjniejszy. Robin w grze pojawia się sporadycznie, najczęściej w roli wsparcia, nigdy zaś nim nie sterujemy.

Sterowanie

Nasz bohater posiada szereg ruchów oraz gadżetów, które w trakcie rozgrywki są bardzo przydatne. Poruszanie nim to czysta przyjemność, jest przejrzyste i różnorodne. Postać potrafi: uderzać, kopać, kucać, skakać, turlać się, bujać się na linie i podciągać się po niej. Do ostatniego działania niezbędne jest użycie grapple. Drugim istotnym dodatkiem jest batarang, dzięki niemu możemy na chwilę ogłuszyć naszych oponentów, po czym mamy wystarczająca ilość czasu aby zadać im cios. Podczas nie naciskania na żaden z przycisków, postać przyjmuje pozę zamyśloną, a po wciśnięciu strzałki w górę, spogląda w górę. Na deser zostawiłem przejażdżkę Batmobilem w levelu Trouble in Transit. Obserwujemy ją z perspektywy lotu ptaka, czyli z góry. Pamiętacie Ultimate Stuntmana z NESa? Przebieg pościgu, bardzo go przypomina. Daleko mu jednak do tego z poprzedniej gry tego zespołu pt. Batman Returns.

Dźwięki
Muzyka została skomponowana przez Jespera Kyda. Kompozytor, jest obecnie znany z napisania ścieżki do min. serii Hitman i Assassin’s Creed. Cóż można napisać o tej skomponowanej na potrzeby omawianej gry? Mam wrażenie, że lepiej się tego wówczas nie dało zrobić. Większość dźwięków stwarza wrażenie, żywcem wyciętych z serialu. Najbardziej do gustu przypadła mi melodia z poziomu No Green Peace i Tale of the Cat. Niestety muszę przy tej okazji, napisać o irytujących brzdękach podczas rozmów. Są zdecydowanie elementem zbędnym i powodują, że zamiast śledzić dialog na ekranie, chcemy go jak najszybciej przewinąć aby już tego nie słyszeć.

Grafika
Oprawa wizualna w całej grze stoi na wysokim poziomie. Bez najmniejszego problemu rozpoznamy kluczowe postacie zarówno w ramkach miedzy poziomami czy w trakcie rozgrywki. Wyjątkowo owocną pracę grafików będziemy mieli okazje zobaczyć na poziomie Tale of the Cat i Perchance to Scream. Oba są przykładem próby przeniesienia jednego z odcinków do gry. Staja się także najlepszą okazją do popodziwiania najbardziej efektownych elementów otoczenia. Pierwszy obserwujemy podczas pogoni za Catwoman, oglądamy wtedy piękną panoramę miasta o zmierzchu. Natomiast w drugim przypadku – ogromnego zeppelina i po chwili nadlatującego Robina w Batwingu.

Wieńcząc moją opinie, polecam The Adventures of Batman & Robin, miłośnikom tego bohatera, a także osobom poszukujących topowych tytułów na ten system. Jak już wspomniałem, jest to jedna z najlepszych dostępnych gier o tej postaci w ogóle.

Ocena ogólna

The Adventures of Batman & Robin

SNES

Grafika
80%
Dźwięk
80%
Grywalność
90%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.