RetroAge Recenzja, PlayStation 3 Black Knight Sword (PSN)
RecenzjaPlayStation 3

Black Knight Sword (PSN)

Loading

Choć na PlayStation 3 wbrew pozorom nie brakuje platformerów to bardzo niewielu twórców zdecydowało się na przygotowanie gry z wymagającym poziomem trudności. Tym bardziej zapraszam do recenzji najbardziej zwariowanej gry w tym elitarnym gronie. Proszę państwa, oto Black Knight Sword.

Black Knight Sword jest dość surowym u swoich podstaw dwuwymiarowym platformerem skupionym na walce, stworzonym w ramach współpracy Digital Reality w przeszłości znanym z bardzo dobrych RTSów oraz Grasshoper Manufacture znane głównie ze swoich nietypowych rozwiązań w różnego typu grach. W wyniku wspólnych prac powstał także shmup Sine Mora, ale wróćmy może do głównego tematu tej recenzji.

“The wormwood sways back and forth, embracing the wind”

W grze wcielamy się w rolę Czarnego Rycerza, którego poznajemy gdy smętnie zwisa ze stryczka w swoim mieszkaniu a naszym pierwszym zadaniem jest się z niego zerwać i zdobyć miecz zwany Black Hellebore (ciemiernik biały) aby wyruszyć w podróż podzieloną na pięć aktów pełną prostych zagadek, dziwacznych monstrów do ubicia i średnio wymagających, ale okazjonalnie bardzo frustrujących elementów platformowych. Nasz wachlarz ruchów jest dość standardowy jak na grę tego typu, możemy wykonać podwójny skok, wykonywać szybkie pchnięcia mieczem w dowolnym kierunku, wykonać unik / odskok do tyłu, z czasem odblokowujemy możliwość wykonania potężnego, ładowanego ataku oraz jeszcze potężniejszego, ale dostępnego w bardzo ograniczonej ilości magicznego ataku wykonywanego przez duszę naszego miecza w czasie którego wykonywania jesteśmy nietykalni. W zasadzie jedynym niestandardowym ruchem jest możliwość „wyrzucenia” duszy miecza w celu zadania niewielkich obrażeń lub aktywowania przełączników jednocześnie pozbawiając się jakichkolwiek nadludzkich zdolności i w praktyce będąc niemal całkowicie bezbronnym. Co ciekawe ten ostatni ruch można łączyć z atakiem magicznym wpływając na jego zasięg. Przeciwnicy są bardzo różnorodni zarówno jeśli chodzi o zachowanie jak i wygląd, prawdziwy odjazd zaczyna się jednak dopiero podczas walk z bossami, którzy wymagają naprawdę dużo uwagi, nigdy nie czułem jednak że są „nieuczciwi” a moje niepowodzenia były spowodowane wyłącznie tym że nie byłem dość dobry. Hmmm… Z drugiej strony gdy nad tym chwilę pomyślę muszę się poprawić – „kuchcik” – jeden z midbossów piątego aktu zdecydowanie nie był uczciwy, zwłaszcza że mógł nas zabić jednym ciosem jeszcze przed walką.

Pewnym ułatwieniem jest system żyć które zużywamy gdy stracimy cały pasek zdrowia przywracając nas do najbliższego checkpointu w pełni wyleczonych i uzbrojonych w trzy ataki magiczne, znajdźki wypadające z kuchenek mikrofalowych oraz system sklepów w których możemy kupić przedmioty leczące, dodatkową zbroję, życia albo wzmocnienia ataków. W zasadzie jedynym dodatkowym ułatwieniem którego nie ma w klasycznych grach tego typu jest możliwość zapisania gry w dowolnym momencie i powrotu do jego stanu w ostatnim checkpoincie, co kosztem dodatkowego wczytywania pomaga zniwelować skutki głupich, ale nieraz bardzo bolesnych błędów.

Jeśli chodzi o projekt poziomów to każdy akt jest przemyślany, zdarzają się jednak fragmenty szczególnie zapadające w pamięć, czy to ze względu na ich niezwykłość – jak druga faza walki z White Hellabore (ciemiężycą białą), absurdalność – tu w pamięć zapadło mi na przykład skakanie po lecących pociskach balistycznych, czy też na to jak bardzo są one frustrujące – osobiście najbardziej dała mi się we znaki wieża zegarowa i fragmenty gdzie upadek w przepaść oznaczał natychmiastowy zgon. Dość przykrym dodatkiem do aktu piątego jest obecność skompresowanych i lekko podkręconych bossów z poprzednich etapów, co można odebrać głównie jako próbę wydłużenia i tak niezbyt długiej gry, którą można ukończyć w jeden intensywny wieczór.

Jeśli chodzi o opowiedzianą historię to pomimo wszechobecnego narratora poszczególne akty opowieści nie są ze sobą bezpośrednio połączone, a ciągu przyczynowo skutkowego w znacznym stopniu można się jedynie domyślać na podstawie ostatniego aktu. Uwagę jednak dużo bardziej przykuwa sposób jej przedstawienia. Otóż cała gra jest pokazana z punktu widza obserwującego przedstawienie kukiełkowe, wliczając w to rozgrywkę, przerywniki filmowe, a nawet ekrany wczytywania. Każdy z aktów przedstawiony jest tutaj w formie osobnej bajki i jako taka prezentuje się względnie ciekawie, jako całość jednak sprawia silne wrażenie jakby historia nie miała żadnego sensu. I kto wie, może tak właśnie jest? Z Sudą51 na dobrą sprawę nigdy do końca nie wiadomo.

Nieprzeciętna jest także oprawa audio i wideo, grafika może nie jest szczytem możliwości w tamtej generacji, ale zdecydowanie nie ma się czego wstydzić, ba jak na tak zwariowaną otoczkę spójność grafiki jest na swój sposób imponująca. Animacje może i są trochę drewniane, ale nie przeszkadzają w odbiorze gry, a nawet podkreślają że obserwujemy kukiełki i wycinanki z kartonu. Otoczenia są dość różnorodne i poziom ich prezentacji nie jest równy – zdarzają się małe, pełne drobnych detali arcydzieła, dość mdłe i niejakie fragmenty oraz oczywiście coś po środku. Ciekawym, choć niestety wykorzystywanym jedynie sporadycznie rozwiązaniem jest skorzystanie z trójwymiarowych możliwości silnika gry (Unreal) aby podczas ręcznego przesuwania kamery delikatnie zaglądnąć za kurtynę. Muszę przyznać że choć jest to drobna sztuczka, to znacząco pogłębiła moje wrażenie że oglądam interaktywne przedstawienie a nie „zwykłą grę”.

Dźwięki natomiast stawiają poprzeczkę nieco wyżej – efekty dźwiękowe są bardzo soczyste, narrator odpowiednio niepokojący, a muzyka jest kompletnie zwariowana przeskakując zgrabnie pomiędzy kompletnym chaosem a bardziej przyjemnymi dla ucha, choć wciąż mocno nietypowymi melodiami.

W ramach podsumowania Black Knight Sword na PlayStation 3 to bardzo solidny i wymagający platformer 2D z niezwykle imponującą, szaloną, a jednocześnie spójną otoczką. Ktoś mógłby powiedzieć że jako gra jest on tylko solidny, że to przerost formy nad treścią i sama zwariowana oprawa nie zdoła pociągnąć całej gry. Osobiście uważam jednak że wszystkie elementy składowe Black Knight Sword zazębiają się niemal bez żadnych zgrzytów tworząc grę jedyną w swoim rodzaju.

Jeśli macie PS3 albo X360 warto spróbować wersję demo, w przeciwieństwie do kilku innych wyłącznie cyfrowych perełek Black Knight Sword raczej nagle nie zniknie, ale nie liczyłbym już na promocje.

Ocena ogólna: 8.3
Grafika: 8
Dźwięk: 9
Grywalność: 8

Autor

Komentarze

Skomentuj cissic Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.