RetroAge Recenzja, Nintendo64 Ucchannanchan no Honō no Challenger: Denryū Iraira Bō
RecenzjaNintendo64

Ucchannanchan no Honō no Challenger: Denryū Iraira Bō

Loading

Popularność telewizyjnych teleturniejów jest wynikiem bazowania na emocjach widza. Sztuczne podkręcanie dramaturgii, presja czasu, pauzy niepewności to standardowy zestaw narzędzi do budowania zainteresowania. Czasem zdarza się, że na kanwie popularności takiego teleturnieju, powstaje gra na nim bazująca. Dzięki temu można być uczestnikiem programu w domowych pieleszach. Tak też i jest z wydanym tylko w Japonii tytułem Ucchannanchan no Honō no Challenger: Denryū Iraira Bō na Nintendo 64.

Opis programu
Zasady Iraira bou nie są tak skomplikowane. Uczestnik posiada metalowy drąg i musi go przepuścić przez pionowo ustawiony przed sobą labirynt. Nie może w żadnym wypadku dotknąć ścian gdyż zostanie porażony prądem (gracz posiada rękawice, więc raczej nie zostanie zwalony apopleksją). Sam labirynt jest usłany przeszkodami, przekładkami i innymi mechanizmami, które utrudniają wykonanie zadania. Mało tego gracz działa pod presją czasu oraz widownią. Na trasie labiryntu znajdują się „checkpointy”, miejsca gdzie można na chwilę odetchnąć, a nawet wyciągnąć drąg. Dolicza się w nich czas na pokonanie kolejnego zwykle trudniejszego etapu.

Opis gry
Iraira Bou na Nintendo 64, to tak naprawdę wierne odwzorowanie japońskiego teleturnieju o tej samej nazwie. Nawet komentator jest ten sam. Mamy do wyboru kilka labiryntów o różnym poziomie trudności, który dodatkowo możemy sobie podkręcić wybierając grubość drąga. Zapewniam was że nawet na najłatwiejszym poziomie, gra stanowi nie lada wyzwanie. Wymaga maksymalnego wyczucia gałki na padzie, a jak dobrze wiemy gałka na padach od Nintendo 64 to delikatna sprawa. Już chyba wolałbym osobiście machać tym drągiem, niż próbować okiełznać czułość kontrolera. Dodatkowo gra ma wsparcie Rumble Paka, co dodaje jej nieco większej autentyczności.
Do zabawy można zaprosić drugiego gracza, o ile będzie chętny grać w japoński teleturniej. Oczywiście gra jest oparta na turach. Ewentualnie można z kolegą podkręcić wyzwanie i za pomocą alkoholu wyważyć sobie „drzwi do percepcji”, a następnie próbować przejść labirynt (oczywiście jest to luźna propozycja autora niniejszej recenzji, a nie zalecenie japońskiej instrukcji).

Podsumowanie
Ucchannanchan no Honō no Challenger: Denryū Iraira Bō to nie pierwsza gra z serii bazująca na tym popularnym teleturnieju. Wcześniej była ona dostępna na automaty oraz konsole Neo Geo pod nazwą „Irritating Maze”. Kilka miesięcy po wydaniu wersji na Nintendo 64, wydano identyczny tytuł na Playstation pod nazwą „Irritating Stick”.

Wracając do wersji Nintendo, mogę potwierdzić że jest ona „irytująca”. Chociaż obsceniczne pudełko z „Madam Iraira Robot” (nazwa oryginalna) tego nie zdradza. Tytuł stanowi nie lada wyzwanie dla gracza i chyba jego najlepszym owocem jest wydanie serii Kururin bazującej na tej samej koncepcji, acz w bardziej ulepszonej formie. Tytułu nie polecam importować, raczej proponuję rozglądnąć się za którąś z części Kururina wydaną na przenośną konsolę Gameboy Advance.

Ocena ogólna

Ucchannanchan no Honō no Challenger: Denryū Iraira Bō

Nintendo 64

Grafika
40%
Dźwięk
40%
Grywalność
40%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.