RetroAge Recenzja, PlayStation 2 Tom Clancy’s Splinter Cell Pandora Tomorrow
RecenzjaPlayStation 2

Tom Clancy’s Splinter Cell Pandora Tomorrow

Loading

Dziś na retroage ponownie gościmy Sama Fishera. Do działu PS2 trafia recenzja drugiej odsłony jego przygód o podtytule Pandora Tomorrow. Ubisoft przy okazji części pierwszej zademonstrował iż nie tylko japończycy potrafią robić skradanki. Jak mają się sprawy przy okazji części drugiej? Czy Pandora Tomorrow trzyma poziom poprzedniej części? Jeśli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania to zapraszam do zapoznania się z przygotowanym materiałem.  

Sam Fisher zadebiutował na konsolach w 2002 roku. Zaliczył bardzo udany występ i zaskarbił sobie całkiem pokaźne grono fanów. Panowie z Ubisoftu uradowani sukcesem swojego „podopiecznego” postanowili wysłać go na kolejną misję.
W 2004 roku, po dwóch latach przygotowań, Rybak powrócił. Pandora Tomorrow – bo tak brzmi podtytuł sequela – rozwija pomysły zawarte w pierwowzorze i wprowadza kilka ciekawych (choć niewielkich) nowości.

Przyczyną zła w nowej odsłonie Splinter Cell jest niejaki Suhadi Sadono – przywódca terrorystycznej organizacji o nazwie Darah Dan Doa. Panu Sadono nie podoba się zbyt duża ingerencja USA w sprawy jego kraju zatem postanawia nieco ostudzić zapał amerykanów. W tym celu zamierza użyć broni biologicznej o nazwie ND133. Jeśli jego plan (który zowie się właśnie „Pandora Tomorrow”) się powiedzie, zginą miliony ludzi w Stanach Zjednoczonych. Rząd nie może do tego dopuścić, więc Tchird Echelon wysyła Fishera do Indonezji (bo tam stacjonuje Sadono), aby „wytłumaczył” terrorystom iż ich postępowanie jest niewłaściwe.
Nie myślcie jednak, że w grze to prezentuje się tak samo prosto. Podobnie jak w przypadku części pierwszej, nie idzie się zorientować w tym wszystkim jeśli nie znamy dobrze angielskiego (ewentualnie można się wspomagać słownikiem, ale w takim natłoku faktów po prostu nie można za tym nadążyć). Nie ma się jednak co dziwić – polityka to nie przelewki zatem nie można było tego uprościć, gdyż stałoby się to mało wiarygodne.

Rozgrywka w Tom Clancy’s Splinter Cell Pandora Tomorrow niczym nie ustępuje temu co dane było nam zobaczyć w pierwszej części przygód Rybaka. Założenia także się nie zmieniły – nadal wszystko opiera się na bezszelestnym przeczesywaniu terenu i (jeśli to konieczne) cichej eliminacji wroga. Podstawowy element gameplay’u wciąż stanowi cień. Jeśli nie nauczymy się odpowiednio go wykorzystywać to nici z przejścia chociażby pierwszej misji.
Fisher (jak pewnie zauważyliście) nie jest jakimś łamagą i potrafi sporo rzeczy poza chowaniem się. Nasz agent zachował wszystkie umiejętności zaprezentowane przy okazji pierwowzoru, ale także nauczył się kilku nowych sztuczek. W końcu „kto się nie rozwija ten się cofa” prawda? Do nowo nabytych umiejętności Sama zalicza się pół-szpagat, obrót SWAT oraz atak do góry nogami. Pół-szpagat wykonuje się w taki sam sposób jak tradycyjny szpagat (dwa razy skok). Z takiej pozycji można wykonać, czasem niezbędny skok do góry, który umożliwia dostanie się na wyżej położone miejsca niedostępne w inny sposób. Gdzie można stosować obrót SWAT? Przydaje się wtedy gdy chcemy przejść niezauważenie obok wejścia do jakiegoś pomieszczenia albo pomiędzy dwoma betonowymi filarami. Ogólnie raczej rzadko korzysta się z tej umiejętności i nie wnosi ona nic do gameplay’u. Powiem tak – gra wcale by nie ucierpiała gdyby się pozbyto tego ruchu. Atak do góry nogami – jak sama nazwa wskazuje – pozwala na strzelanie w takiej o to pozycji. Ta umiejętność wypada lepiej niż obrót SWAT, choć podobnie jak on nie ma zbyt wielu zastosowań. „Zatem te umiejętności są niepotrzebne i nic nie wnoszą do rozgrywki?” – mógłby ktoś zapytać. Odpowiedź jest taka: są potrzebne i pokazują, że Ubisoft ma masę fajnych pomysłów tylko, że chciałbym aby miały one więcej zastosowań. Po cholerę ładować coś do gry skoro będzie dane nam użyć tego 3-4 razy podczas 5 godzin rozgrywki? Trochę to bez sensu, ale na pewno nie jest wadą. Sądzę, że można było bardziej postarać się w tej kwestii.
Nie ma się co martwić, gdyż cała reszta starych zagrań ponownie sprawdza się rewelacyjnie i mam nadzieję, że twórcy Splinter Cella nigdy nie zejdą poniżej poziomu, który zaprezentowali nam w Pandora Tomorrow.
Jeśli chodzi o zestaw broni to także nie ma tu jakichś większych nowości. W nasze ręce ponownie oddano pistolet SC, karabin SC-20K, laserowy mikrofon oraz urządzenie do zakłócania pracy kamer. Oprócz broni palnej Fisher ponownie został wyposażony w kilka przydatnych gadżetów. Nie zabrakło przylepnych kamer, pocisków ogłuszających oraz paralizatorów. Do wyboru mamy także trzy typy granatów: gazowe, błyskowe oraz zakłócające pracę wszystkich urządzeń elektrycznych. Każdy z gadżetów przyda się wielokrotnie i nie raz wyciągnie nas z ciężkiej sytuacji. Oczywistym jest obecność znaku rozpoznawczego Sama – noktowizora. Nadal jest on niezastąpiony i nie chcę wiedzieć co by się stało gdyby go zabrakło. Do dyspozycji oddano nam 3 poziomy trudności: Easy, Normal oraz Hard. Na tym ostatnim przeciwnicy są bardzo trudni do zmylenia, a jeśli zostaniemy wykryci to ubiją nas jakimiś trzema strzałami. Trzeba wyuczyć się pewnych zachowań, bacznie obserwować ścieżki przeciwników i polegać na swych zmysłach, a wtedy unikanie wrogów stanie się proste jak stawianie babek z piasku. Wymaga to jednak długich godzin grania i cierpliwości.

W Pandora Tomorrow Rybak ponownie zwiedza kawał świata. Podczas 8 misji, które przygotowali dla nas twórcy, Sam odwiedzi takie miejsca jak Dżakarta, Indonezja czy też Jeruzalem (bardzo fajny, klimatyczny poziom). Na każdym levelu można spędzić wiele godzin szukając sposobów na pokonanie danego odcinka drogi. Możliwości jest naprawdę wiele zatem każdy kto lubi „pobawić” się grą, na Pandora Tomorrow się nie zawiedzie.

Największą nowością oferowaną przez Pandora Tomorrow jest tryb multiplayer. Tak, tak – tym razem mamy okazję zmierzyć się z żywymi przeciwnikami poprzez sieć. Jak prezentuje się rozgrywka w tym wypadku? Gracze są dzieleni na dwie drużyny: najemników oraz szpiegów. Pierwsi muszą chronić ND133, a drudzy muszą doprowadzić do jego neutralizacji. Należy wspomnieć, że grę jako najemnik prowadzi się w trybie FPP. Trzeba uważać żeby jakiś cwany szpieg nie podszedł nas od tyłu i nie zafundował nam długiego snu. Multiplayer to ciekawa propozycja, ale ja twierdzę, że skradanki lepiej sprawdzają się w singlu.

Grafika w Tom Clancy’s Splinter Cell Pandora Tomorrow została lekko podciągnięta względem poprzedniczki i to widać. Efekty świetlne prezentują się teraz jeszcze lepiej. W niektórych miejscach osiągnięto taki efekt czerni, że nie sposób tam czegoś dojrzeć bez pomocy noktowizora. Tekstury na postaci Sama zyskały jeszcze trochę na jakości, choć nigdy nie były słabe. Modele postaci wrogów także trzymają poziom i pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś dorównają wyglądem Fisherowi.
Bardzo dobrze prezentują się poziomy – są świetnie zaprojektowane, a ilość szczegółów na każdej lokacji wręcz powala (najlepiej prezentuje się odwiedzana w jednej z misji dżungla). Animacja postaci w grze to najwyższa półka (przewodzi oczywiście główny bohater) i do niej nie mam żadnych zastrzeżeń. Fizyka przedmiotów także jest świetna, jednak niewiele z nich można ruszyć z miejsca. Jedyne co mi się nie podoba to rendery – mimo, że są ładne to zalatuje od nich sztucznością. Panowie z Ubisoftu mogli zamiast nich dostarczyć cut-scenki na silniku gry (Unreal Engine 2) i efekt byłby znacznie lepszy.

Oprawa dźwiękowa Pandora Tomorrow także jest lepsza od tej, którą oferował pierwowzór. Nie mam tu jednak na myśli odgłosów broni, czy też voice-actingu (w roli Fishera niezastąpiony Michael Ironside). Te dwa elementy już w części pierwszej były bardzo dobre. Chodzi mi o utwory muzyczne jakie będą przygrywać nam podczas gry. Teraz jeszcze lepiej podkreślają to co dzieje się na ekranie, a ich wydźwięk jest jeszcze bardziej magnetyzujący. Wytwarzają unikalny szpiegowski klimat.

Panowie z Ubisoftu obrali własną drogę tworzenia skradanek i raczej odpuścili sobie konkurowanie z MGS . W ich pozycji największą zaletą jest niesamowicie złożony gameplay i jak widać starają się dopracować go jak najlepiej. To co zobaczyłem w Pandora Tomorrow utwierdziło mnie w przekonaniu iż Splinter Cell to jedyny – poza Metal Gear Solid – tytuł liczący się w gatunku gier stealth. Tom Clancy’s Splinter Cell Pandora Tomorrow polecam przede wszystkim miłośnikom skradanek no i oczywiście fanom Rybaka. Gra jest trudna (czasem nawet bardzo) zatem hardkorowcy będą czuć się jak w domu. A co z graczami niedzielnymi? Lepiej odpuśćcie sobie tą pozycję ponieważ „Mission Failed” gości tu bardzo często na ekranie i potrafi naprawdę zniechęcić do dalszej gry.

Ocena ogólna

Tom Clancy’s Splinter Cell Pandora Tomorrow

PLAYSTATION 3

Grafika
100%
Dźwięk
90%
Grywalność
90%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.