RetroAge Recenzja, Commodore 64 Attack of the Mutant Camels
RecenzjaCommodore 64

Attack of the Mutant Camels

Loading

Wakacje w pełni! Szukając wytchnienia od codziennych obowiązków sporo ludzi wyruszyło
w egzotyczne kraje zażyć wakacyjnego odpoczynku. Na przykład do takiego Egiptu. Pewna pogoda, słońce, plaża, morze, wspaniałe piramidy i inne zabytki. Świetne miejsce na urlop. Co jednak, gdy wstrętni kosmici postanowią zmutować tamtejsze wielbłądy, czyniąc je olbrzymimi, strzelającymi laserowym promieniem potworami i postanowią za ich pomocą unicestwić ludzkość? Nie może być! Stąd też dzielny śmiałek postanowił zasiąść za sterami myśliwca i powstrzymać mutanty nim, te zrobią „kuku” wypoczywającym wczasowiczom i całej ludzkości. Owym pilotem jesteś ty, drogi graczu. Zatem czas odpalić swoje Commodore 64 i do boju!

Taką absurdalną fabułę ma Attack of the Mutant Camels wyprodukowana w 1984 roku przez Llamasoft. Pierwszy raz miałem z nią do czynienia jako pięciolatek na Atari. Jeśli dobrze pamiętam, nie był to najlepszy tytuł. Postanowiłem go sobie po latach odświeżyć. Tym razem chwyciłem za wersję na Commodore 64, czyli pierwotną platformę na której ukazała sie gra. Pomyślałem, że ta wersja okaże się być lepsza od tej na Atari. Jakże się pomyliłem.

  W Attack of the Mutant Camels sterujemy małym myśliwcem i naszym celem jest zastrzelenie wszystkich wielbłądów, nim te przekroczą określoną strefę na planszy. Nie są one jednak bezbronne. Cisną laserowymi pociskami we wszystkich kierunkach, więc musimy być ostrożni. Po każdym poziomie nasz pojazd wkracza w hiperprzestrzeń, gdzie należy unikać nadlatujących
z naprzeciwka rakiet. Następnie zaczynamy kolejny, jeszcze trudniejszy etap.

 Gra na początku oferuje nam kilka opcji do wyboru, jak sektor, w jakim chcemy zacząć (naturalnie im dalszy, tym trudniejszy), czy samo zderzenie z wielbłądem ma się skończyć rozbiciem naszego statku czy też nie, a także tryb dla dwóch graczy. W tym ostatnim gra się na przemian. Gdy pierwszy gracz straci życie, rozgrywkę zaczyna drugi.

 Wadą, która dyskwalifikuje „Atak Zmutowanych Wielbłądów” w moich oczach jest fatalne sterowanie. Im częściej wychylamy gałkę joysticka w danym kierunku, tym szybciej lecimy. Nie możemy natomiast zatrzymać się ani zwolnić. Gdy wychylimy joya w drugą stronę, samolot od razu obraca się w przeciwnym kierunku. Czyni to trafienie wroga bądź uniknięcie jego lasera trudnym do wykonania. Wkurza to o tyle, że te pustynne ssaki wymagają naprawdę wielu trafień do wyeliminowania. Opcję kolizji z wielbłądem szybko wyłączyłem, gdyż przy takim sterowaniu ciężko było jej uniknąć. Właśnie wtedy przypomniałem sobie, dlaczego będąc w wieku przedszkolnym nie grałem w ten tytuł za dużo.

  Graficznie pierwowzór na C64 mocno odstaję od dużo ładniejszej wersji na Atari. Choć daleki jestem od stwierdzenia, że gra jest brzydka. Jak na możliwości Commodore prezentuję się całkiem przyzwoicie.

  Muzyki nie uświadczyłem, a dźwięki w grze są dość proste. Chyba największe wrażenie zrobił na mnie odgłos maszerujących wielbłądów.

  Niestety, Attack of the Mutant Camels na Commodore 64 za wyjątkiem gorszej grafiki nie różni się praktycznie niczym od wersji na Atari. Może byłby niezłą grą, ale fatalne sterowanie skutecznie psuje frajdę z obcowania
z tytułem. Nie mogę polecić.

Ocena ogólna: 5.3
Grafika: 8
Dźwięk: 6
Grywalność: 2

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.