RetroAge Recenzja, Playdia Ultra Seven: Chikyuu Bouei Sakusen
RecenzjaPlaydia

Ultra Seven: Chikyuu Bouei Sakusen

Loading

Po niewątpliwym „sukcesie”, jaki odniosła gra „Ultraman Powered – Kaijū Gekimetsu Sakusen” zespół (niezwykle uzdolnionych?) programistów Bandai postawił na głębszą penetrację zasobów filmowych. Eksploracja archiwum zatrzymała się na roku 1967, a uwagę archeologów przykuł serial „Ultra Seven (ウルトラセブン Urutora Sebun)”, będący jakbyśmy to nazwali dzisiaj trzecim sezonem serialu opowiadającego o bohaterskich przygodach mieszkańców planety Nebula-78 na Ziemi. Czy jednak odwołanie się do klasyka serialu z pod znaku „gumy i tektury” pozwoliło stworzyć pozycję przynajmniej tak „dobrą” jak słynny poprzednik?

Ultraseven podobnie jak Ultraman pochodzi z krainy Światła na planecie Nebula-78. Wysłany w celu wykonania dokładnych map Drogi Mlecznej, trafia na planetę zwaną Ziemią. Młody wspinacz górski Jiro Satsuma podczas próby pomocy swojemu towarzyszowi wyprawy, sam niespodziewanie znajduje się w sytuacji zagrożenia życia. Niespodziewanie z pomocą przychodzi mu Ultrasven. Zachwycony bohaterską postawą młodego Jiro, przybysz z odległej planety postanawia klonować jego ciało, aby pod tą postacią pozostać chwilę dłużej na nowo poznanej planecie. Pod przybranym imieniem Dan Moroboshi, Ultrasevenzostaje przyjęty jako szósty członek elitarnej jednostki „Ultra Garrison” walczącej z najeźdźcami z kosmosu.

Dzięki 49 odcinkom serialu emitowanego w latach 1967-68 – Ultraseven zaskarbił sobie dużo większą popularność od twarzy całej serii – Ultramana. Dlatego też nasz bohater jest najczęściej występującym (jako postać drugoplanowa) „Ultrasem” w całej sfilmowanej do tej pory historii.

Przenosimy się do świata gier video 1994 roku. Na PC’tach zaczyna się tryumfalny pochód gier z gatunku „Strzelanka z widokiem z pierwszej osoby’. Takie pozycje jak „Wolfenstein 3D” czy też „Doom” zostają (z różnym skutkiem) poddane konwersjom na popularne konsole domowe. Włodarze Bandai oczywiście zdawali sobie sprawę, iż ich najnowsza konsola Playdia nie podoła udźwignięciu tego typu gry (w końcu potrafiła ona tylko odtwarzać w dość specyficzny – interaktywny sposób wstawki filmowe). Mimo wszystko udało się stworzyć grę z „elementami” FPS’a.

Ultra Seven: Chikyuu Bouei Sakusen w porównaniu do większości gier na Playdię, (w których napisy końcowe możemy oglądać już mniej więcej po ok. pół godziny) jest grą dość długą – za pierwszym razem film końcowy możemy oglądnąć nawet po upłynięciu 90 minut, a gdy już wiemy „co i jak” czas ten skraca się do ok. godziny. Z tego powodu grę podzielono na siedem sekcji, a po ukończeniu każdej z nich (za wyjątkiem ostatniej) otrzymujemy hasło umożliwiające późniejsze kontynuowanie zabawy od kolejnej misji.

Generalnie najsłabiej prezentują się pierwsze 2 zadania. W pierwszej misji naszym zadaniem jest wydostanie się z trójwymiarowego labiryntu – akcję obserwujemy z punktu widzenia pierwszej osoby. Wybierając kierunek poruszania się w labiryncie, uruchamia się odpowiednia sekwencja filmowa. Niestety mimo zastosowania wstawek video, wizualnie prezentują się dość prymitywnie (wąskie korytarze przecinające się pod kątem prostym, okraszone monotonną teksturą) wyraźnie odstając od klasyków gatunku obecnych na PC. Podczas drugiej misji Dan Moroboshi (Ultraseven) przechodzi egzamin na członka elitarnej jednostki „Ultra Garrison”. Egzamin składa się z dwóch części – zręcznościowej (omijanie asteroid, strzelanie do makiet obcych) oraz teoretycznej (test wyboru z trzema odpowiedziami).

Kolejne misje już jako agent specjalny stanowią przeplatane ze sobą sekwencje FPP (jest trochę strzelania na zasadzie QTE, misje typu „znajdź przedmiot „x” i użyj go w miejscu „a”) – tu występujemy jako Dan, natomiast z sekwencjami walk Ultraseven, z najeźdźcami, z kosmosu ( w tym wypadku zabawa polega na zatrzymaniu szybko poruszającego się po kole z symbolami ataków wskaźnika). Całości dopełniają sekwencje polegające na wciśnięciu w odpowiednim momencie przycisku „fire”, czy też wymagające zatrzymania szybko poruszającego się celownika w wybranym miejscu – wszystkie sekwencje wymagające szybkiej reakcji sprawiają na początku dużą trudność spowodowaną opóźnioną reakcją gry na wciśnięcie przycisku.

Jako całość Ultra Seven: Chikyuu Bouei Sakusen prezentuje się zaskakująco dobrze. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest to jedna z niewielu gier na Playdię, przy których można się jakoś bawić. Użyte sekwencje filmowe, mimo iż mają na karku prawie 30 lat więcej niż te, które zostały użyte przy Ultraman Powered – Kaijū Gekimetsu Sakusen, sprawiają dużo lepsze wrażenie, bardzo dobrze wpisując się w klimat gry. Niestety fragmenty, których nie dało się zrealizować za pomocą wstawek video, po raz kolejny zostały zastąpione animacją (najwyraźniej tak było taniej).

Podsumowując, jeśli jesteś posiadaczem Playdii i nie nabyłeś jej tylko po to, aby zagrać w dwie ekskluzywne pozycje ze świata Dragon Ball, to Ultra Seven: Chikyuu Bouei Sakusen jest najlepszą, najbardziej urozmaiconą pozycją, w jaką grałem na tej konsoli. Sayonara.

Ocena ogólna

Ultra Seven: Chikyuu Bouei Sakusen

Playdia

Grafika
60%
Dźwięk
50%
Grywalność
50%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.