Symulatorów wirtualnego życia pojawiło się już wiele, ale tylko nieliczne z nich starały się oddać realizm życia człowieka. Do głowy przychodzi przede wszystkim The Sims, który, pomimo jego niezaprzeczalnych zalet, jest obrazem życia widzianym przez pryzmat człowieka Zachodu. Nintendo oddając graczowi Animal Crossing: Wild World pokazuje, jak wyobrażają to sobie ludzie na Wschodzie.
Animal Crossing: Wild World stawia gracza w miejscu świeżo upieczonego mieszkańca małego miasteczka. Na samym początku gra oferuje pewnego rodzaju tutorial polegający na wykonaniu kilku prac w sklepie, a zaraz potem zostawia gracza samemu sobie.
Co robić dalej? To banalne wydawałoby się pytanie jest tak naprawdę kluczem do zrozumienia idei gry. Szybko okazuje się bowiem, że twórcy gry zdecydowali się nie narzucać graczowi żadnego celu, a fabułę ograniczyć do przybycia gracza do miasteczka. Dalszą historię pisze już sam gracz.
Życie według Japończyka
Mojemu przybyciu do miasteczka towarzyszyła rzęsista ulewa i długa rozmowa z kierowcą taksówki. Zaraz po przybyciu uprzejmie poinformowano mnie, gdzie leży mój dom oraz, że… powinienem jak najszybciej go spłacić!
Okazało się, że w miasteczku nie ma ani księżniczki do uratowania, ani tajnej misji do wypełnienia, ani też żadnego widocznego celu do osiągnięcia. Poszedłem więc najzwyczajniej na świecie na… spacer.
Sposobów spędzania czasu jest, jak już zostało powiedziane, wiele, więc warto je teraz przybliżyć dokładniej.
Każdy już po kilku chwilach sam znajdzie sobie zajęcie i samemu określi jakiś cel. Lubisz łowić ryby? To ruszaj z wędką nad wodę. Nie lubisz? Bierz siatkę i łap owady. Owady też nie odpowiadają? A może wolisz porozmawiać z sąsiadami albo zająć się zapełnianiem pustych sal lokalnego muzeum? Też nie? Bez obaw, każdy i tak znajdzie coś dla siebie.
Weźmy takie owady: zaraz po zdobyciu siatki do ich łapania, można wyruszyć na poszukiwania. Trzeba jednak wiedzieć, że jest to rzecz niełatwa. Nie sprawia dużej trudności złapanie motyla, ale już złapanie chrząszcza wymaga wypatrzenia go na pniu drzewa i nie spłoszenia przy łapaniu. Jeszcze trudniej wypatrzyć w deszczowy dzień ślimaka na kwiatkach czy ujść cało ze spotkania z tarantulą.
Gatunków robaków jest bardzo dużo, podobnie jak technik niezbędnych do ich złapania. Świetlików, na przykład, należy szukać po zmierzchu, cykad tylko latem, a much wokół śmieci. To tylko pierwsze z brzegu przykłady, sprawa jest w rzeczywistości naprawdę skomplikowana.
Niemożliwe jest szybkie skompletowanie kolekcji, potrzebna jest regularność, pomysłowość i trochę szczęścia. Warto jeszcze dodać, że złapane robaki wypełniają specjalny glosariusz, w którym można je obejrzeć i gdzie można o nich poczytać.
Analogiczny glosariusz złapanych okazów dotyczy ryb. Na tym jednak podobieństwo się kończy.
Technik łowienia ryb jest kilka, wszystkie jednak wymagają wcześniejszego zaopatrzenia się w wędkę i wypatrzenia cienia ryby w przejrzystej wodzie. Potem już tylko wystarczy sprytnie zarzucić spławik w taki sposób, żeby ryba go zauważyła i czekać na ruch spławika. Proste? A jednak wymaga praktyki, żeby przebiegało sprawnie.
Poza tym ryby są równie zróżnicowane i trudne do skompletowania, jak owady. Wystarczy dodać, że inne gatunki występują w morzu, inne w różnych odcinkach rzeki, a jeszcze inne zależą od pogody, pory dnia i sezonu. Wytrwałość w uzupełnianiu kolekcji jest niezbędna, zwłaszcza że nie raz i nie dwa zamiast ryby wyławia się oponę.
Owady i ryby to bardzo rozbudowane kolekcje, ale na nich możliwości bynajmniej się nie kończą. Dobywszy uprzednio łopaty można poświęcić się wykopywaniu z ziemi różnych przedmiotów. Czasem będą to pozostałości dinozaurów, czasem tajemnicze gyroidy, a innym razem jeszcze coś innego.
Można też poświęcić się modzie i kolekcjonować ubrania i akcesoria. W sklepie codziennie jest ich nowa dostawa, a mimo to wciąż są ich nieprzebrane ilości. Więcej: dla wybrednych zawsze istnieje możliwość zaprojektowania własnego kroju, a u fryzjera można zmienić styl uczesania i kolor włosów.
Zmian wyglądu własnego alter ego nigdy nie jest dosyć, a do spersonalizowania czeka jeszcze dom. Liczba rodzajów mebli, tapet, dywanów, obrazów i innych elementów wyposażenia wnętrza jest ogromna, a świadomość ogromu możliwości ich komponowania jest przyjemnie przytłaczająca.
Na postaci i domu personalizacja wciąż się nie kończy, bo miasto również w znacznej części można dostosować do swoich wyobrażeń.
Kwiaty rosną na środku drogi? Zawsze można je przesadzić, a jeszcze lepiej przy okazji dobrać je tak, żeby ich potomstwo dało nowy, a docelowo najrzadszy, kolor. Bez ich regularnego podlewania oczywiście się nie obejdzie. A może drzewo wyrosło w złym miejscu? Od czego jest siekiera! Teraz wystarczy wybrać nową sadzonkę i posadzić obok, ale można też posadzić owoc, żeby za kilka dni wyrosło z niego drzewo owocowe.Zwieńczeniem tych wszystkich prac niech będzie skomponowanie hymnu i stworzenie flagi miasta.
Mało? Chyba nie, zwłaszcza że o kilku interesujących zajęciach zaledwie wspomniałem, a jeszcze inne pominąłem celowo, żeby nikomu nie zepsuć przyjemności z ich odkrywania. Warto sprawdzić samemu, co jeszcze przygotowali dla gracza autorzy.
Poznaj swoich sąsiadów
Współmieszkańcy miasteczka w Animal Crossing: Wild World to zupełnie osobna historia, choć ściśle osadzona w jego realiach.
Na początku jest tylko kilku, ale wkrótce ich liczba podwaja się, a z czasem nawet potraja. Współmieszkańcami miasteczka są najrozmaitsze zwierzęta, ale ich zachowanie i wzajemne relacje są o wiele bardziej ludzkie niż ludzi w wielu innych grach.
Część sąsiadów jest wobec gracza beztrosko przyjazna, inni potrafią być nieufni, a jeszcze inni nastawieni niemalże wrogo. Zróżnicowanych charakterów i osobowości nigdy nie brakuje.
Ci sąsiedzi, z którymi nie utrzymuje się bliskich kontaktów z czasem wyprowadzają się, a na ich miejsce przybywają kolejni. Z czasem zostaje więc coraz więcej ulubionych sąsiadów i robi się coraz przyjemniej.
Warto jednak wiedzieć, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby z czasem zaprzyjaźnić się z największym nawet gburem. Jak wszystko w grze, zależy to tylko i wyłącznie od chęci gracza.
Sąsiedzi kręcą się po miasteczku zajmując się, podobnie jak gracz, swoimi sprawami. Poza wspomnianym charakterem, każdy sąsiad posiada swoje, często zmienne, zainteresowania. Jeden więc rozmawia przez większość czasu o ubraniach, drugi biega za motylami, a jeszcze inny plotkuje z graczem o dwóch poprzednich.
Zainteresowania mają też niemałe przełożenie na stosunki z graczem. Ze wszystkimi sąsiadami warto jest nie tylko często rozmawiać, ale też regularnie pisać do nich listy z prezentami, oczekując na ich wzajemność.
Algorytmy sztucznej inteligencji mieszkańców są godne podziwu. Nieczęsto w grach można bowiem zostać przyłapanym na własnym kłamstwie, albo usłyszeć własną plotkę, która trafia okrężną drogą z powrotem. A to tylko wierzchołek góry lodowej.
Jednym z istotniejszych elementów gry jest tryb multiplayer. Dzięki niemu gracz dostaje możliwość opuszczenia swojego miasteczka i odwiedzenia innego gracza, albo odwrotnie, zaproszenia go do siebie.
Warto zaznaczyć, że obie możliwości dostępne są zarówno w standardowym trybie multiplayer, jak i w trybie online przez Wi-Fi, dzięki czemu gra nabiera wielu nowych możliwości. Komunikacja pomiędzy graczami odbywa się przy użyciu praktycznej klawiatury ekranowej wygodnie obsługiwanej stylusem, którą zaopatrzono nawet w klawisze kopiuj i wklej. Nietrudno się domyślić, że wprowadzenie do gry innego żywego gracza daje zupełnie nowe możliwości. Przede wszystkim inni gracze będą bardzo pomocni w kompletowaniu każdej z możliwych kolekcji, ale na tym nie koniec. To, czego nie można zorganizować z sąsiadami, można przecież zorganizować z żywymi graczami.
Wszystko zależy od inwencji i zaangażowania graczy. Jak się okazuje, niełatwo jest znaleźć wspólne zajęcie, jeśli nie można przy tym fragować innych graczy.
Co widać i słychać
Graficznie gra jest zupełnie bez zarzutu. Poza kilkoma nie przeszkadzającymi uproszczeniami całe środowisko przedstawione jest w pełnym 3D, przy czym modele są szczegółowe, a tekstury wyglądają na nich bardzo dobrze. Jest to szczególnie ważne we wnętrzach, gdzie nie tylko dobrze widać każdy sprzęt, ale można też dodatkowo kontrolować kamerę. Czasami szkoda tylko, że nie można kontrolować kamery również na zewnątrz. Walory grafiki podnosi również dynamicznie zmieniające się środowisko: pogoda w danej chwili, pory dnia, a nawet roku są dobrze przemyślane i wiernie odwzorowują rzeczywisty przebieg czasu i jego wpływ na życie. Grasz zimą? Spodziewaj się śniegu. Lubisz deszcz? Spodoba Ci się jesień. Wstajesz rano żeby zagrać? Zobaczysz miasto pogrążone we mgle.
Bardzo miła oku, praktyczna i bardzo charakterystyczna jest również zastosowana w grze perspektywa z zawsze widocznym łukowatym horyzontem (sugerująca dość małą średnicę planety).
Dźwięk również nie zawodzi: nie tylko uatrakcyjnia grę, ale stanowi jej integralną część. Zarówno efekty, jak i muzyka zależą w dużej mierze od aury i pory dnia, tworząc odpowiedni klimat w każdej sytuacji.
Więcej: dźwięki docierające do uszu zawsze dokładnie oddają to, co dzieje się w grze, co jest bardzo często niezwykle pomocne, chociażby podczas szukania owadów.
Gra może być obsługiwana zarówno całkowicie przy pomocy stylusa, jak i zupełnie bez niego. Nic też nie przeszkadza w używaniu obu sposobów jednocześnie i to jest chyba najlepsze rozwiązanie, bo pozwala przyjąć różny sposób grania w różnych sytuacjach (zarówno w życiu, jak i w grze).
Czasem wygodniej jest używać stylusa, a czasem grać bez niego, najważniejsze jednak, że każdy może znaleźć najwygodniejszą dla siebie konfigurację sterowania.
Diabeł tkwi w szczegółach
Mechanika gry zdumiewa swoją prostotą w obsłudze, a jednocześnie złożonością niewidocznych dla gracza algorytmów. Trudno uwierzyć jak gra, w której zbiera się motyle, hoduje kwiatki i rozmawia ze zwierzętami może być złożona, więc na pierwszy rzut oka wydaje się banalna, ale po kilku chwilach okazuje się, że zupełnie taka nie jest. Nie dość, że zbyt szybko ucieka przy niej czas, to na domiar złego wyjątkowo ciężko jest skończyć grać (pogram jeszcze tylko chwilkę — i mija kolejne pół godziny). Świat gry nie staje się monotonny, bo zmienia się zarówno miasteczko, jak i jego mieszkańcy, a dodatkowo kilka różnych wątków kolekcjonerskich nie pozwala odłożyć gry na półkę. Jednocześnie nie oczekuje się od gracza regularnego spędzania z grą wiele czasu, ale dla chętnych jest to jak najbardziej możliwe.
Ciekawą właściwością gry jest to, że stawia gracza w pozycji jednego z wielu elementów tworzących miasteczko żyjące swoim własnym życiem, a życie to płynie bez względu na to, czy gracz w nim uczestniczy, czy też nie.
Jak mało która gra daje graczowi do zrozumienia, że nie jest pępkiem świata, a jedynie jednym z wielu mieszkańców, więc nie powinien czuć się ważniejszy niż jego sąsiad. Gra prospołeczna? Może, ale to jednak bardzo miłe wrażenie po uczestniczeniu w tych wszystkich grach, gdzie cały świat kręci się wokół gracza i wydaje się istnieć tylko dla niego. Animal Crossing: Wild World zdumiewa złożonością zasad przedstawionego świata i zaskakuje jego szczegółowością. To nie gra, tylko środowisko, które Nintendo oddaje do dyspozycji graczowi, a to, jak ten go wykorzysta, zależy już tylko od niego.
Rzeczy do zrobienia nigdy nie brakuje, a możliwości są nieograniczone.
Animal Crossing: Wild World
NINTENDO DS