RetroAge Artykuł, Relacja Pixel Heaven 2013
ArtykułRelacja

Pixel Heaven 2013

Loading

Pixel Heaven już za nami. Przygotowaliśmy mega 4 osobową relację. Teksty, fotki i video. Zapraszamy.

Frabi:

Pierwsze co rzucało się w oczy to ogromne zainteresowanie imprezą. Momentami do wejścia ustawiały się spore kolejki. Niestety w połączeniu z raczej ciasnym wnętrzem i wysoką temperaturą, pierwsze wrażenie było dość ciężkie.

Sprzęty rozmieszczone były na trzech kondygnacjach. Na pierwszym piętrze znajdowała się też strefa prelekcyjna. Najmilszą niespodzianką była obecność sporej liczby autentycznych fliperów. Niestety były bardzo oblegane (a przez spory czas trwał także turniej), więc nie mieliśmy możliwości pograć na nich zbyt wiele razy. Poza tym dobór sprzętów był dość zaskakujący. Oczywiście można było znaleźć to, czego należy spodziewać się po imprezie nostalgicznej – Commodorki, Atarynki, Amigi czy Pegasusa. Ale takich znanych sprzętów było bardzo mało w porównaniu do wielu niezbyt popularnych w Polsce maszyn jak np BBC Micro. Co gorsza nie na wszystkich komputerach odpalone były grywalne pozycje (bo za takie na imprezie ciężko uznać szachy czy prymitywnego flipera). Konsol nie było niemal żadnych. Nie jest to może nic strasznego na imprezie stawiającej przede wszystkim na nostalgię (w końcu w czasach PRLu mało kto znał inną konsolę niż Pegasusa), ale w połączeniu z małą ilością popularniejszych sprzętów powodowało to, że w ciągu dnia po prostu nie było na czym pograć, bo nieliczne maszyny z ciekawszymi tytułami były stale oblegane.

Zdecydowanie najważniejszym wydarzeniem, dla którego warto było zmieść temperaturę, był panel dyskusyjny z przedstawicielami najstarszych tytułów growych – Top Secret i Secret Service. W końcu można było zobaczyć i poznać postacie, które dotychczas istniały dla nas tylko w postaci nicku czy rysunku w gazecie. O dziwo bez problemu rozpoznałem naczelnego Top Secretu – Borka, którego dotychczas znałem tylko z karykatur w tym kultowym piśmie :).

Klimat imprezy zdecydowanie poprawił się wieczorem. Temperatura nieco spadła, tłum zwiedzających przerzedził się (ale ciągle ilość gości była imponująca). Można było dorwać się do ciekawszych gier. Prawdziwe flipery niestety nadal były oblegane, ale mogłem np spędzić miłe chwile przy Slam Tilcie na podrasowanej A4000. Czas umilał koncert na Game Boyach a potem na zestawie Spectrumów, a następnie prezentacje z demosceny. Można było spokojnie napić się piwka (na imprezie działały aż 3 bary !) i pointegrować się z wytrwałymi gośćmi w spokojniejszej niż wcześniej atmosferze.

Generalnie myślę, że zwiedzający, którzy trafili na Pixel Heaven ze względu na nostalgię w większości byli zadowoleni z imprezy, bo od lat nie mieli kontaktu z retro sprzętami. Natomiast u hobbystów takich jak przedstawiciele retroage pozostał pewien niedosyt.

Baieros:

Góry przemierzyłem, rzeki przepłynąłem, a wszystko w pięć osób Fiatem Punto by dotrzeć do weekendowej stolicy retrogamingu – Warszawy. Czy było warto, czy powtórzyłbym to?
Żeby dojść do odpowiedzi na te pytania, będziecie musieli jeszcze chwilę poczytać.

Profesjonalnie zrobione reklamy puszczone w sieci na prawdę rozpaliły we mnie ochotę podjęcia ryzyka dalekiego wyjazdu. Przemierzając kolejne km przekrzykiwaliśmy się jakie gry czy automaty do gry chcielibyśmy zobaczyć. Dojazd nie sprawił większych problemów, lokalizacja była dobrze oznaczona przez GPS. Wizualnie może nie budziła wielkiego zaufania, na tyłach znajdował się klub dla transwestytów, a nad drzwiami witał napis wulkanizacja. Jakby nie sporo ludzi przed wejściem i wiszący na płocie napis Pixel Heaven można by pomyśleć, że pomyliliśmy imprezy.
Chwila czekania w kolejce i trafiamy do szeregu dusznych, ciemnych pomieszczeń, w których każdy zakamarek był zagospodarowany. Parter z barem przy wejściu należał do fliperów, które praktycznie przez całą imprezę były zarezerwowane do celów konkursowych, a nawet jeśli już udało nam się do nich dopchać i chwilę pograć w przerwie konkursu to zostaliśmy poinformowani, że konkurs jest wznawiany i musimy stąd iść. Na tymże samym piętrze można było też zakupić rzeczy luźno związane z retro jak biżuterie czy koszulki 8-bit. Nie można też zapomnieć o skromnym stanowisku z konsolami, dla których zabrakło TV i jedyną podłączoną na początku konsolą był Pegasus. Piwnica należała do Indie, więc można było tam znaleźć parę rozstawionych laptopów z grami niezależnych twórców i ich plakaty. Pierwsze piętro należało do Stowarzyszenia Miłośników Zabytków Informatyki z Katowic i było zapchane starymi dobrymi komputerami. Dopełnieniem przestrzeni była mini scena, na której odbywał się najciekawszych fragment imprezy czyli prelekcje. II piętro witało fliperem, na którym każdy miał okazję zagrać stojąc oczywiście cierpliwie w kolejce. Górna sala ponownie skrywała bar, który można było spotkać na każdym piętrze i jeszcze więcej starych komputerów. Na najwyższym piętrze można było też wziąć udział w konkursie Sensible Soccer.

Na każdym kroku dosyć mocno był odczuwalny brak organizacji, za mała przestrzeń i wentylacja jak na taką frekwencje i za mało osób do obsługi sprzętu. Najbardziej profesjonalnym aspektem imprezy było dobrze zrobione nagłośnienie i możliwość oglądania na najwyższej kondygnacji na ekranie tego co dzieje się niżej. Żenowało nawoływanie do konkursu Galagi przez megafon podczas prowadzenia rozmów z twórcami starych czasopism. Najciekawszym punktem imprezy zaraz po spotkaniu z autorami starych czasopism i twórcami gier, okazała się premiera gry naszego administratora tbxxa o nazwie Motorki na małe Atari. Razem z Damjenem jak zasiedliśmy na „jedną” partyjkę mieliśmy mały problem z oderwaniem się. Impreza ogólnie w połączeniu z daleką podróżą i szeroko uśmiechającymi się do nas transwestytami spowodowała trochę wcześniejsze niż planowaliśmy wyjście z niej. Mając porównanie do pozostałych imprez, których robi się z roku na rok coraz więcej Pixel Heaven wypada bardzo słabo. Jednak trzeba pamiętać, że była to pierwsza impreza tego organizatora i miało to być początkowo małe spotkanie… Na brak ludzi na pewno nie można było narzekać, nie wiem ilu z przybyłych były to media, a ilu zapłaciło za wejście, ale tak czy siak myślę, że wynik jak na pierwszy raz zadowalający.

StormS:

Zachęceni reklamami niczym psiak świeżą karmą, ruszyliśmy na Pixel Heaven w Warszawie. Zlokalizowanie obiektu na ulicy Burakowskiej nie należało do trudnych, gwar jak i liczba kręcących się osób szybko zdradziło położenie Centralnego Domu Kultury.
Poczekaliśmy grzecznie w kolejce aby otrzymać przepustki i gazetkę z programem. Oba te upominki kartkowane i kolorowane, co wiąże się z niemałymi wydatkami na rzecz kampanii. Parterowa kondygnacja miała kształt litery L. Po prawej był bar i fotele, a także kilka flipperów. Niestety trafiliśmy na rozgrywający się konkurs, i na trzaskanie rekordów mieliśmy sobie jeszcze długo poczekać. Naprzeciwko wejścia stały stoiska z pamiątkami do kupienia, oraz skromne stanowisko z Pegazusem od Emu-Nes. Znajdowali się w miejscu gdzie w sumie i temperatura była nieco niższa jak i poziom hałasu niespecjalnie przekroczony, w porównaniu z tym co zauważyliśmy wkrótce.
Piwnice okupywane przez twórców niezależnych tzw. „Indie Games”. Można było sobie trochę pograć i uzyskać kilka słów o danym projekcie od twórców. Jako że indyki to nie nasza specjalność dostaliśmy się na pierwsze piętro gdzie znajdowała się główna scena. To tu odbyły się liczne panele dyskusyjne, choć czasem mało subtelnie przerywane krzykiem z megafonu dotyczące jakiegoś konkursu. Piętro zaopatrzone m. in. w Amigi oraz kolejny bar.
Wchodząc na drugie piętro nie dało się nie zauważyć, pojedynczego flippera umieszczonego na „styk”. Jako że parterowe były dzierżawione przez konkurs, tak ten na samotność się nie skarżył. Było też wejście na kolejną sale oraz nieoznakowane toalety, gdzie atrakcją była kompozycja pisuarów i foteli w jednym pomieszczeniu (damskiej nie sprawdzałem). Ostatnie piętro to turniej River Raid i okazja zagrania sobie na Vectreksie. Były też szachy, jak ktoś lubił acz jakoś sympatyków nie znalazłem choć piętro odwiedzałem regularnie. Były też konkretne retro-kanapy, oraz kolejny bar. Na plus i to duży że znajdował się tu także projektor i obraz z kamery piętro niżej. W ten sposób i na drugim piętrze można było śledzić co mówią zaproszeni goście.
Ilość zaproszonych mediów (nie tych od zjawisk paranormalnych), była całkiem pokaźna. Wszystko to było upchane do jednej małej lokalizacji razem z przybyłymi tu zewsząd ludźmi. Było ciasno i duszno. Mi to przeszkadzało, ale jestem już na którejś z kolei imprezie, i siłą rzeczy porównuje. Może dla osoby która pierwszy raz była na takiej imprezie było całkiem fajnie, i granie na przepoconej sali postrzega jako formę uroku. Pamiętajmy że to pierwszy PH. Może za rok gdy organizator znów skusi się na kolejną edycje będzie lepiej? W końcu początki są zawsze trudne. Oby tylko duch w narodzie do organizowania czegoś podobnego w nie zginął.

tbxx:

Jako że wcześniej obadałem lokalizację Pixel Heaven na Google Street View nie byłem zaskoczony obskurnym wyglądem CDQ ( taki dom Qultury czyli alternatywa pełną gębą). Biorąc pod uwagę iż to ścisłe centrum Warszawy to wynajęcie lokalu zapewne tanie nie było. Odstaliśmy chwilę w dość długiej kolejce chętnych do wejścia. Podaję magiczne hasło „retroage”, pani z obsługi pyta „media?”, odpowiadam że „tak” i bez sprawdzania jakiejkolwiek listy zgłoszonych osób/mediów dostajemy swoje wejściówki oraz papierowy okolicznościowy magazyn. Wygląda na to, że każdy mógł wejść na krzywy ryj podając nazwę jakiegoś serwisu internetowego (prawdopodobnie do wyczerpania wejściówek z napisem MEDIA). Mimo iż zgłoszenia były przyjmowane internetowo na wejściówkach brakowało imion/nicków/nazwisk – czegokolwiek co by wyróżniało poszczególne osoby z tłumu. Jeśli kogoś nie poznałeś wcześniej w „realu” marne były szanse poznania się na Pixel Heaven. Ok, wchodzimy dalej, obsługa klubu informuje o zakazie wnoszenia własnych płynów, co w połączeniu z panującym gorącem, brakiem klimatyzacji oraz cenami w barze mogło by być podciągnięte pod usiłowanie zabójstwa.

Zanoszę colę do samochodu, wracam i od razu przeprowadzam rozpoznanie terenu. Akcja Pixel Heaven rozgrywa się na 4 poziomach wspomnianego wcześniej CDQ. Poziom „0” to królestwo wszelkiej maści flipperów do których bardzo ciężko było się dopchać za powodu ogromnej liczby graczy jak też z powodu mające się odbyć za chwilę konkursu (przydało by się wydzielić kilka maszyn dla graczy pozakonkursowych). Idąc dalej dość wąskim i ciemnym korytarzem trafiłem na ekipę Emu-NES posiadającą aż 4 odbiorniki TV (w tym jeden sprawny) do którego niestety podpięty był jedynie Pegasus. Jak się później okazało było to jedyne stanowisko konsolowe na całej imprezie. Poziom „-1” to ferma indyków. Chyba najbardziej spokojna miejscówka Pixel Heaven. Możliwość zagrania w tworzone obecnie indycze produkcje oraz rozmowy z twórcami – miłośnikom niezależnych produkcji więcej do szczęścia nie potrzeba. Opuszczam piwnicę udając się na poziom „+1” – jak się później okazało spędziłem tu większość imprezy. Piętro opanowane było przez różnego rodzaju komputery 8 i 16 bitowe na których mieliśmy mieć możliwość pogrania w róźne stare gry (mieliśmy gdyż często nie dało się zestroić telewizorów, a na 3 komputerach Atari był puszczony River Raid – na prośbę o wgranie innej gry dostaliśmy odpowiedź „Proszę poszukać kogoś z obsługi tego piętra, jest ubrany tak jak ja. Bo ja jestem z góry, przyszedłem tylko zobaczyć co tu się dzieje”. Oczywiście pana kolegi z obsługi nie udało się znaleźć). Znaczną część piętra zajmowała scena oraz widownia. Nie tracąc czasu udałem się na poziom „+1” gdzie miały odbywać się konkursy min. w Sensible Soccer i Lotus. Na wystawionych 8bitowych komputerach prezentowane były megagrywalne pozycje takie jak „szachy” czy „basic”. Zamiast tego lepiej byłoby postawić tam Odrę – użyteczność była by podobna a na pewno sprzęt wzbudzał by większe zainteresowanie.

Wracam na poziom „1” i zajmuję jedno z ostatnich miejsc siedzących na widowni. Za chwilę zaczynają się „Retro Stories” czyli opowieści starych zgredów będących idolami młodości większości uczestników Pixel Heaven. Alex&Gawron puszczeni z „video”, Borek, Pegaz, Micz, Sir Haszak, Bad Joy.. Jest super. Zabawę psuję wchodzący co jakiś czas koleś z megafonem informujący o rozgrywanym piętro wyżej turnieju. Widać że główny organizator nie panuje nad przebiegiem imprezy – przydało by się po jednej osobie nadzorującej imprezę na każdym z pięter.

Chwila oddechu i następne „Stories” tym razem wywiad z mega gwiazdą Frederickiem Raynalem. Szkoda że po angielsku. I szkoda że przerwa była tak krótka, zaczynam powoli odczuwać zmęczenie. Po wywiadzie podchodzę do Fredericka – krótka wymiana zdań i na moim PSX’owym Little Big Adventure ląduje autograf. Trzeba się spieszyć pod sceną gromadzą się uczestnicy kolejnego panelu – o początkach tworzenia gier w Polsce. Kolejny autograf, tym razem Dariusza Żołny ląduje na Spy Master na małe Atari. Powoli mam dość, za dużo tego na raz, mimo iż temat ciekawy nie mam siły się skupić i słuchać. Mniej więcej w połowie dyskusji na małej scenie obok odbywa się wręczenie nagród jednego z turniejów – jakby nie dało się chwilę odczekać i wręczyć nagrodę przy wszystkich na dużej scenie…

Podsumowując – przerost treści nad formą. Ilością przygotowanych atrakcji można spokojnie obdzielić 2-3 imprezy. Byłoby dużo spokojniej i ciekawej. Na pewno byłoby tez dużo łatwiej panować nad przebiegiem spotkania. Mam nadzieję że na następnym Pixel Heaven będzie dużo lepiej.

ps. pozdrawiam TDC – pierwszego testera mojej gry „Motorki”, oraz wszystkich którzy dobrze się bawili grając w moja grę.

Gra autorstwa tbxx’a na 8bitowe komputery Atari, która miała cichą premierę podczas Pixel Heaven 2013
LINK

Autorzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.