RetroAge Recenzja, NES Zelda II: The Adventure of Link
RecenzjaNES

Zelda II: The Adventure of Link

Loading

Zelda – ten tytuł znany jest chyba każdemu rasowemu graczowi na świecie. W dniu dzisiejszym skupię się na drugiej odsłonie, uznawanej za najtrudniejszą z całej serii (przez wielu także za najgorszą). Zelda II: Adventure of Link, bo o niej właśnie mowa, odbiega pod wieloma względami od swojego poprzednika, oraz następców, jednak są też w niej elementy, które miały swój początek właśnie w tej odsłonie fantastycznej produkcji Nintendo. Jeśli chcecie ocalić po raz kolejny krainę Hyrulę i uratować Zeldę to nie pozostaje wam nic innego jak odpalić konsolę NES i wyruszyć w pełną niebezpieczeństw podróż.

Główny wątek gry zaczyna się cztery lata po wydarzeniach, które miały miejsce w prequelu – The Legend of Zelda. Standardowo wcielamy się w postać Linka, pogodnego hylianina w zielonym kubraczku, którego zadaniem jest uratować krainy Hyrule od zła. Minęło już trochę czasu od ostatnich przygód, więc bohater trochę podrósł i z małego chłopca stał się już rosłym młodzieńcem. W dniu 16-tych urodzin, Link dostrzega na swej lewej ręce znamię w kształcie herbu Hyrule. Zaniepokojony udaje się do niani Zeldy – Impy po radę, która pomogłaby wyjaśnić zagadkę tajemniczego symbolu. Opiekunka ujrzawszy znak, zabiera Linka do północnej część zamku gdzie za zamkniętymi drzwiami skrywana jest od lat tajemnica. Okazuje się, że komnata może zostać otwarta tylko przez członka rodziny królewskiej, ale znamię na dłoni linka sprawia, iż może on wejść do środka. Wewnątrz spoczywa pogrążona w magicznym śnie Zelda (przy czym należy zaznaczyć że jest to inna księżniczka niż w poprzedniej części gry). Pomóc może oczywiście tylko odnalezienie i skompletowanie wszystkich części Triforce – starożytnego artefaktu przepełnionego mocą.

Najbardziej zauważalną różnicą w porównaniu do pierwszej części The Legend of Zelda jest zmiana widok w grze. Co prawda podróż po mapie Hyrule wciąż odbywa się z widokiem z góry, ale teraz większość akcji obserwujemy z boku, co wzbudza w graczach wiele kontrowersji, ale niewątpliwie ma swoje zalety (jak choćby elementy zręcznościowe w postaci skakania). Druga rzecz, która rzuci się nam w oczy, to dziwne „duszki” latające po ekranie, jak tylko zboczymy z głównej drogi. Po napotkaniu takiej zjawy, ukazuje się ekran walki, gdzie stoczymy zażarty pojedynek z przeciwnikiem. W miarę postępów napotkani wrogowie stają się coraz trudniejsi, co jest całkiem zrozumiałe. Nabijamy przy tym punkty doświadczenia, za które podnosimy następnie poziom magii, życia, oraz ataku. Każdy ze współczynników ma tylko (bądź aż) osiem poziomów, których zwiększanie przekłada się na zadawane obrażenia, odporność Linka na ciosy i obniżone zużycie magii. Właśnie te statystyki i levelowanie postaci czynią grę Zelda II: Adventure of Link wyjątkową na tle całej serii flagowego produktu Nintendo. Warto dodać też o wprowadzeniu do gry licznika żyć. Rozpoczynamy z trzema i możemy tę liczbę zwiększać po odnalezieniu statuetek Link Doll, oraz po osiągnięciu maksymalnego poziomu doświadczenia (za 9000 punktów możemy wówczas kupić sobie dodatkowe życie). Zarówno system zdobywania doświadczenia jak i żyć wbrew pozorom nie jest najmocniejszą stroną gry i przez wielu graczy uznawany jest za nietrafiony pomysł na urozmaicenie rozgrywki. Levelowanie postaci jest bardzo monotonne i często frustrujące, co może niektórych zniechęcić. Niestety zdobycie wyższych poziomów jest niezbędne do pokonania bardziej wymagających przeciwników, więc chcąc nie chcąc, ci z was którzy zamierzają grę ukończyć, będą musieli przez tę katorgę jakoś przebrnąć.

Osoby, które przygodę z serią zaczęły od pierwszej części, zaskoczone będą zapewne zmianami w ekwipunku głównego bohatera. Brak łuku, czy bomb, tak oczywistych w Zeldach może być dla niektórych wręcz świętokradztwem, ale za to na osłodnę pojawia się młot którym rozbijamy skały, czy buty do chodzenia po wodnych lokacjach. Ciekawostką jest na pewno wątek religijny, wpleciony w grę w postaci krucyfiksu, dzięki któremu Link ujrzy niewidzialnych dotąd przeciwników.

Ogromną zmianą w stosunku do poprzedniej odsłony jest również brak dungeonów. Zostały one zastąpione klasycznymi zamkami, a w każdym z nich prócz popleczników sił ciemności mamy oczywiście, co najmniej jednego bossa do pokonania. Każdy pryncypał rezydujący w twierdzy ma swój unikalny zestaw umiejętności. Początkowych pokonamy bez większych wysiłków, ale kolejni często wymagają użycia jakichś dodatkowych zaklęć i przebiegłych technik aby dobrać im się do skóry. Bossowie w miarę postępu gry sukcesywnie stają się coraz trudniejsi, co wydaje się zrozumiałe, jednak wydaje się, że twórcy momentami postawili poprzeczkę zbyt wysoko, na czym cierpi grywalność. Na szczęście satysfakcja z oczyszczenia kolejnych zamków z diabelskich pomiotów z nawiązką to rekompensuje.

Wprowadzony widok z boku wszędzie poza główną mapą jest na pewno nowinką w serii, dla mnie jak najbardziej na plus. Pozwala to operować naszym mieczykiem, oraz tarczą na zasadzie góra-dół, co znacznie urozmaica sposób walki. Dzięki takiemu widokowi podczas gry, twórcy wprowadzili możliwość atakowania przeciwnika w dolne partie ciała (po nogach go!) i w górne (czyt. w czapę i na korpus), co jest znaczną innowacją jak na tamte czasy. Sama grafika, jak na możliwości konsoli NES jest na wysokim poziomie. Postaci występujące w grze są może i czasem dziwaczne, jednak jak na mój gust sprawiają wrażenie całkiem realistycznych. Sterowanie, dzięki prostocie pada, jest bardzo intuicyjne, przez co skok, czy ciosy na pewno nam się nie pomylą. Poruszanie bohaterem nie stanowi żadnego problemu, nawet dla największego laika konsolowego. Jedyny problem stanowi na początku przyzwyczajenie się do używania zaklęć. Lista magicznych formułek rozwija się po naciśnięciu start, przewijamy „krzyżakiem”, po czym ponownie naciskamy start, żeby wrócić do rozgrywki, aż w końcu naciskamy select, żeby zastosować wybrany czar. Sprawia to na początku małe problemy, jednak po paru chwilach da się do tego przywyknąć. Najważniejszą rzeczą przy wyborze zaklęć, jest zachowanie spokoju – jeśli się pośpieszymy to często zdarza się pomylić zaklęcia, i stracić niepotrzebnie magię. Generalnie jednak, sam pomysł okazuje się być całkiem w porządku i po przyzwyczajeniu się nie powinno się mieć do niego większych zastrzeżeń.

Na potencjalnego śmiałka czeka mnóstwo przygód, tysiące wrogów do ubicia i mnóstwo zakątków Hyrule do eksploracji. Gracze żądni przygód z całą pewnością nie będą zawiedzeni, bo świat jest dość rozległy i odwiedzenie jego wszystkich zakątków wymaga od gracza zaangażowania i przede wszystkim mnóstwa czasu, bowiem jest to jedna z dłuższych gier na konsoli NES. Na szczęście gra posiada system zapisywania stanu gry, więc nie jesteśmy skazani na jedno kilkudniowe posiedzenie. Z całą pewnością jest to również jeden z powodów, dla którego gra nie doczekała się spiracenia i nie pojawiła się w nadwiślańskim kraju na popularnego pod naszymi strzechami Pegasusa. Znużeni wyprawą śmiałkowie mogą udać się do miasta gdzie prócz odwiedzenia i nękania swoją osobą mieszkańców można po krótkiej rozmowie z powabną młódką odnowić nadwątlone siły witalne oraz magiczne po debacie ze starym babsztylem. Ciekawostką jest, że Zelda II: Adventure of Link nie posiada żadnego systemu walutowego. Brak w grze rupii, które w pozostałych częściach serii stanowią lokalny środek pieniężny sprawia, że omijają nas wszelkie formy zakupów, co z pewnością zasmuci nie tylko kobiety, ale również i wszystkich tych graczy, którzy do tej pory chętnie ciułali drobniaki na wszystkie możliwe sposoby by później wydać je na upragnione itemki. Szkoda tym bardziej, że miasto którego przecież nie było w pierwszej części Zeldy, a tu w końcu się pojawiło, stanowiłoby doskonałe miejsce dla sklepów, straganów i cały system handlu.

Podczas podróży przygrywają nam świetne utwory, co z całą pewnością umila czas spędzony przed telewizorem i wyróżnia się na tle wielu innych produkcji z tamtego okresu, które potrafiły niejednokrotnie kaleczyć nasz narząd słuchu uchem zwany. Reszta dźwięków również stoi na wysokim poziomie i niewątpliwie jest to ścisła czołówka NESa.

Podsumowując, Zelda II: Adventure of Link jest zdecydowanie grą inną, niż wszystkie pozostałe części z tej serii. To również pozycja trudniejsza i wymagająca poświęcenia większej ilości czasu, szczególnie na żmudne levelowanie postaci. Można śmiało powiedzieć, że jest to twór bardzo specyficzny jak na produkt wprost od Nintendo, co nie oznacza jednak wcale, że gorszy. Nie warto zrażać się wprowadzeniem tak wielu innowacyjnych zmian, dlatego polecam serdecznie Zelda II: Adventure of Link fanom serii i nie tylko.

Ocena ogólna

Zelda II: The Adventure of Link

NES

Grafika
90%
Dźwięk
90%
Grywalność
80%

Autorzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.