RetroAge Recenzja, Nintendo64 The Legend of Zelda: Ocarina of Time
RecenzjaNintendo64

The Legend of Zelda: Ocarina of Time

Loading

Podjąć się zrecenzowania najlepszej gry spośród wszystkich platform to niemałe wyzwanie. Kultowy tytuł ma wielu zwolenników i przeciwników, a każdy na dodatek odbiera go na własny sposób. Spróbuję jednak sprostać temu wyzwaniu opisując The Legend of Zelda: Ocarina of Time wydaną pod koniec roku 1998 na konsoli Nintendo 64.

Wtrącę tu troszkę prywaty i uprzedzę, że Zelda na N64 była moim pierwszym spotkaniem z serią, a odbyło się to w 1999 roku. Dlatego też nie będę odnosił się do wcześniejszych odsłon z poprzednich konsol Nintendo. Możecie wszyscy być też spokojni, bo nie napisałem tej recenzji ze wspomnień sprzed dwunastu lat – jestem świeżo po ponownym ukończeniu gry. Dwanaście lat temu nie rozumiałem dokładnie języka angielskiego, przez to przesiadywałem z pożyczonym słownikiem na kolanach i grałem, tłumacząc i ucząc się jednocześnie podstawowych pojęć (może to śmieszne ale tak było). Gdyby gra w tamtych latach młodzieńczych była kiepska to rzuciłbym ją w kąt i już nigdy do niej nie wrócił, zamiast tego zagrywając się w coś innego. Jednak „coś” w tej Zeldzie trzymało mnie przy niej, dlatego kartridż leżał niedaleko konsoli. Nie rozumiałem istoty faktów, ale grałem, bo przygoda nawet bez zrozumienia treści była niesamowicie wciągająca i fajnie poprowadzona. Oczywiście wtedy zacinałem się gdzieś i z nerwów odkładałem grę na kilka tygodni/miesięcy, a gdy wróciłem do niej – to od razu pchałem akcję do przodu. Grałem tak w sumie z przerwami około ośmiu miesięcy (poradniki i internet jeśli już były to nie dla każdego i trudno dostępne). Taki przebieg rozgrywki jednak nie zniechęcił mnie i nadal uważam, że ten tytuł jest jedną z najlepszych gier w jakie kiedykolwiek grałem.

Próbowałem przez te ponad dziesięć lat ponownie przejść Ocarina of Time, np. na Nintendo GameCube – ale w połowie rezygnowałem, znów się zacinałem lub jakiś inny czynnik mnie zniechęcał. Teraz czuję, że w końcu dojrzałem, że mogę dokonać tego ponownie – i tak też zrobiłem. W tym roku obchodzimy dwudziestopięciolecie serii – dla mnie to dobry argument za tym, aby odświeżyć sobie tego hiciora.

Tytułowa Zelda to księżniczka Hyrule (rozległej krainy, którą będziemy przemierzać wzdłuż i wszerz). W naszej przygodzie zwiedzimy także inne okoliczne wioski i skupiska innych ras. W samej grze sterujemy Linkiem, chłopcem którego poznajemy gdy przebudza się ze snu w domku na drzewie. Budzi go wróżka Navi wzywając do drzewa DekuLink w przeciwieństwie do pozostałych mieszkańców lasu Kokiri nie posiada własnej wróżki. Wspomniana Navi od tego momentu towarzyszy nam w całej przygodzie, pomagając i wspierając Linka podczas wyprawy. Gdy jakiś obiekt w pobliżu bohatera jest interaktywny, gdy możemy z kimś porozmawiać, coś przeczytać lub coś wcisnąć – Navi podlatuje zmieniając kolor i wzywa nas lub po prostu informuje. Po wciśnięciu odpowiedniego przycisku na kontrolerze dowiadujemy się o słabym punkcie przeciwnika, rozpoczynamy rozmowę lub „lokujemy” się na wrogu. Jeśli gracz się zgubi i nie będzie wiedział, co dalej zrobić, to po pewnym czasie wróżka zawoła nas i podpowie gdzie powinniśmy się udać. Taki mały skromny, a jednak bardzo istotny towarzysz wyprawy moim zdaniem sprawuje się rewelacyjnie. Jest to świetnie zaimplementowana pomoc, która w formie fruwającej wróżki (a nie jakiegoś oschłego okna programu) informuje o ważnych punktach gry.

Wracając jednak do wzywającego nas drzewa Deku… Po rozmowie dowiadujemy się, że przeznaczeniem Linka jest ocalenie królestwa – Hyrule. W tym momencie rozpoczyna się eksploracja baśniowej krainy… tu także świadomie pozostawię fabułę niedopowiedzianą. Dalszych losów tej historii nie ma sensu opisywać, powinniście sami wchłonąć tę opowieść gdyż jest to pozycja obowiązkowa. Co w tej grze jest takiego niesamowitego? Przede wszystkim klimat.

Rozgrywka w The Legend of Zelda: Ocarina of Time prezentuje się wyśmienicie. W wielkim skrócie wygląda to mniej więcej tak. Na początku musimy znaleźć tarczę i miecz, aby móc wydostać się z lasu Kokiri. Później wraz z rozwojem wydarzeń i eksploracją krainy oraz dungeonów odnajdujemy przeróżne przedmioty (mapy, kompasy, broń…), które przydają się w dalszej przygodzie. W końcu w ręce Linka trafia tytułowa Ocarina of Time – instrument, który wręcza nam jedna z mieszkanek wioski Kokiri. Za pośrednictwem tego przedmiotu możemy później grając odpowiednie melodie: przywoływać Eponę (klacz), przenosić obiekty w czasie, przywoływać burzę, zmieniać porę dnia, a także przenosić się do innych świątyń. Oczywiście melodii uczymy się powoli wraz z przebiegiem opowieści. Na początku niewiele możemy zdziałać, ale później praktycznie przenosimy się miedzy świątyniami, co ułatwia podróżowanie po rozległej krainie.

Wracając do wspomnianego ekwipunku, znaleziona proca pozwala na zestrzelenie wroga, czy też uruchomienie jakiegoś wysoko umieszczonego przycisku. Bombami możemy wysadzać skały, popękane ściany, a także unicestwiać wrogów. Znalezione lub wygrane sakiewki pozwalają na przenoszenie większych ilości Rupee (waluta hyruliańska), a także na zabranie ze sobą większej ilości amunicji. Na wyposażeniu Linka znajdują się także inne ciekawe przedmioty, których wymienianie jeden po drugim nie ma większego sensu.

Każdy przedmiot ma wiele zastosowań, a niektóre mogą być używane tylko w określonym wieku bohatera. Jako młodzieniec Link może nosić drewnianą tarczę (dla dzieci), a także metalową (dla dorosłych). Ta druga jest jednak za ciężka, aby chłopiec utrzymał ją w rękach, dlatego nosi ją na plecach i osłania się jak żółw przykrywając się nią. Drewniana tarcza jest łatwopalna, dlatego w świątyniach ognia i z płonącymi przeciwnikami można ów oręż łatwo stracić. Młody Link strzela z procy, rzuca bumerangiem, a także uderza kijkiem (gałęzią). Starszy o siedem lat już nie może używać tych broni, ale ma za to łuk i hak (do przyciągania), oraz duży ciężki młot.

W każdej wiosce znajduje się jakiś sklepik, w którym możemy zakupić przydatne przedmioty, uzupełnić amunicje lub podładować energię. Rozmowy z mieszkańcami przeróżnych osad owocują w dodatkowe zadania, za które otrzymujemy jakieś korzyści. Dla przykładu w Kakariko Village strażnik przy wejściu do Dead Mountain chciałby pewną maskę dla swojego dziecka. Ową maskę znajdziemy na rynku w okolicach zamku. W tej samej wiosce kobieta zajmująca się kurami prosi nas o pomoc w odnalezieniu jej ptactwa. Za pomoc dostaniemy część serca, które w odpowiednich ilościach „levelują” naszą postać i wzmacniają wytrzymałość bohatera. Takich zagrywek jest dużo więcej, a podałem tylko dwa przykłady z Kakariko Village. Na wiele zadań dodatkowych wpływ ma również pora dnia, dlatego też w krainie Hyrule niektóre sklepiki i domki otwarte są tylko w dzień, a inne zaś w nocy.

Głównym daniem w Zeldzie są Dungeony (lochy, podziemia, labirynty), które pchają przygodę do przodu. Okoliczne wioski tylko przybliżają nam zadanie, informują o istotnych faktach, pozwalają uzbierać amunicję i wykonać dodatkowe questy. W lochach znajdujemy kluczowe artefakty i broń przydatną w dalszej rozgrywce. Jeśli już o nich wspomniałem, to trzeba nadmienić, że dungeny są świetnie zaprojektowane, często tworzą niemałe labirynty (pełne zakamarków i ukrytych przedmiotów). Bardzo spodobało mi się Forest Temple. Nawet teraz po dwunastu latach zachwycałem się wykonaniem, pomysłem i muzyką. Można tam pobłądzić, trzeba się wracać – wszystko w bardzo przystępnej formie. Całość poprowadzonej rozgrywki nie zniechęca, bo ciekawość zwycięża, gdyż chcemy wiedzieć, co kryje się za następnymi drzwiami, w następnej komnacie. To właśnie w dungeonach do rozwiązania mamy fajne i niekoniecznie skomplikowane zagadki. Coś gdzieś wcisnąć, przesunąć, przestawić – pozwala to lekko pobudzić nasze szare komórki.

Gra oferuje drobny element zbieractwa, więc osoby lubiące robić sto procent gry znajdą tu małe wyzwanie. Do zebrania mamy serduszka „levelujące” Linka (serca dostajemy za wypełnione zadania, ale wiele jest gdzieś pochowanych i czekających na odnalezienie). Drugim motywem zbieractwa są złote pająki (Gold Skulltulas), za zebranie których w odpowiedniej ilości dostajemy tokeny zdejmujące klątwę z rodziny Skulltula. Za zdjęcie czaru, każda z postaci wręcza nam jakiś przedmiot. Może to być powiększona sakiewka na Rupee, lub cos innego równie wartościowego.

Nie wiem jak Nintendo upchało tak rozbudowaną grę na niewielkim pojemnościowo kartridżu, ale świadczy to o jednym – o kunszcie tego giganta elektronicznej rozrywki. To że Ocarina of Time jest obszerna wszyscy wiemy, dlatego twórcy gry udostępnili nam klacz Eponę aby szybciej poruszać się po Hyrule. Później rozgrywka nabiera tempa, bo poznajemy melodię po których zagraniu na okarynie od razu przenosimy się w odpowiednie miejsce, co ułatwia przemieszczanie się.

Ukończenie The Legend of Zelda: Ocarina of Time zajmie Wam około 30-35 godzin (wydaje mi się jednak, że mocno zaniżyłem ten czas, więc pewnie i dłużej). Zależne jest to od gracza, zrozumienia treści, od tego czy błądzi, szuka, szpera, czy może wykonuje questy jeden po drugim nie zajmując się błahostkami typu podnoszenie kamieni i siekania mieczykiem trawki. W każdym bądź razie w dwóch świątyniach w Ocarina of Time możemy spędzić tyle czasu, co w teraźniejszej super produkcji, które pękają często po sześciu godzinach grania.

Graficznie jak na 98 rok to po prostu dzieło. Ładne krajobrazy, pełne wzniesień i urozmaiceń są przyjemne dla oka. Szczególnie podobały mi się lokacje w Lake Hylia (duże jezioro, małe wysepki połączone długim mostem), a także Forest Temple. Fajnie wygląda także tarcza lustrzana (Mirror Shield). Ogólnie całość prezentuje niesamowicie wysoki poziom. Jak na swoje czasy ta gra była ogromnie nowoczesna, a w teraźniejszości również nie ma czego się wstydzić.

Muzyka to może i dźwięki midi, ale ich wykonanie pozwala zamknąć oczy i wsłuchiwać się w nie. Mało tego – będziecie je później sobie nucić pod nosem. Fajne jest też to, że niektóre melodie podczas walki potrafią zbudować klimat aż ciarki miałem na plecach od samego słuchania muzyki.

Nie ma co się rozpisywać nad walorami audio i video, gdyż ich wykonanie w tej grze jest bez zastrzeżeń i na godnym podziwu poziomie.

The Legend of Zelda: Ocarina of Time w swoim czasie była (i jest nadal) prawdziwym majstersztykiem. Gra jest świetnie zrobiona, a i tak głównym czynnikiem wpływającym na odbiór jest jej magiczna opowieść. W ten tytuł gra się tak, jakby czytać dobrą książkę. Rozgrywka wkomponowana w treść fabularną dopełnia i tak wysoce pozytywne wrażenia. Ta gra jest po prostu niesamowicie magiczna i baśniowa. Gra łączy w sobie wiele elementów: przygodowych, logicznych, strzeleckich, zręcznościowych – jest to pozycja umiarkowanie uniwersalna. Każdy element jest odpowiednio wyważony i po prostu zachwyca.

Jeden z najlepszych tytułów w historii gier, a dla wielu po prostu najlepszy. W dzisiejszych czasach nadal jest bardzo dobrą grą, ale w momencie jej wydania prezentowała ogromny skok technologiczny i niepowtarzalny klimat. Rozległy świat w pełnym trój-wymiarze, dodatkowe questy, wciągająca opowieść, przyjemny sposób prowadzenia rozgrywki. Te wszystkie elementy złożyły się na opinię gry genialnej. Gry, która od trzynastu lat zajmuje pierwsze miejsce w rankingu prowadzonym na podstawie średniej z ocen recenzenckich (wg www.gamerankings.com). Ta gra to po prostu klasyka elektronicznej rozrywki i żaden szanujący się gracz nie może, nie zagrać w ten tytuł.

Nintendo DAJE SZANSĘ zapoznać się z tym tytułem każdemu, kto nie posiada Nintendo 64. The Legend of Zelda: Ocarina of Time ukazała się w edycji limitowanej na Nintendo GameCube, a wersja na Nintendo Wii dostępna jest w cyfrowej dystrybucji {tag_Virtual_Console:Virtual Console}. Posiadacze ostatnio wydanego handhelda Nintendo 3DS mogą za to zagrać w wersję przenośną, a do tego najbardziej udoskonaloną i poprawioną. W przypadku tego tytułu nie można powiedzieć, że Nintendo chce zarobić ponownie na tej samej grze. Uważam, że jeśli ktoś grał dwanaście lat temu w oryginał, nie musi nabywać tego samego jeszcze raz na inny sprzęt. Te reedycje oraz remake’i skierowane są moim zdaniem dla młodszych graczy, którzy po prostu zaczęli od NGC , Wii lub Nintendo 3DS. Skoro najwyżej ocenioną grą w historii jest The Legend of Zelda :Ocarina of Time, to dzięki temu fajnemu posunięciu Nintendo każdy MA SZANSĘ zapoznać się z tym tytułem (niezależnie od posiadanej konsoli tej firmy).

Ocena ogólna

The Legend of Zelda: Ocarina of Time

NINTENDO 64

Grafika
100%
Dźwięk
100%
Grywalność
100%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.