RetroAge Recenzja, Xbox Turok: Evolution
RecenzjaXbox

Turok: Evolution

Loading

Studio Acclaim Entertainment zapisało się na stałe w annałach elektronicznej rozrywki. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy było stworzenie serii gier Turok. Jednak ostatni twór z tej rodziny Turok: Evolution najlepiej jest po prostu przemilczeć.

Turok to bohater komiksów znanych amerykańskiej ziemi jeszcze w latach 50. XX wieku. Jego zadaniem jest obrona krainy „Lost Land” przed atakującymi go humanoidalnymi jaszczurkami, uzbrojonymi dinozaurami czy też innymi bestiami z różnych wymiarów.

Turok: Evolution to prequel serii wydanej pierwotnie na Nintendo 64. Przedstawione są nam losy Tal’Setazanim zostanie Turokiem, znanym z Turok: Dinosaurs Hunter. Fabuła jest jednak bardzo zdawkowa, chociaż w tej serii to akurat nie jest nic odkrywczego.

Gra to FPS pełną gębą. Najmocniejszym atutem, jak w każdej z części jest dysponowany przez gracza zmyślny arsenał. W tej części wygrała dla mnie broń, która wystrzeliwuje małe zdalne piły, które rozczłonkowują wroga. Turok oprócz własnych broni może również czasem dosiąść do działka i wyrzynać w pień całe watahy wrogów. Szkoda tylko, że zrezygnowano z umieszczania elementów super broni przez całą rozgrywkę jak to miało miejsce w poprzednich częściach. Gracze przechodząc zawsze się zastanawiali jak będzie wyglądało i działało największe kopyto po skompletowaniu. Najbardziej spektakularne są zatrute strzały. Trafiony wróg po krótkim czasie zaczyna w konwulsjach wymiotować po czym po prostu zdycha (nie da się innym słowem adekwatniej odzwierciedlić tego widoku).

Struktura kampanii pierwszego gracza opiera się na wykonywaniu zleconych zadań. Model ten był już zastosowany w trzeciej części i różni się diametralnie od dwóch pierwszych części, gdzie protagonista musiał zbierać klucze do następnych poziomów. Tutaj mamy jasno sprecyzowany cel: „zinfiltruj bazę”, „ocal senat”, itp.

Pierwsze wrażenie po odpaleniu programu? Fatalne sterowanie podstawowe. Na szczęście w opcjach możemy ustawić sterowanie alternatywne i jest ono zbliżone do tego zastosowanego w poprzednich częściach (po zmianie sterowania cztery przyciski na padzie od Xboxa są odpowiedzialne za ruch, tak jak cztery żółte przyciski na padzie N64 w poprzednich częściach).

Dalsze zmagania z tytułem nadal nie zdobyły mojego serduszka. Miałem wrażenie, że program jest wysoce niedopracowany, doświadczyłem problemów ze wspinaniem się po pnączach (już nie wspomnę ile niestosownych słów padło gdy próbowałem wspiąć się po szybie wentylacyjnym w jednej z misji), wypływając na powierzchnię wody nadal miałem błękitny ekran, element skradania się do wrogów to mrzonki i inne drobniejsze uwagi. Komicznie wyszła też fizyka, za pomocą dziadowskiej strzały z drewnianego łuku powalałem bez problemu drzewa, chociaż jakby nie patrzeć Turok to taki Rambo, tylko osadzony w innych realiach.

W pierwszych poziomach jest sporo przemieszczania się po dżungli. Tym samym oprócz przeciwników towarzyszy nam również fauna. Głównie są to roślinożerne dinozaury nie wykazujące się agresją w stosunku do protagonisty. Nie mniej bywają też i takie, które nas atakują (grupa agresywnych małp bywa zabójcza), lub zranione starają się bronić. Więcej życia w grze, warto zaliczyć na plus.

Oprócz zwykłego nawalania jakiego można oczekiwać po tytule FPS, twórcy przygotowali także misję z lotu uzbrojonego Pterodaktyla. Musimy go pilotować, manewrując między przeszkodami naturalnymi, a armią wroga. Możemy otworzyć do nich ogień ciągły lub strzelać rakietami. Podejrzewam, że większość osób jednak strzeli szlag, gdyż pilotaż nie jest zbytnio intuicyjny. Zdarzało mi się mieć gwałtowny skręt w ścianę, mimo iż takiego manewru nie wykonałem. Checkpointy też nie są rozsądnie rozmieszczone. Wielokrotnie byłem poirytowany, że po nagłej śmierci musiałem dużo drogi nadrabiać. Nie wiem, w którym miejscu twórcy stwierdzili, że jest to fajne, ale ja takiego odczucia nie miałem i szczerze głównie przez wątek ze sterowaniem Pterodaktylem mocno zraziłem się do tego tytułu.

Oprawa graficzna mnie nie zachwyciła, ale miejscami było dość przyjemnie. Jak np. wodopój dla Diplodoków. Kiedy gra utrzymuje klimat dżungli to jest to jeszcze do przełknięcia, ale w kolejnych poziomach, powodów do zachwytu jest już mniej. Oprawa muzyczna nie wpada w ucho, jedynie główny motyw jako tako utrzymuje poziom poprzednich części. Na wyróżnienie natomiast zasługują inne dźwięki, głosy zwierząt czy dinozaurów i strzały z broni.
Turok: Evolution to w moim odczuciu słaby tytuł. Złożyło się na to kilka czynników, które już opisałem wyżej. Prawdę mówiąc jestem zawiedziony, że tak słaba gra wyszła ze stajni Acclaim. Swojego czasu tytuł był bardzo mocno reklamowany, była nawet dziwna inicjatywa marketingowa. Acclaim zaproponował, że jeżeli jakaś rodzina nazwie swojego pierworodnego urodzonego 1 września (tuż po premierze gry), imieniem Turok otrzyma 10 tys. dolarów. Niestety nie wiem jak akcja się potoczyła i ile rodzin tak naprawdę wzięło w tym udział. Liczy się to, że gra nie przyjęła się tak jak oczekiwano i została ciśnięta w cień, a studio Acclaimdwa lata po premierze opisywanego tytułu przestało istnieć.

Ocena ogólna

Turok: Evolution

XBOX

Grafika
50%
Dźwięk
50%
Grywalność
50%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.